Malarstwo wypadło z formy. 9. Konkurs Gepperta

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
SŁAWOMIR CZAJKOWSKI, BEZ TYTUŁU, MURAL, WAGENBURG NA GROBLI, WROCŁAW
SŁAWOMIR CZAJKOWSKI, BEZ TYTUŁU, MURAL, WAGENBURG NA GROBLI, WROCŁAW

Choć może zabrzmi to kuriozalnie, to malarstwo stało się kulą u nogi wrocławskiego Konkursu im. Gepperta. Każda edycja wzbudza żywą dyskusję na temat kondycji młodego malarstwa i tego, czym owo malarstwo miałoby być. Wyjaśnienia organizatorów nie służą ani samemu wydarzeniu, ani jego percepcji wśród widzów galerii. Ciągłe zmaganie się z definicją malarstwa, próby jej poszerzenia, retoryczna gimnastyka mająca na celu usprawiedliwienie obecności wśród prac nominowanych wideo czy fotografii, dywagacje, na ile instalacja malarstwem jest i czy z malarskiej tradycji czerpie, przysłaniają meritum sprawy, czyli dyskusję na temat kondycji młodej sztuki.

Abstrahując więc od zwodniczych definicji malarstwa, Konkurs im. Gepperta na polskiej scenie artystycznej zdecydowanie należy do jednego z najważniejszych wydarzeń kierowanych do młodego pokolenia twórców. O jego wyjątkowym charakterze przesądza zamknięta, kuratorska formuła, mająca stanowić gwarancję wysokiego poziomu, różnorodności prac i świeżości pomysłów. Czy jest tak w rzeczywistości? Pod tym względem Konkurs jest kapryśny i zmienny. Skład jury zmienia się co roku, a sami nominujący nie mają wpływu na wybór nagradzanych prac. Dyskusji podlega również kategoria młodości. W ubiegłym roku zgłaszani do Konkursu artyści mogli mieć co najwyżej 30 lat. W tym roku cezurę wyznaczają lata, jakie upłynęły od ukończenia artystycznej uczelni. Tak więc Konkurs zmiennym jest, a poziom prac faluje jak sinusoida. Najważniejsze jest jednak to, że mamy możliwość oglądania prac artystów młodych, często debiutanów, którzy dopiero co opuścili akademickie mury i wstępują na trudną drogę zmagania się z twórczością w codziennym życiu - jak nieco na wyrost w katalogu wystawy konkursowej pisze Piotr Stasiowski.

Po zeszłorocznej burzy umiarkowanego entuzjazmu, dziewiąta edycja nie przynosi drastycznych zmian, choć jest zdecydowanie bardziej odważnie, różnorodnie, barwnie. Pytanie o malarstwo pozostaje wciąż bez odpowiedzi, tradycyjnie obok płócien pojawiają się prace wideo i instalacje bezlitośnie obnażające archaiczność malarskiej formuły. Wydaje się, że organizatorzy i jury, które zdecydowało nagrodzić przede wszystkim malarstwo bez ram, są zgodni w tej kwestii i postanowili nie zważać na teoretyczne spory.

PIOTR WYSOCKI, ZBLIŻENIE
PIOTR WYSOCKI, ZBLIŻENIE

Jaka jest młoda polska sztuka? Choć oczywiście trudno wskazać wspólny mianownik dla 25 artystów zgłoszonych do Konkursu, to można pokusić się na pewne uogólnienia. Wielu artystów wstępuje na grząski grunt, gdzie łatwo trącić o moralizatorski banał, dużo tu sztuki krytycznej, socjologizującej, będącej formą komentarza rzeczywistości. Jak co roku, licznie reprezentowane są wątki popkulturowe. Jest też oczywiście kilka tradycyjnych, nawiązujących do płótna i pędzla obrazów.

Co zatem zobaczymy nowego w ramach 9. Konkursu im. Gepperta?

Przede wszystkim triumf sztuki ulicy, która z impetem wchodzi na salony, dosłownie czai się już na progu BWA. Grupa Krecha w swej spontanicznej kontestacji opanowała hol i wejście BWA Awangarda. Choć typowym przykładem street artu nie jest, jej sztuka nosi w sobie wiele jego cech, jak ironiczność, krytyczność. Gazeta Krechy (2007) stała się dobrym wprowadzeniem do wystawy, krzykliwym akcentem, mocnym kontrapunktem dla wystudiowanych płócien i spełnioną obietnicą nobilitacji sztuki ulicy. Tę ostatnią bowiem najpełniej reprezentuje Sławomir Czajkowski i jego charakterystyczne nitkowate postacie, które opanowały jedną ze ścian BWA. Jego murale, zgodnie z regułami street artu, tworzone i przeznaczone do pozainstytucjonalnego obiegu sztuki, nie sprawdzają się w zamkniętych murach galerii. Ta zaangażowana, przygotowana na konfrontację z przypadkowym odbiorcą, trwale wpisana w miejski krajobraz sztuka wytrącona ze swojego naturalnego środowiska traci na sile. To, z czym świetnie radzi sobie Czajkowski, czyli czerpanie z masowej wyobraźni, wykorzystywanie na własny użytek ikon popkultury, z mniejszym lub większym powodzeniem przewija się w wielu jeszcze pracach zgromadzonych na wystawie. Także rozwiązania formalne, czyli motywy postgraffiti, wykorzystanie estetyki komiksowej, nawiązanie do współczesnych urban legend znajduje wielu zwolenników. Czyżbyśmy mieli do czynienia z nowym malarstwem?

Zaraz obok wyróżnionej Grand Prix Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego All drugs in this world won't save us form oureselves Czajkowskiego oglądać możemy fantastyczno-bajkowe cykle malarskie Uczłowieczenie (2009) i bez tytułu (2008). Paweł Dunal prezentuje swoje wizje napełnione apokaliptycznymi obrazami disnejowskiego piekła czy tytusową mękę uczłowieczania. Te mocno kontrowersyjne płótna przepełnione eschatologiczną tematyką godną średniowiecznych mistrzów intrygują z jednego szczególnie względu: kogo i dlaczego zajmuje dzisiaj sąd ostateczny?
Popkulturowe wątki mają swój dalszy ciąg m.in. w komiksowych obrazach-cytatach Marcina Kuligowskiego (Here goes another one II, 2009) czy kolorowych bajkach dla dużych dziewczynek i wypełnionym papierowymi zwierzętami ziziZOOne (2008) Urszuli Wasilewskiej. Prace te mają w sobie dużo uroku, choć można chyba oczekiwać czegoś więcej.

Zdecydowanie bardziej intrygujące są obrazy mającej już na swoim koncie kilka znaczących wystaw Agaty Biskup. Podążając za wskazówkami artystki, która zakreśla zakres znaczeniowy still i frames, jej cykl malarski (Still frames, 2008) to zdeformowany, ale jeszcze rozpoznawalny, zmieniony, ale możliwy jeszcze do odczytania zestaw motywów, obrazów, symboli. Tą zabarwioną melancholią, rozbitą, pokawałkowaną pracą Agata Biskup testuje na widzach nowe możliwości interpretacji, zamykając jednocześnie ścieżki łatwych i sprawdzonych skojarzeń.

W skrajnie różnej estetyce utrzymany jest cykl kilkudziesięciu płócien Justyny Adamczyk, który zdominował prawe skrzydło galerii. Choć Podoba Ci się to (2009), Pajac (2009) czy Pupett (2009) przywołują nieodparte skojarzenia z pracami Basi Bańdy, to za obrazami Adamczyk nie kryją się ponure historie. Ona jest malarką biologicznej niedookreśloności, organicznej abstrakcji. Jej rozlane, mizdrzące się kolorem, atakujące chropowatością meduzowate obiekty wychylają swoje niby-głowy, szczerzą do widzów zęby.

Na wystawie pojawia się także fotografia. Zdystansowane, subtelne prace Róży Janiszewskiej (bez tytułu, 2008) wywołują podskórny niepokój związany z poczuciem pustki po stracie bliskiej osoby, brakiem ludzkiej obecności w przeznaczonej do życia przestrzeni kuchni i pokoju. Na tle graficiarskich wybryków i partyzantki Krechy te prace jawią się jako humanistyczne studium samotności, dojrzałe na tyle, żeby nie krzyczeć, nie manifestować. Precyzyjne kadry, celowo zaprojektowane obiekty, a może przyłapane na braku obecności przestrzenie, nawet jeśli nie są najlepszą z prac, to pośród kilku oszczędnych, skromnych obiektów bronią się najlepiej.

Z kolei wielokanałowa instalacja wideo Zbliżenie (2008) Piotra Wysockiego jest jedną z tych prac, którą pamięta się jeszcze długo po wyjściu z galerii. Pokazywana najczęściej w nieczynnych, ulegających powolnemu rozkładowi kinach, dobrze sprawdziła się w chłodnej i surowej piwnicy BWA. Wysocki symultanicznie, na kilku ekranach portretuje artystkę, poetkę, może performerkę. Nie wiemy właściwie o niej nic i dopiero po dłuższej chwili zaczynamy słyszeć rytm jej wierszy. Neutralne kadry zdradzające znakomity warsztat filmowy artysty zdają się nie osądzać, ale portretować bez emocji. Jest to portret trudny, wystawiający widza na próbę, poetka z Międzyrzecza bowiem zmagając się z ułomnościami swojego kruchego, chorego ciała z wysiłkiem wykrzykuje każde słowo. Jej niemłoda już twarz przysłonięta grubymi szkłami okularów, spod których patrzy na nas para ogromnych oczu, zapada głęboko w pamięć. Fizyczne piętno, stygmatyzowane chorobą ciało przykrywa kunszt, może nawet geniusz recytowanej poezji i przywołuje problem Innego, outsaidera, którego obecność tolerowana jest w wąskich ramach społeczności lokalnej.

SZAFKA CZARWONEGO PAJĄKA
SZAFKA CZARWONEGO PAJĄKA

Temat tożsamości, płci kulturowej, na który zdawałoby się powiedziano już wystarczająco wiele, powraca znów w sztuce młodego pokolenia. Ten swoisty remake wypadł intrygująco dzięki pracom dwóch artystek: Anny Wybierały i Katarzyny Skupny, umieszczonych na wystawie w bezpośrednim sąsiedztwie. Nieswoje ciało (2008) Wybierały to zdecydowanie najbardziej zaskakująca praca na wystawie. Artystce udaje się trudna sztuka umiejętnego nieodpowiedzenia, zachowania równowagi pomiędzy zadziwieniem i zaintrygowaniem widza, nie pozbawia go przy tym przyjemności oglądania. Nieswoje ciało to wideoinstalacja, na którą składają się ruchome obrazy kobiecego ciała zawieszone na różnych poziomach i pod różnym kątem. I nie jest to bynajmniej spełnieniem snu o lataniu; kobieta zamknięta w opresyjnej próżni zmaga się ze stanem zawieszenia, z którego nie ma wyjścia. Jak w katalogu celnie zauważa Paweł Leszkowicz, poprzez wymyślną subtelność ciała, nienaturalne układy, wyrafinowane skomplikowanie tradycja malarska baroku przenika do tej instalacji.

Wideo Skupny Haidegger (2005) to z kolei praca prosta i wymowna. W różowym kadrze widzimy kobiece dłonie wykonujące jedną z archetypicznych czynności - malowanie paznokci na krwisto czerwony kolor, a następne ich kompulsywne niemalże zdrapywanie. W monotonnym głosie dochodzącym z offu rozpoznajemy samego filozofa i fragment jego wykładu na temat tożsamości. To symboliczne zestawienie dwóch porządków mogłoby stać się feministycznym manifestem nieprzystawalności filozofii do życia, protestem wobec wieloletniej nieobecności kobiet we współczesnej humanistyce, zamykaniu ich w ramach ściśle określonych ról, póz, form. Drugi, utrzymany w podobnym tonie, film krakowskiej artystki jest topornym montażem zrobionym na podstawie amerykańskiego wideo-kursu dla amatorów malarstwa. Zgodnie ze wskazówkami Boba Roya malowana jest twarz żywej modelki, przy czym okazuje się, że kurs malowania całkiem dobrze sprawdza się jako kurs makijażu. The joy of painting (2006) kontynuuje problematykę tożsamości, próbuje pokazać represyjny charakter współczesnej kultury, w której kobieta zmaga się z idealnym i nierealnym wzorcem, wyobrażeniem o tym, kim i w jaki sposób powinna się stać.

Na koniec wspomnieć należy o dwóch nagrodzonych instalacjach, które w bezpardonowy sposób podważają ramy dzieła, a hasło Malarstwo. Bez ram zdaje się być sloganem specjalnie dla nich uknutym. Mowa tu o pracy Justyny Szteli wyróżnionej Nagrodą Rektora Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu oraz malarstwie i instalacji Szymona Kobylarza, za które zdobył Nagrodę Dyrektora BWA Wrocław.

Kobylarz i Sztela biorą na warsztat fragment, drobny wycinek rzeczywistości, który posłuży im do dopowiedzenia własnej historii, komentarza, dopisania nieistotnych na pozór detali. Obie prace stanowią formę artystycznej rekonstrukcji w skali 1:1, na bazie której artyści budują swoje współczesne legendy, miejskie mikropowieści. To, co zdecydowanie różni obie te instalacje, to intencja leżąca u podstaw owych spektakularnych rekonstrukcji.

Instalacja Kobylarza Jonolot wersja „Fake" (2008) opowiada o współczesnych pasjonatach techniki zafascynowanych futurystycznym urządzeniem, które unosi się w powietrzu dzięki wykorzystaniu zjawiska wiatru jonowego. Nie jonolot interesuje Kobylarza najbardziej, ale warsztat, miejsce pracy adeptów techniki publikujących w Internecie swoje bardziej i mniej udane próby konstrykcyjne. Forma naturalnych rozmiarów instalacji, na którą decyduje się Kobylarz, nie jest niczym zaskakującym, a mimo to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wybiera on najmniej adekwatne medium. Pokazuje bowiem rewers zjawiska, którego głównym ośrodkiem życia jest Internet. Pasjonaci nauki spotykają się w cyberprzestrzeni, na YouTube chwalą się swoimi jonolotami. Czy rzeczywiście przesiadują w zagraconych garażach i ciemnych piwnicach z lutownicami w rękach? Prace Kobylarza są paradokumentem, artysta zwodzi nas swoimi rekonstrukcjami opartymi jedynie na śledzeniu relacji zamieszczanych na internetowych portalach. Wzorując się na historiach spreparowanych na użytek mediów, sam kreuje swoją mitologię okraszając ją słuszną porcją nostalgii.

SZYMON KOBYLARZ, JONOLOT WERSJA „FAKE”
SZYMON KOBYLARZ, JONOLOT WERSJA „FAKE”

Z równą dbałością o szczegół swoją instalację zaprojektowała Sztela. W zimnych piwnicach BWA Szafka Czerwonego Pająka (2009) znalazła dla siebie miejsce wprost idealne. Mroczna, ponura atmosfera dopełnia opowieści niczym z kieszonkowych kryminałów. Historia seryjnego mordercy Ludwika Staniaka, ze sztuką w tle, sięga lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Obok notki prasowej opisującej akcję tropienia i ujęcia przestępcy przez MO oglądamy tytułową akademicką szafkę, która stała się jednocześnie momentem przełomowym w śledztwie. Zza wyłamanych drzwiczek wysypują się krwistoczerwone szkice, namiętne rysunki, poplamione krwią projekty, szalone, zbrodnicze malowidła, którym trudno się oprzeć. Sztela wywołuje ducha Czerwonego Pająka przywracając tej historii ludzki wymiar. Działa niczym lokalny kronikarz, dokumentalista. Na podstawie archiwalnego wycinka prasowego dopowiada to, co w gazecie pojawić się nie mogło, porządkuje miejskie legendy przywracając je zbiorowej pamięci. Jest przy tym na tyle precyzyjna, że nie ma znaczenia czy historia jest prawdziwa, czy nie, bo jak w dobrym kryminale wciąga i przyprawia o dreszczyk.

Mimo formalnych sporów jakie od kilku już lat wzbudza Konkurs, przyznać trzeba, że wydarzenie jest coraz lepiej przygotowane, zyskuje swoistą renomę i udaje mu się wyjść z zaklętego kręgu sztuki niedostępnej. Nawet jeśli młoda sztuka tkwi jeszcze mocno w swojej młodzieńczości, to warto jej się bacznie przyglądać. Jak pokazują minione edycje, konkursy takie jak ten, mają moc skupiania w soczewce najważniejszych tendencji, obszarów zainteresowania sztuki, a wyróżnieni twórcy często zajdują dla siebie miejsce w polskim art worldzie. Teraz, zamiast dokonywać posępnych podsumowań, lepszym pomysłem wydaje się umożliwienie konfrontacji młodych polskich atystów z rówieśnikami z Zachodu i nawet jeśli rodzimi twórcy wypadli by blado, na pewno było by to pouczające i inspirujące spotakanie.

9 Konkurs Gepperta, Malarstwo. Bez ram, BWA Wrocław - Galeria Awangarda, 09.10 - 22.11.2009, Artyści: Justyna Adamczyk, Magdalena Bicz, Agata Biskup, Aleksandra Bujnowska, Sławomir Czajkowski, Aleksandra Czerniawska, Jakub Czyszczoń, Paweł Dunal, Agnieszka Gębska, Grupa Krecha, Róża Janiszewska, Paulina Kara, Szymon Kobylarz, Marcin Kuligowski, Kordian Lewandowski, Jasmina Metwaly, Bartłomiej Siegmund, Katarzyna Skupny, Michał Stachyra, Justyna Sztela, Michał Szuszkiewicz, Urszula Wasielewska, Anna Wybierała, Piotr Wysocki, Julia Zborowska; kuratorzy: Wojciech Pukocz, Patrycja Sikora, Michał Sikorski, Piotr Stasiowski.

Jury w składzie: Adam Budak (kurator sztuki współczesnej, Kunsthaus w Graz), Andrzej Klimczak-Dobrzaniecki (prof. ASP we Wrocławiu), Stanisław Kortyka (prof. ASP we Wrocławiu), Anna Markowska (prof. Uniwersytet Wrocławski), Dorota Monkiewicz (Prezes Fundacji Zbiorów Sztuki Współczesnej, Muzeum Narodowe w Warszawie, Wicedyrektorka Wydziału Kultury ds. Muzeum Współczesnego we Wrocławiu), Jarosław Suchan (Dyrektor Muzeum Sztuki w Łodzi), Hanna Wróblewska (Wicedyrektorka Zachęty Narodowej Galerii Sztuki w Warszawie) na tajnym posiedzeniu w dniu 8 października 2009 r. zadecydowali o przyznaniu następujących nagród:

Grand Prix Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (30 000 PLN)
Sławomir Czajkowski
za instalację malarską: All the drugs in this world won't save us from ourselves, 2009

Nagroda Prezydenta Miasta Wrocławia (20 000 PLN)
Piotr Wysocki
za wielokanałową instalację wideo: Zbliżenie, 2008

Nagroda Rektora Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu (5 000 PLN)
Justyna Sztela
za instalację i malarstwo: Szafka czerwonego pająka, 2009

Nagroda Dyrektora BWA Wrocław - Galerie Sztuki Współczesnej (5 000 PLN)
Szymon Kobylarz
za instalację i malarstwo: Jonolot, wersja fake, 2008-2009

GRUPPA KRECHA, PLAKAT
GRUPPA KRECHA, PLAKAT