"Lubiewo" Michała Witkowskiego mimo, że nie jest jakimś literackim arcydziełem, narobiło rok temu sporo szumu. Stało się tak zapewne za sprawą dość bezkompromisowego eksploatowania tematyki pedalskiej ("pedalskiej" właśnie, a nie "gejowskiej"), co w polskich realiach jest aktem szczególnej odwagi. Co by nie powiedzieć, tekst książki jest napisany sprawnie i doskonale sobie radzi bez obrazków, tym bardziej może, więc dziwić fakt, że do czwartej, "złotej" edycji książki (jak ją reklamowała Korporacja Ha!art - wydawca "Lubiewa"), Witkowski zaprosił jako ilustratora Karola Radziszewskiego, który dołożył wykonane specjalnie w tym celu fotografie.
Radziszewski, który miał swoje medialne pięć minut po wystawie "Pedały", zorganizowanej w prywatnym mieszkaniu w Warszawie, postanowił wyraźnie przedłużyć je do dziesięciu. Współpraca z obu panów zaowocowała serią polaroidowych zdjęć, na których pojawiają się miejsca opisane w "Lubiewie" oraz kilka zaaranżowanych sytuacji. W jakiś sposób Radziszewski też odniósł sukces, ponieważ jego fotografie zupełnie nie przeszkadzają w lekturze tekstu, można nawet powiedzieć, że są wręcz mało widoczne, co wychodzi chyba naprzeciw marzeniom krajowych i nie tylko fotoedytorów (mieć zdjęcia, które nie odciągają czytelnika od czytanego artykułu, a szczególnie od publikowanych w jego sąsiedztwie reklam, których na szczęście w samej książce nie było).
Decyzja o pokazaniu całej sesji zdjęciowej na indywidualnej wystawie, to już próba przeciągnięcia owych dziesięciu minut w nieskończoność. Fotografie Radziszewskiego wykonane popularnym modelem 635 CL (tym z tęczową flagą na froncie korpusu), udostępnione w liczbie 30 sztuk na ekspozycji w "Galerii obok ZPAF" (do niedawna funkcjonującej pod dobrze znanym szyldem "Małej Galerii"), kompletnie się nie bronią. Przyjęta przez ich autora konwencja, przypomina zresztą bardziej tą nieszczęsną "łomografię", niż amatorskie polaroidy.
Zdjęcia Radziszewskiego są generalnie nieostre, fotografowane motywy rozmazane z powodu długich czasów ekspozycji, a kolory utrzymane w brunatnej tonacji. Archaiczny, czy też - jak chce ich autor - "oldskulowy" charakter tych całkiem współcześnie zarejestrowanych obrazów, ma konweniować z wyznaniami homoseksualistów opisanych w "Lubiewie", którzy wspominają czasy swej młodości w PRL-u. Ale czy bez sąsiedztwa tekstu (lub bez jego znajomości) jest to czytelne i jasne?
Być może zresztą nabyty z drugiej ręki 635 CL nie jest całkowicie sprawnym aparatem i z powodu fałszywej oceny warunków ekspozycji (dobieranych automatycznie z zakresu 1/4 - 1/200 sek.) daje te odcienie brunatności? Tam z przodu korpusu jest taka mała dźwigienka przełącznika zakresu ogniskowania obiektywu, mająca dwa położenie: "0,6-1,2m" oraz "1,2m- ?", być może cały czas była przesunięta na ustawienie close up? Być może wreszcie, optyka tego cuda techniki masowej, składająca się prawdopodobnie z jednej plastikowej soczewki, jest po prostu schrzaniona? Koniec końców, właściwości i parametry posiadanej przez Karola Radziszewskiego kamery plus jego własne umiejętności oraz plastyczna wrażliwość, czy też wyobraźnia (w kontekście ilustracji do "Lubiewa" takie zestawienie nabiera cech oksymoronu) dały efekt pretensjonalny i żałosny.
6.09 g.18.30 - 22.09.2006 - Karol Radziszewski "Lubiewo", Galeria Obok, ZPAF, Warszawa