Na wschodzie bez zmian

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Turyści wracający z uroczego spaceru po warszawskiej starówce radośnie spoglądają na kolorowy kwietnik przed Zachętą. Podchodzą bliżej i przypominając sobie zapomniany rosyjski czytają kwiecisty skrót „KGB" pisany cyrylicą. Czy to niesmaczna pamiątka po PRLu? A tak ładnie wyglądał ten kwietnik z daleka. Z daleka wszystko ładniej wygląda. Zwłaszcza Białoruś. Tak też jest z wystawą prezentującą nową sztukę tego kraju.

Wystawa w Zachęcie jest pierwszą zbiorową prezentacją dzisiejszej sztuki białoruskiej. Są tu artyści białoruscy mieszkający na Białorusi i ci, którzy wyemigrowali, głównie do Holandii i Niemiec. Wystawę najpierw zobaczyli Litwini (kurator Kęstutis Kuizinas jest Litwinem), a teraz mogą zobaczyć Polacy. Bo na Białorusi nie ma dla niej miejsca, a jej mieszkańcy muszą wyjechać za granicę, żeby zobaczyć prace swoich artystów. Jest to jednak coś więcej niż tylko wystawa. To część większego projektu współpracy, podanie ręki, próba naświetlenia sytuacji naszych sąsiadów, ale też próba pokazania pewnych zjawisk i tradycji tamtej kultury.

Otwierając drzwi? Sztuka białoruska dzisiaj, fot. Jarry

Wszystko na wystawie jest ładne, ma maskę sielanki, jak białoruska propaganda. Kolaże zdjęć działaczy partyjnych z celebrytami (Aleksander Korablew, Kolekcja idiotów), śliczne dizajnerskie zajączki (Aleksiej Łuniew, Wielokrotności), zdjęcia pałaców i placów (Artur Klinau, Miasto słońca), graffiti na ścianie i historia zmartwychwstania afrykańskiego pastora podczas jego własnego pogrzebu (Lena Dawidowicz, projekt Zmartwychwstały). Do tego rodzina manekinów w modnym odzieniu z lnu (Oleg Juszko, Full Linen Jacket), polaroidy ze zwykłymi rodzinami uwikłanymi w czas i historię (Aleksiej Szynkarenko, Białoruska fotografia), wdzięczny chór śpiewający - uwaga - Pięć lirycznych pieśni o fizyce (Maksym Tyminko), kolorowe lniane makatki na ścianach, czyli białoruskie łuboki według Władimira Ceslera i Siergieja Wojczenki, oraz zdjęcia pomników (Igor Pieszechonow, Żelbet: materia pamięci). Na pierwszy rzut oka wszystko to wygląda ładnie, ale gdy włożyć rękę w tę śliczną rabatkę, można się pokaleczyć.

Otwierając drzwi? Sztuka białoruska dzisiaj, fot. Jarry

Na tej wystawie Polak poczuje się jak w magazynie z pamiątkami po PRL. Bo dla nas taka wycieczka w 2011 roku to podróż do przeszłości. To rozmywające się wspomnienia, a nawet nostalgia za czasami, w których znajomych poznawało się w kolejkach i spotykało na zorganizowanych przez zakład pracy kanikułach. Polacy oswajają wspomnienia o minionym czasie, podsumowują, opowiadają na nowo i przeprowadzają lustracje. A dla naszych wschodnich sąsiadów to teraźniejszość. Oglądając wystawę, co chwila zapomina się, że to nie magazyn ze starociami czy wariacja  na temat państwa z jednym wodzem, ale najnowsza historia Białorusi, trzeba więc co i raz  szczypać się w rękę, żeby przypominać sobie, że to się dzieje teraz, po sąsiedzku.

I wtedy zamiast kwiatków widzi się napis „KGB". Inaczej patrzy się na reprezentacyjne place i drogie pałace - zachcianki dyktatorów o wygórowanych ambicjach, na czerwone graffiti, które wydaje się krwawą plamą, na zdjęcia uwikłanych w system obywateli, na pomniki rzekomo ważne i potrzebne, a tak naprawdę szybko odchodzące w zapomnienie i kpiące z obsesji nieśmiertelności monarchów. Na kolorowej makatce można dostrzec, że dobrotliwy dziadek w fotelu ma twarz Lenina, a chór wyśpiewuje absurdalne pieśni. Jak się okazuje, wszystko zależy od siły, z jaką dyrygent wymachuje batutą.

Otwierając drzwi? Sztuka białoruska dzisiaj, fot. Jarry

Na pierwszy plan stopniowo wysuwają się pozornie niewinne zagrywki propagandowe. Jest tu ułuda porządku, spokoju i przyzwolenia, ale właśnie dlatego zaczynamy czuć rozdrażnienie. Artyści bowiem zabawili się podobnymi metodami, jakie wykorzystuje białoruska propaganda. W pozornie neutralne prace wpisali swój manifest. To łatwa do odgadnięcia gra pozorów, gorzka satyra i bolesna prawda jednocześnie. Dopiero po wnikliwszej obserwacji widać, że to krzywe zwierciadło, w którym przegląda się białoruska pseudosielanka. Z każdą kolejną pracą łatwiej odczytać kontekst polityczny, a kilka realizacji, które nie nawiązują do sytuacji politycznej, zdają się być nie na miejscu.

Otwierając drzwi? Sztuka białoruska dzisiaj, fot. Jarry

Są też prace bardziej jednoznaczne, jak Biuro propagandy Mariny Napruszkinej. Znajdujemy się tu w biurze, które tropi i zapisuje absurdy propagandy. Może kiedyś staną się materiałem do gorzkich żartów, lecz teraz straszą dosłownością. Łukaszenka otwiera nowe miejsca, ściska dłonie, uśmiecha się do kamery, przecina wstęgi i składa wieńce. Codzienność na Białorusi zapisana jest na taśmach obok szafek z aktami, które mogą złamać komuś życie. Oksana Gurinowicz kreśli szlaki migracji swoich znajomych artystów. Równowagę tracimy na krzywych kostkach brukowych, którymi wyścieliła podłogę jednej z sal Anna Czkolnikowa w pracy High Hills. Artystka nawiązuje do propagandy na Białorusi, gdzie modelki w butach na wysokich obcasach paradują po chodnikach Mińska, żeby zwrócić uwagę na remont dróg. Na niewielkich tabliczkach widzimy coraz mniej wyraźny napis (No)News from Belarus, bo artysta Aleksander Komarow zapisał tekst na papierze termalnym, na którym wyrazy blakną z każdym dniem.

Otwierając drzwi? Sztuka białoruska dzisiaj, fot. Jarry

Full Metal Jacket Olega Juszki to zdjęcia ludzi wykonujących codzienne czynności, ubranych w jednakowe lniane stroje uszyte według wizji kogoś na górze. Na ich twarzach pozbawionych cech indywidualnych maluje się obojętność lub skrępowanie. Pośrodku sali stoi rodzina manekinów: mama, tata i dziecko. Wszyscy łysi, w szarych, prostych ciuchach z szarego lnu, jak na zdjęciach. Niby zwykła lniana rodzina, ale jakoś te piżamowe uniformy i łyse głowy budzą niepokój, przywodząc na myśl więźniów obozu koncentracyjnego.

Jednym z symboli będących składnikami białoruskiej popkultury jest zając: zajączkami nazywa się też potocznie białoruską walutę. Aleksiej Łuniew pozwolił sobie na wariację na ten temat i stworzył kilkanaście jednakowych posążków zajączków siedzących w jednym rzędzie, obrazujących powolną, ale skuteczną unifikację, wzniosłe słowa o wspólnocie, brak miejsca dla odmienności i niezależnej opinii. Szare zające przypominają lniane uniformy na zdjęciach Juszki.

Otwierając drzwi? Sztuka białoruska dzisiaj, fot. Jarry

Kiedy my otwieramy puby i kluby w stylu PRL, chorujemy na nostalgię i śmiejemy się z Misia, nasi sąsiedzi z Białorusi głosują na „tak" albo na „nie" wrzucając głosy do  przezroczystych urn. Kartki spadają do jednego worka z jednym tylko nazwiskiem - wodza (Przezroczysty wybór, Siergiej Szabochin). My wspominamy audycje Radia Wolna Europa, a Białorusini śledzą portal Nowa Europa. Miejmy nadzieję, że niedługo oni również będą to tylko wspominać. Sztuka współczesna zawsze czuła obowiązek reagowania na trudne wydarzenia i tak jest tym razem. Na razie jednak musimy się liczyć z tym, że „otwierając drzwi" do naszych sąsiadów, spotkamy tam Łukaszenkę.

fot. Jarry

Otwierając drzwi? Sztuka białoruska dzisiaj, Zachęta, 24 maja - 21 sierpnia 2011, kurator: Kęstutis Kuizinas

Otwierając drzwi? Sztuka białoruska dzisiaj, fot. Jarry