In trash we trust. "Niektórzy myślą, że jesteśmy brzydcy" w BWA Studio

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

"Wiem, po co robię zdjęcia, ale po co ktoś ma je oglądać?"1.
Krzysztof Solarewicz

Niektórzy myślą, że jesteśmy brzydcy, widok wystawy, fot. Ł.Rusznica
Niektórzy myślą, że jesteśmy brzydcy, widok wystawy, fot. Ł.Rusznica

Działania artystyczne, które inicjują kontakty między ludźmi i wytrącają relacje pomiędzy nimi są obecnie na celowniku. Relacyjna estetyka, która obiera za punkt wyjścia kontekst społeczny i tworzenie sytuacji, w której możliwa jest interakcja stawia wysoko poprzeczkę sztukom bardziej skoncentrowanym na samym obrazie. Często fotografia i malarstwo, jako wyabstrahowany, "suchy" obraz bez odpowiedniego zagajenia, wprowadzenia czy teoretycznego komentarza pozostaje bezbronny wobec modelu relacyjnego, rzadko może z nim konkurować. Oczywiście każde wydarzenie artystyczne, wernisaż czy wystawę możemy czytać tak jakby stanowiło wyjątkową sytuację, uwikłaną w swoiste okoliczności i prowokującą do dyskusji. Coraz jednak trudniej o takie zdarzenia w galeryjnym wnętrzu.

W przypadku wystawy "Niektórzy myślą, że jesteśmy brzydcy" można powiedzieć, że z jednej strony wpisuje się w niezależną i prywatną przestrzeń symboliczną, z drugiej, zwraca uwagę na relacje pomiędzy tym co zawarte we wnętrzu zaprezentowanych fotografii. Punktem spajającym prace 9-ciu fotografów i fotografek były właśnie relacje pomiędzy tymi, których zazwyczaj określamy bliskimi. Intensywne więzi nie dotyczą jednak jedynie rodziny, której znaczenie dziś ulega mocnemu przesunięciu, ale także grupy ludzi, która coraz częściej zapełnia lukę, jaką tradycyjnie pojmowana rodzinna nie jest już w stanie wypełnić. Stąd też uwidocznione zostało przemieszczenie w obrębie albumu rodzinnego, który w obrazach dziewiątki ulega dekonstrukcji, przeskalowaniu i przesunięciu w obrębie konwencjonalnych przestawień: portretów, ujęć imprez przy stole, czy celebracji świąt. Zmianom ulegają także ukazane za pomocą zdjęć stosunki rodzinne i przyjacielskie, dotyczą one rodzaju, głębokości i poziomu relacji.

Maciej Drobina, Rekolekcje, fot. Ł.Rusznica
Maciej Drobina, Rekolekcje, fot. Ł.Rusznica

Niezwykle osobiste, zarezerwowane dla przestrzeni prywatnej sceny wyrwane z codzienności to zdarzenia autentyczne, które cechuje imperatyw dokumentalny. Nie są jednak pozowanymi,wystudiowanymi ustawieniami. Kluczowym jest tu raczej instynktowny, intuicyjny snapshot. Oczywiście intymna atmosfera jaką tworzą fotografie mocno przekłada się na empatyczny odbiór, w którym dominuje odczucie wnikania w płaszczyznę zarezerwowaną dla zupełnie innej rzeczywistości, uporczywe wrażenie podglądania czyjegoś życia. Z drugiej jednak strony daje poczucie współuczestniczenia w tym życiu, obserwowania go, pozwala nam w nie wchodzić i być jego częścią.

"Niektórzy myślą, że jesteśmy brzydcy" to wystawa książkowa, fotografie znalazły się w 9-ciu wydawnictwach albumowych, tylko niektóre z nich zwisły na ścianach galerii. Każda z publikacji realizuje odrębną, osobistą i subiektywną narrację. Kolejne sekwencje kadrów tworzą nielinearne i często niechronologiczne historie związków, relacji i sytuacji o różnych odcieniach emocji. Pomimo to jednak każda z tych książek-albumów pełni zbliżoną funkcję, bo prócz, wciągających, nisko-esetycznych, artystycznie intrygujących zdjęć pobrzmiewa w nich nie tyle potrzeba prezentacji co archiwizacji, zapisu.

Fragment cyklu, Najważniejszego wam nie powiem Łukasza Rusznicy, fot. Ł. Rusznica
Fragment cyklu, Najważniejszego wam nie powiem Łukasza Rusznicy, fot. Ł. Rusznica

Fotografie rodzinne ulegają zniekształceniu i przemieszaniu. W cyklu "Rekolekcje" Macieja Drobiny (projekt książki -Tomasz Płonka) zdjęcia z rodzinnych świąt religijnych zostają przewrotnie i wymownie zestawione z prywatnymi ujęciami, których główną bohaterką jest przeważnie dziewczyna autora. Sceny te w pewien sposób "demaskują" życie rodzinne wiernych, dyktowane przez kalendarz liturgiczny, z drugiej pokazują, że cechuje je zdroworozsądkowe, naturalne podejście do obiektów kultu. Obie sfery są sobie równoważne, uzupełniają się nawzajem, ale także koncentrują się wokół rytuału, cyklicznie powtarzanych świąt czy odgrywanych sytuacji. Zderzenia kadrów z wizyty w rodzinnym domu i scen erotycznych a nawet pornograficznych aktów mocno uderzają w książce "Najważniejszego i tak wam nie powiem" Łukasza Rusznicy i Thomasa Schostoka aka {ths}. Włączenie fotografii w narrację ma tutaj charakter bardziej procesualny i konsultacyjny. Ogółną koncepcję zaproponował autor, zestawiając zdjęcia na początku i końcu historii, pozostawił jednak znaczną przestrzeń na intuicyjne połączenie i przesterowanie obrazów przez grafika. Zaowocowało to śmiałym, wyrazistym i uderzającym kolażem. Sam tytuł wskazuje, że autor mógłby wyjawić znacznie więcej, a to co widzimy to tylko część z tego co mogłoby zostać pokazane. Akty zbliżeń seksualnych nie są wyestetyzowane, są brutalistyczne, wulgarne, prawdziwe. W otaczającej nas hegemonii obrazu, który podlega silnej fetyszyzacji, przywykliśmy do wyidealizowanych, wygładzonych przedstawień życia intymnego. Nawet filmy porno uważane za ordynarne i pozbawione zawaluowania posiadają właściwą im stylistykę nadmiaru, w której seks jawi się jako obfity, gładki i perfekcyjny. Tymczasem jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało, rzadko kiedy jest w nas chęć zgody na to, że seks nie epatuje pięknem z hollywoodzkiej produkcji. Zdjęcia Rusznicy nam to właśnie mówią-to nie przysłowiowe "piękno" decyduje o uroku intymnej relacji, ale właśnie ten niezwykły rodzaj bliskości utrwalony na zdjęciu wyeksponowanym na galeryjnej ścianie.

Uta Besz, Non Molto, fot. Ł. Rusznica
Uta Besz, Non Molto, fot. Ł. Rusznica

W trakcie spotkania grupy roboczej w Galerii Studio Uta Besz, mówiła o tym jakie znaczenie ma instynktowne wyczucie momentu podczas robienia zdjęcia, chęć utrwalania chwili. Album "Non Molto" (Iwona Jarosz) to czarnobiałe zdjęcia z okresu, w którym autorka była w ciąży i seria późniejszych fotografii z dojrzałego życia jej związku. Prywatne kadry, nagość, bliskość dwóch osób, wspólna przestrzeń nie były by pewnie tak zrozumiałe dla postronnego odbiorcy, gdyby nie komentarz fotografki. W swojej krótkiej wypowiedzi zahaczyła bowiem o bardzo istotną kwestię dotyczącą samej intencji fotografowania, która w tym wypadku stanowi ideę całej wystawy. Rzadko kiedy zdjęcia do rodzinnego albumu robione są po to, żeby później je oglądać, bardziej chodzi o sam moment, w którym wyjątkowa sytuacja staje się zdjęciem,o moment w którym pojawia się myśl o tym, aby ją uchwycić, o celebracje samej chwili. Ciężko uniknąć banalności opisując takie kadry, ciśnie się stwierdzenie, że to jak opowiadać prosto o rzeczach ważnych, w tym sensie z tych ujęć bije mądrość. Ciekawą kwestią jest również to jak obiektyw jest używany i o ile Besz i Rusznica się z nim konfrontują, są częścią chwytanych przez siebie scen, o tyle Filip Zawada dystansuje za jego pomocą rzeczywistość. Seria zdjęć stanowiąca podsumowanie 4-letniego małżeństwa to liryczne studium przygotowań do porodu jego żony, w których wydaje się, że autor jest bardziej obserwatorem niż uczestnikiem. Fotografowane przez niego obiekty, jak sam zwrócił uwagę, często powtarzały motyw wybrzuszenia, górki, obsesyjnie i nieświadomie powtarzając kształt brzucha swojej partnerki. Przeżywanie procesu oczekiwania, przejawia się w prostych gestach, aparat może pełnić funkcję odciążającą, a tym samym pomagającą przepracować i przetrwać trudny czas. O rytuałach codziennych opowiada także Marta Wiercińska w cyklu "od 16:00 do 8:00"(Katarzyna Pietrzak-Zawada). Czas zarezerwowany na odpoczynek stał się punktem wyjścia dla obrazów codziennej aktywności. Analiza jaką czyni autorka dotyczy właśnie tak zwanego czasu wolnego, czyli tego co pozostaje po odjęciu 8 godzin pracy i 7-u godzin snu. Uchwycone przez nią sceny to cyklicznie powtarzane czynności wieczorne, wpisujące się w cykl dnia; kąpiel, ścielenie łóżka, oglądanie telewizji, ale także wizyty u znajomych, wypady do klubów i spacery. Konkluzja z tych refleksji nie jest zaskakująca i w swej wymowie przypomina " Pochwałę lenistwa" Rusella.

Gablota ze zdjęciami Filia Zawady, fot. Ł. Rusznica
Gablota ze zdjęciami Filia Zawady, fot. Ł. Rusznica

"Przedwiośnie" Karoliny Zajączkowskiej (Ania Kukała) to zupełnie inny album, skupiony głównie na burzliwym życiu 17-latków, pochłoniętych intensywnym eksplorowaniem możliwości doświadczania różnych stanów emocjonalnych i używek, który posiada w sobie coś z socjologicznej analizy. Łatwo na jego przykładnie prześledzić i porównać życie współczesnych nastolatków ze swoimi własnymi wspomnieniami o młodzieńczym, zbuntowanym okresie życia. Mniej obserwatorski, a bardziej uczuciowy jest pamiętnik-książka Agaty Kalinowskej (Justyna Fedec), utrzymany w młodzieńczym romantyzmie, gdzie zdjęcia przeplatają się z rysunkami, papierkami i wycinkami, przy czym jego estetyka mocno odbiega od grzecznej i ładnej, a bardziej przypomina pazur riotowych zinów. Cała aranżacja pomieszczenia, w której został wyeksponowany przywodzi na myśl mix darkroomu i prywatnego pokoju, w którym ostre światło jarzeniówki, taniec na rurze roznegliżowanej dziewczyny ze zdjęcia łączy się z białym materacem prowokując wrażenie niezwykle intymnej przestrzeni, w której właśnie doszło lub dojdzie do zbliżenia. Najmniej przypominającą rodzinny album publikacją jest "Overcome" Maurycego Prodeusa, pojawiające się w niej postacie nie dają się rozpoznać jako członkowie rodziny. Większość fotografii to pojedyncze portrety osób, jakby kolekcja twarzy najbliższych. Całość jest bardzo powściągliwa, zarówno jeżeli chodzi o stłumioną kolorystykę i zimne, ostre światło, jaki o temat -nie jawi się w niej też nic z ekshibicjonizmu. Uderza wyrażana symbolicznie pustka i osamotnienie, dziwny rodzaj rezerwy i wycofania. Dwa albumy Krzysztofa Solarewicza(Joanna Wojtuś) poświęcone są bardziej refleksyjnemu ujęciu więzi w kontekście przemijania i śmierci. Dwie niewielkich rozmiarów książeczki nawiązują do siebie i stanowią niekonwencjonalny portret rodziny zestawiony z ujęciami zwierząt żywych, martwych, ich przedstawień na tkaninach i obrazach, tym samym poruszają kwestię społecznego i biologicznego życia, a także jego kruchości, odchodzenia, przemijania, pamiętania. Reprezentacja, wizerunek uwieczniany za pomocą kliszy, jest próbą przekroczenia śmierci, utrwalenia tego co ostatecznie nie może być zatrzymane. W ogólnym sensie zamiar jaki przyświeca nam w trakcie wykonywania zdjęcia to chęć przekroczenia czasu, rzadko kiedy jednak w trakcie jego robienia myślimy o tym, że za 20 lat chętnie do niego powrócimy, ważne dla nas jest przeżywanie danego momentu.

Fragment cyklu "od16:00 do 8:00" Marty Wiercińskiej, fot. Ł. Rusznica
Fragment cyklu "od16:00 do 8:00" Marty Wiercińskiej, fot. Ł. Rusznica

Dlaczego trashowa fotografia? Ostatnio słuchałam audycji w radio dotyczącej konkursu "World press foto". Prowadzący zadał pytanie swojemu gościowi, które dotyczyło tego w jaki sposób wśród "chłamu" jaki zalewa sferę wizualności wycedzić "perełki". Wypowiedź ta trafnie zahaczyła o "Brzydkich". Opozycja pomiędzy wysoką a niską fotografią, przywodzi na myśl tą która miała miejsce między akademizmem a impresjonizmem. W oporze przed akceptacją "nagiego", realnego obrazu takiego jakim jest, pobrzmiewa modernistyczne roszczenie "wzniosłości".Pewnym nadużyciem jest także mówienie o tym, że prace te są poza estetyką, posiadają swoją własną, nie wygładzoną narzędziami Photoshopa, pełną szumu i kurzu, niestatycznych i nieteatralnych kadrów. Opór przyznania prawa śmieciowym zdjęciom, dotyczy także pytania o cel. Zdjęcia te nie są robione z obliczeniem na określony skutek, raczej ważniejsza jest przyczyna, potrzeba, która dyktuje ich wykonanie. Nie chodzi spłycenie fotograficznego gestu tylko do kwestii łapania chwili, na dobre zdjęcie składa się oczywiście wiele czynników. Jednakże zapatrzenie w tradycyjnie rozumiany warsztat artystyczny trąci akademizmem, a czasem bardziej wartościową jest artystyczna strategia. Nan Goldin zapytana w jednym z wywiadów o to czemu robi nieostre zdjęcia odpowiedziała "ponieważ robię zdjęcia niezależnie od oświetlenia. Jeśli chcę zrobić zdjęcie, robię je bez względu na wszystko".

Fragment cyklu „Przedwiośnie” Karoliny Zajączkowskiej, fot. Ł. Rusznica
Fragment cyklu „Przedwiośnie” Karoliny Zajączkowskiej, fot. Ł. Rusznica

Niektórzy myślą, że jesteśmy brzydcy; kuratorzy: Łukasz Rusznica, Filip Zawada; artyści: Uta Besz/Iwona Jarosz, Maciej Drobina/ Tomasz Płonka, Agata Kalinowska/Justyna Ferdec, Maurycy Prodeus, Łukasz Rusznica/Thomas Schstok aka {ths}, Krzysztof Solarewicz/Joanna Wojtuś, Marta Wiercińska/Katarzyna Pietrzak-Zawada, Karolina Zajączkowska/Ania Kukuła, Filip Zawada/Katarzyna Pietrzak-Zawada. Studio BWA, Wrocław, 24.11-16.12.2010.

Fragment cyklu Agaty Kalinowskiej, fot. Ł. Rusznica
Fragment cyklu Agaty Kalinowskiej, fot. Ł. Rusznica

Fragment cyklu „Overcome”Maurycego Prodeusa, fot. Ł. Rusznica
Fragment cyklu „Overcome”Maurycego Prodeusa, fot. Ł. Rusznica

Fragment cyklu „Zwierzęta” Krzysztofa Solarewicza, fot. Ł. Rusznica
Fragment cyklu „Kieszonkowy atlas zwierząt” Krzysztofa Solarewicza, fot. Ł. Rusznica
  1. 1. Cytat zaczerpnięty z tekstu Kamila Solarewicza Dziś Poniedziałek 1 listopada 2010, Wszystkich Świętych, zamieszczonego w folderze wystawy.