Martin Creed i aura Chelsea

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Stare mury Chelsea
Stare mury Chelsea

Nowa prezentacja Martina Creeda, otwarta 7 lipca w nowojorskiej dzielnicy Chelsea, wydaje się wprowadzeniem nowego wątku do twórczosci tego artysty, a z pewnoscią jest ciekawym zabiegiem dotyczącym postindustrialnej tożsamości tej części miasta.

Creed ulokował swoja pracę w pustej przestrzeni pomiędzy dwoma budynkami pod nieczynnym wiaduktem kolejki miejskiej, w miejscu, gdzie znajdował się zapewne warsztat mechaniczny, po którym została ciężka I zniszczona metalowa żaluzja. Zainstalował neonowy napis i prosty obiekt złożony z trzech długich, ułozonych jedna na drugiej, metalowych belek używanych do budowy konstrukcji architektonicznych. Wielki neon I kilkumetrowe podłużnice wypełniają przestrzeń na tyle skutecznie, że trudno znaleźć taki punkt w tym zaułku, z którego możnaby ogarnąć całość jednym spojrzeniem (lub fotograficznym kadrem).

Charakter tej realizacji zdaje się stanowić zaprzeczenie treści MAŁE RZECZY wypisanej świecącymi literami. Fizyczna skala podkreśla jednak, że bardziej od niej istotny jest tu minimalizm użytych środkow i redukcja gotowych znaczeń, użycie znaków w najbardziej skondensowanej i otwartej na znaczenia postaci. Jeśli przyjąć, równie uprawnione, tłumaczenie neonowego napisu jako ZWYKŁE RZECZY, to w tym kontekście tworzy on tautologię, ale za to wyraźnie upominającą się o przyznanie rangi tym rzeczom zwykłym. Wtedy przypadkowo(?) pozostawiony na filarze napis "All good" podkreśla, ze jak warto przypatrywać się tu uważnie wszystkiemu.

Martin Creed, "SMALL THINGS"
Martin Creed, "SMALL THINGS"

Martin Creed, "SMALL THINGS"
Martin Creed, "SMALL THINGS"


Praca jest elektryzująco piękna w swej powściągliwości, a szorstka surowość propozycji pojęciowej działa niemal jak trening zen, odblokowuje zmysłową wrażliowść na faktury i barwy lokalne murów, "podłogi", różnych detali, słowem - tego wszystkiego, co jest w zasięgu wzroku. Tym właśnie różni się ta praca od wcześniejszych realizacji Creeda, w których używał neonowych liter z takim samym napisem "SMALL THINGS"; w Mediolanie w 2006 i Genewie w 2003. Tam, w sterylnych wnętrzach brzmiało to jak wyrafinowany intelektualnie koncept, gra paradoksem, mrugnięcie okiem do tych, co doceniają takie strategie. Tutaj, na Chelsea, jest dodatkowo otwarciem na specyfikę miejsca, które staje sie przez to aktywne, silne i znaczące, a te zimne, reduktywne formy podbijają emocje. Dzielnicę tę kojarzy się zwykle z postidustrialym klimatem, ale coraz wyraźniej staje się on obecnie raczej legendą niż rzeczywistością tej części Manhattanu.

Po kompletnym skomercjalizowaniu się (i horrendalnym wzroście czynszów) na SoHo (na dolnym Manhattanie), właśnie na Chelsea zaczęły, pod koniec lat 90., przenosić się i powstawać nowe galerie. W rezulatacie powstał tu tak zwany "dystrykt galeryjny", gdzie na stosunkowo niewielkiej przestrzeni znajduje się blisko 400 galeriii. Wiekszość z nich to dziś już eleganckie salony. Dzielnica lawinowo zaczęła zmieniać charakter, stała się dla młodych bogaczy wymarzonym miejscem do zamieszkania, bo nadaje tak łakomie pożadane przez nich pozory rebelianctwa. I szybko ruszyli z inwestycjami budowlani developerzy. Jak grzyby po deszczu powstały luksusowe apartamentowce oferujące za bajońskie sumy "luxury lofts" (piękna sprzeczność, co?). Chętnych nie brakuje, bo teraz przyjmuje się za oczywistość, że w tym mieście ambitny prawnik czy doktor potrzebuje dla podkreślenia swego stausu, już nie olśniewającego apartamentu, lecz właśnie luksusowego loftu.

Surowego postidustrialnego szyku jest stopniowo coraz mniej. Z nowo powstających obiektów mają go chyba najwięcej piętrowe i odkryte parkingi dla (luksusowych) samochodów i wiadukty nieczynnej kolejki, na których ma zresztą powstać (otwarcie w 2008) rozległy park rzeźby przygotowywany przez DIA Center, które z tego powodu jest obecnie niestety nieczynne. Wspomniane DIA i galeria Pauli Cooper byli pionierami galernictwa na Chelsea.

Chelsea
Chelsea

Chelsea
Chelsea

Creed z ujmującą nonszalancją wcisnął się pomiędzy plejadę eleganckich galerii, anektując już niemal relikt autentycznej scenerii. Przypomniał galeriom na jakim imidżu miejsca bazują, jednocześnie go zatracając przez internacjonalnie funkcjonalny styl wnętrz. Creed otworzył się, w niespotykanym dotąd w jego tworczości stopniu, na lokalny kontekst I tożamość przestrzeni. Instalacje napisów Martina Creeda na fasadach budynków - pierwsza w 1999 na londyńskim budynku Portico, potem słynna na Tate w Londynie (2000) czy stale obecna w Nowym Jorku (od 2003) inskrypcja na ścianach Gavin Brown's Enterprise (przy Greenwich Street) - wychodziły w oczywiście w przestrzeń miasta, jednak nie sondowały specyfiki jego wizualności.

Ciekawy efekt powstaje, gdy instalacja Creeda jest zamknięta za opuszczoną żaluzją (prezentacja jest otwarta tylko od czwartku do soboty), a neony nie są wyłączone. Wtedy przez szparę w zasłonie widoczna jest ona w prawdzie fragmentarycznie, ale działa jeszcze bardziej jako emanacja przeszłości (ukryta wartość), a przy okazji przywodzi na myśl ostatnią pracę Marcela Duchampa "Etant donnés" , która przeznaczona jest do oglądania przez mały otwór.

Na koniec, dla kontrastu, seria fotek okien galerii na Chelsea, które szybami i elegancją odgradzają się od przemijającej już aury i surowości swojego otoczenia.

Fot. GB

Martin Creed, "SMALL THINGS", 508 West 25th Street, Nowy Jork, 7.07-16.09.07.

Wystawa jest częścią odbywającej w tym samym czasie prezentacji M. Creeda "FEELINGS" w CCS Galleries and the Hessel Museum of Art na kampusie w miejscowosci Annanale-on-Hudson (90 mil od NYC).

Więcej o Martinie Creedzie np. na: www.martincreed.com/exhibitions/index.html

nowe apartamentowce
nowe apartamentowce

parking
parking

Napis Creeda przy Greenwich Street
Napis Creeda przy Greenwich Street