Sztuka jest sercem i duszą społeczeństwa. Rozmowa z Marthą Rosler (część pierwsza)

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

[EN]
Zofia Maria Cielątkowska: To chyba nie pierwsza twoja wizyta w Polsce?

Martha Rosler: Właściwie czwarta i wszystkie odbyły się w ciągu ostatnich dwóch i pół roku. Odwiedziłam Kraków, Warszawę, moje prace pokazywane były w Gdańsku na Alternativie. Rok temu zostałam zaproszona na wykład w CSW Zamku Ujazdowskim i wówczas razem z Kają Pawełek i Adamem Mazurem zaczęliśmy rozmawiać o tym, co moglibyśmy zrobić. Myślałam wtedy raczej o projekcie, wystawa była niespodzianką. Chociaż nadal sercem prezentowanej wystawy jest projekt, czyli element performatywny.

(...)

Chcę cię zapytać o powtórzenia w twoich pracach. Pracę „House Beautiful: Bringing the War Home" (1967-1972), czyli serię fotokolaży, w których w domową przestrzeń wkomponowujesz fotografię z wojny w Wietnamie, powtarzasz w nowej serii w latach 2004-2008, tym razem na temat wojny w Iraku i Afganistanie. Również wideo „Semiotics of the Kitchen" z 1975 ma swoją nową wersję z 2011. Powtórzenie tego samego gestu w innym kontekście i czasie zmienia znaczenia, ale i siłę przekazu.

Jeśli chodzi o powtórzenie kolaży „House Beautiful", to chciałam w ten sposób zwrócić uwagę na to, że Stany Zjednoczone wciąż płacą za bezsensowne wojny przeciwko krajom, które nic nam nie zrobiły. Co do wideo „Semiotics of the Kitchen" zostałam zaproszona ,aby je ponownie odegrać (re-perform) w londyńskiej Whitechapel Gallery w 2003 roku. Nie chciałam tego robić, więc zaproponowałam co innego: zmieniałam formę pracy. Zamiast jednoosobowego performansu czy pracy wideo powstał kolektywny performans na żywo, w którym brało udział 26 kobiet. Kiedy w 2010 roku zrobiłam montaż tego materiału, performans stał się pracą wideo. Używam powtórzeń w mojej pracy, bo - tak jak mówisz - powtórzenie niesie ze sobą siłę. Ustanawia rytmiczny element i podkreśla, że coś zostało zaplanowane z intencją. Wiele elementów w moich pracach wygląda na błędy, pomyłki, ale to są po prostu powtórzenia. Myślenie o nich jako błędach oznacza niezrozumienie konstrukcji pracy. Uczynienie z danego powtórzenia elementu formalnego to też bardzo podstawowa metoda podkreślania, zaznaczania. Powtórzenia w dużym odstępstwie czasu - np. wspomniane fotomontaże z „House Beautiful" - dają silny głos zarówno starej, jak i nowej pracy. Ale myślę również o powtórzeniach w odstępstwach sekund czy minut i w pracach wideo zwykle używam powtórzeń jako rytmu, myślę w sposób muzyczny.

Photo Op z cyklu House Beautiful Bringing War Home (1967-1972)
Photo Op z cyklu House Beautiful: Bringing War Home, New Series (2004)

W jakim sensie?

Na przykład pracę wideo „Vital Statistics of a Citizen, Simply Obtained" (1977) nazywam operą w trzech aktach. Nie ma w niej oczywiście ani śpiewu, ani tańca, ale widzę w niej bliską operze dramatyczną strukturę. Zawiera refreny czy powtarzalne metody prezentacji. Nie jest polemiczna, ale zawiera w sobie tę patetyczną jakość opery. Jest w niej nawet sekwencja muzyczna. W bardziej ogólnym rozumieniu muzyka pojawia się rzadziej bądź częściej w moich pracach, ale tekst powtarzam zwykle jako element muzyczny. Nie oznacza to oczywiście, że znaczenie nie jest ważne. Po prostu zamiast „Musisz uwierzyć", mówię: „Posłuchaj i pomyśl" - widz ma szansę usłyszeć czy zobaczyć coś ponownie. Celowo więc źle używam muzyki, czego chyba nauczyłam się od Jean-Lucu Godarda. Muzyka w filmach zwykle traktowana jest jako rodzaj kleju czy matrycy. Godard nauczył mnie naruszać tę ideę i traktować muzykę jak każdy inny element, który można zmieniać. Nauczył mnie myślenia o muzyce jako części składowej pracy. Czasem zmieniam częstotliwość czy uderzam mikrofon, aby zabrzmiało to jak pomyłka, w efekcie widoczne stają się elementy będące nieodłącznym elementem procesu powstawania.

(...)

Amputee (Election II) z cyklu House Beautiful Bringing War Home (1967-1972)
Amputee (Election II) z cyklu House Beautiful :Bringing War Home, New Series (2004)

Rozmawiałyśmy o powtórzeniach, ale myślę, że w kontekście twoich prac można też mówić o kontynuacjach. Takie projekty jakMonumental Garage Sale" (1973-) czy „Martha Rosler Library" (2005-) ciągną się w czasie.

[Śmiech] Te projekty nie miały ciągnąć się w czasie. Razem z Antonem Vidoklem z e-flux mieliśmy zamiar zrealizować projekt z biblioteką, tzn. 7000 moich książek miało pojechać do galerii e-flux w Nowym Jorku i na tym miało się skończyć. Potem Anton mówi do mnie: „Martha, ludzie pytają o tę pracę, chcesz, aby podróżowała?". Nie byłam pewna, ale pomyślałam, że można spróbować i tak biblioteka znalazła się we Frankfurcie i coraz więcej miejsc pytało o ten projekt. Został pokazany w pięciu lokalizacjach, ale po pewnym czasie Anton i ja pomyśleliśmy, że to jednak za dużo pracy, to pakowanie wszystkiego i ustawianie na nowo, więc praca wróciła do domu. Natomiast kolejną wersję wyprzedaży garażowej - „Garage Sale" z 1973 roku - zrobiłam w 1977 roku, ale nie myślałam, aby robić ją ponownie. Znaczniej później, kiedy miałam retrospektywną wystawę w 1999-2000, kuratorzy w wielu instytucjach pytali o tę pracę. Tak stawała się coraz większa i podążała za retrospektywą...

Z cyklu Body Beautiful (1966-72)
Z cyklu Body Beautiful (1966-72)

I dotarła do MOMA...

Ostatecznie tak. Jens Hoffman gościł projekt w 2005 roku w Institute of Contemporary Arts w Londynie, kiedy był tam dyrektorem. Przekonywał mnie, aby pokazać to jako zewnętrzny projekt na Art Basel w 2010 roku. To miał być rodzaj bezpośredniej konfrontacji pracy z oceną sztuki wysokiej, na największych targach sztuki. Kuratorka z MOMA, Sabine Breitwieser, miała ten sam pomysł: sprzedaż zwykłych przedmiotów w miejscu, gdzie znajdują się przedmioty najwyższej wartości. Muszę przyznać, że nie miałam ochoty tego robić, to jednak bardzo dużo pracy. Logika sytuacji w tych dwóch wypadkach kazała mi jednak wykonać tę pracę [śmiech]... Miałam zawsze w głowie taką absurdalną ideę, że kiedy ktoś zaprasza cię na wystawę, to znaczy, że musisz specjalnie wykonać nową pracę. Oczywiście tak już to nie funkcjonuje i zazwyczaj pokazuje się istniejące prace. Chociaż moim impulsem tutaj w Warszawie było, aby nie pokazywać starszych rzeczy, tylko zrobić coś specjalnie dla tego miejsca. Zrobiłam wiele prac site-specific, a teraz niektóre z nich podróżują - nawet archiwa. Tak było w wypadku projektu „If You Lived Here...", wykonanego dla fundacji Dia Art w 1989 roku. Projekt ten ma swoje życie i jest mile widziany przez kuratorów czy historyków sztuki. Wspomniane prace nie należą do kategorii „o czymś", zadają raczej podstawowe, radykalne pytania czy też - jak w wypadku biblioteki - są źródłem.

 

If You Lived Here", projekt poświęcony problemowi bezdomności, to chyba dobry pretekst, aby zapytać o rolę sztuki. Zwykle pracujesz - jak mówisz - z podstawowymi i radykalnymi zagadnieniami. Z drugiej strony sztuka często bywa postrzega jako „lewicowe hobby", coś, co interesuje tylko pewną grupę osób. Jak to widzisz?

Za hobby może być uznane cokolwiek!

Red Stripe Kitchen, z cyklu House Beautiful, Bringing War Home (1967-1972)
Red Stripe Kitchen z cyklu House Beautiful: Bringing War Home (1967-1972)

Tak, ale myślisz, że ma to jakieś przełożenie?

Myślę, że to jest pytanie, którego nie powinno się odnosić do sztuki. To znaczy można, ale stanowi ono rodzaj przypisu. Sztuka, muzyka, teatr są sercem i duszą społeczeństwa, ale nie zawsze to jest oczywiste. Sztuka współczesna zwykle przybiera krytyczną formę i raczej nie jest stworzona, aby uwznioślać ducha. Prawdziwe pytanie brzmi raczej: „Czy sztuka posuwa naprzód istniejące dyskusje?". Sama sztuka nie czyni zmiany społecznej, działa na styku elementów we współczesnym dyskursie jako element rozjaśniający i katalizator. Właściwie bardzo rzadko jako katalizator. Spójrzmy na „Chatę wuja Toma" Harriet Beecher Stowe i równolegle na abolicję niewolników w Stanach Zjednoczonych w połowie XIX wieku. Wspomniana powieść miała ogromny wpływ, ponieważ pojawiła się w momencie, kiedy ludzie chcieli być przekonani, że niewolnictwo jest moralnym złem. Taki wpływ zdarza się raczej rzadko, chociaż prace stanowią oczywiście część szerszego kontekstu intelektualnego. Po „If You Lived Here" z 1989 roku ludzie zwykle mnie pytali, czy miała ona jakiś wpływ na problem bezdomności. I zawsze powtarzałam, że nie jest to dobre pytanie. Teraz mam jeszcze inną odpowiedź w związku z książką, która została wydana pod tym samym tytułem co projekt w 1990 roku. Jakieś sześć miesięcy temu wygłosiłam wykład w Nowym Jorku na konferencji poświęconej geografowi i teoretykowi Davidowi Harveyowi. Ludzie, których nie znałam wcześniej, podchodzili do mnie i mówili: „Twoja książka zmieniła moje życie" czy: „Miałem ją ze sobą zawsze przez cały rok". Parę lat temu usłyszałam, że pewien student architektury ją przeczytał i „zmienił wszystko". Założył grupę działająca w Nowym Jorku, która pracuje ze studentami i pomaga zrozumieć im najbliższe otoczenie i pracować jako młodzi aktywiści. Z innej strony cały projekt „If you Lived Here" został uznany za pionierską metodę wystawiania i nazwany nowym instytucjonalizmem (the new institutionalism). Wpływ czy oddziaływanie tego projektu jest w zasadzie takie, jak przewidywałam - dyskursywne. Nie da się śledzić kropli wody w strumieniu, ale jeśli doda się do niej odrobinę koloru, jej droga staje się widoczna.

 

Martha Rosler, „Poradnik dla zagubionych: jak odnieść sukces w nowej Polsce", CSW Zamek Ujazdowski, Warszawa, 14.02 - 18.05.2014.

Martha Rosler, Fot. Bartosz Górka
Martha Rosler, Fot. Bartosz Górka