Papiestwo jest instytucją kontrowersyjną, a powody takiego stanu rzeczy, choć liczne, powszechnie znane i dyskutowane zdają się nie mieć wpływu na jej popularność. Wręcz przeciwnie. Katolicyzm ma się bardzo dobrze, o wiele lepiej niż sztuka współczesna. Może pochwalić się zarówno silnym oparciem w społeczeństwie, jak i wśród grup prominentnych oraz władzy. Najpopularniejszym katolikiem jest papież i idę o zakład, jego sława przewyższa sławę Stwórcy. Jako osoba publiczna, jako głowa państwa, jako moralny autorytet, a nade wszystko papież jako Papież (marka sama w sobie) od zawsze był obecny w sztuce. Dla następców św. Piotra pracowali najlepsi. Dzisiaj papież jest wszechobecny i zajmuje się głównie reklamą. Na przykład Jan Paweł II reklamuje nie tylko świętość, Pana Boga i zbawienie, ale również wyroby cukiernicze, pocztę, miasta i miasteczka. Tak jest, Karol Wojtyła stał się zakładnikiem przemian cywilizacyjnych, w wyniku których wszelkiej aktywności i twórczości należy nadać cechy produktu, a prędkość technik komunikacji i powszechny do nich dostęp sprawił, iż pewnego dnia wszyscy obudziliśmy się w Big Braderze. Papież także. Chyba należy mu współczuć, gdyż jego twarz nie należy już do niego, lecz do producentów pomników, wydawców komiksów, ciast w proszku itd. Handel i biznesowe strategie Kościoła dziś mało kogo bulwersują. Przyzwyczailiśmy się do nich przez ostatnie dwa tysiące lat. Bulwersująca może być za to estetyka dzisiejszych uniesień. Historia sztuki w Europie to również historia religii i upadku jakości estetycznych jej reprezentacji. Współczesna sztuka sakralna właściwie nie istnieje, a sztuka, w której artyści odwołują się do tradycji czy tzw. wartości katolickich raczej nie spodobałaby się ani hierarchom ani rzeszom wyznawców. Trasa koncertowa ADU w kościołach i katedrach, po niedzielnej sumie? Bluźnierstwo i lewacka prowokacja!
Bardzo wyważona jest za to wystawa w Mocaku, której bohaterem jest jakże prowokacyjny papież Polak. Wystawa opowiada również, choć nie wprost, o mechanizmach, które doprowadziły do tego, że współcześnie liczy się głównie hajs i show oraz że hajs i show robić można na wszystkim. Jest to wystawa o wszechpanującym dyktacie kiczu infekującego nie tylko świadomość wierzących. Pamiętać należy, że cały ten przemysł religijnego badziewia to nie tyle pokłosie uduchowienia, lecz raczej procesów sekularyzacji. Już w latach 60. w „Świętym baldachimie" Peter Berger mówił, że pierwszym segmentem w strukturze społecznej, który uległ sekularyzacji jest gospodarka, że kościoły przejmują strategie biurokracji i reklamy. A wiadomo, co jest święte dla biznesmena. I że nie jest tym ani świętość ani wyszukana estetyka. Tak więc Karol stał się Papieżem, Papież pozostał Człowiekiem, Karol-Papież-Człowiek stał się kremówką (np. o smaku nadziei), talerzem, brelokiem oraz obiektem działań artystów współczesnych. Co widzimy w Mocaku? Na przykład spotkanie Jana Pawła II z Andym Warholem w Rzymie w 1980 r. Widzimy obrazy Rafała Bujnowskiego, który stworzył instrukcję do seryjnej produkcji portretów świętego oraz kilka podobizn namalowanych na jej podstawie. Bujnowski potwierdza, iż zaprezentowana wystawa jest nie tyle o papiestwie, ile o społecznych mechanizmach, którym podlegają w tej samej mierze charyzmatyczni duchowni, jak i charyzmatyczni piosenkarze czy sportowcy. Jak wspomnia w wywiadzie udzielonym z okazji wystawy, gdyby pochodził z Memphis pewnie namalowałby Elvisa. Papież to przecież idol wielu młodych ludzi, jego występy przyciągają tłumy i budują międzypokoleniowy dialog. Kult papieża wpisany w formy tradycyjnej religijności ludowej oddają fotografie Zofii Rydet z cyklu „Obecność". Tutaj papież funkcjonuje jako jedno z wielu bóstw katolickiego panteonu, którego bogactwo jest doprawdy imponujące, wręcz barokowe. Fotografie Igora Omuleckiego przywołują kolejny element wspólny instytucji papiestwa i idola czyli kult pozostałości. I nie chodzi tu o profesjonalne relikwie, lecz o wszystko. Bunt, sutanna, wszystko jest ważne, wszystko przenika świętość papieża. Obsesję na punkcie materialnych pozostałości po wybitnej jednostce ironicznie komentuje Bujnowski, który zmultiplikował należący do Wojtyły mebel („Ostatni zachowany"). No i na koniec to, co wszyscy lubimy najbardziej, czyli kicz. Z tematem tym wzorowo poradziła sobie Małgorzata Blamowska, której portret kardynała Stanisława Dziwisza może śmiało konkurować z dziełami artystów wystawiających pod Bramą Floriańską oraz estetyką pomników papieża w dokumentacji Petera Fussa.
Mocakowi tym razem się udało. Zorganizował wystawę dla wszystkich. Dla wierzących, agnostyków, czytelników „Niedzieli" oraz tygodnika „Nie". Pokaz jest całkowicie nieinwazyjny, delikatna nutka ironii nie zagraża niczyjej wizji świata, nie zrani też uczuć religijnych. Socjolog wyniesie z niej potwierdzenie swojej wiedzy o niesprawdzonych teoriach sekularyzacji i dyktacie wizualności, antyklerykał potwierdzi swoją niechęć do niezrozumiałego bałwochwalstwa, a katecheta zdobędzie potwierdzenie, że Jan Paweł II był wielką postacią. Oglądając „Papieży" można sobie pofantazjować o tym, jak będzie wyglądała wystawa „Religia w sztuce", którą krakowska instytucja już zapowiada. A ponieważ to nie jest dobry czas dla sztuki krytycznej, a oszołomi zbijający polityczny kapitał na religijnych sentymentach czuwają, możemy zadać pytanie: co więc zaprezentuje Mocak, gdy sztuka znów jest na cenzurowanym? Wystawę w duchu ekumenicznym? Zobaczymy. Tak czy inaczej kicz i religia mają się nieźle. Estetyka sacrum legła pod naporem ledowych krucyfiksów made in China. Ale wszyscy mają się z tym dobrze, zarówno radiomaryjni fanatycy i fanatyczki, jak i ateistyczni antyklerykałowie. Czyżby pozornie niegroźny kicz był niebezpieczny, czy nie usypia krytycznej czujności, nie ogłupia narodu? A może w kiczu nadzieja na zażeganie wojny religijnej, która, jak mówią w telewizorze i w gazetach piszą, przez kraj się właśnie przetacza. Przecież do Lichenia pielgrzymują nie tylko wierzący w zbawienie przez krzyż (perwersja nr 1), lecz również żądni wrażeń esteci (perwersja nr 2).
„Papieże", MOCAK, Kraków, 27.06 - 14.09.2014