Łukasz Surowiec chce wpływać na rzeczywistość społeczną. W zrealizowanym w krakowskim Bunkrze Sztuki projekcie „Dziady” zwraca uwagę na bezdomnych i umieszczonych poza nawiasem społecznej akceptacji. Nie mitologizując ich, przedstawia bolesność wykluczenia. Zderzając prawdziwość człowieka ze sztucznością sztuki, osiągnął efekt szokujący. Efekt ten poruszył mnie nie tylko jako krytyka, ale przede wszystkim jako człowieka.
Projekt podzielony jest na dwie części. Pierwsza ukazuje metody działania twórcy na przykładzie prac poświęconych wykluczonym, czyli „dziadom”, druga to „Poczekalnia” – przestrzeń dostępna dla każdego przez całą dobę – szczególnie dla „dziadów”. Na część pierwszą składają się prace z cyklów „Szczęśliwego Nowego Roku” (2011–2013), „Black Diamonds” (2012–2013) i „Wózki” (2012) oraz prototypy (o czym niżej) i propozycje działań społecznych. Wszystkie działania i obiekty podejmują problematykę życia „zbytecznych”.
Trzyczęściowy film „Szczęśliwego Nowego Roku” opowiada o bezdomnych, budujących prowizoryczny dom w centrum Katowic, z którego następnie zostają wyeksmitowani. Z pomocą artysty „dziady” budują nowy dom. W kolejnych odsłonach filmu poznajemy coraz lepiej bohaterów i ich losy. Wideo dopełniają rysunki bezdomnych (projekty domu), symboliczna instalacja, będąca realizacją projektów, fotomontaż przedstawiający prezydenta Katowic Piotra Uszoka ściskającego dłoń bezdomnemu oraz makieta przedstawiająca wyimaginowane osiedle dla bezdomnych usytuowane w centrum Katowic – na placu przed Spodkiem.
Na potrzeby projektu „Black Diamonds” Surowiec zakupił tonę węgla, z której trzech byłych górników stworzyło czarne diamenty. Górnicy oszlifowali bryły węgla tak, że przypominają one kształtem brylanty. Praca składa się z wideo przedstawiającego pracę górników przy szlifowaniu węgla oraz niewielkiego stoiska handlowego, które w ramach akcji ustawione było pierwotnie w Centrum Handlowym Silesia w Katowicach (usytuowanym zresztą na terenie dawnej kopalni). Na stoisku w Bunkrze (podobnie jak w galerii handlowej) można zakupić czarne diamenty – ich cena uzależniona jest od wagi.
„Wózki” powstały we współpracy z galerią z belgijskiego miasta Mechelen, dzięki której artysta wymienił czterdzieści nowych wózków transportowych na pojazdy, którymi posługują się ludzie utrzymujący się ze zbieractwa. Pojazdy te Surowiec zebrał od ubogich bytomian, którzy w zamian za zgodę na wykonanie portretu otrzymali nowe wózki. Stare są pokazywane w Bunkrze; towarzyszą im fotografie ludzi, którzy otrzymali nowy sprzęt.
Druga część projektu to wspomniana „Poczekalnia”, którą Stanisław Ruksza, kurator projektu, nazywa przestrzenią performatywną. Według twórcy „poczekalnia to miejsce, w którym: - można schronić się przed mrozem; można poczekać na wiosnę, zmianę; zostaje zawieszona umowa społeczna; kształtują się nowe rozwiązania społeczne; można podzielić się doświadczeniami życiowymi”.
„Biedacy z poddaszy naiwnie i spontanicznie formułują sądy trafniejsze i śmielsze niż wytworni panowie, wielcy mówcy, wahający się wciąż mędrcy1” – te słowa otwierają folder towarzyszący projektowi w Bunkrze. Słowa – tyleż piękne i patetyczne, co niebezpieczne i naiwne – od początku zakrzywiają intencję projektu. Zanim jednak wytłumaczę sens wspomnianego zakrzywienia (które okazuje się kluczowe dla ostatecznego wydźwięku „Dziadów”), chciałbym rozważyć dwie fundamentalne sprawy. Czy Surowcowi zależy na ingerencji w rzeczywistość? Jeśli tak, to czy ingerencja ta jest programowa i zaplanowana (wówczas możemy próbować oceniać, na ile skutecznie twórca rzeczywistość zmienia), czy może zupełnie aleatoryczna?
Odnosząc się do działań Surowca, Ruksza zauważa, że „są to metody wytwarzania prototypów radykalnych społecznych działań, za pomocą których artysta pragnie bezpośrednio zaingerować w rzeczywistość
Powróćmy do kwestii zakrzywienia intencji projektu, którą sygnalizowałem wcześniej. Kim są biedacy z poddaszy, dobrze wiemy. To „dziady”, którym swój projekt dedykuje Surowiec. Zadajmy sobie teraz pytanie, kim są panowie? Czy w ocenie artysty wszyscy, którzy nie są biedakami z poddaszy, są wytwornymi panami? Nie wiem. W mojej ocenie w konfrontacji z „dziadami”, każdy, kto „dziadem” nie jest, czuje się wytwornym i wielkim panem. Empatia, altruizm i współczucie względem „dziada” status wytwornego pana raczej potwierdzają; współczucie rodzi się z poczucia wyższości.
Nie ma nic złego w byciu wytwornym panem. Zła jest natomiast hipokryzja, w myśl której wytworny pan pochwala wartość osądu biedaka, nic sobie realnie z tego osądu nie robiąc. Rodzi się pytanie: na ile osąd wytwornego pana jest w stanie opisać sytuację „dziada”? Na ile intencja – nawet szczera – zrozumienia sytuacji bezdomnego jest realizowalna, a na ile siłą rzeczy wyidealizowana i pusta? Mamy do czynienia z sytuacją paradoksalną. Paradoks rodzi się na styku dwóch części projektu: wystawy i poczekalni. To styk dwóch rzeczywistości, dwóch odmiennych światów.
W sposób naturalny wytwarza się bowiem granica między światem panów i „dziadów”. Do „dziadów” należy poczekalnia, do panów – wystawa, będąca w istocie przefiltrowanym obrazem poczekalni. Transgresja powoduje sytuację nową: pan, schodząc do piwnicy, w której jest brudno i śmierdzi, styka się z „dziadem”. Pan jest obserwującym, „dziad” jest obserwowany. Stratyfikacja jest niemalże automatyczna. Próbowałem trochę zniwelować kategoryczność tego podziału, rozmawiając z przebywającymi w poczekalni ludźmi. Zapytałem, co sądzą o projekcie. Powiedzieli, że to dobry pomysł, bo można się przekimać i poczekać. Poczekalni nie wiązali jednak z wystawą. „Wystawa jest u góry” – usłyszałem. To symptomatyczne, że świadomość uczestnictwa w projekcie jest zdywersyfikowana – wytworni panowie wiedzą więcej niż „dziady”, siedzące w piwnicy. Panowie uczestniczą w projekcie świadomie, „dziady” niekoniecznie; nie dlatego, że zostali oszukani – po prostu nie rozumieją konwencji, którą nieświadomie współtworzą.
Niektórzy z gości poczekalni byli zakłopotani, gdy z nimi rozmawiałem, nie patrzyli mi w oczy. Inni milczeli; nie jest to dla mnie dziwne. W takiej sytuacji czułbym się jak exemplum, które ocenia fachowiec. Przez chwilę zastanawiałem się, czy powinienem zrobić "dziadom" zdjęcia na potrzeby recenzji?
Wychodziłem z poczekalni z poczuciem winy. Czułem, że moja obecność tam była uwłaczająca, że moja wizyta uprzedmiotowiła ludzi, którzy deponują w „Poczekalni” część swojego prawdziwego życia, dla których ta przestrzeń jest niejako jedynym wyjściem, a którą ja traktuję jak składnik artystycznego projektu.
Zapewne głoszę pogląd niepopularny i niepoprawny, krytykując ideę Łukasza Surowca, która odbierana jest na ogół z dużym entuzjazmem. Uważam jednak, że artysta – mimo czystych, szczerych i dobrych intencji (co do tego nie mam wątpliwości) – w sposób niezamierzony zamiast dostrzec w wykluczonych człowieka, paradoksalnie, ich zdeprecjonował, a jego poniżył. Nie chodzi mi o konkretnych ludzi przebywających w Bunkrze, ale o poniżenie człowieka w ogóle.
Gdyby projekt Surowca składał się z jednej tylko części, zapewne uznałbym go za interesujący przejaw tendencji artystycznej, w myśl której artysta chce zmieniać świat. Stwierdziłbym pewnie nawet, że „Black Diamonds” zawiera bardzo głębokie i w piękny sposób wyrażone wartości symboliczne. Projekt składa się jednak z dwóch części – wyraźnie dychotomicznych. Druga właśnie sprawia, że w mojej opinii projekt uderza w godność człowieka, czyli działa w przeciwnym do intencji artysty kierunku. Wystawa powoduje szok. Szok ten rodzi się kosztem człowieka – wykluczonego i „zbytecznego”.
Szok kształtuje się w efekcie działania określonego mechanizmu; wydaje mi się jednak, że ów mechanizm jest efektem ubocznym, z którego artysta nie do końca zdał sobie sprawę.
Nasze uczestnictwo w projekcie odbywa się według pewnego schematu. Kupujemy bilet, oglądamy wystawę na parterze i pierwszym piętrze Bunkra, następnie schodzimy pod ziemię, do „Poczekalni”. Konfrontujemy bezpieczny świat obrazów ze światem prawdziwym, brudnym i śmierdzącym. Dysonans jest uderzający. Wystawę ogląda się z bezpiecznej pozycji obserwatora i nagle przychodzi nam stanąć twarzą w twarz z człowiekiem. Kiedy już zejdziemy do „Poczekalni”, nie możemy od razu zawrócić – to sugerowałoby obecnym tam ludziom nasz strach czy pogardę. Nie możemy jednocześnie zbyt długo tam zostać, gdyż pogłębiałoby to bezwzględność trudnego do wyeksplikowania zjawiska nieprzystawalności statusu „pana” i „dziada”. Ta fatalna sytuacja spowodowała we mnie złość na autora, który postawił w podrzędnej roli tych, których projekt dotyczy. Złość i szok nie były bowiem wynikiem artystycznych operacji, ale efektem instrumentalnego potraktowania ludzi. Szokująca jest nie koncepcja artystyczna, ale użycie ludzi przez artystę, którym tak bardzo chce pomóc.
„Wierzę w to, że wszyscy jesteśmy artystami i, choć brzmi to naiwnie, mamy szansę zmienić świat” – powiedział Surowiec podczas wernisażu. Choć wielokrotnie udowodnił, że robi bardzo dużo, by ideę Beuysa wcielić w życie, to działania w krakowskim Bunkrze w zaprezentowanym kształcie uważam bardziej za efekt uboczny aniżeli udane dzieło sztuki. Ten paradoksalny projekt udowadnia, że cienka jest granica między pozytywnymi możliwościami sztuki a pejoratywnymi skutkami jej działania. „Dziady” pokazują, jak bardzo ryzykowna jest gra, kiedy jej stawką staje się człowiek.
Od redakcji:
Rozumiem zarówno odczucie szoku (i nawet złości) wyrażone przez autora tekstu, jak i podzielam jego przekonującą troskę o ludzką godność. Wobec refleksji Miłosza Słoty chcę jednak postawić dwa wynikające z niej pytania.
Czy obecność widza w „Poczekalni” w nieunikniony sposób uwłacza godności ludzi w niej przebywającym? Czy nie zależy to także od przekonań i postawy widza?
Może teoretyzuję, bo nie byłem w „Poczekalni” w Bunkrze Sztuki, sądzę jednak, że projekt Łukasza Surowca stawia widzów właśnie wobec pytania, jaką postawę powinni przyjąć wobec ludzi w dotkliwej biedzie, których spotykają bezpośrednio. Raczej nie powinna być to postawa widza, choć instytucjonalnie jest to teren sztuki. „Poczekalnię” z pewnością trzeba by traktować jako przestrzeń nieartystyczną, na ile jednak na terenie galerii sztuki jest to możliwe? Ludzi naznaczonych biedą spotykamy w różnych miejscach przestrzeni publicznej, na przykład także w śmietniku, i to są sytuacje zdecydowanie bardziej przykre, niż ta w „Poczekalni”. A to one przede wszystkim są moralnym wyzwaniem dla nas wszystkich. Zarówno projekt Łukasza Surowca, jak i tekst Miłosza Słoty, konfrontują z problemami domagającymi się rozważania i praktycznych działań; z pewnością nie tylko w sferze sztuki.
Grzegorz Borkowski
Łukasz Surowiec, „Dziady”; kurator: Stanisław Ruksza; w ramach projektu „Maszyna: wspólnota – instytucja – działanie”, Bunkier Sztuki, Kraków, 6.02–3.03.2013.
28.02.2013 (czwartek) o godz. 12 w Bunkrze Sztuki odbędzie się konferencja prasowa dotycząca wystawy „Dziady”, w której udział wezmą: uczestnicy „Poczekalni”, artysta Łukasz Surowiec, kurator wystawy Stanisław Ruksza, dyrektor Galerii Bunkier Sztuki Piotr Cypryański. Tego samego dnia o godzinie 18 odbędzie się oprowadzanie po wystawie i spotkanie z artystą, a o 19 „Spotkanie przy stole”.
Fot. Miłosz Słota