Powrót sieroty. Uwagi po dyskusji „Powrót krytyki” w ramach Postkongresu

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Diagnozowanie stanu krytyki sztuki oraz polemiki dotyczące jej słusznych i niesłusznych form rozgorzały ostatnio nawet w kraju na Wisłą. Na łamach „Szumu” Jakub Banasiak postulował formułę krytyki jako praktyki, Iwo Zmyślony optuje za krytyką filozoficzną, a Marcin Doktor Polak ogłosił „Manifest wyspiarza” w „Obiegu”. „Dwutygodnik” zorganizował spotkanie dotyczące krytyki na facebooku. To dobrze. Od dawna bowiem brakowało dyskusji o tym, kim jest/powinien być krytyk (co jakiś czas taką dyskusję próbowała zainicjować na swoim blogu Magdalena Ujma). Jaka jest społeczna rola refleksji nad bieżącym życiem artystycznym, jakie formy powinna przybrać, jakim językiem i do kogo właściwie kierować przekaz. Na fali zainteresowania stanem krytyki artystycznej, w ramach Postkongresu AICA zorganizowano w Krakowie dyskusję „Powrót krytyki” (właściwy kongres pod hasłem „White Places – Black Holes” obył się we wrześniu na Słowacji). Zdawać by się mogło, że nie ma organu bardziej predestynowanego do moderowania takiej dyskusji niż Międzynarodowe Stowarzyszenie Krytyków Sztuki, ale krakowskie spotkanie rodzi wiele wątpliwości. AICA zdaje się być w kryzysie, nie nadążać za przemianami w dynamicznym polu nowych (pytanie, na ile trwałych) możliwości komentowania stanu sztuki współczesnej (do dyskusji nie zaproszono młodych autorów działających w sieci, proponujących alternatywne formy wypowiedzi). Główny symptom kryzysu Stowarzyszenia zdiagnozować można było jako impas wynikający z nazbyt dynamicznych przemian w formach i możliwościach komunikacji przy jednoczesnej tęsknocie za „krytyką znaczącą”. Wypowiedzi zaproszonych do Krakowa gości z całą wyrazistością ukazały – choć nie wyrażone wprost – założenie, iż krytyka sztuki jest przede wszystkim aktywnością podległą historii sztuki (o społecznym znaczeniu krytyki mowy nie było), pomocną w konstruowaniu historii najnowszej (ewentualnie w przepisaniu historii sztuki na nowo, z uwzględnieniem obszarów, które dotychczas plasowały się na peryferiach).

Pisanie historii sztuki najnowszej staje się zadaniem niezwykle trudnym, tym bardziej, że jak zauważono, cierpimy na brak silnych osobowości i autorytetów ustanawiających nowe standardy pisania i oceny bieżących zjawisk. W wypowiedziach zaproszonych do dyskusji powrót krytyki to nie tyle fakt, ile pewien postulat. Niestety, dość mglisty. W tle dyskusji pobrzmiewała tęsknota za złotymi dla krytyki latami pięćdziesiątymi minionego stulecia oraz łabędzi śpiew historii sztuki jako dziedziny bankrutującej wobec całokształtu przemian społecznych, uwikłania krytyki w rynek oraz politykę. Cóż, drzwi do raju krytyki modernistycznej zostały zatrzaśnięte. Powrotu nie ma. Istnieje za to silna potrzeba rozpoznania nowych form krytyki oraz rozliczenie się z pewnymi mitami, głównie z mitem krytyki globalnej.

W ponad dwugodzinnym spotkaniu udział wzięło sześciu panelistów: Adriana Almada, Marek Bartelik, Juraj Čarný, James Elkins, Richard Georg, Henry Meyric Hughes. Nie pojawiła się Anda Rottenberg. Spotkanie prowadził Andrzej Szczerski. To, co zaproponowała nam krytycznosztuczna elita, streścić można w kilku zdaniach. I nie będą to zdania odkrywcze, inspirujące, ale głównie pytanie, na ile AICA jest jeszcze instytucją bliską współczesności, a tego typu spotkania… sztuką dla sztuki. Okazuje się bowiem, iż krytycy stowarzyszeni tkwią w gorsecie akademickich i błahych rozważań i konstatacji, które poczynić mogliby nawet średnio zainteresowani sztuką współczesną i jej komentowaniem. Boli również unikanie tematu powiązań krytyki sztuki z innymi podsystemami społecznymi oraz to, że krytyka krytyki to głównie płonne metadywagacje, z których słuchacz wyłuskać może jedynie głodową rację znaczącej strawy (ale może wynikało to z formuły spotkania i ograniczeń czasowych).

Zacznijmy jednak od początku, czyli twierdzenia Andrzeja Szczerskiego o powrocie krytyki, od pytań o obecny jej stan krytyki, nowe formy, o to, czy istnieje globalna krytyka tworząca międzynarodowe standardy oraz czy krytyka aby na pewno powróciła.

Jeśli powróciła, to z banicji, na którą wysłał ją neoliberalizm. Jego adwokatami w świecie sztuki stali się rosnący w siłę kuratorzy. Koniec wieku XX należał właśnie do kuratorów; to oni kreowali lokalną i międzynarodową scenę artystyczną, powoli lecz konsekwentnie przystosowującą się do modelu rynkowego, w którym krytyk okazał się najsłabszym ogniwem: został zdegradowany do roli specjalisty od promocji, a krytyczna refleksja zastąpiona nudnym opisem pretendującym do bycia recenzją. Rozpoznanie to było wstępem dla przedstawienia nowych form krytyki. W uchu tradycjonalisty brzmieć mogą one absurdalnie, gdyż rozmywa się w nich postulowana postać krytyki znaczącej. Nieuchwytna staje się także sama postać krytyka, który może być zastąpiony przez działania performatywne lub nawet „rozmowę między obrazami”. Wszystko to jest konsekwencją kurczącego się w mediach miejsca dla dłuższych form krytyki pisanej (jej wartość i potrzebę szczególnie postulowali Elkins i Henry Meyric Huges) oraz ogólnego przejścia z kultury słowa do kultury gestu i obrazu. Łatwość komunikacji, demokratyzacja w dostępie do wypowiedzi zrodziły sytuację wielce demokratyczną i niekomfortową – krytykiem może być każdy, a komentarze dryfujące w świecie wirtualnym płynnie przechodzą od wypowiedzi merytorycznych po bluzgi frustrowanego trolla. Dlatego nie tylko przedstawicielom AICA tęskno do Baudelaire'a.

Tak więc według Elkinsa, który wygłosił około czterdziestominutowy wykład, a którego słowa komentowali kolejno pozostali paneliści (nie, to nie była dyskusja), nowy krytyk może być performerem. Chociaż sugestia nie doczekała się komentarzy kolegów, coś jest na rzeczy. Przypomnijmy sobie działania duetu KwieKulik z połowy XX wieku, który bez pozwolenia ingerował w dzieła innych artystów, sprzeciwiając się złej (w rozumieniu KwieKulik) sztuce. Przypomnijmy sobie choćby gest Daniela Olbrychskiego w Zachęcie i wszystkie akty cenzury, mrocznej siostry bliźniaczki krytyki. Czy nie są to działania performatywne? Czy nie jest nią też obecność krytyka na wernisażu i jego fotografia w największym medium opiniotwórczym, na fejsiku: skoro krytyk wybrał się, to znaczy wyróżnił. Koniec komunikatu. 15 lajków? 1.

Drugi rodzaj „nowej” krytyki sugerowany przez Elkinsa może być rozmową dzieła sztuki z dziełem sztuki. W jakim języku będą one do nas przemawiać? Czy potrzebny będzie mediator przekładający język obrazów na język pisany? kto ustawi obrazy? jaka siła inicjować będzie ich dialog – czy aby nie kurator? Czy nie jest to znowu tęsknota za modernizmem, utopią języka uniwersalnego, niepotrzebującego słów? Wobec zaistniałych problematów zrozumiałe jest, że z ogólną aprobatą spotkała się propozycja powrotu krytyka eseisty. Posługujący się formą dłuższą niż „recenzja gazetowa” eseista ma możliwość rozwinięcia refleksji, pogłębienia tematu itd. Co więcej, wg Elkinsa jest on uprawniony do żonglowania faktami, przeinaczeń, a nawet kłamstw, które stają się technikami zbliżającymi do „prawdy” o tym, jak jest (sic!). Aby tworzyć znaczące eseje krytyczne, niezbędna jest silna osobowość twórcza obeznana nie tylko z historią sztuki, ale również z historią krytyki sztuki. Znacząca treść i forma autorytarnego krytyka oznaczać ma zapewne rezygnację z służalczości wobec rynku, autonomię myślenia, krytykę stawiającą mocne tezy. Do kogo znaczący esej jest adresowany? Obawiam się, że do podobnych konferencyjnych krytyków. Publikowany w wychodzącym raz na kwartał biuletynie, którego egzemplarze krążą w zamkniętym kole autorów i ich znajomych, rozdawany na kongresach, postkongresach i panelach dyskusyjnych. Krytyka znacząca marne ma szanse przebicia się do świadomości społecznej, krążąc w getcie oświeconych i rozumiejących historyko-krytyków. Smutne jest to, że zabrakło wiary w rehabilitację i znaczenie żywej, codziennej krytyki, dynamicznie reagującej na to, co oferuje nam codziennie świat sztuki, dostępnej nie tylko w pismach specjalistycznych i kierowanych do wąskiego grona odbiorców. Ale być może taka krytyka jest już trupem, a znaczący krytyk pozostanie sierotą tworzącą zawiłe elaboraty dzięki którym wpadnie mu…kilka punktów niezbędnych do ukończenia doktoratu.

Paneliści podjęli również temat globalnej krytyki sztuki. Jednogłośnie uznano ją za mit, tak samo jak mitem jest globalna historia sztuki. Krytyk z Singapuru nie jest w stanie odkodować symboli dzieła sztuki z Ukrainy, nie będzie w stanie przegryźć się przez sieć lokalnych kontekstów i rozumieć symbolicznej głębi obcego języka sztuki. Jest to rezultat konstruowania historii w obrębie tzw. cywilizacji zachodniej, istnienia tzw. białych plam – miejsc nieoznaczonych na mapie, obrzeży, które należałoby zbliżyć do centrum i umieścić w „oficjalnej” historii sztuki (zadanie niewykonalne, jak twierdzi Elkins). Adriana Almada zwróciła uwagę, iż w Ameryce Łacińskiej krytycy nie mówią własnym głosem, jest on nim narzucany przez centrum.

Problemu z krytyką artystyczną nie należy sprowadzać jedynie do uwikłania jej w rynek i tego, że pisze się jedynie laurki. Taki obraz nie w pełni oddaje rzeczywistość. Problemem może być coś innego: nawałnica tekstów o sztuce, których wchłonięcie i przeanalizowanie jest zadaniem niemożliwym. Krytyka powróciła, młodzi autorzy piszą coraz ciekawiej, eksperymentują z formą, są i tacy, którzy nie boją się wyrażać niewygodnych opinii. Problemem jest brak platform wymiany myśli niebędącej służebnicą rynku czy zamkniętego koła układów i koneksji, platform dla krytyki, która nie jest służebnicą historii sztuki; takiej, która analizując dzieła sztuki wychodzi poza opis formy, stara się uchwycić, co owe formy mówią o świecie, w którym żyjemy i w którym przyjdzie nam żyć. Czyż nie jest to ciekawsze, niż rozpisywanie się o tym, że obraz był duży, a obok niego wisiał mały, kolory zaś były zamglone i tajemnicze? Niechaj więc dla krytycznej braci mottem staną się przytoczone przez Marka Bartelika słowa Tadeusza Kantora, który na pytanie, gdzie powstaje teatr, powiedział, że tam gdzie prawa sztuki spotykają się z przypadkowością życia, tam, gdzie rodzą się problemy.

Panel dyskusyjny „Powrót krytyki”, Postkongres AICA, Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków, 30.09.2013. www.obieg.pl

"Powrót krytyki”, Postkongres AICA, Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków
"Powrót krytyki”, Postkongres AICA, Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków
  1. 1. Inną, bardziej radykalną formą krytyki performatywnej są działania kontestatorów niezaangażowanych w środowiskowe układy, zwykłych a hardych kontestatorów „zaśmiecania” przestrzeni publicznej (przypomnijmy sobie „interwencję” w rzeźbę Maurycego Gomulickiego ustawioną naprzeciwko krakowskiego Bunkra Sztuki czy ataki na tęczę Julity Wójcik w Warszawie). Problem z tego typu działalnością polega na tym, że zarówno oddolne „akty krytyczne” anonimowych działaczy, jak i wirtualna monada internetowych hejterów, komentatorów i lajkujących jest nieuchwytną/uchwytną, kapryśną mgławicą, a standardy przez nich tworzone urągają nie tylko zasadom ortografii i interpunkcji – są również symptomem społeczeństwa frustratów/adoratorów, których aktywność prawdziwi krytycy powinni mieć sobie za nic.