Mimo powszechnie już funkcjonującej opinii, że paryskie instytucje sztuki od pewnego czasu pozostają mocno w tle za innymi ośrodkami europejskimi i amerykańskimi, w roku 2013 Paryż mężnie walczył o utrzymanie się przynajmniej w czołówce miast, które mogą poszczycić się świetnym programem ekspozycyjnym.
Nie ulega jednak wątpliwości, że coraz częściej, czego dowodzą również wydarzenia minionego roku, duże i popularne instytucje kultury, które niegdyś słynęły z innowacyjności, zaczynają odcinać kupony od swojej sławy, organizując retrospektywy „skazane na sukces” i zmuszając tym samym co bardziej wymagających fanów sztuki najnowszej do poszukiwania nowości gdzie indziej. Z drugiej strony, nie sposób dziwić się tej tendencji – w czasach, gdy zachodni świat sztuki jest tak rozległy i zróżnicowany jak sama sztuka współczesna, wpisanie do corocznego programu przynajmniej jednej wystawy, która z całą pewnością przyciągnie masowego widza i przyniesie kasowy sukces, jest posunięciem racjonalnym. Krzywią się więc na nie głównie koneserzy i zrzędliwi krytycy, niemający ochoty po raz kolejny oglądać Georges’a Braque’a (Grand Palais w sezonie zimowym) czy Roya Lichtensteina (niedawna retrospektywa w Centre Pompidou). Mimo wszystko i tym wystawom nie można odmówić bogactwa zgromadzonych eksponatów i kuratorskiej oraz – zwłaszcza w wypadku tej drugiej – scenograficznej perfekcji w budowaniu narracji.
Ponadto w 2013 roku Paryż doczekał się jeszcze dwóch innych retrospektyw artystów, których dorobek od dawna się o to prosił: Keitha Haringa i Linder Sterling. Obie zorganizowane przez Musée d’Art Moderne i zdecydowanie zapadające w pamięć dzięki silnemu zaakcentowaniu związku między twórczością tych artystów a ówczesną burzliwą sytuacją polityczno-kulturową. Kuratorzy obu wystaw skupili się nie tyle na wartości artystycznej i estetyce samych dzieł, często w tym wypadku wysuwanej na pierwszy plan, ile na ich politycznym i społecznym znaczeniu, zaangażowaniu w walkę przeciwko rasizmowi, przemocy, homofobii czy uprzedmiotowieniu kobiet. Dzięki temu paryski widz, zwłaszcza ten mniej zaznajomiony z tematem, mógł się przekonać, że popartowskie graffiti Haringa to znacznie więcej niż miejska sztuka dekoracyjna, a celem „wycinanek” Sterling nie było wyłącznie szokowanie golizną z magazynów pornograficznych.
Jeśli już o szokowaniu mowa, to mimo że miniony rok raczej nie obfitował w głośne wystawy-skandale, jednej z nich zdecydowanie udało się poruszyć emocje i wyobraźnię przynajmniej części publiczności, w tym wypadku części żydowskiej. Chodzi oczywiście o pokaz fotografii Ahlam Shibli w Jeu de Paume, którego fragment stanowił cykl zdjęć zatytułowany „Death”, ukazujący kult, jakim Palestyńczycy darzą swoich „męczenników”, czyli terrorystów, którzy ponieśli śmierć w zamachach na Izraelczyków w imię walki o wolność Palestyny. Oburzenie sięgające takich ekscesów jak pogróżki wobec dyrektorki muzeum czy informacje o podłożeniu bomby, skutkujące zamknięciem budynku, okazało się daleko na wyrost wobec rzeczywistej siły rażenia artystycznego projektu Shibli, oskarżanej o propagowanie nienawiści rasowej i terroryzmu. Jednak jeśli odrzucić cały medialny szum wokół wystawy, samą retrospektywę można zaliczyć zdecydowanie do udanych i wartych zobaczenia.
Myśląc o 2013 roku, nie sposób również pominąć targów sztuki współczesnej, odbywających się w Paryżu wiosną i jesienią. O ile zeszłoroczny FIAC nie przyniósł wielkich odkryć, podobnie jak ostatnia edycja Paris Photo, to w wypadku Art Paris można śmiało mówić o swego rodzaju odwilży i nowym otwarciu – na Wschód. Po kilku latach istnienia paryskich targów od pewnego czasu dawało się już odczuć swoiste zmęczenie niemal stałą listą wystawiających galerii i zamknięciem w zachodnim kręgu. Dlatego też tym razem organizatorzy podjęli ryzyko wyjścia poza dobrze znany teren i zaproszenia kilkunastu galerii reprezentujących Europę Centralną i Wschodnią, Bliski Wschód oraz Rosję, która została gościem honorowym targów. Ruch ten zdecydowanie przyniósł Art Paris tak mocno oczekiwany świeży powiew. Powstała również platforma Promesses, promująca młode galerie, w których organizatorzy dostrzegli obietnice dla rynku sztuki. Słowem, odważny gest wycofania się z bałwochwalczego stosunku do rynku amerykańskiego zaowocował prawdziwym renesansem paryskich targów i przyciągnął tłumy.
Równie ciekawym i, miejmy nadzieję, trwałym trendem, jaki pojawił się w 2013 roku, było udostępnienie francuskiej publiczności części dzieł z kilku słynnych kolekcji takich amatorów sztuki jak François Pinault, który użyczył muzeum historycznemu Conciergerie kilkudziesięciu eksponatów nigdy wcześniej nie pokazywanych we Francji na taką skalę (jak wiadomo, Pinault na miejsce ich stałej ekspozycji wybrał Wenecję), czy David Walsh, prezentujący swój imponujący „Teatr świata” w niezrównanej galerii Maison Rouge. Obie próby warte obejrzenia i choć można się spierać o zawartość zbiorów francuskiego i australijskiego kolekcjonera, w którym to sporze Pinault prawdopodobnie bije Walsha na głowę, to jednak w efekcie końcowym wystawa dzieł należących do tego pierwszego, mimo wielu hitów w postaci prac Damiena Hirsta czy Bila Violi, wydaje się jednak przerostem formy nad treścią, podczas gdy kurator „Teatru świata” tworzy narrację niezwykle koherentną i przejmującą.
Nazywając Maison Rouge niezrównaną, myślę nie tylko o ostatniej wstawie, ale o programie galerii z kilku minionych sezonów, w których niezmiennie prezentowała ona doskonały poziom, co powoduje, że obecnie jest jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą galerią sztuki współczesnej w Paryżu, absolutny must visit poszukiwaczy dobrej sztuki. Wydaje się, że to właśnie takim instytucjom jak Maison Rouge wielkie centra sztuki – Pompidou i Grand Palais – oddają pozycję lidera w promowaniu artystycznych i kuratorskich trendów. Wprawdzie obok wielkich wystaw „klasyków współczesności” obie instytucje zaproponowały też nowe spojrzenie, w mniej lub bardziej udany sposób (Pierre Huyghe w Centre Pompidou i Dynamo w Grand Palais), jednak zdecydowanie brakuje im fantazji i świeżości z jaką Maison Rouge przygotowała wspomniany „Teatr świata” czy „Sous influences” – wystawę poświęconą substancjom psychotropowym i ich efektom, na której swoje miejsce znalazł również Witkacy.
Jeśli jakakolwiek inna instytucja może rywalizować z Maison Rouge o miano lidera w 2013 roku, to wyłącznie Palais de Tokyo, posiadający przede wszystkim dwa trudne do przebicia atuty – kolosalną wręcz przestrzeń (największa przestrzeń dla sztuki współczesnej, jaką obecnie dysponuje Paryż) i nie mniejsze zasoby finansowe. Bez względu na to, która to z kolei nasza wizyta w tym pałacu sztuki, robi on to samo piorunujące wrażenie. Jednak jeśli przyjrzeć się głównym projektom zeszłego roku – „Soleil froid” i „Nouvelles vagues” – można zadać sobie pytanie, ile z zaprezentowanych dzieł ma swoje mocne uzasadnienie w kontekście wystawy, a ile służy raczej, mówiąc brutalnie, zwykłemu zapełnieniu przestrzeni.
Jeszcze jedno miejsce zasługiwało w 2013 roku na uwagę fanów i krytyków sztuki, choć, jak na ironię, ciągle jest przez jednych i drugich dość skrzętnie omijane, prawdopodobnie ze względu na jego konotacje handlowe. Mam na myśli Espace Culturel Louis Vuitton, galerię znajdującą się na ostatnim piętrze butiku marki przy Champs-Élysées. Oczywiście pewna rezerwa w stosunku do galerii, która w pierwszej chwili wygląda na luksusowy dodatek do równie luksusowego sklepu jest zrozumiała, jednak przypadek tej instytucji potwierdza starą prawdę, że pozory mogą mylić. Galeria jest przedsięwzięciem całkowicie autonomicznym, z niezwykłą umiejętnością doboru kuratorów, z którymi współpracuje, czego efektem były w minionym roku dwie interesujące wystawy: „Altérité. Je est un autre” na temat szeroko rozumianej inności i transgresyjności współczesnego podmiotu, oraz „Scènes roumaines”, która była ambitną próbą przybliżenia zachodniej publiczności rumuńskiej sztuki współczesnej.
Zatem nie tylko Art Paris w 2013 roku obrał kierunek na Wschód. Jego tropem podążyła również Espace Culturel LV, a nawet samo Centre Pompidou, które zorganizowało wystawę rysunków Aliny Szapocznikow, odkopując ją z muzealnego archiwum i oddając tym samym honor należny jej twórczości. Z perspektywy Polski warto ten rok zapamiętać jako rok, w którym Paryż na nowo odkrył wielką polską artystkę i znów zakochał się we Wschodzie. Rok 2014 pokaże, na ile jest to miłość prawdziwa, a na ile kolejne przelotne zauroczenie.
Zobacz też
Ranking „Obiegu" 2013: Przemysław Chodań, Dorota Jarecka, Izabela Kowalczyk, Wojciech Kozłowski, Adriana Prodeus, Magda Roszkowska (Notes na 6 tygodni), Maria Rubersz, Anna Theiss.