Wielki Przedwieczny

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
POMIĘDZY FAKTYCZNE UCZUCIE A PORÓWNAWCZY OPIS WSUNIĘTO NICZYM DESKĘ NIE MAJĄCE Z TYM ŻADNEGO ZWIĄZKU ZAŁOŻENIE
"POMIĘDZY FAKTYCZNE UCZUCIE A PORÓWNAWCZY OPIS WSUNIĘTO NICZYM DESKĘ NIE MAJĄCE Z TYM ŻADNEGO ZWIĄZKU ZAŁOŻENIE".

O obrazach Piotra Janasa bardzo trudno jest napisać coś wiążącego. Co znamienne, najnowszej wystawie artysty pt. Zet, ziet, żet towarzyszy ta sama rozmowa, którą mogliśmy przeczytać przy okazji poprzedniego pokazu niemal cztery lata temu (Przygody). Do rozmowy jeszcze wrócimy, na razie powiedzmy tylko, że obrazy Janasa są z pewnością mocniejsze od słów, choć paradoksalnie sam artysta w moc obrazu zdaje się zanadto nie wierzyć. Istnieje wszelako możliwość, że istnieją słowa zlepione równie dobrze, co kolory, faktury i płaszczyzny. To dobra wiadomość - słowa mogą okazać się jednak użyteczne. Sięga po nie i Janas, który sam tak niechętnie daje się ciągnąć za język. W wypadku Zet, ziet, żet dostajemy ustęp z Dzienników Franza Kafki, a więc autora, którego opisy bezsprzecznie mogą konkurować z większością obrazów. Przytoczmy cały fragment, bo jest to swoisty klucz nie tylko do Zet, ziet, żet, ale i twórczości Janasa w ogólności:

„To uczucie fałszu, jakie mam przy pisaniu dałoby się przedstawić w ten sposób, że ktoś stojąc przed dwiema dziurami w ziemi oczekuje zjawiska, które może się ukazać tylko z otworu po prawej stronie. Lecz, podczas gdy właśnie ta strona przesłonięta jest czymś ledwie widocznym, z lewej strony ukazują się coraz to nowe zjawiska, usiłują przyciągnąć ku sobie wzrok i wreszcie udaje im się to bez trudu z uwagi na ich wzrastający rozmiar, który w końcu zasłania otwór właściwy, mimo że staramy się do tego nie dopuścić.

Wówczas jednak, jeśli nie chcemy opuścić tego miejsca, a nie chcemy tego za żadną cenę, dane są nam tylko te zjawiska, które ze względu na swoją efemeryczność - samo zjawianie się zużywa ich siłę - nie mogą wystarczyć. Gdy więc zatrzymują się pod wpływem słabości, przepędzamy je do góry i na wszystkie strony, aby tylko wywołać nowe zjawiska, ponieważ dłuższe patrzenie tylko na jedno jest nie do zniesienia i ponieważ pozostaje również nadzieja, że gdy wyczerpią się zjawiska fałszywe, te prawdziwe ukażą się w końcu. Jakże mało wyrazisty jest powyższy obraz. Pomiędzy faktyczne uczucie a porównawczy opis wsunięto niczym deskę nie mające z tym żadnego związku założenie".

Warto przytoczyć też fragment innego utworu Kafki, użyty już zresztą przez zupełnie innego krytyka w zupełnie innym kontekście. Brzmi on tak:

„Podchodzę do niego, a on śmieje się do mnie, jakbym mu przynosił najbardziej wzmacniający bulion. Teraz widzę: tak, młody człowiek jest chory. W jego prawym boku, w okolicy biodra, otwarła się rana wielkości talerzyka. Różowa, o licznych odcieniach, ciemna w głębi, coraz jaśniejsza ku brzegom, lekko granulowana, z krwią zbierającą się nierównomiernie, otwarta jak szyb kopalni. Tak wygląda z daleka. Z bliska wygląda jeszcze gorzej. Któż może patrzeć na to nie wydając cichego gwizdnięcia? Robaki, tak wielkie i długie jak mój mały palec, same różowe, a ponadto spryskane krwią, tkwiąc we wnętrzu rany, białymi główkami i licznymi nóżkami wiją się ku światłu. Biedny chłopcze, nic ci nie można pomóc. Odkryłem twoją wielką ranę: zginiesz od tego kwiatu w twoim boku"1.

Za płótnami Janasa kryją się konkretne historie - może zasłyszane, może wymyślone, a może prawdziwe. A na płótnach widać cały znój, jaki malarz włożył, by przetłumaczyć je na język obrazów. Jest na nich i krwawa łaźnia, i ropa, i żółć, i sadza, jest żwir, smoła, zgnilizna, są perły, pety i cynobrowe serduszka. Nie jest to malarstwo ani turpistyczne, ani w pełni egzystencjalne, choć być może się mylę, a zawarte w nim poczucie humoru (psotne, zaskakujące) jest tylko przykrywką. Niektóre obrazy Janasa są tak ryzykowne, że ocierają się o kicz (tu fruwają nutki, tam brzdąka gitarka, gdzie indziej serduszko przeszyła strzała Amora, a obok lewitują ludziki z główkami różowymi i okrągłymi niczym lizaki), ale artyście zawsze udaje się być o krok o katastrofy. Gdzie indziej jest już zupełnie serio, krew z serduszka zakrzepła, jest już rdzawa, brązowa, a główki ludzika dosiągł czarny pazur. Czarcia smoła ścieka z sufitu na podłogę i mimo że kurzymi pazurkami chwyta różową mgiełkę, przestaje być wesoło. Że nie jest, nabieramy pewności, gdy Janas pokazuje, że pod malaturą nie skrywa się bynajmniej zagruntowane płótno, a jedynie poplamiona czarno-różowa szmata. Gdy się popruje zawsze można ją zszyć, ale nie zawsze ma to sens. Bo w gruncie rzeczy każde malarstwo, które nie chce spełniać roli przysłowiowych „cieniów w jaskini", skazane jest na porażkę. To nie chce, ale malarz na szczęście zdecydował się pokazać nam swoją klęskę.

Malarstwo Janasa jest narracyjne, ale są to narracje tak subiektywnie, jak to tylko możliwe. Cóż to za historie? Wróćmy do wspomnianej rozmowy, na przełomie maja i czerwca 2005 r. przeprowadził ją Adam Szymczyk. „Lubię malować każdego rodzaju narzędzia, których można do czegoś użyć, i tak: igły (do nakłuwania), haczyki (do zaczepiania), rysiki (do skrobania), nożyki (do nacinania), tasaki, młotki, pałki (do uderzania) oraz patyki (do trącania)" - powiada Janas.

Untitled 2008 oil on  canvas 180x180cm.jpg

Na nowych obrazach oglądamy sine pęcherze (napęczniałą otrzewną?) napięte do granic lub pękające z hukiem, zwaliste kiszkowate rękawy, otwarte i pełne krwawych cząstek - swoiste malarskie chili con carne - ale także kanciasty stół czy dziurę rzygającą zgniłozielonym jęzorem farby i koralami, różowymi i seledynowymi. Do tego druty (do oplatania, podtrzymywania) i dwie dziury z opisu Kafki, naturalnie przedzielone deską - wizualizacją „założenia, które nie ma żadnego związku z faktycznym uczuciem". Dodajmy jeszcze diamenty (do nacinania - jeszcze bardziej precyzyjnego) i wstążki-krawaty (do zaciskania, przewiązywania). Na tych obrazach jest akcja i reakcja, ruch, dzianie się.

Malarstwo Janasa jest bujne, piękne jak krwawy kwiat na boku opisanego przez Kafkę nieszczęśnika - i tak samo melancholijne. Janas karmi się historiami, ale wie, że nic nie wskóra - doświadczy jedynie „uczucia fałszu" („Obrazy sztuczne nigdy nie dorównały temu widokowi", mówił o wspomnieniu sąsiada biegającego z podciętymi żyłami po klatce schodowej). Ostatecznie pozostaje mu tchnąć w malowane przedmioty życie, pozwolić im wykonywać przeróżne czynności, a niekiedy zedrzeć po prostu płótno, rozpruć je bądź podziurawić. Czasem podobrazie zamienia się gęstą, błotną breję, dowód niemocy, zapis przegranej walki - u Janas farba krzepnie niczym krew, a artysta broczy w niej jak w bagnie, by w końcu poddać się i utonąć. W tym sensie mamy do czynienia z malarzem wiecznie niespełnionym, mocującym się z każdym obrazem przy świadomości nierównych szans. Za przedmiotami ciągną się krwawe ślady, farba zastyga w brunatne strupy. Jednak kiedy indziej autor Zet, ziet, żet z lekkością reżyseruje klarowne, wręcz humorystyczne malarskie sytuacje.

Untitled 2008 oil on  canvas 180x180cm.jpg

„Ludzie kończącego się XX wieku, ten rozpaczliwy kosmos to nasz własny świat. Ten świat pełen ohydy, w którym strach rozchodzi się coraz szerszymi kręgami aż po odrażające objawienie, ten świat, w którym naszym jedynym możliwym do wyobrażenia przeznaczeniem jest dać się przeżuć i pożreć, rozpoznajemy doskonale jako nasz świat mentalny" - dodajmy jeszcze jeden literacki opis oddający atmosferę tego malarstwa, tym razem pochodzący z biografii H. P. Lovecrafta pióra Michela Houellebecqa.

Janas to artysta ekstraordynaryjny także w wymiarze instytucjonalnym. Funkcjonuje na obrzeżach sceny artystycznej (w najmroczniejszych jej rejonach, najczarniejszych zakamarkach) niczym Cthulhu, Wielki Przedwieczny drzemiący na dnie Pacyfiku pod kamienną kryptą zatopionego miasta R'lyeh. Czasem - niezwykle rzadko - wyziera na powierzchnię (gdy gwiazdy ustawią się we właściwym porządku). W konsekwencji krytyka o nim zapomniała, a gdy na moment się wyłania, nie bardzo wie, co z nim począć - i najczęściej nie czyni nic. To dlatego najlepiej mówić o freudowskim wyparciu - prac Janasa nie znajdziemy w Nowych zjawiskach w sztuce polskiej po 2000, książce, która siłą rzeczy zarysowała kanon ostatniej dziesięciolatki polskiej sztuki („pozostaje również nadzieja, że gdy wyczerpią się zjawiska fałszywe, te prawdziwe ukażą się w końcu"). I nic dziwnego, bo nie znajdziemy tam bodaj ani jednego artysty, dla którego własna wyobraźnia jest ważniejsza niż tzw. „zwykłe życie". Wielki Przedwieczny był jednak wcześniej, był też przed obecnym pokoleniem nadrealistów - i będzie długo po nim. A jeśli już przy nich jesteśmy, dość powiedzieć, że aby zobaczyć nowe płótna Janasa, potrafią pojechać oni (przynajmniej niektórzy z nich) specjalnie do Berlina. Teraz mają bliżej, aczkolwiek trudno oczekiwać, że wytrzymają do kolejnej koniunkcji.

Zew wzywa, choć i tak nic nie poskromi uczucia fałszu.

Piotr Janas, Zet, ziet, żet, Fundacja Galerii Foksal, do 12 czerwca 2009.

Reprodukcje dzięki uprzejmości fundacji Galerii Foksal.

„UNTITLED”, 120 X 90 CM, 2008
„UNTITLED”, 120 X 90 CM, 2008

  1. 1. Franz Kafka, Lekarz wiejski [w:] Tegoż, Wyrok, PIW, Warszawa 1957, ss. 107-108.