"Młodzi obiecujący artyści jedzą i uprawiają seks" - znowu te kompulsywno-obsesyjne nudy na pudy z młodością czy też generacyjnością, które ostatnio opanowały polski świat sztuki? Tak można by pomyśleć, wybierając się na wystawę Tamy Ben-Tor i Mikiego Carmiego. A jednak i artyści nie są już tacy znowu młodzi, i tematyka wystawy w Zachęcie zupełnie nie ta, której się spodziewamy po przytoczonym wyżej tytule.
W pierwszej sali - Małym Salonie - artyści się przedstawiają. Pokazują obszary swoich zainteresowań, techniki pracy. Widzimy pracownię Mikiego, możemy śledzić jego technikę badawczą i twórczą oraz sposób, w jaki dokumentuje - czy raczej osobiście przeżywa (?) - performanse Tamy Ben-Tor. Jego szybkie szkice na papierze różnią się od wykonywanych z namaszczeniem obrazów. Widzimy też, jak Tamy pochyla się nad historią rodziny Mikiego. Artyści podejmują tutaj refleksję nad zjawiskiem znanym niejednej artystycznej parze. Właśnie parze: związkowi miłosnemu życiowych partnerów, a nie duetowi tworzącemu wspólne prace. Na ile dwie silne osobowości są w stanie koegzystować i prowadzić obok siebie indywidualne kariery? Wydaje się, że wzajemny wpływ jest nieunikniony. A jeśli tak, to gdzie kończy się oryginalność danej pracy, a zaczyna dzieło powstające z cudzej inspiracji? Gdzie przebiega granica między przenikaniem się idei, a wzajemnym kanibalizmem? Wideo "I'm Uzbek" żartobliwie serwuje nam odpowiedź. Chcecie wiedzieć, jak wygląda nasza współpraca? Może właśnie tak: Miki przebiera się w kostium Tamy i odgrywa za nią dokamerowy performans. Klamrą tego wątku jest tytułowa praca zamykająca ekspozycję w ostatniej sali: "«Młodzi początkujący artyści jedzą i się pieprzą» / To temat mojej wystawy. Myślę, że jest ekscytujący. / Nowy i współczesny. / Stawia czoło wielu tematom tabu. / Wyciąga rzeczy spoza sztuki, a następnie umieszcza je w sztuce. / To coś przełomowego. / Pamiętasz mnie z Düsseldorfu? / Jedliśmy razem śniadanie i gadaliśmy o naszych planach na 2015 / (...) «Pamiętasz mnie z Düsseldorfu? / Piliśmy kawę z mlekiem i gadaliśmy o jakiejś aferze politycznej, która się wtedy toczyła. / Gdzieś bardzo daleko. / Pamiętasz mnie z Düsseldorfu? / Za miesiąc będę w Nowym Jorku. / Może spotkamy się i porozmawiamy? / Może obmyślimy kolejny projekt. / Chciałbym cię bliżej poznać i nadrobić stracony czas. / Wypilibyśmy herbatę. Zieloną herbatę. / Możemy się po prostu spotkać. Wymienić się przepisami na struclę jabłkową. / Zrobić intelektualną burzę mózgów na temat przyszłorocznej wystawy, której ideą przewodnią może być cokolwiek. / Jestem otwarty na wszystko»".
To może być wyznanie prywatne. Przecież z łatwością możemy odnieść te fakty do biografii artystów. Wideo pokazuje sceny z ich prawdziwego życia, rodzinnych obiadów, czasu spędzanego z bliskimi. Jednocześnie otaczają nas ich malarskie portrety, tworząc pierwszy nawias. Tamy Ben-Tor komentuje to wszystko w kolejnej kuriozalnej quasi-erotycznej i odrażającej zarazem masce, tworząc drugi nawias. No i przecież właśnie jako widzowie przemieszczamy się od pracy do pracy na wystawie pod tytułem "Młodzi obiecujący artyści jedzą i uprawiają seks", autotematycznie komentowanej w pracy wideo na niej pokazywanej. I to jest drugi wątek tak silny w tej wystawie: problem kryzysu reprezentacji. Za Ricoeurem artyści pytają o zastosowanie w humanistyce kategorii reprezentacji traktowanej zarówno jako obiekt, jak i zabieg - a właściwie dialektyczny charakter obu jej wymiarów (objawiający się w relacji między wizualną obecnością a realną nieobecnością).1
Wielu autorów wiąże kryzys reprezentacji z niemożnością tworzenia opowieści o Holokauście. Młodzi obiecujący artyści próbują to zrobić na swój sposób. Są "trzecim pokoleniem" - Holokaust nie dotyczy ich pamięci ani doświadczenia, ale jest elementem ich tożsamości, którego nie sposób się pozbyć, a który trzeba oswoić.
"Ale Żyd łaknie wojny. Kocha wojnę i jej potrzebuje. Dlatego tak wiele mu się przytrafia. Naród, który przez lata, przez setki lat swojej historii... Żyd zawsze wpada w tarapaty. Nie wolno przeoczyć tego, że sam musiał na to zasłużyć. Nie ma innego wyjaśnienia. Cholerni Żydzi!"2 To mówi Tamy schowana za postacią Eksperta do spraw Bliskiego Wschodu i Działacza na rzecz praw obywatelskich. Tymczasem Miki zastanawia się, jakim w istocie jest semickim typem. Do jakiej grupy trafiłby, gdyby dziś poddano go klasyfikacji rasowej? Czym w końcu jest ten osławiony "żydowski typ"? Kolejne kroki na tej drodze badawczej wykonuje zgodnie z rytmem narzuconym przez historię. Najpierw sięga po wizualne przedstawienia ras uznawanych za niższe. Tym samym przywołuje opis wizualny używany przez etnografów z początku XX wieku, kiedy to etnografia opisywała Innego z pozycji przewagi kulturowej i rasowej. Wiele badań z tego okresu przełożyło się później na "naukowe" podstawy eksterminacji. I tu trafiamy do kolejnego punktu - odwzorowań charakterystycznych portretów więźniów Auschwitz. W ten sam sposób artysta wykonuje także swój malarski autoportret. Kolejne portrety członków rodziny nie zbliżają nas jednak do poznania fenomenu. Seria obrazów olejnych w lekko przerysowany sposób pokazuje głowy dziadków. Są to starsze osoby na ostrym białym tle, jakby wciąż wystawiające swoje profile i twarze do zdjęć, które zaraz mogą trafić do jakiejś kartoteki (policyjnej, obozowej?), a może tylko do albumu rodzinnego. Miki zaczyna tworzyć katalogi cech swojej rodziny: nosów, warg, oczu. Skleja je w kolejnym obrazie, pozbawiając modeli charakteru, indywidualizmu, tożsamości. "Rezultat zabiegów Carmiego stanowi wyzwanie dla empatii i odporności widza, konfrontując go z rozkładem i degradacją biologiczną, prezentowaną niczym maska pośmiertna".3 Dzień dobry Państwu: czy teraz jest to wizerunek typowego Żyda? Czy dzięki tym właśnie cechom zasłużył sobie na śmierć?
"Jako Żyd lubię o tym opowiadać w Europie. / Lubię szeptać królowi do ucha: «Żydzi powinni zostać wymordowani». To znaczy Izraelici. / Moja żona lubi, gdy to mówię. Uważa, że to bardzo żydowskie. / Moja żona powiedziała: «Melvinie, chciałabym, żeby Izraelici zostali w Europie. To bardzo złożony naród». / Podobało nam się, że raz na kilka lat mogliśmy urządzić małą rzeź. / Problem pojawił się, gdy Izrael stał się państwem. / Dlaczego Żydom należy się kraj? Z powodu Holokaustu? / Znów mają do niego doprowadzić? Po to, żeby ich trochę pozabijać? / Znów mają doprowadzić do holokaustu? Od nowa mit der holokaust? / Wystarczy. To wydarzyło się dawno temu. Upłynęło już dużo czasu. / Moja żona mawia: «Melvinie, nawet nie wiem, kiedy to się wydarzyło. To w ogóle miało miejsce?». Więc czemu Żydzi robią o to tyle hałasu? / Może to nigdy się nie zdarzyło. (...) Nieżydowska publiczność mnie uwielbia. / Mówią: «Melvinie, lubimy cię za to, że jesteś Żydem, ale nie napawa cię to dumą»".4 Te groteskowe, ironiczne przedstawienia przypominają nam powojenny paradoks. Nie ma znaku równości między antyfaszyzmem a anty-antysemityzmem. Podczas gdy pierwsza postawa przyjęta została jako oczywista, to druga już się taką nie stała nawet w obliczu skutków Zagłady, choć to antysemityzm wyprzedzał narodziny faszyzmu.5 Drugim punktem zapalnym jest współczesny sposób przedstawiania Holokaustu, opornie poddający się krytyce, skonwencjonalizowany i skomercjalizowany. Powraca problem reprezentacji. Artyści testują założenie o możliwej aktywnej, jawnej identyfikacji z reprezentującą nas tożsamością. Ale jednocześnie przez subiektywne ponowne przeżycie uwolnienie jej od stosunków władzy czy zawłaszczeń, jakim podlega.
I tutaj uwidacznia się trzecia warstwa wystawy: dość zjadliwa krytyka art worldu, zawierająca się w trzech pracach wideo Tamy Ben-Tor: "Droga Deboro" (2014), "Kurator" (2013), "Młodzi obiecujący artyści jedzą i uprawiają seks" (2014). "«Pamiętasz mnie z Düsseldorfu? / Jedliśmy razem śniadanie i gadaliśmy o naszych planach na 2015»" - w tej interpretacji można odczytać wideo jako nabijanie się z typowego galeryjnego small talk'u. Artystyczna para pragnie odświeżyć związek sztuki z rzeczywistością. Poszukać adekwatnej formy reprezentacji. Przede wszystkim jednak Tamy Ben-Tor i Miki Carmi są zmęczeni etykietowaniem. Młodzi. Żydzi. Trzecie Pokolenie. Nowojorczycy. Artyści. Czy dzięki tym etykietom wiemy już wszystko?
"Nie musimy oglądać pracy. / Liczy się to, że jest to praca. / Ale nie zawsze tak jest. /
Pokazywaliśmy artystów, którzy nie mieli prac. / Były tylko teksty i reklama. (...) artysta ukazuje się jako osoba, jako marka. / Dopiero później, o ile w ogóle, przychodzi praca. / To nawet nie praca, raczej impreza. / Zebranie tego i tamtego, soli i śmietanki. / Obecnie artysta nie powinien przynosić sobie wstydu przez tworzenie dzieł sztuki. / Czy to cokolwiek znaczy? Czy to jest coś warte?"6
W performansie artystki był taki moment, kiedy stawała na koturnowym podwyższeniu, a potem z niego schodziła. Mimo wagi podejmowanych tematów para zajmuje się głównie schodzeniem z koturnów. Siłą tych prac jest skrywająca się w nich osobista prawda i emocje, ale i możliwość zakpienia z tej prawdy. Okazanie zmęczenia. Sięgnięcie po karykaturę, sardoniczną ironię. Performansowi, który stanowił rodzaj wyciągu fragmentów prezentowanych prac wideo - i chwileczkę, który performans jest naprawdę, a który jest prototypem? Który jest prawdziwy? - towarzyszyły salwy śmiechu. Bo jak tu się nie śmiać z Biennale Treblinka? Czy z pary tak poprawnej politycznie, że nie może się z nikim spotkać, by nie urazić pozostałych osób, z którymi się nie spotkała?
Tamy Ben-Tor & Miki Carmi, "Młodzi obiecujący artyści jedzą i uprawiają seks", Zachęta, 18.04-31.05.15