Sztuka – same problemy

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

BIELAŃSKI OŚRODEK KULTURY – POD SZCZĘŚLIWĄ GWIAZDĄ
BIELAŃSKI OŚRODEK KULTURY – POD SZCZĘŚLIWĄ GWIAZDĄ

Dość powszechna opinia głosi, że aby tworzyć dziś wartościowe malarstwo, należy przemyśleć je („przepracować") jako takie - jako określone medium o konkretnej historii i takich a nie innych uwarunkowaniach. Po konceptualizmie, ale generalnie po sztuce XX wieku - mówią zwolennicy tej tezy - nie można „po prostu" malować. Bez wpisania swojego malarstwa w szersze teoretyczne ramy, czy choćby w nawias, artysta niejako na własne życzenie „wyrzuca" je poza obręb współczesnej kultury, siebie zaś skazuje na rolę „naiwnego". Nie sądzę, żeby było tak w każdym wypadku, niemniej jeśli oryginalne malarstwo dodatkowo „ma świadomość" samego siebie - to tylko dobrze.

Jak wygląda to dzisiaj, biorąc pod uwagę polską scenę artystyczną? Wydaje się, że najmłodsi malarze (urodzeni już w latach 80.) raczej „czują", niż „myślą". Nie oznacza to wszelako, że nie myślą oni nad swoim malarstwem, nad konkretnymi rozwiązaniami, a także, że są nieświadomi różnorodności współczesnej sztuki i jej narracji; oni po prostu nie wykorzystują tej wiedzy w swojej twórczości, ich malarstwo lokuje się obok, a nie wewnątrz danego dyskursu. Oczywiście ten często je „przechwytuje" dla, by tak rzec, własnych celów - ale to już zupełnie inna historia...

W tym kontekście szczególnie ciekawa wydaje się być sytuacja Tymka Borowskiego i Pawła Śliwińskiego (być może przede wszystkim tego pierwszego). Ich postawę można określić mianem „za dużo na bycie naturszczykiem, za mało na malarstwo autoreferencyjne". Jednak wobec ich ostatniej, dyplomowej wystawy Problemy, nie sposób nie odnieść wrażenia, że naiwizm staje się tu coraz bardziej wystudiowany i służy już bardzo konkretnym celom.

BIELAŃSKI OŚRODEK KULTURY, WEJŚCIE
BIELAŃSKI OŚRODEK KULTURY, WEJŚCIE

Obaj zaczynali od surrealizującego malarstwa, które dość intuicyjnie uznali za swoje. Jak sami przyznawali, było ono takie jakie było, bo „tak im się podobało": pozbawione narracji, odniesień do codziennej rzeczywistości, ostentacyjnie „po nic" - a jednak to „po nic" było „po coś". Po co? Było sposobem na zmierzenie się z nową sytuacją, bo każde pokolenie musi wymyślać sztukę na nowo. Sztuka lat. 90 to dziś umuzelaniona klasyka (vide pokazywana aktualnie w CSW Zamek Ujazdowski Schizma. Sztuka polska lat 90.), podobnie jest z twórczością artystów urodzonych w latach 70. Dla urodzonych w 1984 roku Borowskiego i Śliwińskiego to kompletnie obce światy.

Borowski i Śliwiński na przekór wszystkim malowali więc „nie znaczące" obrazy, a co mniej lotni krytycy z miejsca określili twórczość młodych malarzy mianem „neoliberalnej", które to słówko często zastępuje trud namysłu nad jeszcze nierozpoznanymi zjawiskami; z kolei ci bardziej leniwi - zlekceważyli ją, uznają za nazbyt płaską, intelektualnie bez znaczenia. Tymczasem „konserwatywny" nadrealizm - tak jaskrawy, że aż przerysowany - był nie tylko buntem przeciwko akademii, na której królują już nie „modzele", ale „sasnale", ale także przeciwko kuratorsko-krytycznemu systemowi, który bezrefleksyjnie wsysa wszystko co zostało opatrzone etykietką „sztuka"; był sprzeciwem nie tyle wobec sztuki artystów poprzedniego pokolenia, co wyrazem konieczności zbudowania nowego języka. Ale może przede wszystkim był pytaniem o współczesną kulturę oraz miejsce w jej granicach sztuki i tzw. „młodego artysty". Jaką postawę winien przyjąć? Jak zdiagnozować, a następnie ustosunkować się do status quo?

Borowski i Śliwiński rozwijali swój modus operandi na kolejnych wystawach - raz udanych bardziej, raz mniej. Najpierw były Wspólne obrazy z ukrytym przekazem, gdzie za cały tekst kuratorski starczały dwa zdania: Tymek Borowski i Paweł Śliwiński namalowali razem 35 obrazów. Najpierw malował jeden, potem drugi, aż uznali, ze są skończone. Orgia pomysłów, patentów, jedna wielka zgrywa i „testowanie" wytrzymałości malarstwa. Na Cotman 666 Paweł Śliwiński pokazał „sztukę zaangażowaną w malarstwo", potem były Nowe dobre czasy Borowskiego - wielowarstwowa wystawa, której autor przekonywał, że rozwiązaniem dla obecnej sztuki, pełnej trywialnych „konceptów" i „projektów", jest naiwne, prostoduszne „tworzenie". Rzecz w tym, że robił to za sprawą wyrafinowanych aluzji i piętrowych intelektualnych konstrukcji.

WEJŚCIE DO SALI NR 4
WEJŚCIE DO SALI NR 4

I tak zataczamy koło - na wystawie Problemy sztuka „po nic" jest już jednoznacznie „po coś". Nadrealistyczne malarstwo - choć poszczególne obrazy zachowują autonomię - zostało zaprzęgnięte w bardziej rozbudowaną opowieść o sztuce, artyście i dziele. Raz jeszcze przywołując wspomniane wystawy, bardziej może znać tu filozofię twórczą Borowskiego - Problemy to w pierwszym rzędzie udane rozwinięcie Nowych dobrych czasów.

„Po coś" jest tu wszystko. Po pierwsze miejsce ekspozycji, czyli Bielański Ośrodek Kultury [BOK], peerelowski „dom sztuki" wciśnięty pomiędzy dwa monstrualne bloczyska na warszawskim Wawrzyszewie. BOK w nowych czasach odnalazł się znakomicie: ma nie tylko rozbudowaną ofertę programową, ale także logo (obecne nawet na wykładzinach), stronę WWW i nowy wystrój, który rekwizyty rodem z PRL uzupełnił o sznyt lat 90. i współczesne gadżety. Życie toczy się tu spokojne i wszystko wskazuje na to, że szczęśliwie. Zrobiwszy zakupy, starsza pani rozmawia z pracownikami, szatniarz leniwie czyści jakąś metalową tulejkę i uprzejmie otwiera salę z wystawą, rodzice przychodzą po dzieci, dzieci latają i odbijają się od ścian, Józef Wilkoń prezentuje swoje drewniane rzeźby, a w barku królują frytki, pożerane przez sforę zmachanych gimnastyków w wieku przedszkolnym. Taki obrazek zastałem, kiedy przyszedłem na wystawę.

PROBLEMY, WIDOK EKSPOZYCJI
PROBLEMY, WIDOK EKSPOZYCJI

Wchodzimy więc do sali, zamykamy za sobą drzwi i - pierwsze dziwne uczucie - zostajemy z ekspozycją sam na sam, w kompletnie odciętym pomieszczeniu. "Ładne" panele podłogowe, imponująca roślinność doniczkowa, pianino, telewizor, odtwarzacz wideo, stoły, krzesła, a na ścianach - sztuka. Dużo, bardzo dużo sztuki. Wszystko wymieszane ze wszystkim, w sumie dziesiątki obrazów, „interwencji", rzeźb, obiektów, w końcu fotograficznych „reprodukcji" nieistniejących dzieł. Te ostatnie to np. Święta Góra, 2009 - „Wydruk przedstawiający nieistniejącą instalacją, stanowiącą subtelną grę z ekologicznymi aksjomatami, złożoną z fotografii góry oraz stosu radioaktywnych kamieni". Albo: „Fotostory przedstawiające przebieg imprezowego wieczoru na Pomorzu, wklejone w oprawioną reprodukcję z lat 70. wyprodukowaną przez Spółdzielnię Pracy Twórczej" (Relaks, 2009). I tak dalej, i temu podobne - sztuka sformatowana, zwykła, przewidywalna i niezwykle podatna na interpretacje. Dalej rzeźby i żartobliwe obiekty, które mogłyby być sztuką. W to wszystko wmiksowane są obrazy, powieszone ciasno, jeden obok drugiego i jeden nad drugim. Szczególnie wyróżniają się te Borowskiego: intensywne, przemyślane, „pewne siebie". Borowski wyraźnie rozwinął i dopracował poetykę, którą mogliśmy oglądać na Nowych dobrych czasach.

TYMEK BOROWSKI, BEZ TYTUŁU (ŻENUJĄCY SYMBOLIZM), 150 X 200 CM, RÓŻNE MEDIA, OLEJ NA PŁÓTNIE, 2009
TYMEK BOROWSKI I PAWEŁ ŚLIWIŃSKI, BEZ TYTUŁU (ŻENUJĄCY SYMBOLIZM), 150 X 200 CM, RÓŻNE MEDIA, OLEJ NA PŁÓTNIE, 2009TYMEK BOROWSKI, BEZ TYTUŁU (ŻENUJĄCY SYMBOLIZM), DETAL, 150 X 200 CM, RÓŻNE MEDIA, OLEJ NA PŁÓTNIE, 2009
BEZ TYTUŁU (ŻENUJĄCY SYMBOLIZM), DETAL

Jakim prawem autorzy nazywają to wszystko sztuką? Pośrednią odpowiedź znajdziemy za sprawą dziwacznego płótna Żenujący Symbolizm ustawionego - niczym na cegłach - na albumach ze sztuką dawną i tą jak najbardziej aktualną. „Sztuka nie jest komunikacją, nie jest językiem. Ona po prostu jest" - piszą artyści. I tyle. Problemy to patchwork kiczu, „prawdziwych" prac, odautorskich komentarzy i fikcji. Podpisany w lewym górnym rogu tego kubika ze sztuką - samoistnej pracy.

Refleksja młodych artystów, że „wszystko może być sztuką" byłaby bez wartości, gdyby nie fakt, iż Borowski i Śliwiński nie tylko konstatują fakt nadmiaru sztuki, ale wyciągają też z niego najważniejszą konsekwencję - mianowicie dostrzegają sztuki zupełną nieistotność. Kiedy sztuka jest wszędzie, a każdy jest artystą, twórczość traci na znaczeniu, rozcieńcza się w setkach tysięcy podobnych wizerunków, traci żar, staje się letnia. A jeśli dzieła sztuki przybrały kształt pustych naczyń, w które wlać można zarówno każdy nonsens, jak i błyskotliwą analizę, nie jest ważne, czy to, co zrobili Borowski i Śliwiński jest sztuką - czy też nie. Ważne, że sztuką to nazwali. To wizja dość ponura, mimo że skryta za kolorowym anturażem.

TYMEK BOROWSKI I PAWEŁ ŚLIWIŃSKI, HAQL, RÓŻNE MEDIA, 2009
TYMEK BOROWSKI I PAWEŁ ŚLIWIŃSKI, HAQL, RÓŻNE MEDIA, 2009

W tym ujęciu Problemy wpisują się w tradycję sztuki opowiadającej o samej sobie z przymrużeniem oka i za pomocą estetyk ciosanych siekierą. Co ciekawe, podobne tendencje ujawniają się po okresie dominacji sztuki „ciężkiej", konceptualnej, „problemowej" właśnie. Dla Borowskiego i Śliwińskiego to, co jeszcze wczoraj było „w samym centrum uwagi", dziś jest już tylko sztancą, za pomocą której można „trzaskać" sztukę (tym bardziej, że i tak znajdzie się ona na kolejnych wystawach, konkursach i biennale). Bielański Ośrodek Kultury byłby więc nie tylko estetycznym fetyszem, ale także - mimo wszystko - synonimem artystycznego „naiwizmu": twórczości „czystej", nieskażonej intelektualną „nadbudową". W tym kontekście warto przywołać wystawę Pawła Althamera w nieistniejącym już kinoteatrze Tęcza z 1997 roku (Borowski i Śliwiński mieli wówczas po 13 lat), na której pokazał obiekty spontanicznie „upiększone" przez mieszkańców osiedla (kamień pomalowany w kropki jak muchomor etc.). Autorzy Problemów oczywiście tego gestu powtórzyć nie mogą - język Althamera jest dla nich klasyką, kolejnym zespołem doskonale znanych rozwiązań. A jednak podobieństwo w traktowaniu sztuki, choć może trudno uchwytne, gdzieś tu zachodzi - niechby tylko na poziomie wrażeń.

SYGNATURY
SYGNATURY

Ironia, blaga, artystyczne fałszywki, artysta raczej jako błazen niż kapłan - to nie są żadne rewolucyjne rozwiązania i postawy, ale w polskim „tu i teraz" funkcjonują znakomicie (co ciekawe, były one obecne raczej w latach 80., na przestrzeni ostatniego dwudziestolecia artyści - może wyjąwszy Azorro - komunikowali się za pomocą zupełnie innego języka). Może polska sztuka - po wszystkich tych boomach i sukcesach - potrzebuje spojrzenia z dystansu, przeanalizowania swojego „stanu posiadania"? Najważniejsze, że Borowski i Śliwiński mają ze sztuką same problemy. Niepokojąca byłaby sytuacja odwrotna.

Tymek Borowski i Paweł Śliwiński, Problemy, Bielański Ośrodek Kultury [przy współpracy z galerią A]. Wystawa już zakończona.

Ilustracja na froncie: Tymek Borowski i Paweł Śliwiński, Bez tytułu (Szampan), różne media, 2009

http://www.bok-bielany.eu/

TYMEK BOROWSKI I PAWEŁ ŚLIWIŃSKI, BEZ TYTUŁU (DIMITRIS KONTOPOULOS), RÓŻNE MEDIA, 2009
TYMEK BOROWSKI I PAWEŁ ŚLIWIŃSKI, BEZ TYTUŁU (DIMITRIS KONTOPOULOS), RÓŻNE MEDIA, 2009
TYMEK BOROWSKI, BEZ TYTUŁU (A SCULPTURE DEPICTING CONCEPTUAL WORK OF ART), 40 X 30 CM, RÓŻNE MEDIA, 2009
TYMEK BOROWSKI, BEZ TYTUŁU (A SCULPTURE DEPICTING CONCEPTUAL WORK OF ART), 40 X 30 CM, RÓŻNE MEDIA, 2009
FRAGMENT EKSPOZYCJI (NA STOLE: DZIEWIĘĆ KASZTANÓW I ŚWIĘTY PŁOMIEŃ, OBA TYMEK BOROWSKI I PAWEŁ ŚLIWIŃSKI, 2009)
FRAGMENT EKSPOZYCJI (NA STOLE: DZIEWIĘĆ KASZTANÓW I ŚWIĘTY PŁOMIEŃ, OBA TYMEK BOROWSKI I PAWEŁ ŚLIWIŃSKI, 2009)
FRAGMENT EKSPOZYCJI (NA STOLE SUWENIR Z MAROKA I MĘTNY FINAŁ, OBA TYMEK BOROWSKI I PAWEŁ ŚLIWIŃSKI, 2009)
FRAGMENT EKSPOZYCJI (NA STOLE SUWENIR Z MAROKA I MĘTNY FINAŁ, OBA TYMEK BOROWSKI I PAWEŁ ŚLIWIŃSKI, 2009)
TYMEK BOROWSKI I PAWEŁ ŚLIWIŃSKI, BEZ TYTUŁU (NEW AGE OLD AGE), 2009
TYMEK BOROWSKI I PAWEŁ ŚLIWIŃSKI, BEZ TYTUŁU (NEW AGE OLD AGE), 2009
TYMEK BOROWSKI I PAWEŁ ŚLIWIŃSKI, BEZ TYTUŁU (ŚWIĘTA GÓRA), 2009
TYMEK BOROWSKI I PAWEŁ ŚLIWIŃSKI, BEZ TYTUŁU (ŚWIĘTA GÓRA), 2009
TYMEK BOROWSKI, BEZ TYTUŁU, 50 X 56 CM, OLEJ NA PŁÓTNIE, 2009
TYMEK BOROWSKI, BEZ TYTUŁU, 50 X 56 CM, OLEJ NA PŁÓTNIE, 2009