Schizma, której nie było

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
WIDOK WYSTAWY "SCHIZMA. SZTUKA POLSKA LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH", CSW ZAMEK UJAZDOWSKI, 10.10-29.11.2009, FOT. JAN SAMGA
WIDOK WYSTAWY "SCHIZMA. SZTUKA POLSKA LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH", CSW ZAMEK UJAZDOWSKI, 10.10-29.11.2009, FOT. JAN SAMGA

Schizma przemknęła jakby z boku, niezauważona. W najważniejszych mediach pojawiły się oczywiście recenzje, jednak nie odebrano tej wystawy - przecież pierwszego pokazu sztuki lat 90. - jako wydarzenia.

A jednak głosy recenzentów nie były jednoznacznie krytyczne, raczej niezdecydowane: niby na „nie", ale nie dość stanowczo; trochę na „tak" (no bo to jednak lata 90....), ale bez euforii. Nie chodzi jednak o te czy inne recenzje, ale o prosty fakt: dlaczego wystawa o takim potencjale symbolicznym (a także krytycznym, historyczno-sztucznym etc.) spotkała się z tak obojętnym przyjęciem?

Otóż rzecz leży chyba w czymś bardziej zasadniczym: otóż zarówno udana wystawa o latach 90., jak i ciekawa refleksja nad takim pokazem, musi zakładać krytyczny namysł nad spuścizną sztuki krytycznej, jej dzisiejszym statusem i miejscem na mapie polskiej sztuki. Nie chodzi wszakże o fundamentalną krytykę, ale o próbę nowego spojrzenia na historyczne prace i języki wypowiedzi. A tego zabrakło zarówno na samej Schizmie, jak i w tekstach ją podsumowujących. Może teraz, kiedy wystawa już się skończyła, przyjdzie czas na bardziej rozbudowana refleksję? Poniżej proponuję kilka ujęć sztuki lat 90., których zabrakło mi na Schizmie.

Z wspomnianych głosów krytycznych jednym z bardziej wyraźnych był ten mówiący, że wystawa jest nijaka, letnia - a przecież sztuka krytyczna była „ostra, konfliktowa, wzbudzająca skandale". Tymczasem „na Schizmie wysoka temperatura gdzieś się ulotniła" [Natalia Kaliś w „Arteonie" 12/2009]. Istotnie, nie był to pokaz intensywny - pytanie tylko czy to źle? Wydaje się, że jest raczej odwrotnie: jednym z kuratorskich błędów Adama Mazura było nie dość stanowcze „wygaszenie" owej temperatury; to ognisko trzeba było zgasić, a nie rozniecać. Może prace z lat 90. powinny na czas Schizmy znaleźć się w szklanych muzealnych gablotach? Dokładnie tak, jak na retrospektywie Zbigniewa Libery wyeksponowano np. Lego.

WIDOK WYSTAWY "SCHIZMA. SZTUKA POLSKA LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH", CSW ZAMEK UJAZDOWSKI, 10.10-29.11.2009, FOT. JAN SAMGA
WIDOK WYSTAWY "SCHIZMA. SZTUKA POLSKA LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH", CSW ZAMEK UJAZDOWSKI, 10.10-29.11.2009, FOT. JAN SAMGA

W mojej opinii zasadniczym mankamentem Schizmy było więc swoiste „niedokończenie". Wystawa rozlewała się we wszystkich kierunkach, nie podążając w efekcie żadnym z nich; nie była to zarazem klasyczna wystawa historyczna. Ale to był tylko efekt - po pierwsze, nie dość zasadniczego przemyślenia sztuki lat 90. przez kuratora, jej twórczego odczytania; po drugie - sytuacji, w której autor wystawy jest jednocześnie pracownikiem instytucji dla sztuki lat 90. kluczowej. Jak w tekście Płacz Zbigniewa Libery zauważyła Dorota Jarecka, „wystawa na Zamku decydowała o tym, czy ktoś jest ważny, czy nieważny, czy przejdzie do historii". Rzecz w tym, że w tym wypadku jednoznaczna krytyka instytucjonalna byłaby bardzo trudna do przeprowadzenia. Bo choć zapewne można wskazać liczne uchybienia Zamku z tamtego okresu, to raczej na poziomie infrastruktury, kwestii technicznych, organizacyjnych etc. Pamiętając, że lata 90. to okres dziecięctwa polskiej sztuki, a więc również czas nauki na błędach, nie sposób odmówić w tym czasie Zamkowi roli pionierskiej. To tam odbyły się najważniejsze pokazy sztuki lat 90., by wymienić tylko Antyciała, Magów i mistyków, prekursorskie wystawy Kozyry, Żmijewskiego i Libery, w tym także Lego czy Urządzenia korekcyjne tego ostatniego - prace obłożone w innych instytucjach anatemą.

Nie zmienia to wszelako faktu, że „dokumentacyjna" część Schizmy była - w takim a nie innym kształcie - zbędna. Nie z powodu serwilizmu Mazura - co z upodobaniem sugerowali prasowi i kuluarowi komentatorzy - ale po prostu dlatego, że stojąc w środku lasu widać tylko pojedyncze drzewa. Zamiast wystawy mastodontalnej, śmiało można było zrobić więc dwie: szczelną, przemyślaną wystawę o latach 90. i jakiś drugi pokaz o „złotej dekadzie" Zamku. Tymczasem w efekcie połączenia tych koncepcji, Schizma nie tylko utraciła swój wyraźny kuratorski kontur, ale także dowiodła, że nie da się zrobić ciekawej wystawy o latach 90. ilustrowanej jedynie pracami z kolekcji Zamku... I to być może najbardziej dojmujący mankament tej decyzji: obok prac realnie kanonicznych (np. Olimpia), dostaliśmy rekonstrukcje, filmy prezentujące poszczególne obiekty (sic!), czy pojedyncze prace w momencie, gdy sytuacja wymagałaby wypełnionej po brzegi sali.

WIDOK WYSTAWY "SCHIZMA. SZTUKA POLSKA LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH", CSW ZAMEK UJAZDOWSKI, 10.10-29.11.2009, FOT. JAN SAMGA
WIDOK WYSTAWY "SCHIZMA. SZTUKA POLSKA LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH", CSW ZAMEK UJAZDOWSKI, 10.10-29.11.2009, FOT. JAN SAMGA

Ale powróćmy do kwestii zasadniczej, czyli prezentacji na Schizmie sztuki lat 90. Aby bowiem ubiegać się o miano przełomowej (a taka jak sądzę była stawka), Schizma winna łamać proste, „szkolne" odczytania twórczości dominującej w tym okresie. Tymczasem tego na niej najbardziej zabrakło: krytycznego przeczytania tradycji sztuki krytycznej.

Hegemonia sztuki krytycznej staje się obecnie osobnym - i wielkim - zagadnieniem: dziś to ona jawi się owym „kanonem", cokołem, w którego cieniu gasły bądź rozkwitały inne zjawiska. Schizma uzmysłowiła mi, że może nastał już czas, by nurt ten doczekał się poważnej monografii pisanej nie z pozycji ideologicznie zaangażowanego „insidera" (czy też krytyka towarzyszącego), ale badacza, który pozostanie obiektywny na poziomie rekonstrukcji elementarnych faktów - odnotowania poszczególnych tekstów i wydarzeń, ale także przedstawienia instytucjonalnych uwarunkowań i wynikających z nich wykluczeń. Tylko proszę mi nie mówić, że taki obiektywizm jest niemożliwy, a sam gest wyboru danych zjawisk jest już aktem oceny - istnieją wszak opracowania niemal kompletne, a i badacz pretendujący do miana rzetelnego jest w stanie zawiesić na kołku swoje ideowe preferencje (powtarzam, na etapie rekonstrukcji faktów, a nie ich interpretacji). Tak czy inaczej, taka książka to z pewnością kolejna fascynująca pozycja, której naszej dwudziestolatce brakuje. Fascynująca choćby z tego powodu, że jej autor/autorka musiałby podjąć problem nadużywania „przemocy symbolicznej" przez tych, którzy najgłośniej o nim (nadużywaniu) mówią. Innymi słowy, musiałby rozebrać na czynniki pierwsze nie tylko liczne teksty poświęcone sztuce krytycznej (z lewa i prawa), ale także zobaczyć, które nazwiska przewijały się nieustannie, a których artystów wykluczono z publicznego dyskursu; które ośrodki dowartościowano, a które skazano na rolę peryferyjnych; jakich językowych kodów używano do deprecjonowania zjawisk innych niż sztuka krytyczna i jakimi „blokerami" (słowami-wytrychami) tamowano dyskusję; jak krytykę sztuki krytycznej zrównywano w debacie z cenurą. To zadanie czysto archeologiczne, bo dziś takie podziały są już właściwe niemożliwe: w dobie Internetu, świadomej publiczności, dywersyfikacji artystycznych postaw i strategii, w końcu instytucjonalnego i galeryjnego boomu, mapa polskiej sztuki przypomina siatkę mniejszych i większych, ale połączonych ze sobą węzłów. Jednak lata 90. to czas sceny skurczonej, czy raczej - dopiero się klującej. Schizma - czy szerzej: wystawa o latach 90. - to wymarzony przyczynek do rozpoczęcia opowieści o sztuce krytycznej jako o narracji dominującej i/lub wykluczającej. Niestety na wystawie w CSW Zamek Ujazdowski takiej historii nie opowiedziano. Zamiast tego dostaliśmy wybór mniej lub bardziej klasycznych artefaktów.

WIDOK WYSTAWY "SCHIZMA. SZTUKA POLSKA LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH", CSW ZAMEK UJAZDOWSKI, 10.10-29.11.2009, FOT. JAN SAMGA
WIDOK WYSTAWY "SCHIZMA. SZTUKA POLSKA LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH", CSW ZAMEK UJAZDOWSKI, 10.10-29.11.2009, FOT. JAN SAMGA

Kolejnym zagadnieniem wynikającym z praktycznej dominacji sztuki krytycznej w tamtym czasie, jest wypchnięcie na margines zjawisk, które ją flankowały. Zanim nastąpiły głośne debiuty z kręgu „Kowalni" i ekspansja kolejnych artystów, siłą rozpędu toczyła się sztuka zanurzona w innej tradycji i innej społeczno-politycznej rzeczywistości - w tym ta stanowiąca faktyczny fundament sztuki krytycznej (vide cykl Mistrzowie Zbigniewa Libery). Z drugiej strony już od połowy lat 90. rodziły się zjawiska, które miały zdeterminować sztukę przełomu mileniów i początku lat 2000. Aby to pokazać na wystawie, sztukę krytyczną należałoby „rozcieńczyć" wśród prac o innej genealogii, a w konsekwencji osłabić jej dominującą pozycję. Wydaje się, że Adam Mazur doskonale zdawał sobie z tego sprawę, jednak, znowu, jego działanie miało charakter akcentu, a nie konsekwentnie poprowadzonej narracji. To dlatego zaproponowane przez niego sformułowanie „krytyczny pop" (choć o dużym potencjale) nie wystarcza - szczególnie, gdy jako jego ilustrację dostajemy po jednym obrazie Maciejowskiego i Sasnala (eksploatowanych przez Zamek do znudzenia). W efekcie Schizma utrwala wysłużoną kliszę: pop był, ale na dalszym planie, mniej ważny, przaśny. Z kolei zjawiska prekursorskie wobec sztuki krytycznej nie pojawiły się na wystawie bodaj wcale. Ciekawie rysowały się natomiast prace o latach 90. wykonane dzisiaj: chodzi o realizacje Romana Dziadkiewicza i Maurycego Gomulickiego. Szczególnie instalacja tego ostatniego - spiętrzone i oblane czerwoną farbą okładki kaset VHS z lat 90. - nie tylko ordynarnie nie pasuje do powszechnego wyobrażenia sztuki tamtego okresu, ale może także stanowić ironiczny komentarz na jej temat. I może to jest ten przeoczony klucz?

WIDOK WYSTAWY "SCHIZMA. SZTUKA POLSKA LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH", CSW ZAMEK UJAZDOWSKI, 10.10-29.11.2009, FOT. JAN SAMGA
WIDOK WYSTAWY "SCHIZMA. SZTUKA POLSKA LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH", CSW ZAMEK UJAZDOWSKI, 10.10-29.11.2009, FOT. JAN SAMGA

Kolejnym istotnym aspektem sztuki lat 90. jest jej krytyczna recepcja. P e ł n a  antologia tekstów krytycznych z tamtego okresu byłaby następną pasjonującą (i pouczającą) lekturą - Schizma porusza ten wątek, ale niestety tylko naskórkowo; raczej utrwala wygodny podział na „dobrych" i „złych" krytyków, których oceny pokrywają się z wyraźnymi opcjami ideologicznymi. Ponadto niepotrzebnie skupia się na Zamku. Tymczasem w latach 90. sztukę krytyczną (a de facto po prostu współczesną) - wbrew potocznej opinii - krytykowały nie tylko tytuły konserwatywne. Błądziła większość, a otrzeźwienie przyniosła dopiero sprawa Doroty Nieznalskiej.

Adam Mazur porusza i ten wątek, ale zamiast rozbicia schematycznego podziału „zły Osęka - dobry Ziarkiewicz" i wyjścia poza obszar doraźnych interpretacji, mamy tylko powtórzenie rytuału - z niewielkimi odstępstwami. Szkoda, bo ugruntowanie przekonania, że krytyka sztuki krytycznej może odbywać się tylko z pozycji konserwatywnych, nie tylko wykrzywia obraz epoki, ale przede wszystkim promieniuje na współczesne dyskusje. Również tutaj należało sięgnąć po to, co mamy pod ręką: teksty współczesne. Jeżeli nie udało się zrekonstruować ewolucji krytyków „liberalnych", można było dostrzec zmianę nastawienia tych konserwatywnych - prawdopodobnie o wiele bardziej znamienną. Konserwatywni publicyści ignorują dziś sztukę krytyczną jako działalność potencjalnie skandalizującą, drapieżną, „groźną", dowodząc tym samym dobitnie, że jako język artystycznej wypowiedzi uległa ona całkowitej dewaluacji. Można oczywiście reanimować trupa, interpretując stare prace Rancierèm, a nie Foulcaultem, ale bardziej kreatywne byłoby niewątpliwie zmierzenie się z wypaleniem konkretnych strategii. Sięgnięcie po konserwatywne teksty mogło „wygrać" ten wątek dla wystawy. Byłaby to oczywiście „herezja", ale przecież to na herezjach ufundowano legendę sztuki krytycznej... Tak się jednak nie stało. Szkoda tym bardziej, że od schizmy do herezji dwa kroki. Na wystawie brakuje też pokazania „ciągów dalszych" - nie tylko w wypadku Artura Żmijewskiego czy Kozyry, ale również artystycznych komentarzy do sztuki lat 90., które wyszły od artystów najmłodszego pokolenia.

WIDOK WYSTAWY "SCHIZMA. SZTUKA POLSKA LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH", CSW ZAMEK UJAZDOWSKI, 10.10-29.11.2009, FOT. JAN SAMGA
WIDOK WYSTAWY "SCHIZMA. SZTUKA POLSKA LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH", CSW ZAMEK UJAZDOWSKI, 10.10-29.11.2009, FOT. JAN SAMGA

Adam Mazur przygotował wystawę w zamierzeniu totalną, wyszedł mu jednak pokaz pęknięty na kilka fragmentów, ale przede wszystkim bez wyrazu. Tymczasem wystawa o latach 90. powinna być „jakaś" nie dlatego, że sztuka krytyczna była głośna i kontrowersyjna (jak chce np. Kaliś), ale dlatego, że od dawna taka nie jest. I być może na tym polegała tu główna trudność: jak zrobić wystawę, która nie byłaby letnia, lecz lodowata? Schizma powinna być schizmą w naszym sposobie myślenia o sztuce lat 90. - tak się jednak nie stało.

Warszawskie CSW nie ma szczęścia do wielkich, podsumowujących i (w założeniu) przełomowych pokazów. Niedawne W Samym Centrum Uwagi miało być wielkim tryumfem polskich artystów debiutujących po roku 1989 - tak chcieli zwolennicy projektu. Przeciwnicy wskazywali, że to jedynie walnięcie pięścią w stół przez hegemona, sposób na podkreślenie absolutnej władzy Zamku. Mylili się jedni i drudzy: WSCU było ostatnim akordem melodii pt. „Młoda Sztuka z Polski zdobywa świat", a w warstwie symbolicznej stanowiło jedno wielkie złudzenie: to był przejaw niemocy, a nie siły, sięgnięcie do zasobów wypracowanych przez innych, a nie pokazanie własnej wizji. A nawet więcej: za sprawą WSCU kapitał symboliczny Zamku skumulowany w latach 90. został spektakularnie roztrwoniony, gdyż decydenci tej instytucji nie zorientowali się, że nie budują, ale raczej robią miejsce nowemu, generują pustkę, którą czymś trzeba zapełnić. Rzecz w tym, że nawet nie pomyśleli czym.

Również Schizma to raczej ckliwe (sic!) wspomnienie czasów dawnej świetności Zamku, poprawianie sobie humoru sukcesami sprzed kilkunastu laty, niż przełomowa wystawa o latach 90. Z „momentami", ale to za mało. W latach 90. osławiony ZUJ był instytucją drapieżną, wytyczającą trendy, choć bez wątpienia ułomną, jednak powtórzmy: ułomny po trosze był wówczas każdy element życia artystycznego. Jedno jest pewne: Zamku nie można było wówczas zignorować, trzeba było zająć wobec niego jakąś pozycję - obojętnie pro czy contra. Schizma paradoksalnie jedynie wzmacnia przekonanie, że dziś jest dokładnie na odwrót: Zamek to instytucja letnia, a większość wystaw przechodzi niemal niezauważona, nic po nich nie zostaje (oczywiście, nie dotyczy to pokazów wszystkich - jednak te udane, prawem wyjątku potwierdzającego regułę, tylko podbijają zwyczajową mizerię). To gdzie indziej wykuwa się obraz sztuki naszych czasów. Powstają nowe instytucje, a wraz z nimi wzrasta nowe pokolenie widzów. Po 20 latach istnienia w obecnym kształcie CSW Zamek Ujazdowski musi wymyślić się na nowo. Schizma to być może ostatni dzwonek dla decyzji o radykalnej zmianie.

WIDOK WYSTAWY "SCHIZMA. SZTUKA POLSKA LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH", CSW ZAMEK UJAZDOWSKI, 10.10-29.11.2009, FOT. JAN SAMGA
WIDOK WYSTAWY "SCHIZMA. SZTUKA POLSKA LAT DZIEWIĘĆDZIESIĄTYCH", CSW ZAMEK UJAZDOWSKI, 10.10-29.11.2009, FOT. JAN SAMGA