CZĘŚĆ 1
Wystawy/ instalacje/ projekty w przestrzeni publicznej
Kaffe Matthews
"Sonic bed_London"
Jednym z ciekawszych obiektów tegorocznego festiwalu było świetnie zaprojektowane dźwiękowe łóżko naszpikowane głośnikami, z których dobywały się bardzo elegancko skomponowane, minimalne utwory. Skrzynia łóżka służyła jako rezonator wzmagający siłę dźwięku. Czystą przyjemnością było odczuwanie wibracji, przenoszonych przez materac, które masowały plecy i kręgosłup. W ten sposób muzyka stawała się intensywnym, cielesnym doznaniem. Dzięki temu zbiegowi, hermetycznych, eksperymentalnych kompozycji słuchało się z jeszcze większą satysfakcją. Inaczej też reagowała na nie publiczność, która słysząc je w sytuacji koncertowej uciekłaby po pięciu minutach. Taka zresztą była jedna z przyczyn powstania łóżka i innych dźwiękowych mebli, o której Kaffe Matthews opowiedziała wprost: "...miałam już dosyć grania koncertów dla tych samych grup młodych, białych facetów".
Łóżko daje możliwość sterowania lokalizacją i natężeniem dźwięku, przez co staje się ono swego rodzaju instrumentem. W przyszłości będą z niego korzystać także inni artyści, komponując z myślą o nim specjalne utwory.
www.annetteworks.com
Aram Bartholl "Random Screen"
Znakomity przykład ogłoszonego przez Ars Electronica hasła "simplicty". Coś, co wygląda jak zupełnie podstawowy ekran, wyświetlający przypadkowe geometryczne wzory okazuje się niskobudżetowym i pozbawionym elektronicznego wspomagania projektem bazującym na małych świeczkach i puszkach po piwie. Refleksy na foliowym ekranie wyświetlane są przez znajdujące się z tyłu płomyczki ognia, których ciepło obraca spiralnie wyciętymi kawałkami aluminium. Efekt jest hipnotyzujący - abstrakcja geometryczna puszczona w nieprzewidywalną fluktuację. Bartholl zaprezentował również maszynę "Papierpixel", która produkowała obrazy (tym razem nieprzypadkowe, lecz tworzone przy pomocy prymitywnie perforowanych rolek papieru), wyświetlane na ekranie dzięki świecącemu z tyłu łańcuchowi choinkowych lampek. Niemiecki artysta sprytnie podjął grę z uproszczeniem nowych mediów proklamowanym przez kuratora AE 2006 Johna Maeda. Obie prace są zarówno ironiczne, estetyczne, jak i interaktywne (Bartholl prowadził warsztaty dla publiczności, z konstruowania własnych "ekranów").
www.datenform.de/pp.html
Jonathan den Breejen i Marenka Deenstra "The PingPongPixel"
Artyści zaproponowali podobną zabawę ze zpikslowanymi obrazami jak Bartholl, tym razem za pomocą kuriozalnej maszyny - czarno-białe obrazy układane były z ping-pongowych piłeczek wdmuchiwanych za pomocą odkurzaczy. Niestety tym razem maszyna wymagała laptopa ze specjalnym programem, co nie miało już tego uroku co low-techowa zabawka Arama Bartholla.
"Morphovision - Distorted House"
Toshio Iwai + NHK Science + Technical Research Laboratories
Wciągająca instalacja, mająca na celu pokazanie możliwości zniekształcania percepcji identycznego obiektu za pomocą specjalnego światła, uruchamianego w różnych wariacjach (linie, spirale, zygzaki etc.) przez widzów. Znajdujący się na obrotowym talerzu model domu rozpadał się i mutował, będąc ciekawą wypowiedzią na temat możliwości manipulowania tym co widzi ludzkie oko, bez rzeczywistego ingerowania w substancję przedmiotu.
www.nhk.or.jp/strl/english/index.html
Graffiti Research Lab
Wyróżnienie otrzymane przez GRL było ukłonem jury Ars Electronica w stronę wciąż modnych partyzanckich działań artystycznych; szczególnie jeżeli są one związane z walką o przestrzeń publiczną, o zapewnianie do niej dostępu, subwersywne jej wykorzystanie i sabotowanie jej prywatyzacji. Niezależnie od koniunkturalnego podejścia gremiów festiwalowych, działania GLR zdecydowanie zasługują na uwagę. Jak sama nazwa wskazuje, starają się oni badać i wykorzystywać nowe techniki, które wsparłyby miejskich partyzantów w ich walce o otwartą przestrzeń publiczną. I tak testują oni nocne wielkoformatowe projekcje na ścianach budynków, tworzą napisy ze świecących diod umieszczanych na szyldach, na skrzyżowaniach ulic umieszczają low-techowe rzeźby. Odświeżają słownik graffiti, wzbogacając go o flirt z nowymi technologiami. Ich działania to koktajl hackerskiej etyki open source, prymatu łatwego dostępu ruchu DIY i wolnościowego podejścia aktywistów i grafficiarzy.
http://graffitiresearchlab.com/
Techart Group "Fishmanager"
"Rybi menadżer" to samonapędzające i samoorganizujące się biuro. Zarządzane przez procedury, których rozpoczęcie wyznacza informacja prasowa napisana przez złotą rybkę. Wprawia to w ruch kolejne komputery i stanowiska pracy. Instalacja w zabawny sposób komentuje automatyzację dzisiejszej biurowej egzystencji, której szefostwo ma do powiedzenia tyle, co ryba uganiająca się nad klawiaturą za pokarmem.
http://www.techartgroup.com/
John Gerrard "Smoke Tree"
Urokliwa wirtualna rzeźba - dąb, który wydziela dwutlenek węgla zamiast tlenu. Drzewo spowite jest kłębami czarnego dymu. Jest to wizja równie apokaliptyczna, co malownicza. Artysta zaprojektował tę pracę w oparciu o wspomnienie realnie istniejącego drzewo, zapamiętanego z dzieciństwa ze wsi w południowej Irlandii.
www.johngerrard.net
Paul DeMarinis "The Messenger"
Bodajże najpiękniejsza instalacja AE 2006 - tajemnicza, o alchemiczno-laboratoryjnym charakterze. Jak mówi DeMarinis to opowieść "o relacjach pomiędzy elektrycznością i demokracją, a także o wpływie telekomunikacji na nasze życie codzienne". Mimo takiej deklaracji, sugerującej jakąś zaawansowaną technologicznie instalację, "The Messenger" ma bardzo nietypowy, folklorystyczno-medyczny charakter. Do instalacji można wysłać e-mail, który jest następnie "odczytywany" przez jej trzy elementy (każdemu przypisane są litery alfabetu) - tańczące szkielety, blaszane miednice rezonujące dźwięk i słoje z literami gdzie zachodzi elektroliza. Przepływ banalnych informacji ma tu charakter niemal mistyczny - szkielety poruszają się, z miednic wydobywa się głos odczytujący litery, z których składa się e-mail, a w słojach pojawiają się bąbelki, stymulowane chemiczno-elektrycznymi procesami. Zdekodowana w ten sposób informacja staje się niezrozumiałym bełkotem, turpistycznym tańcem, w którym z nadmiaru komunikatów i bodźców rodzi się apokalipsa.
Instalacja Paula DeMarinisa otrzymała nagrodę dla najlepszej pracy interaktywnej AE 2006.
www.stanford.edu/~demarini
Staalplaat Sondsystem "Yokomono"
Małe, ładne, zgrabne, czerwone samochodziki używane w roli igieł do adapterów.
Ars Electronica po wielu latach w końcu doceniła dokonania holendersko-niemieckiego soundsystemu, przyznając mu honorowe wyróżnienie. Jan Geert i Carsten Stabenow są luminarzami niezależnej muzyki eksperymentalnej, od lat prowadzącymi wytwórnię i sklep na berlińskiej Torstrasse, organizującymi także koncerty i festiwale. Jako muzycy znani są ze znajdowania tysiąca niespodziewanych źródeł dźwięku w naszym najbliższym otoczeniu i z odkrywczego używania w tym celu sprzętu AGD. Instalacja "Yokomono" jest zarazem instrumentem, którego używają oni podczas występów na żywo. W trakcie performance'u na białe płyty analogowe po kolei wpuszczane są czerwone samochodziki na baterie. Do podwozia mają przyczepione igły od adapterów i w ten sposób transmitują dźwięk do systemu miniaturowych kolumn. Krok po kroku budują kolejne warstwy dźwięku. Performerzy nacinają, podgrzewają i niszczą rowki płyt, coraz bardziej zagęszczają kompozycję, wprowadzając w nią dodatkowo strzępy rytmów. Stosują także chwyty dj'skie, ustawiając pod samochodzikami już gotowe, nagrane płyty. Instalacja / performance jest grą z muzycznym chaosem, próbującą okiełznać przypadkowość wbudowaną w strukturę kompozycji. Staalplaatowcy dają zabawny i ironiczny popis brikolażu, grając na małych, dziecięcych zabawkach, z których konstruują jednak "poważny", elektroniczny instrument.
www.staalplaat.org
Max Dean, Rffaello D'Andrea, Matt Donovan
"The Robotic Chair"
Wciągający performance wykonywany przez jedno, zwyczajnie wyglądające krzesło. Co jakiś czas mebel, stojący na drewnianej platformie w pustej sali wystawowej OK. Center, rozpadał się z hukiem. Ku zdziwieniu publiczności zwabionej hałasem krzesło podejmowało karkołomny trud "samozłożenia się". Poszczególne części lokalizowały się nawzajem za pomocą wmontowanej kamery, podczołgiwały, dopasowywały, aż wreszcie z trudem zintegrowana całość, dosłownie, stawała na nogi. Wystarczyło jednak kilka minut, by mebel rozpadł się i cała ta syzyfowa praca musiała rozpocząć się na nowo. Co ciekawe, po jakimś czasie performance odbywał się w określonych godzinach - wystawiono kartkę z dziennym harmonogramem. Trzeba przyznać, że przygody upartego krzesła, były jednym z najbardziej emocjonalnie naszpikowanych, egzystencjalnych performance'ów podczas tegorocznego AE.
www.raffaello.name/
Yunchol Kim "Hello, world!"
Rodzaj analogowej pamięci, gdzie zakodowany sygnał audio przechodzi przez system rur długich na 246 metrów, tworzących cylindryczną strukturę. Sygnał krąży po niej bez ustanku, jak tłumaczy Kim, "dzięki opóźnieniu akustycznemu w rurach, możliwe staje się zapisanie danych". Pochodzący z Azji artysta opowiadał, że do stworzenia tej instalacji zainspirowało go pewne osobiste zdarzenie - otrzymał paczkę z ciastkami ryżowymi z domu, kiedy je rozpakował okazało się, że są one już zepsute. Uświadomił sobie, jak daleko jest od macierzystego kraju i jak namacalna może być podróż informacji, emocji, tęsknot.
www.khm.de/~tre
Christopher Romberg / Tobias Zuccali, "machine-mensch"
W naszej cywilizacji maszyny już od dawna stały się symbolami bezduszności, kontroli, powtarzalności, "mechanizacji" pracy i życia. Instalacja wizualizuje te lęki, nadaje im konkretną formę. Składa się ona z trzech "stanowisk pracy" połączonych "taśmą produkcyjną". Na taśmie poruszają się trzy kolory klocków, na trzech stanowiskach siedzą trzy osoby z elektrodami podłączonymi do mięśni ręki. Na sygnał pochodzący z komputera elektrody wysyłają impuls elektryczny. Mięśnie się kurczą, wysyłając odpowiedni klocek na swoje miejsce; bez udziału woli, samokontroli, chęci człowieka. W ten sposób budowana jest kafkowska metafora jednostki uwięzionej w systemie, której ciało staje się słabym, bo biologicznym, fragmentem jakiejś mega-struktury. Zarówno cel jej istnienia, jak sensowność poszczególnych zadań pozostaje zupełnie niejasna. "Machine-mensch" mówi o alienacji człowieka ery technologicznej - prosto i przejrzyście. Mimo to widok mimowolnie kurczących się mięśni wywołuje na plecach dreszcz niepokoju.
www.maschine-mensh.net
Assocreation, "Moon ride"
Mamy tą miłą świadomość, że jego światło powstało także dzięki pracy naszych mięśni. Mechanizm instalacji był dosyć prosty. Na głównym placu Linz przez cały dzień stało ponad sto rowerów, na których pedałowali ochotnicy / uczestnicy performance'u. Poruszane w ten sposób dynama ładowały akumulator, którego energia wieczorem rozświetlała księżyc. Mam wobec całej tej sytuacji dosyć mieszane odczucia. Przeszkadzała mi trochę demokratyczna ideologia towarzysząca akumulacji księżycowej energii. Demokracja była słowem nadużywanym przez konferansjera naganiającego do udziału w performansie. Demokratyczne hasła były używane po to, aby nakłonić ciała widzów i przechodniów do stania się częścią ludzkiej baterii. W sumie można to odczytać jako dosyć ciekawą metaforę związków pomiędzy demokratyczną ideologią (której jednym z zadań jest kontrola ciał obywateli - robotników) a procesami produkcji / akumulacji energii. Nie zmienia to jednak faktu, że bateria ładowała tak wspaniale nikomu niepotrzebny drugi księżyc nad Dunajem, który się miło oglądało, siedząc wieczorem nad rzeką.
http://www.assocreation.com/
CZĘŚĆ 2
Going to the Country, ST. Florian Monastery
"Going to the Country"
Dzień na wsi, a dokładnie na terenie założonego w IV wieku opactwa św. Floriana. To przewrotny pomysł, jak na festiwal hołubiący najnowsze technologie oraz bombardowanie zmysłów widza cyfrowymi obrazami i dźwiękami z laptopa - wywieźć autokarami widzów kilkanaście kilometrów za miasto. Spragniona elektronicznych fajerwerków publiczność bez protestów wylegiwała się w pięknych, przystrzyżonych ogrodach opactwa, brała udział w kursach łucznictwa zen i origiami, mogła wysłuchać chorałów gregoriańskich w krypcie albo fugi w D minor J.S. Bacha rozciągniętej do dwóch godzin (projekt Leifa Inge). W zasadzie to nie tylko fuga była rozciągnięta w czasie, ale i całe zdarzenie miało wymiar pozaczasowy - jako, że program był bardzo bogaty (koncerty, panele dyskusyjne, wystawy), rozanielona publiczność wybierała z tego niezdecydowania najczęściej leniwe przysypianie w cieniu jabłoni i klasztornych krzewów. Nic więc dziwnego, że najjaśniejszym punktem wycieczki za miasto było kompozycja Michaela Nymana, napisana na dzwony zamontowane u Św. Floriana dla uczczenia nowego millennium. Publiczność wysłuchała godzinnej kompozycji leżąc w ogrodzie, obserwując nieskalane chmurami, błękitne niebo i powoli zapadający zmierzch. Sam Nyman sterował hipnotyzującą kompozycją (minimalizm w duchu Steve'a Reicha) za pomocą dziecinnie wyglądającego pilota.
W środku budynków opactwa można było między innymi usłyszeć koncert na rzeźbę-instrument autorstwa Hilke Fahrmann i Jurgena Schneidera. To była seria cudownie surowych dźwięków, wzbogaconych dodatkowo o aspekt perfomatywny - wielkość i kształt instrumentu wymagała od pary muzyków nieustannego tańca, skradania się, osobliwej choreografii. Całość znalazła swą teatralną ramę w postaci monumentalnego wnętrza Sali Marmurowej.
Jedyne co nie zagrało podczas zdarzenia "Going to the country" do końca to karkołomna próba połączenia współczesnej muzyki elektronicznej, reprezentowanej między innymi przez Christiana Fennesza, z muzyką organową. Jak przyznawali sami twórcy tego projektu (nazywanego Spire), trudno jest wyjąć dźwięk organów z religijnego kontekstu, tak, jak niemożliwe jest przeniesienie gigantycznego instrumentu do bardziej świeckiego wnętrza i zagranie nań koncertu. Kościelny koncert wieńczący wyjazd na wieś, obfitował w niezamierzone elementy humorystyczne. A takowym było z pewnością skompilowanie lepkiego turntablistycznego hałasu produkowanego przez Philipa Jecka z kompozycjami Roberta Schumana czy Antona Brucknera. Z takiego dziwacznego patchworku po prostu nic nie wynikało, może poza rosnącym napięciem, kiedy po usypiającej kościelnej kompozycji nagle pojawiał się muzyk z laptopem. Fakt faktem, że Fennesz wyglądał oszałamiająco z tabernakulum i krzyżem za plecami!
Wreszcie w finale doszło do długo zapowiadanej fuzji - dwóch tradycyjnie wykształconych organistów z Fenesz i Jeck. Do cudownego przemienienia i zesłania elektronicznego ducha świętego nie doszło, panowie najwyraźniej nie słyszeli się nawzajem, co dotyczyło przede wszystkim miejscowego organisty, najwyraźniej ośmielonego możliwością zaprezentowania swojej wirtuozerii przed nową publicznością.
Po powrocie do Linzu zaatakowały nas sztuczne ognie - to bardziej ludyczna twarz Ars Electronica, impreza z okazji sześćdziesięciolecia UNICEFU, jakimś cudem włączona do obchodów festiwalu. Zdecydowanie, największy frekwencyjny sukces AE.
Część 3
Some Sounds and Some Fury, Brucknerhaus (koncerty)
Zbudowany z czarnym humorem dźwiękowo-poetycki hołd złożony Mortonowi Feldmanowi. Złożony tylko z fragmentów krótkiej, acz ironicznej wypowiedzi Feldmana, rozpoczynał się od dłuższych i bardziej wyrazistych fragmentów zdań, kończąc na głoskowo-sylabowej magmie. Z której powoli wyłaniało się jedno wyrażenie "loudspeaker - tombstone"
www.otherminds.org
Ryoichi Kurokawa - audiovisual crossmedia concert
"Some Sounds and Some Fury", Brucknerhaus
Ryoichi Kurokawa - dwudziestoośmioletni artysta z Osaki, demon audiowizualnych podróży w rejony podprogowych doznań. Oszałamiający koncert w Brucknerhaus znakomicie przygotował publiczność do dźwiękowej jatki, jaką rozpętali Naut Humon i Ulrich Mass. Diaboliczna precyzja, obrazy cięte niczym chirurgicznym skalpelem, nagłe spiętrzenia hałasu i równie zaskakujące uderzenia ciszy. Kurosawa balansuje na granicy przyjemności (i percepcji) widza, uprawiając coś, co sam nazywa "time based sculpture" - wygląda to jak ultraszybkie skanowanie mózgu w poszukiwaniu poszczególnych wspomnień. Dźwięk jest traktowany jako spójny klaster z obrazem. Japończyk swoim profesjonalizmem oddalił się o całe lata świetlne od mdłych wizualizacji, jakich niestety nie brakowało na tegorocznym AE. Kurokawę docenili już jako współpracownika między innymi muzycy z Pan Sonic i japoński heros Ryuichi Sakamoto. Koncert w Brucknerhaus utwierdził nas w przekonaniu, że warto jest tu przyjeżdżać bardziej dla "elitarnych", profesjonalnie i dramaturgicznie dopracowanych koncertów, niż naszpikowanych technologią wystaw.
Krótki fragment koncertu: http://www.vimeo.com/clip:103052
http://www.ryoichikurokawa.com/
Warto sprawdzić: http://stop-rokkasho.org/
"Re - machinations"
Muzyka: Naut Hammon, Ulrich Maiss
Wizualizacje: Masako Tanaka.
Improwizujący na specjalnie dla niego zbudowanych elektrycznych wiolonczelach Ulrich Maiss i używający laptopa Naut Hammon stowrzyli w filharmonicznej hali Bruckner Haus prawdziwe muzyczne pandemonium. W ten sposób przeprowadzali ze sobą spór o poprawną interpretację "Metal Machine Music" Liu Reeda. Tej "rozmowie" towarzyszyły szalone wizualizacje Masako Tanaki. Jego obrazy zmieniały się wraz z galopującym tempem Ulricha Maissa. Dźwięk i muzyka nie pozostawiały w ogóle czasu na refleksję, rozbrajały wszystkie percepcyjne mechanizmy obronne, niszczyły zmysłowe filtry. Odsłonięta tkanka nerwowa była bezlitośnie bombardowana delirycznymi pasażami elektronicznej wiolonczeli i video Tanaki.