"Wreszcie nowa!", ale czy przekonująca?

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.


Czy ta wystawa zasługuje na miano najgorszej w tym sezonie w Polsce? Chyba nie. Są wystawy od niej gorsze, bardziej nieudolne, z gorszymi pracami. Tylko czy są organizowane przez ważne galerie, jedne z największych w Polsce? Bo wystawa "Wreszcie nowa! Małopolskie kolekcje sztuki nowoczesnej" została zorganizowana przez Bunkier Sztuki, a trwa przez dużą część wakacji w bardzo eksponowanym miejscu - na krakowskim Rynku Głównym, w Sukiennicach.

Wilhelm Sasnal - Bez tytułu / Untitled, 2000; Bez tytułu / Untitled, 2000
Wilhelm Sasnal - Bez tytułu / Untitled, 2000; Bez tytułu / Untitled, 2000

A miało być pięknie... Turyści mieli walić drzwiami i oknami, wystawa miała być największym przebojem kulturalnego lata w Krakowie. Dochody z biletów (marzenie każdego organizatora wystaw) miały być znaczne. Zadowolenie zwiedzających, krytyków, lokalnych decydentów oraz tzw. środowiska - także. Ale na tym cele wystawy się nie kończyły. Miała ona zamknąć usta wszystkim krytykom idei stworzenia muzeum sztuki nowoczesnej w Krakowie, napomknąć przy tym, że można by w tym celu scalić istniejące już kolekcje. Pod terminem "scalić" ukrywa się groźna dla lokalnych środowisk zapowiedź tego, że ktoś jeden mógłby poprowadzić zbierane do tej pory pod różnymi auspicjami i w różny sposób kolekcje. Gra więc idzie o dużą stawkę. Znaczący w tym kontekście jest zatem wybór kuratora owej "wystawy wystaw".

Jest nim obecna dyrektor Bunkra Sztuki - Maria Anna Potocka - pełniąca jednocześnie funkcję dyrektora powstającego od lat Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Niepołomicach. Niepołomickie muzeum wciąż nie może powstać, choć kolekcja Galerii Potocka została podobno przekazana na rzecz stworzenia takiej placówki, o której ani widu, ani słychu. Teraz M.A. Potocka jest faworytem miasta w rozgrywce o stanowisko przyszłego dyrektora MSN w Krakowie. O tym muzeum można by wiele pisać, bodajże w czerwcu rozstrzygnięto konkurs architektoniczny, ma zostać ulokowane na terenach Schindlerowskiej Emalii, co wzbudza wiele kontrowersji. Nie jest przesądzone czy w ogóle tam powstanie i kto je obejmie, nic nie wiadomo także o jego przyszłym programie, kuratorach, którzy mieliby je prowadzić (oprócz Potockiej). Wiadomo tylko, że na stworzeniu nowego muzeum bardzo zależy prezydentowi miasta, Jackowi Majchrowskiemu.

Na takim tle pojawiła się "Wreszcie nowa!". Miała być silnym otwarciem. Może to skomplikowane, ale jakże krakowskie: otwarciem otwartej realizacji muzeum. Sprawdzeniem czy ta idea w ogóle chwyta, jak wygląda reakcja publiczności, jak środowiska. Po wernisażu wszyscy jednak nabrali wody w usta. Niby jest dobrze, ale jakoś niefajnie.

Piotr Lutyński - Ptasia Kolumna / Bird Column (tryptyk / triptych), 2005
Piotr Lutyński - Ptasia Kolumna / Bird Column (tryptyk / triptych), 2005

Przede wszystkim jest to wystawa, której udaje się rzadka sztuka: przez brak koncepcji, natłok prac, brak wyczucia przestrzeni, złe sąsiedztwa, potrafi zepsuć nawet prace dobre. Nawet realizacje dobrych autorów i prace ciekawe właściwie nie przyciągają uwagi i wydają się być równie słabe jak generalnie tutaj wszystko.

Ogólna idea była ciekawa. Wprowadzić nową sztukę do szacownego gmachu. Powtórzyć gest, który towarzyszył początkowi Muzeum Narodowego w Krakowie: wszakże ponad sto trzydzieści lat temu do Sukiennic trafiły Pochodnie Nerona Henryka Siemiradzkiego, akademicka kolubryna, wtedy jednak przykład sztuki nowej, która dała początek funkcjonowaniu muzeum w Krakowie. Teraz organizatorzy zdecydowali się na powtórzenie zabiegu: wprowadzili nową sztukę w stare mury. Zdecydowano się zachować jednak stare farby na ścianach, ślady po dopiero co zdjętych XIX-wiecznych obrazach, które zapełniały Sukiennice (czekające teraz na remont), w niektórych miejscach zostawiono także podpisy pod dziełami.

Ten ciekawy pomysł nie znalazł jednak kontynuacji w samej wystawie. Jej aranżacja, autorstwa Aleksandra Janickiego, polegała na wprowadzeniu do podłużnych, korytarzowych sal Sukiennic, na pewno trudnych do zagospodarowania, stelaży wystawienniczych. Stelaże te są koszmarne. Koloru matowo srebrzystego, są ażurowe i kojarzą się co najwyżej z dekoracją z wystawy, ale sklepowej z czasów PRL. Ich wygląd i styl nie mają w tej przestrzeni żadnego uzasadnienia. Są pretensjonalne i wprowadzają nieudolnie niepotrzebny sznyt historyczny, ale historii nieodległej, odwołując się - jak sądzę - niechcący do "modernistycznych", ale i zalatujących prowincjonalizmem metod eksponowania. Już lepiej byłoby wprowadzić ażurowe, przesuwane ściany, jak w magazynach muzealnych.

Bernhard J. Blume Uczynić kapitał twórczym?, 1982
Bernhard J. Blume Uczynić kapitał twórczym?, 1982


"Wreszcie nowa!" łączy trzy kolekcje sztuki współczesnej. Jeśli ktoś tego jednak nie wiedział wcześniej, trudno mu się zorientować na wystawie. Ulotka nie niesie właściwie żadnej konkretnej informacji ani o historii i kształcie każdego ze zbiorów, ani o idei wystawy. Sama ekspozycja też nie przynosi wiedzy na ten temat. Tymczasem każda z kolekcji jest warta uwagi sama w sobie. Tak więc, o zamyśle, kształcie, historii trzech oddzielnych całości, z których została zbudowana, "Wreszcie nowa!" nie mówi prawie nic, nie tworzy też nowej całości.

Na kształt "Wreszcie nowej!" składają się bowiem: kolekcja Małopolskiej Fundacji Muzeum Sztuki Współczesnej (czyli - w skrócie rzecz ujmując - krakowskich "Znaków Czasu"), a także Bunkra Sztuki i Galerii Potocka. Z kolekcji tych najszerzej reprezentowana jest ta ostatnia. Można wręcz powiedzieć, że zdominowała ona całą wystawę. I wcale nie wiem czy słusznie, gdyż kolekcja ta - najoględniej rzecz ujmując - nie należy do najlepszych. Niewątpliwie, jako najdłużej zbierana, jest najobszerniejsza. Zawiera wiele prac artystów zagranicznych. Wydaje się ona jednak kolekcją nierówną, i nawet jeśli pojawiają się tam nazwiska artystów bardzo znanych, jak Wilhelm Sasnal czy Piotr Uklański, to prace jednak rozczarowują. Przy tym wątpliwości właściwie dotyczą samej zasadności użycia terminu "kolekcja" do pewnej całości uzbieranej przez Galerię Potocka. Nie było tu właściwie żadnego klucza doboru dzieł oprócz jednego: dzieła pochodziły od artystów wystawiających w galerii. Kolekcja, jeśli ją w ogóle tak nazywać, stanowi zatem cenną historycznie ilustrację działań galerii, która skupiała się na wątku Fluxusu, sztuki konceptualnej i postkonceptualnej, najczęściej z naszej części Europy, by następnie przejść nieoczekiwanie do młodej sztuki polskiej, neobanalizmu w jego indywidualnych odmianach.

Zbiór Bunkra Sztuki jest jeszcze zbyt wąski, by go oceniać, zawiera prawdopodobnie jednak ciekawy potencjał: kilka niezłych prac autorów liczących się na scenie ogólnopolskiej (jak Jan Simon czy Oskar Dawicki), związanych jednocześnie dawniej lub obecnie ze sceną lokalną w Krakowie. Trudno jednak zrozumieć, jaką rolę pełnią tutaj filmy Józefa Robakowskiego, bo obecność dokumentacji projekcji Krzysztofa Wodiczko zrozumieć można poprzez odniesienie do najnowszej historii Bunkra. Pierwsza projekcja publiczna odbyła się w Krakowie i była zorganizowana wysiłkiem tej galerii. Oczywiście, nie sugeruję bynajmniej, że Wodiczko nie jest wybitnym artystą, staram się jednak zrekonstruować myśl, jaka stała u początku kolekcji miejskiej galerii sztuki w Krakowie. Prawdopodobnie jednak żadna idea za nią nie stała oprócz tej, żeby pozyskiwać prace od wystawiających właśnie w galerii autorów.

 Piotr Uklański, Autoportret
Piotr Uklański, Autoportret

Tak więc właściwie tylko za kolekcją Fundacji Małopolskie Muzeum stoi jakiś wyraźniejszy profil i założenie. Kolekcja ta jednak na wystawie w Sukiennicach pokazana została najbardziej po macoszemu i jej profilu się z obecnego pokazu w ogóle się nie odgadnie. Można go było poznać oglądając wcześniejsze wystawy wspomnianej kolekcji, czy też zapoznając się z prezentującą ją publikacją. Jej założeniem jest przedstawienie obrazu najciekawszych przejawów lokalnej sceny artystycznej i ujawnienie ich znaczenia dla sztuki polskiej i sztuki Europy Środkowej. Nacisk położony jest tutaj zdecydowanie na sztukę snującą raczej refleksję autotematyczną bądź ogólnie historiozoficzną. Pojawiają się zatem - jako sygnały pewnych tendencji - nazwiska zagraniczne, sugerujące w jakich kierunkach może się owa kolekcja rozwijać (np. Kristofa Kintery czy Sergieja Czajki).

Milan Kniżak, Pokaz mody, dokumentacja artystyczna,1987
I właściwie trzeba powiedzieć, że jedynie ostatnia z omawianych kolekcja może stanowić jakiś zaczątek do dyskusji o idei, kształcie czy też profilu przyszłego muzeum, ulokowanego przecież nieprzypadkowo akurat w tzw. Fabryce Schindlera. Wystawa "Wreszcie nowa!" żadnej propozycji programowej bowiem nie złożyła, stanowiąc dość przypadkową zbieraninę prac. Gdzie znaleźli się krakowscy Wielcy z Grupą Krakowską i Kantorem na czele? A jeśli ich nie ma, to należałoby ten fakt jakoś uzasadnić. Brakuje zresztą uzasadnienie wyboru akurat tych kolekcji do pokazania ich w Sukiennicach. Z tego mogłaby wyniknąć odpowiedź na pytanie, w jaki sposób owe kolekcje, stanowiące być może zaczątek muzeum, miałyby odbijać - ale i kształtować - lokalną scenę artystyczną, w jaki sposób ma być przez nią prowadzona refleksja nad dzisiejszym stanem sztuki?

Wystawa w Sukiennicach nie zajmuje przy tym pozycji w żadnej właściwie dyskusji, ożywiających polskie środowisko artystyczne, nie ma tutaj ani słowa o historii, pamięci, powinności artysty, zaangażowaniu lub jego braku, krytyczności czy modernizmu. Owszem, trafia się tu i ówdzie zasygnalizowanie tematu. Odbywa się ono poprzez przytoczenie dzieła. Jednak brak otoczenia owego dzieła jakimś znaczącym kontekstem, sąsiedztwem, brak jakiejkolwiek interpretacji, jest za to nadzieja, że wystawa "zinterpretuje się" niejako automatycznie, sama przez się.

 Milan Kniżak, Pokaz mody, dokumentacja artystyczna,1987
Milan Kniżak, Pokaz mody, dokumentacja artystyczna,1987

Gdy mowa o samym ustawieniu wystawy, to pojawiają się jakieś ciekawe zakątki, np. malarstwa, wideo, coś tam majaczy tematycznego, np. "zaułek" autoportretów i wizerunków, prace systemowe czy geometryczne. Ale nie ma tutaj żadnej konsekwencji w grupowaniu prac, ani poprzez tematy, ani nawet formalnie. I tak, słaba praca Krzysztofa Bednarskiego sąsiaduje z wyjątkowo minoderyjnym malowidłem Dwurnika, przedstawiającym krakowskich luminarzy kultury. Oklepane do bólu lightboxy Małgorzaty Markiewicz Kwiaty, która na tej wystawie robi za przedstawicielkę "sztuki kobiecej", sąsiadują z apteczką Wilhelma Sasnala, a ta z kolei - z fryzem Katarzyny Górnej - Marylin. (Dlaczego Górna w ogóle się tu znalazła?) Dlaczego w sąsiedztwie znaleźć też można np. geometryczne rysunki Mieczysława Porębskiego, obok partytur Bogusława Schaeffera? Nie wspominam już o chronologii, bo panuje tutaj kompletne pomieszanie. Poza tym, czy ktoś może wytłumaczyć dlaczego tak eksponowane miejsce zajął Aleksander Janicki, poza środowiskiem krakowskim nie istniejący - i słusznie - jako artysta. Na samym wejściu na wystawę wita widzów przeraźliwie słaba praca wspomnianego Janickiego; jest to projekcja przedstawiająca zegar pokazujący różne godziny dla różnych stref czasowych na jednej tarczy. Obok znajduje się... szydełkowa sukienka-pajęczyna Małgorzaty Markiewicz, instalacja Marka Chlandy i obiekty Jana Simona. Nie potrafię rozszyfrować znaczeń tego zestawienia.

Janek Simon - Krakowiacy lubią czystość: Obiekt I (1/6) / Cracovians Like Tidiness: Object I (1/6), 2005
Najciekawszy mógłby być chyba kącik poświęcony historii i tradycji związanej z Krakowem i jego okolicami, poświęcony jego zatęchłości i konserwie (jeśli już nie pokazuje się tutejszej tradycji nowoczesności). Tutaj ładny zespół mogłyby tworzyć replika papieskiej etażerki, autorstwa Rafała Bujnowskiego i serwantka wypełniona fałszywymi starymi zdjęciami Roberta Kuśmirowskiego. Także np. obrazy Oskara Dawickiego, przedstawiające pokryte pleśnią fragmenty starych murów, mogą z powodzeniem odnosić się do Krakowa i stanąć chociażby obok animacji Jana Simona przedstawiającej krakowskie kościoły startujące do lotu kosmicznego.

Janek Simon - Krakowiacy lubią czystość: Obiekt I (1/6) / Cracovians Like Tidiness: Object I (1/6), 2005
Janek Simon - Krakowiacy lubią czystość: Obiekt I (1/6) / Cracovians Like Tidiness: Object I (1/6), 2005

Cóż, kiedy widz te układy musi sobie tworzyć sam w głowie. Na wystawie prace przeszkadzają sobie nawzajem i nie dziwota, że "Wreszcie nowa!" kończy się desperackim gestem - w pracy Kristofa Kintery mały chłopczyk wali głową w mur. O ile oczywiście rzeźba działa, co nie zdarza się często.

Smutno, że wystawa nie spełnia żadnych oczekiwań i że zmarnowano ważną okazję do pokazania krakowskiego potencjału na scenie ogólnopolskiej. Zamiast włączyć się w pasjonującą dyskusję o kształcie muzeów sztuki współczesnej, jaka przetacza się przez nasz kraj, wystawa przypomina raczej, że bardziej liczą się tu układy personalne niż profesjonalizm, przejawiający się chociażby w rzetelnie ułożonej ekspozycji.

"Wreszcie nowa! Małopolskie kolekcje sztuki nowoczesnej"; kurator: Maria Anna Potocka; Muzeum Narodowe w Krakowie - Galeria Sztuki Polskiej XIX wieku w Sukiennicach, Kraków, 16.06 - 26.08. 2007.

Krištof Kintera, Revolution, 2005
Krištof Kintera, Revolution, 2005