Cały projekt można by streścić jako iluzyjne kreacje retrofuturystyczne na bazie filmu Metropolis i międzywojennej architektury modernistycznej. Materiałem wyjściowym, na którym pracował Paweł Książek, są reprodukcje projektów i częściej realizacji modernistycznej architektury międzywojennej z terenów Europy Środkowej oraz monumentalny film Fritza Langa. Na wystawie pokazano kilka rodzajów obiektów: dwa neony, film found footage, czarno-białe slajdy średniego formatu reprodukujące fragmenty wyjściowej dokumentacji, czarno-białe odbitki z fotomontażami wypreparowanych kadrów i fragmentów architektury, dwa obrazy olejne. Dzieła młodego artysty wzbogacono pokazem serii rysunków Hansa Poelziga.
Jeden z neonów jest repliką neonu warszawskiego sklepu Era, drugi natomiast odtwarza czołówkę filmu - oba bardzo spektakularne i oczywiście ładne, przez co rodzą dość ambiwalentne odczucia. Tak oczywiście elektryzujące obiekty zdają się trywialne, zwłaszcza gdy pojawiają się w tak naturalnym dla siebie kontekście. Ale nie efekciarstwo tego środka jest tutaj zarzutem: w przeciwieństwie do reszty obiektów, neony i film pozbawione są waloru komplikującej transformacji wątków, jaki próbuje wytwarzać całość. Tak zresztą zostało to zaplanowane: wystawa ma miejsce na dwóch piętrach, a celem niższej ekspozycji jest budowanie nastroju, przygotowanie widza na część wyższą. I to wprowadzenie zdecydowanie się udaje dzięki krótkiemu filmowi, jaki artysta zmontował z monumentalnej produkcji Langa. Mimo wideoklipowej formy, film Książka nie jest jedynie ozdobnikiem, opowiada dość istotną historię o katastrofie, klucz do interpretacji reszty prac, pojęcie-klucz, które będzie pełnić funkcję obrotową, przy każdym obrocie uruchamiając kolejne zapadki układanki zmontowanej w Silent Utopia.
Cały projekt już na wstępie rodzi pewien problem: jeszcze przed obejrzeniem wystawy nękała mnie obawa przed intelektualną i estetyczną garmażerką. „Utopia", „modernizm" i „ekspresjonizm" - terminy podkreślone w zaproszeniu to generalnie gotowce, mocno już zresztą ograne. Przypomniało mi to tekst Mark'a Lewis'a1 o nowoczesnej tradycji. Rozpoczyna go refleksja na temat modernistycznej architektury, która ma taką właściwość, że jakby jej nie fotografować, zawsze daje rewelacyjne efekty. Autora wspomnianego tekstu modernistyczny blok mieszkalny zaprowadził do oryginalnych i ciekawych wniosków - pytanie, czy Książkowi również udało się wypracować nową jakość z gotowych elementów. Jak wiadomo, jeden plus jeden niekoniecznie daje dwa.
Artysta wciela się tutaj nie tyle w archeologa, którego zadaniem jest skompletowanie możliwie najszerszego katalogu szczątków, by z nich zrekonstruować kompletny obraz zaginionej cywilizacji. Raczej odgrywa on rolę badacza-awanturnika poszukującego odczynników do własnych eksperymentów odtwarzających próby wizjonerów sprzed wielkiej katastrofy. Wysiłek przywrócenia wizji z okresu międzywojennego będzie zawsze ciekawy, choćby z tego względu, że była to szczelina historyczna, niezwykle energetyczny czas między dwoma kataklizmami, rozpoczynający się na gruzach starego porządku i przedwcześnie skończony Zagładą. Przestrzeń między dwoma wymazaniami: jednym świadomym, zaprojektowanym modernistycznym zerwaniem z przeszłością w celu nadania kulturze kształtu odpowiedniego dla aktualnego rozwoju cywilizacji, i drugim, jednocześnie fizycznym i intelektualnym, przez wkroczenie zachodniej cywilizacji na ślepe tory totalitaryzmów dążących do wojny. Projekt Silent Utopia jest całkowicie wolny od historycyzmu, nie buduje pomostów z przeszłością, nie mierzy się z tradycją, nie wyciąga prostych wniosków i nie szuka obecności jakichś konsekwencji. Dokładnie przeciwnie, skutecznie wyklucza ścieżki z dziś do wtedy, jest desperacką, raptowną ucieczką w przeszłość na zasadzie skoku, a nie mozolnego odgrzebywania warstw. Autor robi skok wstecz i gwałtowne odchodzi do przodu, zatapiając się w futurystycznych wizjach z tamtego momentu historii; razem ze swoimi bohaterami ucieka w przyszłość w chwili, gdy ta jeszcze była wyobrażalna. Tak wkraczamy na teren historii podwójnie alternatywnej: tej, która nie dość, że się nie zupełnie wydarzyła, bo była bardziej wizją samej siebie niż zbiorem faktów i artefaktów, to w dodatku rozwija się od drugiej strony, a więc z przyszłości w przeszłość i z powrotem. Sam manewr retrofuturystyczny już jest ciekawy. Tym ciekawszy, że jest przejściem na jasno określone pozycje modernizmu, który sam głosił zerwanie swoich wygodnych lub zwykłych związków z przeszłością w imię teraźniejszości, wraz z kalkulacją zmian i rozwoju tej teraźniejszości w przyszłości. Książek jest tutaj bardzo konsekwentny, tak w swoim myśleniu, jak w materiale dostarczanym widzom. Wszystkie fotografie i wydruki bardziej wyglądają jak preparaty wycięte z żywej tkanki wirtualnego, alternatywnego świata, niż rekonstrukcje czy rewitalizacje zapomnianych pomysłów. Charakter preparatu podkreślają ramki/gabloty, w jakich zestawiono slajdy z filmu i zdjęcia architektury - wyglądają bardziej laboratoryjnie niż wystawienniczo. Fotomontaże to kolejne stadium tego eksperymentu, efekt fuzji planu filmowego i architektury, bardzo staranny. Często połączenia po prostu są trudne do rozdzielenia wzrokiem lub zwyczajnie, elementy tworzą harmonijne całości. Jest to archeologia na miarę społeczeństwa informacyjnego, całkowicie uciekająca się do zapisu, w tym wypadku źródeł przedcyfrowych: zdjęć, rysunków i filmu. Książek nie podróżował do miejsc, których architekturę wskrzesza: nie jest istotne czy powstały kiedykolwiek ani czy jeszcze stoją, nie interesuje się też pamiątkami z planów Langa. Liczy się projekt, manifestacja wizji twórcy i jej dokumentacja realizowana w zapisie bez względu na obiektywną rzeczywistość.
Zupełnie osobnym elementem są rysunki Poelziga. Jako autentyczne obiekty historyczne trochę burzą spójną kreację. Na szczęście są to tylko szkice, w dużej mierze do dekoracji filmowych, także nie niszczą pieczołowicie konstruowanej fikcyjności, nie przemieszczają widzów z magicznej sfery potencjalności do brutalnej realizacji. Sam Poelzig jest tak ciekawy, że trudno mieć za złe jego obecność - na tej wystawie o tyle sensowną, że podkreśla ona związki architektury ze scenografią. W przeciwieństwie do praktyk postmodernistycznych, gdzie architektura stała się dekoracją, w pracy Langa i Poelziga dekoracja była architekturą. Silent Utopia stawia na równi te dwa porządki: filmowa fikcja i użytkowe budynki stają się równowartościowe przez swój potencjał wyobraźni wykraczającej daleko poza nie same. Z jednej strony jesteśmy uwodzeni siłą spójnej wizji ambitnie chcącej ułożyć tryumf nowego porządku, z drugiej cały czas obecne jest widmo jego samospalenia.
Mimo że autor jest malarzem i obrazy stanowią rdzeń tej realizacji, na wystawie pokazano jedynie dwa płótna, za to dość wymowne. Jeden przedstawia Cafe Era z Brna na tle pnących się rusztowań, a drugi to płonący budynek wieży Babel, docelowego projektu prominentów z Metropolis. Obrazy są tutaj produktem finalnym; w nich za pomocą środków malarskich zamyka się ciąg kolejnych transformacji, jakim artysta poddaje bazowy materiał archiwalny, szczegółowo odnotowany w tytułach. Obok smaczków takich, jak oddanie poświaty migających kadrów projekcji, nienagannych brył modernistycznych budynków i pełnych rozmachu planów Metropolis zawartych w olejnych obrazach, mamy przed sobą dziwną propozycję przekreślonej nostalgii. Silent Utopia budzi tęsknotę za innym czasem, jednocześnie niespełnionym i utraconym. Nie tyle przeszłością, co raczej alternatywną ścieżką przyszłości, która nigdy nie zaistniała. Rozpalając fantazję, od razu zamyka przestrzeń dla marzeń o innej historii, pokazuje pełne energii dzieciństwo nowoczesności i zapowiedź jej przedwczesnej śmierci, trochę jak Ruinenwert Alberta Speera i Die Gläserne Kette Bruno Tauta zarazem.
Zaraz, zaraz, a może cywilizacja Zachodu właśnie znajduje się w podobnym momencie. Może projekt Książka jest nieprzypadkowy w tym czasie, na prawdopodobnym skraju upadku kapitalistycznego realizmu. Żyjemy w epoce galaktycznych architektów i monumentalnego kina katastroficznego. Może realizacje Libeskinda - podobnie, jak niemiecki ekspresjonizm - zapowiadają nadciągającą katastrofę. Zaraz, zaraz przecież podobne kolaże niedawno robiono w Wielkiej Brytanii, Hala Turbin Herzoga i de Meurona w Ludzkich dzieciach, nieprawdopodobne winiety z pustym centrum Londynu z 28 godzin później lub Nowego Yorku z Jestem Legendą. Godny uwagi jest też fakt, że w przeciwieństwie do wyjątkowego filmu Langa, większość współczesnych superprodukcji o katastrofie opowiada absurdalne historie o globalnym zlodowaceniu czy implozji demograficznej, jawnie zaprzeczając realnym zagrożeniom.
Paweł Książek, Milcząca utopia, Stary Browar, Poznań 2.10-31.12.2009