Skręcając z ulicy Emilii Plater do Muzeum Sztuki Nowoczesnej musimy zapomnieć o szaro-szklanej Warszawie wystrojonej w kiczowate, kolorowe billboardy. W muzeum zdamy się na sprawdzoną klasykę czerni i bieli. Połączenie eleganckie i ostentacyjne zarazem. O ile w świecie mody dobrze sobie radzi, to poza nim ciężko znaleźć takie kojące jednoznaczności.
Ci, którzy widzą świat w tych dwóch barwach uważani są albo za zdecydowanych i przywódczych albo za ograniczonych. W świecie relatywizmu, niekończących się tłumaczeń, ciągle na nowo odkopywanych faktów i aktualizowanych raportów oraz często wydumanych wystaw sztuki współczesnej tęsknimy za spontanicznością, odruchami bezwarunkowymi, niekontrolowanymi wybuchami płaczu i śmiechu. Tęsknimy do świata czarno-białego, świata jednoznacznych postaw, opinii i działań. Chcemy najpierw reagować, potem myśleć. Tymczasem mamy w głowie homogenizowaną papkę odgrzewaną codziennie za sprawą newsów z kraju i zagranicy o mdłym posmaku, serwowaną przez gadające głowy. Wreszcie możemy ją przyprawić czymś ostrym, dodać pikanterii. Dopiero teraz będzie można ją strawić. Tak jest za sprawą wystawy Black&White.
Do wzięcia w niej udziału zostali zaproszeni artyści z różnych stron świata. Wszyscy mieli skomentować rzeczywistość za pomocą tradycyjnego, pierwotnego medium, jakim jest rysunek. Rysunek stał się szczerym gestem, bez określonej konwencji, bez jakichkolwiek reguł. Jedno jest wspólne - są to rysunki zaangażowane. Kpią z polityki, obyczajowości, konsumpcjonizmu, religii... Nie ma tu świętości. Są to nieoszlifowane w formie i przekazie pociski uderzające bezpośrednio i ironicznie w każdego. Komiks i animacja świetnie obchodzą cenzurę obyczajowo-polityczną.
Ta wystawa to trochę taka terapia krzykiem. Zamiast freudowskiej psychoanalizy na kozetce, tu możemy dać ujście skrywanym na co dzień emocjom. W świecie, gdzie „wszystko, co powiemy, może być wykorzystane przeciwko nam", nagrane na komórkę i zamieszczone w internecie, w którym nie wiadomo, kto przyjaciel, kto wróg, możemy wreszcie pozwolić sobie na odruchy bezwarunkowe. Nie tłumaczyć winnych szukając przyczyny w dzieciństwie czy złym ukształtowaniu terenu. Najśmieszniejsze jest to, że możemy sobie pozwolić na zerwanie z konwencją dobrego smaku w tak zwanej świątyni sztuki, przybytku dobra publicznego.
Sztuka współczesna potrafi zmęczyć. Musimy ją odbierać nie tylko emocjonalnie, ale również intelektualnie, a co za tym idzie zadać sobie pewien trud. Czytamy interpretacje i wmawiamy sobie, że i my tak to wszystko rozumiemy. Może nawet w to wierzymy. Żyjąc w takim pastiszu, jakim jest współczesność, nie wiemy, kiedy mówimy własnym głosem, a kiedy cytujemy. Dlatego wystawa w MSN'ie jest jak chlust zimnej wody w twarz.
Komentarze artystów łączy niezgoda na świat, jaki sobie urządziliśmy, który jest zdecydowanie bardziej czarny, niż biały. Rysunki i animacje są jak naszkicowane pod wpływem emocji rysunki na serwetkach w kawiarni. W większości krótkie, ale treściwe. Byłyby trudne do przełknięcia na poważnie.
Na wystawie widać masę wykolejeńców, psychopatów, polityków i świętych. Ręka, noga, mózg na ścianie. Ukrzyżowany łotr wykrzykuje „Fuck you!", a z rysunkowego samolotu dobiega komenda „Pull up, pull up" (Raczkowski), diaboliczne istotki rodem z obrazów Boscha odgrywają przewrotnie 10 przykazań prowadząc nas do kreskówkowego piekła (Phil Mulloy), Czerwony Kapturek jest tu Czarnym Kapturkiem i w czarnym lesie zjada wilka (szorstkie oblicze Dumały), Murzyni i Żydzi przejmują wreszcie władzę w USA, wybijają białych i demolują ich amerykański sen (Robert Crumb), wykute w stali postacie studentów medycyny przeprowadzają podejrzaną sekcję bawiąc się raczej zwłokami niż badając przyczyny zgonu, stanowiąc obrazoburczą wariację na temat rembrandtowskiej powagi (Aya Ben Ron). Dan Perjovschi po kilku dniach spędzonych na obserwacji Polski i Polaków zarysował całą ścianę zastanawiając się między innymi, czy „Middle class have Middle Dreams?" i wyłapując rodzime niuanse („in 90'ties we spoke about freedom, now we speak about money").
Obok rysowników są też artyści regularnie wystawiający w galeriach sztuki współczesnej, jak chociażby Yael Bartana. Dopełnieniem wystawy są zaangażowane politycznie komiksy z różnych krajów, które można przeczytać na miejscu, w tej osobliwej czytelni.
Na wystawie dowiemy się o sobie, że jesteśmy zakłamani, chciwi, zdradliwi, egoistyczni do bólu, cyniczni, brutalni, pełni mrocznych żądz i opętani przez kult pieniądza, dla którego zrobimy wiele świństw. I, że na dodatek mamy do tego dystans. Bo wychodząc będziemy mieli na twarzy uśmiech. Gorzki, ale cenny w kraju, w którym „los polaka po pas kloaka" (Raczkowski).
„Black&White. Niepoprawny komiks i animacja", Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Warszawa, 15 lipca 2011 - 18 września 2011