O bogowie!

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Zachęta od lat specjalizuje się w pełnych rozmachu narodowych przeglądach sztuki. Wszystko to dzięki dwóm kuratorkom, które najpierw w dalekich krajach dokonują szczegółowego riserczu, a później w pałacyku przy ulicy Małachowskiego prezentują znalezione tam najciekawsze prace. Efekty są spektakularne: „Szczęśliwi outsiderzy z Londynu i Szkocji” (2002), „Viva Mexico!” (2007), „Pokolenie przemiany. Nowa sztuka z Indii” (2011) Magdy Kardasz oraz „Nowa strefa. Sztuka chińska” (2003) czy „Czarny alfabet” (2006) Marii Brewińskiej. W większości z tych przedsięwzięć można się było przyczepić tylko do jednego: braku spójnej tematycznej narracji, wyrazistego problemu, choćby bardzo ogólnego, wokół którego obracałby się cały projekt. Wystawy były po prostu zbiorami mniej lub bardziej przypadkowych prac. To tak, jakby zebrać najróżniejsze potrawy, kwaśne zupy obok kotletów w miodowym sosie, ciastka z kremem obok kiszonych ogórków, oblać to wszystko gorącą czekoladą i wrzucić do jednej miski. Choć każdy składnik oddzielnie jest smaczny, całość wygląda mało apetycznie. Taką potrawę, przepraszam, wystawę mogłaby samodzielnie zrobić ambasada. Nie musiałaby nawet do tego celu wynajmować zdolnych kuratorek.

Tym razem jest inaczej. Nic dziwnego – projekt sygnowany hasłem „współczesna sztuka amerykańska” byłby po prostu śmieszny. Zbyt wiele można by nim podpisać. Maria Brewińska zdecydowała się więc wziąć pod lupę religie, wierzenia i kulty, które w USA przybierają najbardziej fantazyjne i kuriozalne formy. Dzięki temu udało się jej skomponować wystawę, która może być najważniejszym wydarzeniem tego sezonu. Ekspozycję „In God We Trust” obejrzałem od deski do deski, cały czas pozostając w pełnym osłupieniu.

Jej konstrukcja – mimo mocnego tematu – jest jednak nieco chaotyczna. Prace wydają się rzucone na ściany i podłogę w przypadkowych miejscach, korytarze wypełnione monitorami i zdjęciami nieoczekiwanie prowadzą w ślepe zaułki, a jedyną spinającą to wszystko klamrą są prace Davida LaChapelle'a i Andresa Serrana. Ten mętlik jednak nie razi, a przynajmniej nie tak, jak mógłby w wypadku innej wystawy, jest bowiem jak najbardziej adekwatny do struktury religijnej Stanów Zjednoczonych – pomieszania z poplątaniem.

Michael Murphy, "In God We Trust", 2012, fot. MK
Michael Murphy, "In God We Trust", 2012, fot. MK

Początek, umiejscowiony u szczytu monumentalnej klatki schodowej, wyjaśnia wszystko: praca Michaela Murphy'ego „In God We Trust” jest zwięzłą metaforą całego projektu. To czarne tablice z wyciętymi fizjonomiami polityków powołujących się na Boga, logotypami mediów będących narzędziami politycznej prawicy oraz symbolami tych kwestii, na które religia chce dziś mieć największy wpływ: znak dolara, postacie znane z wizualizacji teorii ewolucji, broń, krzesło elektryczne... Stając na wprost instalacji, widzi się, jak wszystkie te znaki łączą się w symbol krzyża, bowiem to właśnie chrześcijaństwo jest tym, co spaja Amerykę. To praca prosta, operująca łopatologicznymi wręcz środkami, podobnie jak większość pozostałych na tej wystawie.

Prostota ma jednak w tym wypadku moc, która nie pozwala oderwać się od nierzadko długich materiałów wideo, zdjęć i instalacji, które obficie wypełniają sale Zachęty. Począwszy od prac jawnie krytycznych wobec religijnej opresji, apeli o pokój między wyznawcami różnych religii, przez dokumenty fotograficzne i filmowe, found footage materiałów z YouTube’a, realizacje będące wynikiem fascynacji religijną estetyką, aż po najmniej liczne prace próbujące wyrazić to, co niewyrażalne... W tym ostatnim wypadku mam na myśli przede wszystkim nieustająco brnącego w egzystencjalne i mistyczne mielizny Billa Violę, którego pretensjonalność nigdy mnie chyba nie przekona. Tym razem nowojorski artysta zaprezentował „Przemienienie”, dwie projekcje wideo majestatycznie i tajemniczo (a jakże!) spowolnione. Woda i światło mają symbolizować tu duchową transformację i, zapewne, prowadzić do głębokiej kontemplacji, lecz niestety, jedyne, co wywołują, to znudzenie widzów starających się obejrzeć je do końca (zwykle bez powodzenia). To, co niewyrażalne, pozostało – zgodnie z definicją – niewyrażalne. Przyznajmy jednak, że ta wystawa nie mogłaby się bez Violi obyć.

Angela Ellsworth, "Proroczy czepek", 2011, fot. Marek Krzyzanek, Agencja Medium
Angela Ellsworth, "Proroczy czepek", 2011, fot. Marek Krzyzanek, Agencja Medium

Prace krytyczne operują za to prostymi, lecz silnymi środkami. Przykładem „Prorocze czepki” Angeli Ellsworth, opowiadające o życiu kobiet w społecznościach fundamentalistycznych mormonów. W tradycyjne czepki artystka wbiła perłowe szpilki, które uczyniły je dekoracyjnymi, ale również budzącymi grozę. Podobnie jest z reklamą „Pasa biblijnego” Nory Ligorano i Marshalla Reese'a – karykaturalnym obiektem udającym gadżet sprzedawany na telezakupach przez egzaltowanych i charyzmatycznych pastorów. To prosta, lecz celna satyra. Przywołać też warto „Holy Crap” Roba Pruitta, przezabawny zestaw zdjęć kościelnych reklam zawierających krótkie hasła i sentencje w rodzaju „Najlepsze hamburgery są ze świętych krów” czy „Bóg nie wierzy w ateistów, dlatego ateiści nie istnieją”.

Inną kategorię tworzą prace zawierające banalne spostrzeżenie, że wojny wzniecane są głównie z przyczyn religijnych. Konfrontowane ze sobą figury Chrystusa i wojskowe atrybuty to jednak gest już tak nudny, że nazwiska artystów wciąż wałkujących ten temat wyleciały mi z pamięci natychmiast, jak tylko opuściłem budynek Zachęty.

Rob Pruitt, "Holy Crap", 38th Street Publishers, New York 2010, fot. MK
Rob Pruitt, "Holy Crap", 38th Street Publishers, New York 2010, fot. MK

Najciekawsze realizacje to te, które są wynikiem czujnego podpatrywania religijnej estetyki, a także jej fuzji z kulturą popularną. Furorę wśród widzów robi „Targ dewocjonaliów” Dzine'a (Carlosa Rolona), czyli skonstruowane w Sali Matejkowskiej stoisko, na którym każdy widz może sobie kupić słynną plastikową butelkę w kształcie Matki Boskiej z odkręcaną koroną, jedną z dziesiątek figurek Chrystusa lub świeczkę w kształcie Zbawiciela z lontem wystającym z czubka głowy (ja się zapisałem na Matkę Boską, bo moja druga połówka kolekcjonuje obiekty kultu maryjnego). Dzine jest też autorem wielkiej figury „Szczęśliwego Buddy”, wykonanej w ten sam sposób co kiczowate lowridery, z wmontowanym radiem i kryształkami Swarovskiego. Jest piękna (na swój patologiczny sposób).

Rob Pruitt, "Holy Crap", 38th Street Publishers, New York 2010, fot. MK
Rob Pruitt, "Holy Crap", 38th Street Publishers, New York 2010, fot. MK

Licznie reprezentowani są tutaj David LaChapelle i Andres Serrano. Obaj są niegrzecznymi chłopcami, ale, jak zauważyła w swojej recenzji Dorota Jarecka, niewiele ich łączy. Kampowe fotografie tego pierwszego wywołują opad szczęki. Zwłaszcza u chrześcijan, dla których łączenie sacrum w postaci wyidealizowanego lica Chrystusa z profanum współczesnych miejskich gett może się wydawać nie do przełknięcia. Tymczasem religijna i kościelna estetyka oraz ikonografia pasują doskonale do świata hollywoodzkiego blichtru i upiększanych fotoszopowo celebrytów, czego dowodzą właśnie zdjęcia LaChapelle'a. Można się oburzać, ale nie można zaprzeczyć, choć Jarecka oskarża artystę o konformizm i podążanie za modą. Pytanie, kto dziś z kogo zrzyna. Wydaje się, że obecnie są to naczynia połączone. W Zachęcie kuratorka zdecydowała się pokazać serie „Ostatnia wieczerza”, „Jesus Is My Homeboy” oraz fotografię „Kanye West: Pasja Chrystusa”. Zdecydowanie polecam.

David LaChappelle, "Kanye West: Passion of the Christ", 2006. © David LaChapelle
David LaChappelle, "Kanye West: Passion of the Christ", 2006. © David LaChapelle

Serrana z kolei polscy widzowie mogą pamiętać z afery związanej z pracą „Piss Christ”, nieobecną niestety w Zachęcie. A mogłaby zawisnąć tuż obok stoiska Dzine'a, dotyczy przecież podobnego zjawiska. Zamiast niej na wystawie znalazło się zdjęcie Wielkiego Tytana z Ku-Klux-Klanu oraz przejmujący cykl „Holy Works”.

Jedną z najciekawszych, a zarazem niedających się zaszufladkować prac jest sfilmowany performans Christiana Jankowskiego „Święte dzieło sztuki”. Powstał we współpracy z telewizyjnym ewangelizatorem Peterem Spencerem z Kościoła Harvest Fellowship w Teksasie. Artysta oddaje Spencerowi inicjatywę. Pastor opowiada o Bogu, który jest artystą, o roli dzieła sztuki, o wycofaniu się człowieka wobec boskiej potęgi. Robi to w sposób niesłychanie charyzmatyczny i przykuwający uwagę. Tutaj nie ma łatwych odpowiedzi. Czy Jankowski postanowił wkręcić religijnego telewizyjnego naciągacza, czy raczej dał się porwać jego słowom? Świetna praca.

"In God We Trust", wystawa, fot. Marek Krzyzanek, Agencja Medium
"In God We Trust", wystawa, fot. Marek Krzyzanek, Agencja Medium

Wśród tego chaosu łatwo można sobie wyobrazić zawekowane madonny Roberta Rumasa czy słynną „Pasję” Doroty Nieznalskiej. Oglądając dokumentację performansu Michaela Rakowitza „Minaret”, podczas którego artysta przez megafon niczym prawdziwy muezzin nawoływał mieszkańców Manhattanu do modlitwy, przypomniała mi się niemal identyczna praca Wojtka Kucharczyka podczas „Akcji równoległej” w Cieszynie w 2004. Polski muzyk codziennie kilka minut po dwunastej odtwarzał z wieży ratuszowej podobny dźwięk. „Co może wynikać z odkrycia, że kicz buddyjski jest podobny do katolickiego?” – pyta Dorota Jarecka, sprowadzając całą tę wystawę do jednego wątku. A jednak to odkrycie jest bardzo ważne, nawet jeśli jest to kolejne odkrycie Ameryki. Bo skoro religijne problemy są podobne zarówno tutaj, jak i za oceanem, to może również ich rozwiązania da się wypracować wspólnie?

„In God We Trust”, Zachęta, Warszawa, 6.09 – 10.11.2013

Dzine (Carlos Rolon), "The Blissful Buddha (Sittin’ on Chrome)", 2010, fot. Marek Krzyzanek, Agencja Medium
Dzine (Carlos Rolon), "The Blissful Buddha (Sittin’ on Chrome)", 2010, fot. Marek Krzyzanek, Agencja Medium

David LaChapelle, "Last Supper", 2009-2012. © David LaChapelle
David LaChapelle, "Last Supper", 2009-2012. © David LaChapelle

Peter Bogers, "Sekretne miejsce Najwyższego", 2003, wideo, fot. MK
Peter Bogers, "Sekretne miejsce Najwyższego", 2003, wideo, fot. MK

Generic Art Solutions (Matt Vis & Tony Campbell),
Generic Art Solutions (Matt Vis & Tony Campbell), "Głowa Świętego Jana Chrzciciela" z cyklu "Caravaggio", 2008, dzięki uprzejmości artystów i Mindy Solomon Gallery, Miami, Floryda

Shannon Taggart,
Shannon Taggart, "Vodou Ceremonies in Mambo Rose Marie Pierre's Basement Temple", Brooklyn, New York, 2009–2012, dzięki uprzejmości artystki

Anthony Goicolea, "The Spetemberists", 2006, kadr z filmu, dzięki uprzejmości artysty i Postmasters Gallery, Nowy Jork
Anthony Goicolea, "The Spetemberists", 2006, kadr z filmu, dzięki uprzejmości artysty i Postmasters Gallery, Nowy Jork

Erin Cosgrove, "What Manner of Person Art Thou?", 2004-2008, animacja, dzięki uprzejmości artystki
Erin Cosgrove, "What Manner of Person Art Thou?", 2004-2008, animacja, dzięki uprzejmości artystki