Komentarz do tekstu: "Meandry narracji w galerii Manhattan"

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Meandry narracji w galerii Manhattan
Meandry narracji w galerii Manhattan

W tekście Gabrieli Jarzębowskiej "Meandry narracji w galerii Manhattan" www.obieg.pl/cal2007/07041801.php znajduje się fragment, który jako osoba aktywnie uczestniczącą w projekcie "Narodziny Wenus" << malavida >> Barbary Konopki i wystepującą na pokazanych na wystawie fotogramach, chciałabym skomentować.


Fragment do którego chcę się odnieść:

[...] Z kolei projekt "Narodziny Wenus" Barbary Konopki to próba skonstruowania niemal od podstaw tożsamości człowieka, poprzez faktyczne wejście w kompetencje Stwórcy.

Będące jego ukoronowaniem utrzymane w cukierkowej stylistyce fotografie to tylko średnio udane przeniesienie na płaszczyznę wizualną tego, czego w istocie pokazać się nie da. Nie ma chyba wdzięczniejszej, a zarazem naznaczonej większą ironią, sytuacji dla artysty niż możliwość stworzenia - i to fizycznie, a nie zaledwie na płaszczyźnie konceptualnej - tego najdoskonalszego przejawu geniuszu Natury.

Oczywiście kompetencje stwórcy zostały przez artystkę sprytnie zawłaszczone - nie ona jest de facto konstruktorką Amelii, ale chirurdzy, którzy w ciągu kilku lat zmienili przyjaciela Konopki w atrakcyjną kobietę. Nie przeszkadza to jednak artystce czuć się "matką" nowo powstałego "dzieła", przenoszącego oczywisty (choć w Polsce wciąż jeszcze budzący niezdrowe emocje) przypadek transseksualizmu w płaszczyznę generowania doskonałej jednostki ludzkiej i ucieleśniającego odwieczny mit idealnego człowieka - androgyna.

Mój komentarz:

"Nie ma chyba wdzięczniejszej, a zarazem naznaczonej większą ironią, sytuacji"

Stwórca, Natura oraz magiczne Oczywiście. Słowa-klucze definiują zarówno przestrzeń intelektualną w jakiej porusza się autorka tekstu jak i sposób interpretacji opisywanej przez nią pracy. Startując z takiego poziomu problem zaistnienia w przestrzeni publicznej osób o tożsamościach nienormatywnych, będący tematem cyklu fotogramów i projektu: "Narodziny Wenus" , którego pierwszą odsłonę (a nie "ukoronowanie") w postaci części cyklu (4 z 7 prac) oglądamy na wystawie w galerii Manhattan nie może zostać nawet ujawniony. Trudno mówić wobec tego o jakiejkolwiek dalszej merytorycznej dyskusji.

Nie zostają postawione podstawowe pytania: - Dlaczego te prace są "ładne"? - Dlaczego osoba transgenderowa decyduje się wystąpić publicznie? - Co oznacza w naszej kulturze przedstawienie dwóch kobiet? (A jeśli one mają ze sobą "love affair"? A jeśli nie mają, to co takiego mogą mieć?).

Problemem jest, że nie sposób odnieść się do tego rodzaju i poziomu "krytyki". Stereotypy myślowe, umysłowe lenistwo, brak podstawowej wiedzy i chęci zrozumienia uniemożliwiają rozmowę. Nota bene, są to właśnie podstawowe warunki wykluczenia i społecznej nieobecności tego typu osób, przeciwko czemu (i na rzecz zmiany tegoż) projekt "Narodziny Wenus" << malavida >> stara się właśnie wystąpić.

Jeśli czytam, że: "oczywisty [...] przypadek transseksualizmu" ucieleśnia "odwieczny mit idealnego człowieka - androgyna", czuję się dość dziwnie. Z mojej skromnej wiedzy (chciałabym napisać - jak powszechnie wiadomo - lecz nie chcę być złośliwa) wynika, że transseksualizm to przymus bycia osobą płci odmiennej, a nie negacji płci czy też ich połaczenia. Mit androgyne stanowi swoistą antytezę transseksualności już na podstawowym poziomie i takie pseudointelektualne konstrukcje zdaniowe są dla wykształconego człowieka (a do takiej roli wydaje się pretendować autorka tekstu) po prostu śmieszne.

Kontrowersyjną i ambitną tezą jest "konstruowalność" tożsamości, jaką autorka zdaje się sugerować na wstępie. "Gender trouble", "Undoing gender", poststukturalizm, performatywność, teoria queer?

Niestety, tutaj okazuje się ("oczywiście"), że to nie autorka prac ("de facto") posiada "kompetencje Stwórcy" (...naprawdę...?...) lecz tajemnicze i anonimowe postaci ukrywające się pod etykietką "chirurdzy", które to kilka lat w pocie czoła musiały nad tą transformacją pracować. Osoba dokonująca tożsamościowej przemiany - Amelia - w tym kontekście absolutnie uprzedmiotowiona, w ogóle się nie pojawia. Dla upewnienia się oglądam ponownie fotogramy - gdzie prężą się samotnie dziewczęta... Dwie Kobiety i ich Świat. I okazuje się, że znowu nie ma o czym rozmawiać, skoro już na poziomie widzenia są tak zasadnicze różnice.

Na marginesie - skąd autorka posiada wiedzę o jakiejkolwiek interwencji chirurgicznej w tym przypadku?... Wiem, obowiązuje przestrzeń "oczywiście" i to zapewne rozumie się samo przez się, lecz jest to stwierdzenie nieuprawnione i nadużycie. Publiczne głoszenie nieprawdy w celu uzasadnienia swojej paraintelektualnej działalności. Bardzo mnie takie podejście irytuje.

Interpretację "fotografii" [zwracam uwagę, że to tekst "profesjonalny" - przyp.W.K.] z: "faktycznego wejścia w kompetencje Stwórcy" okraszoną kongenialną wprost konstatacją, że pokazano coś, co: "w istocie pokazać się nie da" wieńczy ćwiczenie stylistyczno/logiczne: "...możliwość stworzenia [...] przejawu geniuszu Natury".
"Nie ma chyba wdzięczniejszej, a zarazem naznaczonej większą ironią, sytuacji".

Z tym jednym nie mogę się nie zgodzić.

Weronika Kami, 23.04.2007