Less is bore – o wystawie Zbyluta Grzywacza

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

„KOLEJKA WCIĄŻ TRWA”, 1973, AKRYL, PŁÓTNO (MUZEUM NARODOWE W KRAKOWIE)
„KOLEJKA WCIĄŻ TRWA”, 1973, AKRYL, PŁÓTNO (MUZEUM NARODOWE W KRAKOWIE)

Przechodząc przez Wrota piekieł (polskich), pracę Zbyluta Grzywacza z 1996 roku, wkraczamy w pierwszą retrospektywną wystawę tego artysty zorganizowaną w 70. rocznicę urodzin a zarazem 5. rocznicę śmierci. Po przejściu przez wrota cofamy się nie tylko w inny świat, ale również w inną epokę. Celem wystawy [...] jest przypomnienie dorobku twórczego Zbyluta Grzywacza, jednego z najciekawszych i najodważniejszych artystów w historii polskiej sztuki współczesnej 1. Bez wątpienia Zbylut Grzywacz był artystą zarówno wszechstronnym, jak i płodnym. To spostrzeżenie rzuca się od razu po wejściu na wystawę. Różnorodność i gęstość prac przytłacza od początku, ale niestety w negatywnym znaczeniu.

Jak zapewniają sami organizatorzy: Scenariusz pierwszej tak pełnej retrospektywnej wystawy Zbyluta Grzywacza w Muzeum Narodowym w Krakowie akcentuje powiązanie realizowanych równolegle przez całe życie Autora nurtów ekspresji artystycznej - malarstwo, rysunek, grafika, rzeźba, asamblaż, fotografika i oczywiście rysunek jako baza każdego z warsztatów (łącznie czterysta czterdzieści obiektów) 2. Obiektów nie liczyłam, bo liczba ta przyprawia od razu o zawrót głowy i przywołuje wspomnienia godzin spędzonych w petersburskim Ermitażu czy florenckim Ufizzi. Organizatorzy zadbali o to, by wszystkie powierzchnie - od podłogi, poprzez ściany, aż po sufit, zostały szczelnie wypełnione twórczością Grzywacza. Niewielka powierzchnia półpiętra muzeum została podzielona dodatkowo ściankami, tworząc tym samym iście kreteński labirynt. I nawet nić Ariadny nie pomoże się z niego wydostać.

Owego „scenariusza", o którym wspominają twórcy koncepcji, nie da się wcale odczytać. Widz gubi wątek zaraz po wejściu. Wychodząc, opuszcza wystawę z taką samą dozą wiedzy o artyście, jaką posiadał wkraczając w progi Muzeum Narodowego w Krakowie. Coś o grupie Wprost, o Krakowie, o szarej siermiężnej codzienności, o próbie przeciwstawienia się jej obiło się wcześniej o uszy i tu i ówdzie wraca na wystawie. Kompozycja zaproponowana przez kuratorkę i twórców aranżacji jest nieczytelna także z tego powodu, że brak w niej treści. Poza krótkim życiorysem i podpisami pod pracami, na całej wystawie nie ma ani słowa więcej o twórczości Zbyluta Grzywacza. Tak, jakby wychodzono z założenia, że wszyscy odwiedzający wystawę wcześniej dogłębnie przeanalizowali twórczość artysty, znają każdy jej aspekt, a teraz chcą jedynie zobaczyć te mniej znane prace lub te pozostające poza ich zasięgiem.

Z powodu braku wskazówek dla widza, które mogłyby prowadzić przez wystawę, nie tylko twórczość Grzywacza, ale przede wszystkim jakikolwiek zamysł kuratorski nie jest zrozumiały. Niekiedy inspiracje i nawiązania nasuwają się same (szczególnie, jeśli jest się osobą obeznaną z postawami historii sztuki powszechnej i polskiej). Innym razem kontekst i osadzenie twórczości artysty jest mniej oczywiste (szczególnie, jeśli miało się to nieszczęście urodzić tylko parę lat przed upadkiem Muru Berlińskiego i z czysto praktycznych przyczyn nie znać czasów, w których żył i tworzył Grzywacz z autopsji). Wydawać by się mogło, że ilością prac próbuje się zrekompensować artyście to, że za jego życia nie udało się zorganizować mu wystawy, która pokazywałaby tak dokładnie i dogłębnie jego sztukę. Kuratorce zależało przede wszystkim na zgromadzeniu WSZYSTKICH prac artysty, nawet, jeśli miałby to być rysunek szkolny. Sam tytuł wystawy, a raczej brak sprecyzowanego tytułu, jeszcze dobitniej podkreśla ową wielość i niedookreślenie samej koncepcji.

Patrząc na całość, ma się wrażenie, że wystawą podjęto próbę odtworzenia co do minuty twórczego życia artysty, który: był wzorem pracowitości - zawsze starał się choćby przez krótką chwilę pracować (malować) w wigilię Bożego Narodzenia, bo przecież „co w wigilię, to przez cały rok". Wszystko, co robił, robił z pasją, namiętnością, bez oszczędzania się i bez ulgi. Spalał się żyjąc na maksymalnych obrotach, w bezustannym napięciu. Dotyczy to również picia, palenia, kobiet... 3. Pytanie tylko: po co? Czy aby pokazać wszechstronność, zróżnicowanie i zakreślić obszar poszukiwań artystycznych trzeba pokazywać wszystko, bez najmniejszego wyjątku? Czy biografia twórcza Zbyluta Grzywacza straci w momencie, gdy się owego zabiegu nie uskuteczni? Czy tylko wtedy będzie pełna i prawdziwa? Czy wystawa retrospektywna twórczości Pabla Picassa będzie niepełna w momencie, gdy nie pojawią się na niej jego wszystkie grafiki i ceramiki? Następne pytanie, jakie nasuwa się widzowi to: kim w tym wypadku jest kurator i jaka jest jego funkcja? Bo jeśli taka, żeby zebrać wszystko, to każda, pierwsza lepsza osoba mniej więcej zaznajomiona z prawidłami sztuki i z twórczością samego Grzywacza mogłaby taką wystawę zorganizować. Ale może moje rozumowanie jest błędne i właśnie w tym przypadku brak doboru jest kuratorskim wyborem i zamierzeniem?

„OKNO” (POŻEGNANIE Z PRACOWNIĄ), 1979, OLEJ, PŁÓTNO, WŁ. PRYWATNA
„OKNO” (POŻEGNANIE Z PRACOWNIĄ), 1979, OLEJ, PŁÓTNO, WŁ. PRYWATNA

Jak już wspomniałam, na wystawę wchodzi się Wrotami piekieł (polskich) i trafia na serię fotografii przedstawiających krakowski Kazimierz. Odrapane kamienice, niewybredne napisy na murach, zapuszczone ulice to widok znany każdemu, kto chodź trochę zna tę dzielnicę. Dalej zwiedzający staje przed dylematem: w prawo czy w lewo? W tym wypadku nie ma to żadnego znaczenia, bo prace poukładane zostały w cykle: Ćwiczenia ze sztuki, Grafomania, Orantki, Mowa marcowa, Architektura i mięso, Rekolekcje wiśnickie to tylko niektóre wątki, na jakie została podzielona przestrzeń. Wystawa pozwoli unaocznić charakterystyczną dla Zbyluta Grzywacza metodę pracy cyklami, które ujawniają różnorodność inspiracji, wątków i funkcji, z jakimi artysta wiązał swą twórczość 4. Z jednej strony ów podział, z drugiej zaś zapewnienie, że: Aranżacja plastyczna wystawy jeszcze podkreśla owe związki tak, aby widz nie tracił z oczu przenikających się w „scenariuszu życia" cech ekspresji artystycznej, konstatacji intelektualnej, odniesień do życia społecznego, a także do perspektywy filozoficznej Autora, jaką była dla niego wiedza o historii Ziemi 5. W tym momencie zachodzi dysonans: albo cykle, albo przenikanie się. Wynika z tego, że kuratorce i autorom koncepcji instalacji wystawy zależało na połączeniu tych dwóch aspektów: pracowania w cyklach oraz wieloznaczności samych dzieł. Niestety, rezultat nie pokrywa się z intencjami i jeszcze bardziej mąci w głowach zwiedzających.

Poza samą twórczością, organizatorzy w „narrację" postanowili wpleść również pasję artysty, jaką było kolekcjonowanie muszli i skamieniałości. Fakt ten nie miał znaczącego wpływu na samą twórczość Grzywacza. Poza paroma obrazami, w których wykorzystał motyw muszli czy skamieliny, owo hobby nie odcisnęło znaczącego piętna. To tylko jeden z aspektów jego prywatnego życia. Tak samo ważny, jak jego podróże czy życiowe partnerki. Wydaje mi się, że w ten sposób chciano pokazać, że artysta poza twórczością zajmował się czymś, co pozwoliło mu się oderwać od rozdźwięku między fikcją panującej ideologii i dotkliwą prawdą codzienności 6. Czy ma znaczenie, że John Cage poza tworzeniem utworów muzycznych i próbą udźwiękowienia tego, co bezdźwięczne, był również jednym z twórców mykologii i popełnił parę książek na ten temat? Czy analizując jego twórczość audiowizualną trzeba brać ten aspekt pod uwagę i czytać książki o grzybach, by lepiej zrozumieć koncepcję partytury Ryōan-ji? Analogiczne rozumowanie przyjmuję względem muszli i skamieniałości Zbyluta Grzywacza.

„OPUSZCZONA XI” (WG CARAVAGGIA), 1980 OLEJ, PŁÓTNO (MUZEUM NARODOWE W KRAKOWIE)
„OPUSZCZONA XI” (WG CARAVAGGIA), 1980 OLEJ, PŁÓTNO (MUZEUM NARODOWE W KRAKOWIE)

Jedyne, co broni wystawę to katalog - bardzo obszerny i wyczerpujący. Prawdziwa retrospektywa nie tylko twórczości Grzywacza. Poza reprodukcjami wszystkich pokazanych na wystawie prac, zamieszczono w nim obszerny wybór tekstów, wspomnień autorstwa zarówno samego artysty, jak i krytyków i ludzi prywatnie związanych z nim. Założenie kuratorskie jak najdokładniejszego przybliżenia twórczości i życia Grzywacza w pełni ziściło się w Kalendarium życia i twórczości, nota bene zebranego przez kuratorkę, Joannę Boniecką. Z dokładnością co do miesiąca możemy w nim zapoznać się z życiem twórcy i najdrobniejszymi meandrami jego osobowości. Dzięki temu wiemy, że we wrześniu 1982 roku trzy tygodnie spędza w Jastrzębiej Górze; w Sopocie ogląda wystawę Portrety Polaków 7. Gdzie indziej czytamy, jak czas od listopada do grudnia 1979 roku Grzywacz podsumowuje słowami: Razem piłem 66 razy, tzn. co 5 dni. To jeszcze nie jest pełny nałóg, nie choroba, ale stan bliski już chorobie. W rezultacie jest to 1/6 czasu przepitego i spędzonego na katzu. Czyli 2 miesiące w roku. Dalej- w ciągu 6 lat przeżyłem tylko 5 lat- reszty nie jestem świadom 8. Czy w tym wypadku nie wystarczyło stworzyć tak obszernego katalogu, a na samej wystawie skupić na tym, co najistotniejsze i najciekawsze w całej twórczości Grzywacza? A ten, kto chciałby jeszcze tę wiedzę pogłębić, mógłby zajrzeć do katalogu. Niestety, trzeba to przyznać, retrospektywa Zbyluta Grzywacza nie należy do najlepszych w tym sezonie. Szczególnie, gdy piętro wyżej kusi wystawa fotografii amerykańskiego reportażysty Weegee'ego - to dodatkowo zniechęca od oglądania tej pierwszej.

Gubiąc się w labiryncie cykli miałam wrażenie podróży w czasie i wylądowania w XIX-wiecznym salonie artystycznym, który kojarzy mi się z nadmiarem wszystkiego. W tym nagromadzeniu to, co warte uwagi, zostaje nie zauważone, a to, co złe - przy dobrym wyeksponowaniu - zyskuje na wartości. Oglądając tę wystawę odniosłam wrażenie totalnego zrównania prac, tak, jakby artyście nie zdarzyło się stworzyć czegoś gorszego, a każda z prac miała tak samo istotne znaczenie dla jego sztuki. Wydaje mi się, że organizatorzy nie przyjmowali zupełnie innej możliwości prezentacji, tylko postępowali wedle lekko wypaczonej maksymy: less is bore. Ja jednak, w czasie gubienia się przy oglądaniu, dochodziłam do wniosków, że czasami warto zdać sobie sprawę, że ktoś kiedyś nie bez przyczyny rzucił hasło less is more.

Zbylut Grzywacz 1939-2004, Muzeum Narodowew Krakowie, 13.03-7.06.2009,kuratorka: Joanna Boniecka

Fotografie dzięki uprzejmości Muzeum Narodowego w Krakowie.

 

 

„CORRIDA II”, Z CYKLU „WOŁOWY”, OLEJ, PŁÓTNO, 1977, WŁ. JS
„CORRIDA II”, Z CYKLU „WOŁOWY”, OLEJ, PŁÓTNO, 1977, WŁ. JS

  1. 1. J. Boniecka, Zbylut Grzywacz 1939-2004, http://muzeum.krakow.pl/Wystawa.215.0.html?&tx_ttnews[tt_news]=1881&tx_ttnews[backPid]=27&cHash=40b7e14f54, data dostępu: 18.05.2009.
  2. 2. Tamże.
  3. 3. Zofia Gołubiew, *** [w:] Zbylut Grzywacz 1939-2004, kat. wyst. Muzeum Narodowe, Kraków 2009, s. 7.
  4. 4. J. Boniecka, dz. cyt.
  5. 5. [ba.], Zbylut Grzywacz. Malarstwo [w:] Zbylut Grzywacz 1939-2004, dz. cyt., s. 35.
  6. 6. J. Boniecka, dz. cyt.
  7. 7. Kalendarium życia i twórczości Zbyluta Grzywacza, oprac. Joanna Boniecka [w:] Zbylut Grzywacz 1939-2004, dz. cyt., s. 79.
  8. 8. Tamże, s. 74.