Janek Simon. Kondycja młodej polskiej sztuki

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Prawdopodobnie do końca kształt wystawy będzie się zmieniał, jedne rzeczy będą dochodziły, inne odpadały...1
Janek Simon

 

Kondycja dzieł na wystawie Janka Simona "Gradient" w Bunkrze Sztuki bywała - trzeba przyznać - jednak kiepska. Wystawę tworzyły dzieła własnoręcznie skonstruowane przez byłego studenta psychologii i socjologii UJ. Kuratorka wystawy (Magdalena Ujma) przyznawała: "Mieliśmy kilka technicznych problemów z pracami, mechanizmy niektórych z nich przestały działać. Nasza ekipa techniczna nie bardzo umiała sobie poradzić. Artysty chwilowo nie było w kraju".

Największy problem był z kinetycznymi rzeźbami. Ruchome patyki zaraz po otwarciu wystawy zaczęły płatać figle, przestały się ruszać, tym samym pozbywając się swojego kinetyzmu. Kontynuując wyliczankę od końca wystawy, wiatrak też wymagał naprawy. Płynny ruch wiatraka cyrkulującego powietrze był mocno zachwiany przez przyczepione do skrzydełek tenisówki. Całość przedstawia sekwencję gwałtownych szarpnięć. Wiatrak zbawienny w duszne dni, stał się tym samym realnym zagrożeniem. Właściwie w każdej chwili część "rzeźby" mogła odczepić się i wprawiona w ruch wyrządzić szkody. Nie ma nic gorszego, niż niezupełnie sprawne wirujące urządzenia. Dodatkowo czarny kolor nie wróży dobrze. Zabawkowa kolejka usilnie próbuje wyjechać po torze biegnącym pionowo po ścianie. Biedna zabawka nie może poradzić sobie z ambitnym wyzwaniem. Robi się żal małego silniczka, musi chodzić bez przerwy podczas godzin otwarcia Bunkra. Nie wiem czy coś jeszcze się psuło, ale już wystarczy, to i tak sporo, jak na krótkie życie dzieł (większość z nich została zrobiona specjalnie na tę wystawę). Odwiedzający mogli mieć różne doznania, w zależności od czasu, w którym dane im było zobaczyć wystawę i od postępów ekipy technicznej. Recepcja dzieła nieco się zmienia w zależności od tego czy np. "patyki" poruszają się czy martwo leżą na posadzce. Najlepiej mogą to zaobserwować pracownicy pilnujący wystawy, którzy mają najbliższy kontakt z dziełem przez cały czas jej trwania. Odwiedzający ostatecznie nie musieli zauważyć ewentualnych usterek, w końcu to sztuka nowoczesna, nigdy nic do końca nie wiadomo, wszędzie może czaić się gra z widzem albo prowokacja. Można czasem przygotowania do wystawy wziąć za skończoną aranżację, co najłatwiej może przydarzyć się w zagranicznych, pierwszy raz odwiedzanych muzeach.

"Na szczęście udało się nam opanować sytuację. Poza tym, nie martwiliśmy się aż tak bardzo, to w końcu wystawa o porażkach" kontynuuje kuratorka.

Idąc za tytułem wystawy, prace przedstawiają gradient projektów, czy też ich porażek, od dużych, zakrojonych na bardzo szeroką skalę, jak makieta koreańskiego Ryugyong Hotel, do bardziej osobistych, mniejszych prac, jak choćby makieta domu, w którym artysta mieszkał jako dziecko, wykonana według obliczeń fałszującego kalkulatora. Od skali globalnej po jednostkową, zagłębiamy się powoli, tak jak dyktuje sekwencja prac. Obraz wystawy się zamazuje, spójność autora też. Po drodze jeszcze ten rower, nie dość, że pokrzywiony, to do tego tylko jego cień. Wygląda jak "Zakopany rower" Claesa Oldenburga z Parc de La Villette w Paryżu, miejsca wystarczająco naznaczonego szaleństwem przez obecność folies (szaleństw właśnie) Bernarda Tschumi'ego. Więc wchodzimy coraz głębiej w umysł konstruktora dzieł. A jak chciał Oscar Wilde: "Kto sięga pod powierzchnię czyni to wyłącznie na własną odpowiedzialność." To co głęboko intryguje najbardziej i szybko można zapomnieć o nieudanym projekcie z Korei Północnej. Właściwie kogo w Krakowie obchodzi Korea Północna.

Wracając do porażek to paradoksalnie klęski wielkich projektów nie bolą aż tak bardzo, odpowiedzialność czy też żal rozchodzi się po tłumie. Osobiste porażki mogą tkwić głęboko jak drzazgi, drążą rany, które trudno się goją. Trudniej jest też znaleźć dla nich język albo formę.

Nie uważam wystawy za przygnębiającą, wręcz przeciwnie. Kto nie ponosi porażek, ten nigdy nie wygrywa. Miło pooglądać różne dziwne urządzenia, do tego własnoręcznie wykonane. Szaleni wynalazcy zawsze intrygują, fajnie pośledzić ich kroki, tym bardziej, gdy tak jak Janek Simon, mają wiele do powiedzenia.

Ewa Łączyńska

Jan Simon, Gradient, Bunkier Sztuki, Kraków, 23.03 - 22.04.2007

  1. 1. "Bez racjonalnego klucza. Z Jankiem Simonem rozmawia Magdalena Ujma", http://bunkier.com.pl/index.php?section=teksty_bunkier⊂=artysta&more=117