Metrowa warstwa popiołu. Rozmowa z Piotrem Kopikiem, Jankiem Mioduszewskim, Ivo Nikiciem i Karolem Radziszewskim

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Marcin Krasny: Trudno byłoby znaleźć kogoś związanego z warszawskim środowiskiem artystycznym, kto nie odwiedził kamienicy przy Inżynierskiej. Była niemalże archetypem siedziby artystycznej cyganerii, skupiskiem pracowni wielu artystów. Na ile to miejsce tak właśnie ukształtowaliście, a na ile traktowaliście jak zwykłe miejsce pracy?

Ivo Nikić: To się stało naturalnie, przez zainteresowanie ludzi tym, co robiliśmy. Nie staraliśmy się organizować tam imprez czy spędów towarzyskich. Dla nas było to raczej miejsce do pracy.

Piotr Kopik: Nie do końca – na początku była jednak impreza i wystawa przygotowana przez Szu Szu.

I.N.: Ale to pojedyncze wydarzenia.

P.K.: Na pewno nie było to w żaden sposób organizowane.

Janek Mioduszewski: Była jednak wspólna energia, bo otwieraliśmy nasze pracownie w czasie festiwalu „Sąsiedzi dla sąsiadów” w latach 2003-2005.

Jan Mioduszewski, panorama pracowni, obiekty i obrazy z pod szyldu Fabryka Mebli, z lewej fragment pracy Inżynierska kontra Kijowska Mikołaja Grospierre'a, 2005, fot. Janek Mioduszewski
Jan Mioduszewski, panorama pracowni, obiekty i obrazy z pod szyldu Fabryka Mebli, z lewej fragment pracy Inżynierska kontra Kijowska Mikołaja Grospierre'a, 2005, fot. Janek Mioduszewski

M.K.: Kto wtedy wynajmował tam pracownie?

P.K.: Wszystko zaczęło się u Janka.

J.M.: Najpierw w pustej kamienicy był teatr Remus. W pierwszym składzie, kiedy pojawiliśmy się w 2003 roku, była Olga Mokrzycka, Mikołaj Grospierre, Kasia Korzeniecka i Szymon Rogiński. No i ja. Później na dole pojawiło się Szu Szu. Kto tam jeszcze był?

P.K.: Ania Zmysłowska, Olga Lubacz, później Jonas Zagorskas i Janek Dziaczkowski.

M.K.: Kto wynajmował pracownie do samego końca?

I.N.: Poza nami jeszcze Michał Frydrych i Arek Karapuda.

J.M.: Na górze byli jeszcze Rafał Kowalski, Dominik Jałowiński, Agnieszka Kieliszczyk, Olga Mokrzycka, Agnieszka Kicińska, archiwum Grospierra i Rafał Kochański.

Karol Radziszewski, Bartek, 2011
Karol Radziszewski, Bartek, 2011

M.K.: Da się oszacować największe straty? Czyje jeszcze archiwa się tam znajdowały?

I.N.: Nasze prywatne. Całe archiwum Szu Szu Karol przywiózł parę dni przed...

K.R.: Nie wszystko, ale część prac, folderów, zinów, różnych artefaktów związanych z Szu Szu. Zachowałem negatywy, więc mam na szczęście całą dokumentację fotograficzną. Pod koniec studiów każdy z nas przewiózł na Inżynierską wszystko, co robił na akademii. Ja przewiozłem tam wszystkie swoje obrazy, około kilkadziesiąt płócien ze wszystkich cykli, nad którymi pracowałem, teczki z rysunkami, grafikami, plakatami ze wszystkich wystaw, cały nakład wszystkich numerów „DIK” plus archiwum, które było pokazywane na wystawie, wszystkie rekwizyty do sesji, prace innych artystów (zdjęcia Kuby Dąbrowskiego, obraz i rysunki Bartka Arobala, kupione kiedyś prace z edycji m.in. Dawickiego, Libery, Sasnala), parę prac  wyprzedawanych z magazynów Zachęty i przede wszystkim ulubione obrazy, których sprzedaży odmówiłem kolekcjonerom. Była też spakowana cała wystawa z Bunkra Sztuki, siedemdziesiąt dużych fotografii. Wszystkich rzeczy nie pamiętam, staram się ich sobie nie przypominać, ale... serie sitodruków, zdjęcia i wszystkie cykle z wystaw, na przykład „Ufam tobie”, „Pedały”, „UFO”, szesnaście obrazów z ostatniego cyklu „Ćwiczenia na równowagę...”. Właściwie wszystkie obrazy, które przez ostatnich dziesięć lat były w obiegu.

Kulisy realizacji cyklu Studio Karola Radziszewskiego, fot. Karol Radziszewski
Kulisy realizacji cyklu Studio Karola Radziszewskiego, fot. Karol Radziszewski

M.K.: Rozumiem, że nie było co zbierać? Spłonęło wszystko, do fundamentów?

I.N.: Nawet tynk się spalił, zostały gołe cegły.

J.M.: Podobno na poziomie pracowni chłopaków leżała metrowa warstwa popiołu. Dzisiaj był tam Arek Karapuda. Udało mu się podejść dosyć blisko i zajrzeć przez okno. On nawet częściowo backup cyfrowy stracił, komputer z całą dokumentacją.

I.N.: Też miałem tam komputer. Straciłem wszystko. Prace jeszcze sprzed Akademii, z dzieciństwa, ze studiów, prace z cyklu „Napisy końcowe”, „Te momenty”, „Śledztwo” , „Wertowanie”, „Wentyl” i najnowszy cykl, który miałem już niemal przygotowany do transportu, prowadziłem właśnie rozmowy na temat terminu swojej wystawy. Razem około 300 obrazów, 40 fotografii i 20 obiektów.

J.M.: Ja poza całą Fabryką Mebli miałem tam walizkę, w której była gazetka „Dozorniś”, którą  wydawaliśmy z Jackiem Czabańskim, Robertem Sękalskim i Pawłem Frankiewiczem w siódmej i ósmej klasie podstawówki, w szkole na Niskiej w Warszawie. To był zin odbijany na ksero i wieszany przez nas na ścianach. Pani dyrektor go później zrywała i wzywała nas na dywanik.

K.R.: Ja miałem kolekcję wszystkich zinów „Filo”, na szczęście uratowały się slajdy. A przed godziną Mikołaj Grospierre wrzucił na Fejsbuka, że miał tam dwieście cztery prace fotograficzne.

pracownia szu szu, fot. Ivo Nikić
pracownia szu szu, fot. Ivo Nikić

M.K.: To wszystko brzmi tak, jakby spłonęła duża instytucja posiadająca sporą kolekcję sztuki.

J.M.: Liczba prac, które się spaliły na każdym piętrze, jest olbrzymia...

K.R.: ...bo to był gigantyczny magazyn. Pracownia też, ale przede wszystkim magazyn. Ja tam bywałem tylko raz na tydzień, dwa, robiłem sesje zdjęciowe. A tak to tylko dowoziłem nowe prace ze wszystkich swoich wystaw.

I.N.: Ja starałem się tam spędzić każdą chwilę. Lubiłem to miejsce, to była moja praca.

J.M.: Dla mnie to było bardzo ważne miejsce. Czułem tam efekt – pewnie każdy z was go zna – zatrzymania czasu. Mogłem się tam swobodnie przenosić w lata swojego dyplomu lub gdy zaczynałem pracę w akademii, bo wystarczyło sięgnąć do tego czy innego kąta, żeby znaleźć przedmioty z tamtych lat. Dawało to niesamowity efekt, bo można było w każdej chwili wracać do przerwanych wątków. Czekało tam na dokończenie tyle rzeczy...

pracownia szu szu, fot. Ivo Nikić
pracownia szu szu, fot. Ivo Nikić

M.K.: Macie jakieś podejrzenia, co było przyczyną pożaru? Co się stało?

I.N.: Ja miałem trzy lata temu proroczy koszmar i od tamtej pory wisiała u nas na drzwiach kartka: „Ostatni wyłącza korki”.

J.M.: Zawsze powtarzałeś, że to się kiedyś spali, bardzo się tego bałem. Wszystko tam było z drewna.

pracownia szu szu, fot. Limonca
pracownia szu szu, fot. limonca.pl

M.K.: Na Fejsbuku spontanicznie utworzyły się grupy wsparcia szukające dla was nowych miejsc do pracy, ale z tego, co słyszę, większym problemem jest strata prac.

K.R.: Dużo ludzi chce pomóc i pyta, czy kupić pędzle, farby, sztalugę, ale to nie takie proste.

J.M.: Nie da się być znowu dwudziestoparolatkiem. Tych obrazów nie da się odtworzyć.

K.R.: Ja pewnie będę robić reedycje fotografii, może odtworzę kilka obrazów. Ostatnio oglądałem katalog swojej wystawy w CSW z 2007 roku, na każdej stronie są zdjęcia prac, które spłonęły. Pozostały jednak slajdy i reprodukcje. W tym momencie bardziej zajmuję się filmem, więc jeśli chodzi o przyszłe wystawy i bieżące projekty, mam ciągłość. Natomiast wycofuję z księgarń „DIK-a”, żeby zachować egzemplarze pokazowe. Spaliły się całe nakłady, więc nie będą już funkcjonować w sprzedaży.

I.N.: Ja przez ostatnich parę lat siedziałem w pracowni i malowałem, liczyłem więc na tę finalną wystawę. Skończyłem ostatni obraz, zabrałem go do domu, reszta cyklu spłonęła.

P.K.: Ja od grudnia oczyszczałem swoją pracownię, wybudowałem ścianki i chciałem wywieźć wszystkie swoje prace do babci na strych, zostawić ze dwie czy trzy. I nagle za bardzo się oczyściło...

pracownia szu szu, fot. Limonca
pracownia szu szu, fot. limonca.pl

M.K.: Jaki macie więc plan na teraz? Szukacie nowych przestrzeni, zaczynacie wszystko od nowa?

P.K.: Na razie jesteśmy w szoku, bo to wszystko zdarzyło się wczoraj.

K.R.: Rozmawialiśmy przed chwilą o tym, że po tych wszystkich latach każdy z nas ma teraz trochę inne oczekiwania. Zastanawiamy się, czy chcemy jeszcze pracować na Pradze, czy w takiej wspólnej, otwartej przestrzeni...

J.M.: Ja też się nad tym zastanawiam, bo prowadziłem finanse pracowni i jestem już tym trochę znużony.

K.R.: Dwa tygodnie temu mieliśmy dyskusję na temat podniesienia czynszu, wiedzieliśmy, że możemy stracić te pracownie. Praga nie była zainteresowana dopłacaniem do nich. W końcu wytargowaliśmy w miarę sensowne stawki i zdecydowaliśmy, że będzie to trwało, trochę siłą przyzwyczajenia. Każdy miał jednak inne oczekiwania.

P.K.: Ja też nie chciałbym już być w hangarze.

 

Rozmowa została przeprowadzona poprzez Skype 31 stycznia 2013 roku.

Pomoc dla artystów z Inżynierskiej można deklarować na tej stronie.

pracownia szu szu, fot. Limonca
pracownia szu szu, fot. limonca.pl