Muzeum Sztuki - ms2, 23 i 24 maja 2009, Łódź
Taniec musi być czymś obcym muzealnym praktykom (stąd „muzeum tańca", mimo że istnieją takie, jako koncept wydaje się być całkowitym oksymoronem). Gdyż to właśnie ruch widzów, ale też obiektów, jest tym, co muzealne procedury muszą poddać jak najściślejszej kontroli. Wobec tego zamierzonego unieruchomienia obiektów i częściowego sparaliżowania ruchliwości widzów, taniec zawsze musi wydawać się zbyt niebezpiecznym poruszeniem.
Stąd pewnie jest również nieodpartą pokusą, która nieodłącznie wiąże się fantazją o tajemnych aktywnościach wykonywanych przez trzymane w zamknięciu obiekty - marzeniem, że gdy tylko widzowie i obsługa spuszczą je ze swych oczu, to spetryfikowane figury, znieruchomiałe urządzenia, zastygłe przedmioty zaczynają wieść swoje drugie życie. Po oddaleniu gości ożywają, oddając się mniej lub bardziej perwersyjnym działaniom - na przykład tańczą.
Subwersywne poruszenie i perwersyjny fantazmat zostają w delikatny sposób wprowadzone w muzealne życie przez performens taneczny Zorki Wollny Sześć sylwetek na tle kolekcji. Ekspozycja stała Muzeum Sztuki zostaje przekształcona w scenę tańca. Performens taneczny odgrywany jest po godzinach funkcjonowania muzeum, w opustoszałych przestrzeniach galeryjnych, niedostępnych już dla zwiedzających.
Zorce Wollny udało się coś na pozór niemożliwego, odkryła sekretne pokrewieństwo łączące tak obce zjawiska jak taniec i muzeum. Zarówno wykonywanie tańca jak i funkcjonowanie muzeum jest możliwe dzięki opanowaniu ruchu - ruchu własnego ciała w pierwszym przypadku i ruchu cudzych ciał w przypadku drugim.
We wcześniejszych perfomensach opracowana przez Zorkę Wollny choreografia odkrywała i eksponowała pewien zestaw ruchów i gestów, nieświadomie wykonywanych przez widzów w trakcie zwiedzania przestrzeni wystawowych. Aranżacja obiektów, częsty zakaz dotykania prowokuje widzów, jak zaobserwowała artystka, do poruszania się w określonym rytmie i do przybierania określonych póz. Stało się to podstawą do opracowania figur Chodzonego na Kolekcję Sztuki XX i XXI w (2007). W Sześciu sylwetkach na tle kolekcji taki muzealny polonez jest tylko punktem wyjścia. Performerzy na początku powtarzają zrytualizowane gesty, jakie wykonują zwiedzający w reakcji na dzieła, zachowując przy tym nieśpieszny rytm zwiedzania. Po chwili jednak dzieła przestają być głównym punktem odniesienia, performerzy raczej nawiązują relacje ze sobą tworząc złożone układy taneczne. Jedna z par daje się ponieść dynamicznemu tańcowi, wykorzystując niezajętą przestrzeń - dzieła stają się tu tłem lub nawet przeszkodami.
Mimo że Zorka Wollny wprowadza tancerzy z ich niebezpieczną gwałtownością pomiędzy dzieła, to jednak zachowuje podstawową zasadę działania muzeum - zasadę rygorystycznej separacji oglądającego od tego, co oglądane (nawet gdy muzea, zwłaszcza muzea sztuki, zgadzają się na dotknięcie czy nawet oferują namacalny kontakt, to zawsze moc takiego zdarzenia wynika z tego, że jest ono wyjątkiem od ogólnej zasady). Widzowie mogą obserwować fantastyczne brewerie przez przeszklone witryny z zaciemnionej przez wygaszenie świateł klatki schodowej.
Być może to ta ścisła separacja, zakaz zbliżania się na odległość mniejszą, niż ta wystarczająca do dokładnego obejrzenia, intensyfikuje rozkosz oglądania. Muzealny spektakl eksploatuje tę intensywność, ten wojeryzm w najczystszej postaci.
Zorka Wollny postępuje o krok dalej, zmienia oglądanie w podglądanie - widzowie zgromadzeni na ciemnej klatce schodowej w dosłowny sposób podglądają to, co wyczynia się w rozświetlonych przestrzeniach galerii. Zwłaszcza, że delikatny erotyzm czy intymna bliskość pojawia się w niektórych figurach tańca wykonywanego w galeriach.
Sześć sylwetek na tle kolekcji nie staje się jednak, czy może raczej nie ogranicza się wyłącznie, do wojerystycznego spektaklu. Staje się raczej grą - a wzbudzone w widzu pragnienie zobaczenia wszystkiego pozostaje niezaspokojone.
Zorka Wollny łamie naczelną zasadę, na jakiej opiera się funkcjonowanie muzeum - widzowie mają możliwość dokładnego i pełnego obejrzenia eksponowanych dzieł. W Sześciu sylwetkach na tle kolekcji obejrzenie całości jest z zasady niemożliwe. Rozgrywa się on na dwóch piętrach w czterech witrynach. Akcja, zaczynając się od drugiego piętra, przenosi się na trzecie, po to by po chwili toczyć się równolegle na obu. Czasem jeden gest "przenoszony" jest z piętra na piętro, czasami całe sekwencje powtarzane na obu piętrach. Widzowie nawet przemieszczając się czujnie i pilnie śledząc każdy najmniejszy ruch performerów, nie są w stanie obejrzeć całości performensu. Dostrzegalne urywki nie układają się w całość stanowiącą rozpoznawalną historię.
Wbudowana w strukturę performensu Sześć sylwetek na tle kolekcji fragmentaryczność i częściowa niewidzialność uniemożliwia przekształcenie go w kolejne dzieło, które można by choćby jako wspomnienie dołączyć do ekspozycji. Mimo pewnego pokrewieństwa taniec pozostaje dozgonnie obcy wobec muzeum, które chciałoby go pochwycić i unieruchomić w swoich zbiorach.
Performerzy: Andrea Adam, Maja Justyna, Catalina Ostornol, Julia Pond, Michał Ratajski, Ewa Szubstarska
Choreografia: Zorka Wollny
Kurator: Jarosław Lubiak
Projekt zrealizowany w ramach XX Łódzkich Spotkań Baletowych, we współpracy z Operą Łódź - Teatrem Wielkim.
Artystka jest stypendystką Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
fot. Marcin Stępień