Neurotyczny lament postmodernistyczny. Rumiancew w Goldex Poldex

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.


Pisanie recenzji pracy wideo Tańcząc ze łzami w oczach Daniela Rumiancewa jest co najmniej ryzykowne, jeśli w ogóle potrzebne. Jest to wideo, które w zasadzie może obyć się i bez widzów, i bez krytyków. Miejsce dla nich w tekście zostało już niejako zaprojektowane i wypełnione przez samego artystę - relacja autor-widz/krytyk jest jednym z centralnych motywów tej pracy. Drugi temat, który podejmuje Rumiancew to autotematyzm. Zabieg ten generuje kolejne olbrzymie pola odniesień pojawiających się w jego pracach. Tańcząc... jest serią monologów, które Rumiancew „wypowiada" z zamkniętymi ustami, co przynosi komiczny efekt bełkotania. Artysta opowiada o swoich poprzednich projektach, proponując ich gotową interpretację. Prace, do których odnosi się w swoich monologach, to między innymi: Fordanser (2005), Wyprawa do drugiego pokoju (2007), Nr 1 (1995/2008), Gniazdo (2008), Widok z okna (2007), Brudne naczynia na moim balkonie 2005-2007 (2005-2007), DJ (2006).

Prace Rumiancewa cechuje prostota formalna i czytelność; podobnie jest z Tańcząc ze łzami w oczach. Metoda staje się tutaj jednak czymś więcej: nie idzie bowiem wyłącznie o jasność przekazu, ale zakomunikowanie go po raz drugi, przefiltrowanie przez siebie, aby osiągnąć terapeutyczny efekt. Jeśli główną funkcją psychoanalityka jest uważne słuchanie pacjenta, by ten w efekcie dojrzał swoje traumy, tak Rumiancew ze swoją kamerą staje się pacjentem i terapeutą jednocześnie. Ale psychoanalizy jest u artysty znaczniej więcej. W monologach autora nieustannie powraca obsesja bycia niezrozumianym lub źle interpretowanym. Owo (potencjalne) błędne odczytanie jego prac przez (równie potencjalnych) widzów zostaje natychmiast skorygowane przez artystę, który wykłada jasną interpretację, a przy okazji odsłania fundujący ją mechanizm manipulacji. Znakomicie ilustruje to pierwszy z monologów, gdzie Rumiancew oświadcza, że jego Dyptyk 1 rzeczywiście był pracą nie do końca udaną. Jednakże, jak kontynuuje, skoro praca znalazła się w galerii, to inteligentny widz, a przecież na takich artystom zależy najbardziej, uzna, iż ta niedoskonałość jest efektem zamierzonym. Czyli wystawa jest dobra, chociaż, jak przyznaje sam autor, jest zła. Koniec końców wszyscy są jednak zadowoleni: widzowie, którzy zobaczyli dobrą sztukę, artysta, który ochronił swoje słabiutkie ego przed krytyką i krytycy, którzy mogą docenić przebiegłość artysty. Czy nie przypomina to idealnej lacanowskiej komunikacji - sytuacji, kiedy otrzymujemy własny komunikat w odwróconej formie? Moja sztuka nie zawsze jest dobra - ostrzega Rumiancew, zaraz potem oferując jednak gotową interpretację, podpowiadającą, że jego projekty coś są jednak warte.

Tańcząc... przeszywa także nieustanny lęk, doskonale wygrany właśnie poprzez ironiczne odwołanie do psychoanalizy. To lęk przed drugim człowiekiem, przed byciem błędnie odczytanym, wreszcie lęk przed niepowodzeniem. Rumiancew nieustannie stara się osiągnąć pełnię, dokonać stabilizacji w ramach wybranej kategorii. Stara się być mężczyzną, odkrywcą, stara się zyskać uznanie jako artysta. Jego prace to zapisy mozolnych prób, które kończą się porażką. Fakt przepracowania traumy niepowodzenia w auto-psychoanalitycznym monologu odwraca tę perspektywę: uświadomiona klęska staje się sukcesem. Artysta po mistrzowsku przekształca swoje wideo w rodzaj postmodernistycznego lamentu.

Na prace Rumiancewa popatrzeć można z jeszcze jednej perspektywy - kryzysu męskości. Na oczach widzów (i własnych) rozpada się tradycyjnie ujmowana męskość. Jednak i tutaj dzieje się to w niekonwencjonalny sposób. Artysta wykpiwa nie tylko niemożliwość wcielenia w życie męskiego ideału, ale i jego krytykę. W pracy Tańcząc... pojawia się kilka narracji, które Rumiancew zręcznie łączy w jedną całość: ponowoczesny kryzys męskości, krytyka psychoanalityczna oraz jej parodia. Autor swobodnie bawi się nimi, testując granice przesady, ale nigdy nie ociera się o żenadę. Zapętlające się wideo Rumiancewa jest trochę jak niemilknący wyrzut sumienia sztuki, której z trudem przychodzi pogodzenie się z ostatecznym zmierzchem fundujących ją założeń i kategorii.

W filmie Batman Tima Burtona (1989), Joker, grany przez Jacka Nicholsona, wypowiada taki oto wierszyk:

Śmieję się tylko na pozór
Mój uśmiech to twarzy foch
Spróbuj dostrzec mój płacz prawdziwy
i podziel ze mną mój szloch.

Niech więc nie zwiedzie nas ironia i dowcip Rumiancewa. Za nimi kryje się bowiem smutek i nostalgia za sztuką wielką, totalną, Wagnerowską gesamtkunstwerk, apoteozą męskości i pełni. Jak jednak wiemy, projekt ten poniósł sromotną (dosłownie!) klęskę. Wraz z nim do lamusa odszedł męski podmiot i jego władcze spojrzenie, które organizowało ów cały spektakl. Nie pozostaje nam zatem nic, jak podzielić szloch błazna i swoimi rozterkami podzielić się z psychoanalitykiem.

Daniel Rumiancew, Tańcząc ze łzami w oczach, Goldex Poldex, Kraków 19.02-19.03.2010

Kronika Towarzyska z wernisażu.

BRUDNE NACZYNIA NA MOIM BALKONIE 2005-2007, FOTOGRAFIE (LAMBDA), 
TEKST, EDYCJA 1/4 + 1 A .P., 2007
BRUDNE NACZYNIA NA MOIM BALKONIE 2005-2007, FOTOGRAFIE, TEKST, 2007
BRUDNE NACZYNIA NA MOIM BALKONIE 2005-2007, FOTOGRAFIE (LAMBDA), 
TEKST, EDYCJA 1/4 + 1 A .P., 2007
BRUDNE NACZYNIA NA MOIM BALKONIE 2005-2007, FOTOGRAFIE, TEKST, 2007

Pomiędzy jesienią 2005 a latem 2007 roku przechowywałem na moim maleńkim balkonie stertę brudnych naczyń. Wyjąłem je ze zlewu do miski i wystawiłem na zewnątrz. Nie chciało mi się ich zmywać, więc usunąłem problem sprzed oczu. (Prawdę mówiąc nie był to ani pierwszy, ani ostatni raz, kiedy tak łatwo poradziłem sobie w życiu.)

Pod koniec 2005 roku spadł śnieg i szczelnie przykrył naczynia. Zrobiłem zdjęcie śnieżnej zaspy, a następnej zimy - na początku 2007 roku - kolejne.

Problem z brudnymi garami na balkonie rozwiązał się sam. Któregoś dnia w południe, latem 2007 roku, obudziło mnie stukanie w szybę. Zdziwiłem się, a nawet przestraszyłem, bo mieszkam na ostatnim, czwartym piętrze. Rankiem robotnicy postawili rusztowanie i teraz jeden z nich gapił się z zewnątrz na mnie leżącego w rozgrzebanej pościeli. (Pożałowałem wtedy, że nie używam zasłonek ani żaluzji.) Wstałem i otworzyłem okno. Robotnik poprosił mnie, żebym zabrał miskę z naczyniami. Okazało się, że administratorzy budynku postanowili wymienić lokatorom balkony, bo groziły zawaleniem. Niestety, nowy balkon jest tak wąski, że miska się na nim nie zmieściła.

Daniel Rumiancew

TAŃCZĄC ZE ŁZAMI W OCZACH, 2008 [KLATKI]
TAŃCZĄC ZE ŁZAMI W OCZACH, 2008 [KLATKI]
TAŃCZĄC ZE ŁZAMI W OCZACH, 2008 [KLATKI]
TAŃCZĄC ZE ŁZAMI W OCZACH, 2008 [KLATKI]
TAŃCZĄC ZE ŁZAMI W OCZACH, 2008 [KLATKI]

1. Praca wideo "Tańcząc ze łzami w oczach" powstała na wystawę w białostockim Arsenale jako swoisty komentarz/parodia komentarza do niektórych prac tam pokazywanych. Dla wzmocnienia siły pseudo/komentarza użyłem gestykulacji podpatrzonej u Slavoja Żiżka i Bogusława Wołoszańskiego. Z kolei zabieg mówienia z zamkniętymi ustami jest powtórzeniem dziecięcych zabaw, ale wynika także z moich wieloletnich doświadczeń z psychoanalizą, która to metoda wydaje mi się próbą wypowiadania niewypowiadalnego.

Rumiancew


2. Jeżeli przyjmiemy, że istnieje coś takiego jak "semantyka emocji", to zdania z jej zakresu weryfikowane byłyby pojawieniem się, lub nie, danego stanu emocjonalnego, odczucia. Intersubiektywność owych stanów jest wysoce problematyczna. Z tego powodu psychoanaliza jest tak bardzo kontrowersyjna - wydawałoby się, że wypowiada zdania prawdziwe, jednak z innego punktu widzenia można ją potraktować jako bełkot i blagę (Woody Allen jest mistrzem wykorzystania tej dychotomii w kinie). Podobnie jest ze zdaniami wypowiadanymi w pracy "Tańcząc ze łzami w oczach": istnieją tropy, które sugerują ich prawdziwość, wzmacniają je, ale istnieją też zaprzeczenia, sugestie osłabiające ("antysugestie"). "Translacja" niezrozumiałego bełkotu na zrozumiałe napisy, jako sposób mówienia nie wprost, wzmacnia przekonanie o prawdziwości wyrażonego w napisach komentarza, z drugiej jednak strony prowokuje pytanie - czy autor pracy nie robi sobie po prostu żartów z widza - które to pytanie podważa wiarę w komentarz. Następuje zarówno faktyczna, jak i "fałszywa" interpretacja pozostałych prac autora, a właściwie interpretacja osobowości autora, stojącego za pracami. Mamy tu do czynienia z zapisaną w metajęzyku próbą "wyrażenia siebie" i "ucieczki od siebie" jednocześnie.

metaRumiancew

„Tańcząc ze łzami w oczach" to tytuł przeboju zespołu Ultravox, jednego ze sztandarowych przedstawicieli nurtu New Romantic z lat 80-tych. Kiczowaty cytat z kiczowatej piosenki został wybrany przez Daniela Rumiancewa na tytuł powstałego dwa lata temu filmu wideo. Praca ta, podobnie jak „Zboczona historia kina" Sophie Fiennes i Slavoja Žižka którą jest inspirowana, w bezpośredni sposób dotyczy psychoanalizy. Inaczej niż w filmie Žižka, wątki podejmowane przez Rumiancewa są bardzo osobiste, nie mamy jednak pewności czy psychoanalityczne interpretacje własnych prac podawane przez autora są prawdziwe, czy też są próbą wpuszczenia widza w przysłowiowe maliny. Tymczasem balansując na granicy smutnej prawdy i radosnej blagi Rumiancew daje ogólną wypowiedź na temat nieintersubiektywnego charakteru życia psychicznego, paradoksów związanych z jego interpretowaniem, możliwości zbudowania prywatnego języka i nieadekwatności przekładu jednego języka na drugi.

Oprócz filmu „Tańcząc ze łzami w oczach" na wystawie zostanie pokazanych kilka innych prac artysty.

Marian Nieludcew, nota prasowa do wystawy

WYPRAWA DO DRUGIEGO POKOJU (FRAGMENT), 2008
WYPRAWA DO DRUGIEGO POKOJU (FRAGMENT), 2008