Właśnie zakończyła się trzecia edycja Miesiąca Fotografii w Krakowie. Po obejrzeniu większości prezentowanych w tym roku ekspozycji, można dojść do wniosku, iż największą zaletą tego festiwalu jest to, że... po prostu się odbywa. W porównaniu do lat poprzednich, w znaczący sposób zmalała liczba wystaw, do czego z pewnością przyczyniło się powołanie dwuosobowej "rady programowej". Marek Jańczyk z Muzeum Historii Fotografii w Krakowie i Piotr Cyprjański ze Starmach Gallery odchudzili, nadmiernie napompowany w ubiegłych latach festiwalowy program, ale nie uchronili go przed ekspozycjami słabymi. Proporcjonalnie było ich niemal tyle samo co rok, lub dwa lata temu. Festiwal "na stałe zagościł w kulturalnym kalendarzu Krakowa" (by zastosować jeden ze zwrotów, używanych zwykle przez dziennikarzy działów miejskich lokalnych gazet), ale jednocześnie lokalne instytucje totalnie go olały, z chlubnym wyjątkiem w postaci krakowskiego Muzeum Historii Fotografii.
Przeglądając terminarz festiwalowych wydarzeń, trudno się było w nim dopatrzyć jakiegoś programowego charakteru, choć wyraźnie dały znać o sobie się dwie tendencje. Dość dużo było wystaw studentów szkół fotograficznych, które same też prezentowały metody nauczania i chwaliły się dokonaniami swoich studentów (to już w postaci slajdoszołów). No cóż, na pewno prezentacje takie były wielce pouczające i dawały możliwość zorientowania się w aktualnie panujących trendach, ale na dłuższą metę, było to równie pasjonujące co oglądnięcie w jednym ciągu dorocznej wystawy prac absolwentów np. malarstwa na ASP w Krakowie, Warszawie, Katowicach i Poznaniu. Drugi nurt tegorocznego Miesiąca Fotografii, to wystawy o mniej lub bardziej retrospektywnym charakterze. Z zadania tego najlepiej wywiązało się Muzeum Historii Fotografii, przygotowując obszerną retrospektywę Andrzeja Różyckiego oraz skromniejszą wystawę enformelowych fotogramów Bronisława Schlabsa.
Ponieważ historia powojennej polskiej fotografii nie jest za dobrze spenetrowana, prezentacje takie jak te wspomniane wcześniej oraz wystawa prac Marka Piaseckiego w Starmach Gallery lub, niestety znów dość skromny, przegląd zdjęć Tadeusza Rolke w galerii Artemis, są niezwykle potrzebne. Przy dotkliwym braku albumów i rzetelnych opracowań, takie ekspozycje to jedyna okazja do dokonania pewnego rodzaju weryfikacji rangi tych autorów (z której akurat, tylko ostatni z wymienionych wychodzi obronną ręką). Najbardziej interesującą prezentacją tegorocznej edycji Miesiąca Fotografii w Krakowie była wystawa pt. "Dom" Weroniki Łodzińskiej i Andrzeja Kramarza. Ich kolorowe, panoramiczne zdjęcia, rejestrowały jeden poziom piętrowej pryczy w największej w Polsce noclegowni w Nowej Hucie. Bez zbędnych formalnych zabiegów, bez manipulowania perspektywą lub podkręcania w którymś z programów graficznych, fotografie Łodzińskiej i Kramarza pokazywały, oswajane przez tymczasowych rezydentów miejsca, w których zgromadzone przedmioty, przylepione do ściany kalendarze lub plakaty, stwarzają namiastkę domu i są jednocześnie rodzajem portretów ich mieszkańców nieobecnych na zdjęciu.
http://www.photomonth.com/