Czy sztuka jest miastu koniecznie potrzebna?

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Pośrodku Berlina, w dzielnicy Moabit, znajduje się niezwykła budowla. Hala turbin. Klasyczny zabytek architektury industrialnej, pionierski modernizm. Dzieło Petera Berehnsa z 1908. Ten zabytek jednak nadal pełni swoje industrialne funkcje! Czy nie jest to już jakiś metapułap tej zabytkowości? Wzorcowa fabryka ze starannie wydzielonym terytorium, jego fizycznymi, społecznymi i temporalnymi granicami. O wyznaczonej godzinie robotnicy opuszczaj zakład.  Patrzę, jak wychodzą poza bramę. Jak na polskich filmach z lat siedemdziesiątych. To ciągle jest możliwe?

Şener Özmen, z serii "Untitled (Megaphone)", 2005 C-prints, 220 x 150 cm courtesy: Şener Özmen / Pilot Galeri, Istanbul
Şener Özmen, z serii "Untitled (Megaphone)", 2005
C-prints, 220 x 150 cm
courtesy: Şener Özmen / Pilot Galeri, Istanbul

Şener Özmen, z serii "Untitled (Megaphone)", 2005 C-prints, 220 x 150 cm courtesy: Şener Özmen / Pilot Galeri, Istanbul
Şener Özmen, z serii "Untitled (Megaphone)", 2005
C-prints, 220 x 150 cm
courtesy: Şener Özmen / Pilot Galeri, Istanbul

To zdziwienie jest zasadne. Można się zdziwić widokiem klasycznej fabryki na pełnych obrotach w centrum stolicy Niemiec. Do Berlina pasuje każda stereotypowa współczesna narracja miejska, ale opowieść o proletariackim etosie z lat Manifestu Komunistycznego pasuje najmniej. Berlin przykleił sobie wizerunek miasta sztuki, miasta kreatywnego i wpadł niemal w pułapkę, która czai się na wszystkie wielkie metropolie zglobalizowanej wioski kapitalizmu. Piszę niemal, bo szwendanie się po dzielnicach Berlina to jednak wyjątkowa frajda. Te pełne radości miejskie wędrówki doprowadziły mnie wszakże do galerii, w której trwa wystawa o złowieszczym tytule „Agorafobia”. To turecka galeria, Tanas. Wystawa miała swój wernisaż jakby na polityczne zamówienie. Wkrótce po otwarciu „Agorafobii” w Stambule wybuchły zamieszki, które nie ucichły do tej pory. Nagła erupcja społecznego wrzenia mogła zaskoczyć kuratorów wystawy. Zaskoczyła wszystkich. Ale temat wystawy to przecież problem jak najbardziej aktualny i nie doraźny, problem palący dla wszystkich, w każdym mieście. Czy posiadamy jeszcze jakakolwiek wspólną przestrzeń, fizyczny obszar, na którym możemy zaistnieć – werbalnie, politycznie, jakkolwiek? Agorafobia to nazwa lęku przed miejskim placem, przed ludźmi, którzy na nim się pojawiają. Jak pokonać ten lęk? Dlaczego ten lęk nas męczy? Mottem wystawy są przemyślenia Hanny Arendt, która nie miała wątpliwości, że prawdziwa demokracja potrzebuje sceny. Sceny miejskiego placu, gdzie pojawiają się inni, gdzie dzięki innym możemy poczuć się sobą. Agorafobia to zatem lęk przed miejscem, gdzie gromadzi się samotny tłum, albo gdzie nie gromadzi się nikt. Agorafobia to lęk przed niemiejscem. Niemiejsca idealnie skrojone do standardu, do którego nikt nie pasuje. Wybuch na placu Gezi miał za zapalnik kolejną decyzję władzy o przemianie kulturowego obszaru w pustkę komercjalnego deptaku. Oczywiście turecka rewolta ma wiele kontekstów. Ale ten miejski właśnie okazał się przełomowy. Duch historii wieje, kędy chce. Organizatorzy wystawy potraktowali ją jako rozgrzewkę przed kolejnym biennale w Stambule we wrześniu. Robią takie wyprzedzające wystawy od lat. Biennale miało po prostu nadejść, o rewolucji nikt nie myślał. Stało się inaczej. Czy to biennale się odbędzie? Podobno tak. Nawet może zaanektować rozgrzany politycznie plac Gezi.

Freee(Dave Beech, Andy Hewitt, Mel Jordan), "Protest Is Beautiful", 2007/ 2013 Billboard poster, postcard zdj.: Ben Fitton, cour
Freee(Dave Beech, Andy Hewitt, Mel Jordan), "Protest Is Beautiful", 2007/ 2013
Billboard poster, postcard
zdj.: Ben Fitton, courtesy: Freee

Istambuł jednak to element dłuższego łańcucha przygód z miejskością, która staje się rodzajem soczewki wszystkich problemów zadyszanej cywilizacji. Gdzie przebiegają granice między tym, co prywatne a publiczne, czy są wiarygodne, skuteczne? A może te granice to tylko zasłona dymna, za którą kryją się relacje władzy ludźmi? Na wystawie oglądamy dokumentację działań amerykańskiej artystki Mierle Laderman Ukeles, która feminizuje miejską przestrzeń niczym zaprawiana w bojach gospodyni domowa. Szoruje ulice szczotką i ściska ręce wszystkim pracownikom przedsiębiorstwa oczyszczania miasta. To, co intymne, stało się rzeczą polityczną i szuka swojej agory. Swojej agory szuka samotny aktywista, artysta Sener Özmen. Nie ma słuchaczy, lojalnego tłumu działaczy. Nie ma do kogo głosić prawd. Przykłada zatem megafon do własnego ucha i wydziera się sam do siebie. Co się stało z nasza agorą, kto ją zabrał? Dlaczego na to pozwoliliśmy? „My”, bo to pytanie mogą sobie zadać również sami artyści. Bo być może to właśnie sami artyści,  choć przyjmijmy, że niechcący, stali się poplecznikami rujnowania przestrzeni wspólnej, politycznej; przestrzeni, bez której nawet oni, indywidualiści, w końcu szczezną marnie. Niemiecki artysta Christoph Schäfer podjął się ilustracji tego dziwacznego spisku kapitału i sztuki. W galerii oglądamy ścianę z jego rysunkowym opowiadaniem niczym kolejne story boards do ponurego filmu dokumentalnego. Schäfer rozpisuje na kolejnych planszach komiksu truciznę iluzji, której nazwa weszła już do kanonu bulwarowych gazet: gentryfikacja. Na jednej z plansz czytamy: „Byliśmy bohaterami niematerialnej pracy, staliśmy się pionierami postfordyzmu”. Czy ta nasza niematerialna praca pomogła skolonizować i skapitalizować to, co jeszcze było poza rynkiem? Ukręciliśmy bat na samych siebie? To mocno wstydliwe pytanie również unosi się nad „Agorafobią”.

Christoph Schäfer, "Die Stadt ist unsere Fabrik", 2008 – 2010 158 rysunków, ołówek i kredki na papierze installacja w TANAS Berl
Christoph Schäfer, "Die Stadt ist unsere Fabrik", 2008 – 2010
158 rysunków, ołówek i kredki na papierze
installacja w TANAS Berlin
zdj.: Uwe Walter

Christoph Schäfer, "Die Stadt ist unsere Fabrik", 2008 – 2010 158 rysunków, ołówek i kredki na papierze installacja w TANAS Berl
Christoph Schäfer, "Die Stadt ist unsere Fabrik", 2008 – 2010
158 rysunków, ołówek i kredki na papierze
installacja w TANAS Berlin
zdj.: Uwe Walter

Christoph Schäfer, "Die Stadt ist unsere Fabrik", 2008 – 2010 158 rysunków, ołówek i kredki na papierze installacja w TANAS Berl
Christoph Schäfer, "Die Stadt ist unsere Fabrik", 2008 – 2010
158 rysunków, ołówek i kredki na papierze
installacja w TANAS Berlin
zdj.: Uwe Walter

Tyle wzniosłych i niewinnych zaklęć przeszło brutalny trening perwersji w nowomowie postkapitalizmu. Elastyczność, kreacja. To już synonimy wyzysku i pogardy dla pracy. Treść umów śmieciowych. Jaki udział miał w tym mit, legenda, kulturowa klisza artysty? Jak bardzo ludzie sztuki dali się w to wpędzić i wyprodukować nowy model agorafobii. Niesławny Richard Florida objechał cały świat, promując nowy pomysł na miasta twórcze i przysparzające zysku. „Ściągajcie bohemę!” – będzie cool i barwnie, przyjdą pieniądze i bogaci i przyjdzie kasa. Kasa jednak zamienia z czasem miasta w ruletkę developerów, a niepotrzebnych mieszkańców wykańcza zabójczym czynszem. Czy Berlin padł już ofiarą tej dialektyki? Berlin bohemą stoi, ale podobno nadal jest biedny. A może Berlin znowu ma do odegrania swoją historyczną rolę wolnego miasta, które zderzy się z przemocą nowej władzy, władzy niewidzialnego kapitału. Nie, to oczywiście przesadny katastrofizm. Zresztą Berlin znalazł innego guru, który stale doradza, jak budować miejskość niemieckiej stolicy. Richard Senett chyba jest stałym rezydentem Berlina. To już klasyk dla tych wszystkich, którzy szukają sposobu na odbudowanie przestrzeni publicznej jako warunku możliwości rzetelnej polityki, uczestnictwa we wspólnocie, a nie w samotnym tłumie. Jest coś w rozważaniach Senetta purytańsko staroświeckiego. Przestrzeń publiczna, miejska to rodzaj teatru, w którym trzeba znać swoją rolę. Właśnie rolę, bo to miejsce spotkania z innym, a nie pole do ćwiczenia własnej intymności. Sennet tak właśnie widzi rozwój sfery publicznej od XIX wieku. Zostaje pożarta przez rozpasany i sprywatyzowany indywidualizm, cnoty człowieka publicznego ulegają korozji.

Mierle Laderman Ukeles, "Washing", 1974 Przed A.I.R. Gallery na Wooster Street w Soho, Nowy Jork 17 czarno białych zdjęć, tekst
Mierle Laderman Ukeles, "Washing", 1974
Przed A.I.R. Gallery na Wooster Street w Soho, Nowy Jork
17 czarno białych zdjęć, tekst
courtesy Mierle Laderman Ukeles/ Ronald Feldman Fine Arts, New York

Mierle Laderman Ukeles, "Washing", 1974 Przed A.I.R. Gallery na Wooster Street w Soho, Nowy Jork 17 czarno białych zdjęć, tekst
Mierle Laderman Ukeles, "Washing", 1974
Przed A.I.R. Gallery na Wooster Street w Soho, Nowy Jork
17 czarno białych zdjęć, tekst
courtesy Mierle Laderman Ukeles/ Ronald Feldman Fine Arts, New York

Gdzie może się odrodzić przestrzeń dla człowieka publicznego, gotowego do prawdziwej polityki w miejskim świecie? Na ulicy, na placu, w parku; tam, gdzie już od pewnego czasu rozlewa się amorficzny, rizomatyczny ruch occupersów, oburzonych, ruch rozproszonej rzeszy barwnych indywidualistów, którzy jednak chcą i potrafią stworzyć nowe polityczne ciało?  Wierzy w to Senett, wierzy Antonio Negri, który pisze patetyczną kronikę „Multitudo”. Wierzą w to chyba też demonstranci ze Stambułu, którzy chcą odzyskać miasto. We wrześniu być może dołączą do nich organizatorzy biennale. Z całą ambiwalencją tego projektu. Czyż biennale nie rozlały się po świecie niczym dobra nowina rozpędzonej globalizacji? Globalizacji, która zamienia Istambuł w królestwo multipleksów. 

Mierle Laderman Ukeles, "Maintaining NYC in Crisis: What Keeps New York City Alive?", October 13, 1976 Whitney Museum Downtown
Mierle Laderman Ukeles, "Maintaining NYC in Crisis: What Keeps New York City Alive?", October 13, 1976
Whitney Museum Downtown Branch na 55 Water Street, Nowy Jork
5 kolorowych zdjęć, 4 strony tekstu
courtesy: Mierle Laderman Ukeles/ Ronald Feldman Fine Arts, New York

Robotnicy z klasycznej fabryki Siemensa w hali turbin w Berlinie ze spokojem opuszczają miejsce pracy. Wychodzą na miejską ulicę i być może niewiele więcej od niej oczekują niż wszystkie poprzednie pokolenia świata materialnej pracy. Nie muszą wiedzieć, że wchodząc na ulicę, wkraczają na teren innej fabryki, potężnego zakładu niewidocznej pracy i niewidocznej władzy i niewidocznej, jeszcze, być może agory.

„Agoraphobia”, Tanas, Berlin, 25.05. – 27.07.2013