"To co widzisz, zanim ułoży się w historię". Notatki do teorii widzenia wg Rastra

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Aneta Grzeszykowska
Aneta Grzeszykowska

Naszego widzenia nie otrzymaliśmy w postaci gotowej i niezmiennej. Oko nasze ukształtowało się w wyniku długiej ewolucji biologicznej od form mniej doskonałych do tego, co jest teraz. Lecz widzenie - to nie tylko bierny odbiór doznań wzrokowych.
W. Strzemiński, Z wstępu do "Teorii widzenia"

 

Według nieoficjalnych informacji wystawa to wynik dziury w kalendarzu, która została zgrabnie zapchana pracami z kolekcji galerii składającymi się na pierwszą bodaj od "Broniewskiego" wystawę tematyczną w Rastrze. Siedem prac zestawionych na "Kilkadziesiąt sekund źle wywołanej taśmy filmowej" to siedem sposobów uwodzenia zmysłu wzroku. Wystawa, której tytuł jest tytułem filmu Wilhelma Sasnala, niczym podsunięty przez lekarza test Rorschacha pokazuje to, co chcemy zobaczyć. "W jakim stopniu wyobraźnia wpływa na proces widzenia, a w jaki sposób czynią to wcześniej zapamiętane obrazy i przyzwyczajenia? - pytają Łukasz Gorczyca i Michał Kaczyński.
Widoki zachodzącego słońca, w które wstawione są kolejne widoki zachodów słońca (zdjęcie w zdjęciu) jako pokaz slajdów wyświetlane są w korytarzu. Piękny motyw a la Uklański i odniesienia do eksperymentów medialnych lat 60. i 70. wzmagają czujność. Lisa Oppenheim z kolekcji Łukasza Gorczycy mówi - "na tej wystawie i w tej galerii nic nie jest tym, czym się wydaje". Nakładają się na siebie zdjęcia z Nowego Jorku i Iraku, gdzie zachód słońca sfotografowali, by następnie wpuścić go w sieć amerykańscy marines (skojarzenie z zachodem słońca z Wietnamu znanym dzięki "Czasowi apokalipsy" Coppoli). Zagadkę pięknych slajdów pomaga rozszyfrować tekst lub pomocny galerzysta.

Elin Hansdottir
Elin Hansdottir

Mniej spektakularna - przynajmniej na pierwszy rzut oka - jest szara fotografia Igora Krenza, która otwiera serię prac w odnowionej sali galeryjnej. Artysta powiększył zdjęcie wokół którego toczy się akcja filmu "Powtórzenie" Antonioniego. Być może przez bliskie sąsiedztwo z Bujnowskim praca Krenza kojarzy się z serią obrazów z Whistlerem (wyjmowanie motywu z obrazu, jako temat kolejnego obrazu). Siła działania "Powiększenia" - dołączanego nie tak dawno do gazety w serii klasyków kina - imponująca. Podobno pomysł na wystawę wyszedł właśnie z namysłu nad pracą Krenza fotografującego sfotografowanego przez bohatera filmu Antonioniego trupa. Materiały prasowe umieszczone na stronie Rastra w katalogu http://raster.art.pl sugerują, że taki tytuł miała mieć wystawa. W starciu z anty-metaforycznym Sasnalem Krenz jednak przepadł. Zapewne przez zbyt oczywiste skojarzenie z Antonionim, którym wszyscy się zachwycali, ale na studiach, a te same zachwyty budzą opór tych, co studia już ukończyli (Stach Szabłowski, z którym oglądaliśmy wystawę napisał, że "Krenz idzie w refleksji nad percepcją na skróty"). Gra z referencjami Krenza okazała się przynajmniej częściowo funkcjonalna. Trudno wyobrazić sobie adres podstrony na podstawie tytułu filmu http://raster.art.pl. Trup, który rzekomo leżał w londyńskim parku w krzakach spoczywa w Rastrze.

Zbigniew Rogalski
Zbigniew Rogalski


W wyświetlanym obok filmie, Sasnal - podobnie jak Oppenheim i Krenz - powraca do czasów, gdy eksperymenty z mediami były objawieniem. Dziś celowo i przypadkowo źle wywołane fragmenty taśmy są pożywką dla nostalgicznej wyobraźni poszukującej inspiracji w analogowych środkach rejestracji obrazów rzeczywistości. Skrawki i śmiecie "perfekcyjnie" zmontowane (skojarzenia z akcjami Warsztatu Formy Filmowej, o których pisał Łukasz Ronduda przy okazji wystawy Sasnala w Zamku Ujazdowskim). Film po raz kolejny uświadamia brak solidnego tekstu-syntezy twórczości Sasnala jako malarza i filmowca. Być może wystawa w Zachęcie ten stan zmieni.

Duży, z gestem namalowany obraz Bujnowskiego przywodzi na myśl mandalę, fotografie gwieździstego nieba Ruffa i nie wygładzone realizacje op-artowskie. Efekt "kosmosu" uzyskany w sposób niezwykle prosty malarsko i przez to ujmujący (także w kontekście oskarżeń pod adresem malarza o "przeintelektualizowanie"). Stach Szabłowski napisał, że "Kosmos" to "malarskie rondo". To ciekawa charakterystyka twórczości Bujnowskiego (podobno napisał "tondo", co redakcja lub automatyczna korekta omyłkowo zmieniła na "rondo").

Igor Krenz
Igor Krenz

Bujnowski obok Sasnala ma vis a vis Rogalskiego "Jak ona widzi księżyc". Obraz Rogalskiego, podobnie jak "Śmierć partyzanta" czy seria z napisami na zaparowanych powierzchniach, obliczony na efekt, ale mniej zmanierowany i dekoracyjny. Obok "Anki" to jedna z ciekawszych prac artysty. Skojarzenie - obowiązkowo - księżyc w retro horrorach, przebijające chmury blade światło odbijające się w źrenicy trupa jako temat malarski (Hitchcock). Dzięki Rogalskiemu - i po części Grzeszykowskiej (obok Rogalskiego, vis a vis Krenza) - kosmiczne rondo Bujnowskiego zamienia się w mega-soczewkę.

Całej sali - odnowionej nieco i przerobionej na "galerię z prawdziwego zdarzenia - przygląda się świecące oko Grzeszykowskiej. Historia oka intryguje - rozlana, nieregularna źrenica ostatecznie nie jest czymś powszechnym - tak jak postać artystki wbijającej szpilkę w oko swojemu młodszemu bratu, który podobno został potem mistrzem łucznictwa. Odniesienia do konstruktywistycznych, a tym bardziej surrealistycznych soczewek, w tym bodaj najsłynniejszej, rozcinanej brzytwą w filmie Bunuela (możemy sobie wyobrazić, że fanom kina bardziej współczesnego zdjęcie przywiedzie na myśl raczej mordercze oko Saurona). Oko Grzeszykowskiej rezonuje zarówno z jednookim Strzemińskim, jak i trójokim Garzteckim (zapomniany krytyk fotografii, którego książkę "Trzecie oko" zdobi jeden z najdziwniejszych kolaży z okiem właśnie). Właściwą ścieżkę do pełnego zrozumienia pracy Grzeszykowskiej mogłaby stanowić zaproponowana przy innej okazji przez Gorczycę "psychoanaliza obrazu".

Lisa Oppenheim
Lisa Oppenheim

Lisa Oppenheim
Lisa Oppenheim

Wystawę kończy instalacja świetlna w małym pokoju na tyłach dawnego baru. Trzy reflektory emitują światło w barwach podstawowych, co w sumie daje światło białe. Dopiero po wejściu dostrzegamy trójkolorowy cień, który można uznać za puentę całego projektu. "To co wydaje nam się nierzeczywistym, cokolwiek tajemniczym, pięknym i wieloznacznym zjawiskiem," piszą kuratorzy, "jest w istocie prostą ilustracją faktu, że białe światło jest złożeniem wielobarwnego widma. Hansdottir stwarza sytuację, w której widz sam staje się aktywnym uczestnikiem - przedmiotem i podmiotem - doświadczenia." Można dodać: bardziej przedmiotem niż podmiotem. Praca Islandki budzi nieuchronne skojarzenia z Eliassonem, który zawłaszczył niemalże cały obszar miłych oku gier optycznych. Podobno Hansdottir to ta sama Hansdottir, co w "Noi Albinoi" odnaleziona specjalnie na potrzeby wystawy przez Michała Kaczyńskiego.

Przechodząc po raz kolejny przez galerię, najczęściej z powrotem do wyjścia, zwykle uświadamiamy sobie nieobecność tych lub innych artystów/prac. Można by zapewne mnożyć elementy i dodawać obiekty w wiecznie żywym temacie spojrzenia. Jednak zestaw - którego znaczenie, dodajmy, przekracza sumę poszczególnych elementów - jest satysfakcjonujący. Może tylko żal prac Libery (choćby z kontynuacją projektu "La Vue") i Budnego, artystów galerii oddanych eksploracji przestrzeni między rzeczywistością a fikcją, których chciałoby się zobaczyć w tym secie. Ogarniając całość projektu zdajemy sobie sprawę z mnogości manipulacji ofiarą jakich padamy. Skojarzenie, przyznajmy, dość powierzchowne projektu "Kilkadziesiąt sekund" z "Ekonomiami kłamstwa" Adama Budaka pozwala zrzucić odpowiedzialność za wszystkie omyłki i subiektywności na ułomność własnych zmysłów, niepewność wyobraźni i galopadę skojarzeń osób odwiedzających w ostatnich dniach Raster.

Adam Mazur

Aneta Grzeszykowska, Elin Hansdottir, Igor Krenz, Lisa Oppenheim, Zbigniew Rogalski, Wilhelm Sasnal, Galeria Raster, 31.03- 5.05. 2007

Rafał Bujnowski
Rafał Bujnowski

Raster ze świetlicy zamienia się w galerię
Raster ze świetlicy zamienia się w galerię

Projekcja filmu Wilhelma Sasnala
Projekcja filmu Wilhelma Sasnala