Niesterowicz: Polska część Śląska

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Nowe projekty Anny Niesterowicz nie zdarzają się często. Jest ona zdecydowanie najmniej znaną z artystek współpracujących z Fundacją Galerii Foksal. Wystawia rzadko, jej prace powstają powoli, ich rozpiętość stylistyczna jest spora. Trudno więc dostrzec, w jak interesujący sposób taktyka jej sztuki ewoluuje i mutuje. Długą drogą przeszła Niesterowicz od pracy dyplomowej w pracowni Grzegorza Kowalskiego, mimo że już wtedy trudno było jej sztukę włożyć bez skrupułów do szuflady z napisem "sztuka krytyczna z Kowalni".

Nowy projekt artystki, zrealizowany dla galerii Kronika w Bytomiu, miał od początku dotyczyć niezręcznej sytuacji narodowościowej na Śląsku, lawirowania pomiędzy polskością, śląskością i niemieckością, a także kwestii pamięci architektury, w której kumulują się historyczne traumy. Dla artystki, zajmującej się w ostatnich latach głównie lingwistycznymi kodami, pułapkami komunikacji wizualnej i "rebusowym" charakterem komunikacji, wyzwanie to musiało wiązać się z użyciem najsilniejszej broni: języka. Motyw górnośląski pojawił się wcześniej w jednej z najbardziej znanych prac Anki - nakręconym jeszcze na studiach w pracowni Kowalskiego filmie "Gierek". Artystka wygrzebała wtedy z telewizyjnego archiwum z lat 70. sekwencję spotkania dzieci z pierwszym sekretarzem PZPR. Wśród tłumu znajduje się także mała Niesterowicz, obejmowana przez Gierka w symbolicznym, propagandowym geście. Pierwszy sekretarz jest do dziś hołubiony przez wielu Ślązaków i mieszkańców Zagłębia Dąbrowskiego. To postać mitologizowana, powiązana z beztroską młodością wielu osób, które nie potrafią sobie poradzić z gwałtownością ekonomiczno-politycznej transformacji. Stawia się tam dziś Gierkowi pomniki, rozważa nazwanie jego imieniem ulic i skwerów. Do dziś w powszechnej świadomości wiąże się Gierka ze Śląskiem i wykreowanym przez propagandę komunistyczną mitem tutejszego gospodarczego cudu. Projekt Niesterowicz w Bytomiu wydaje się być też rozwinięciem wystawy "Common Germ", która miała miejsce zeszłego roku w galerii Jesco von Puttkamera w Berlinie, a odnosiła się do niemieckich klisz językowych funkcjonujących w języku polskim. Artystka użyła np. usprawiedliwienia wypisanego na ścianie galerii "Ich bin nicht vorbereitet, ich war krank" albo zadeklarowała "przebaczenie" za pomocą neonu: "Ich vergabe".

Projekt w Bytomiu, zatytułowany "Polska część Śląska", został zrealizowany w wieży byłego Schützenhaus, czyli Domu Strzeleckiego, budynku przy dzisiejszej ulicy Żeromskiego (gdzie obecnie działa Bytomskie Centrum Kultury i Śląski Teatr Tańca). Od wojny wieża nie miała innych zastosowań niż jako magazyn przeróżnych przedmiotów: farb, cementu, starych okien etc. Na początku XX wieku działało w budynku Bractwo Kurkowe, zrzeszające elitę niemieckich mieszczan, którzy ćwiczyli swoje umiejętności strzeleckie. Był to reprezentacyjny budynek - w środku mieścił salę na 1000 osób. Zachowały się fotografie dostojnych mieszczan z sumiastymi wąsami i w eleganckich smokingach, spędzających beztrosko czas w restauracji przed Schützenhaus. Wiadomo, że architektura w sposób naturalny wchłania i akumuluje tragedie przeszłości. Po tym, jak wybuchła I wojna światowa, założono tu szpital wojskowy, a po 1939 roku budynek został zaanektowany dla celów militarnych armii niemieckiej. Musimy pamiętać, że Bytom przed wojną był miastem wyraźnie deklarującym proniemieckie sympatie. Gdy na podstawie traktatu wersalskiego przeprowadzono tu plebiscyt, mieszkańcy w zdecydowany sposób opowiedzieli się za pozostaniem przy Rzeszy Niemieckiej. Także hitlerowska propaganda antysemicka trafiła w Bytomiu na podatny grunt. Miejscowa synagoga spłonęła podczas Nocy Kryształowej z 9 na 10 listopada 1938 roku. Wygnano też wtedy sporą część ludności żydowskiej. Na archiwalnych zdjęciach sprzed wojny swastyki pojawiają się na głównych placach i ulicach. Po wojnie, kiedy Bytom został przekazany polskiej administracji, zaczęto mniej lub bardziej jawnie pozbywać się architektonicznego "balastu" po Niemcach. Budynek, w którym Niesterowicz zrealizowała swój projekt, też przechodził stopniową metamorfozę. W 1974 roku przeprowadzono gruntowny remont: powstał betonowy architektoniczny silos, który przesłonił dawne okna i detale wieży, dobudowano modernistyczny pawilon i schody etc. W ten sposób całkowicie pozbawiono budynek jakiejkolwiek wartości zabytkowej, a tym samym "wymazano" związek z niemieckim projektem.

Bardzo oszczędny, minimalistyczny projekt Niesterowicz składa się z trzech elementów. Pierwszym, najmocniej widoczny jest neon na zewnątrz wieży głoszący: "Polska część Śląska". Napis ten można odczytać na dwa sposoby. Słowo "polska" może być przymiotnikiem - taka interpretacja może zirytować lokalnych mieszkańców przywiązanych do walki o śląską tożsamość. Artystka w tym wypadku proklamuje nowy autonomiczny teren. Z własnymi granicami i nazwą (jest nią legendarna Silesia; artystka używa łacińskiej nazwy regionu). Gdyby zinterpretować słowo "Polska" jako rzeczownik, wtedy sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej: prześwietlone zostają nacjonalistyczne (separatystyczne?) dążenia na Śląsku. Widoczne jest kłopotliwe zawieszenie między argumentami różnych nacji, tożsamościowy bałagan i populistyczne tendencje. Właśnie ten element projektu Niesterowicz wydaje się najbardziej niepoprawny politycznie, drażniący, działający na zasadzie niespodziewanego desantu. W mieście pojawił się nowy, silny znak (w nocy neon widoczny jest z bardzo dużej odległości), zaburzający dotychczasową stabilność komunikatów w sferze publicznej dotyczących śląskiej i polskiej tożsamości. Polska stała się częścią Śląska lub też ziemi śląskiej wyszarpano fragment terytorium. Proklamowano niepodległość małego obszaru, który ma swą mapę, logotyp, który zamknięty jest w napęczniałej od historii baszcie. Piotr Rypson napisał w tekście towarzyszącym wystawie w Bytomiu: "Zaletą tych prac jest ich polityczna nie-poprawność, a więc odwrócenie tej dobrotliwej, globalizującej zasady lingwistycznej, której ostatecznym celem jest niwelowanie i ukrywanie konfliktu. Upadek nowojorskich Twin Towers uzmysłowił nam słabość i bezużyteczność takiej strategii kultury i politycznego dyskursu, której w szczególnej, partykularnej postaci doświadczaliśmy podczas niesławnej debaty w parlamencie europejskim na temat obozów zagłady (przypomnę: w intencji paneuropejskiej nomenklatury obozów "w ogóle", "nieludzkich" - zamiast "hitlerowskich" i "niemieckich"), dla Polaków debaty o tyle trudnej i nie do uniknięcia (unik w imię globalnej poprawności), iż obozy te potocznie zaczęto nazywać "polskimi". (…) Niesterowicz używa, przedrzeźnia, wystawia język na publiczny pokaz w nierównej grze, którą toczy w epoce neonacjonalistycznej reduplikacji kodów przywoływanych sprzed dziesięcioleci".


Drugim elementem projektu Niesterowicz jest nieco zmodyfikowana mapa szkolna Śląska z 1963 roku. Aby do niej dotrzeć, trzeba wdrapać się na szczyt wieży po stromych, wijących się schodach. Poza tym jednym elementem wnętrze wieży pozostało puste. Mapa jest upstrzona czarnymi kropkami, które trudno dostrzec na pierwszy rzut oka. W miejscu, gdzie wcześniej oznaczono lasy, pojawiły się enigmatyczne znaki. Jest ich mnóstwo, przy uważniejszym spojrzeniu mapa wygląda jak zabrudzona przez muchy. Lasy zastąpiła ludność Śląska (jeszcze dwa wieki temu na terenach tych były głównie lasy, "udekorowane" prymitywnymi szybami górniczymi): wszędobylscy poszukiwacze węgla i rud żelaza, akumulacja ludności, migracje, wysiedlenia, demograficzne zawirowania: Ślązacy, Niemcy, Polacy, Czesi, Słowacy, mikstura języków, gwar, zwyczajów, a nawet tradycji kulinarnych. W legendzie mapy pojawia się hasło "hanysy", przyporządkowane czarnym kropkom (lasom, które zastąpili ludzie), potocznie używane do określenia mieszkańca Górnego Śląska. Słowo to niesie ze sobą jednak różne konotacje - czasem może być odebrane jako obraźliwe, kiedy indziej jako dumna deklaracja. Przytoczę definicję za Wikipedią: "Nie o wszystkich mieszkańcach Górnego Śląska można mówić, iż są Ślązakami, szczególnie jeśli ich przodkowie żyją jeszcze w innych miejscach Polski, natomiast można powiedzieć, że stali się już hanysami. Pierwotnie słowo to było obraźliwym określeniem w gwarze mieszkańców leżącego po sąsiedzku Zagłębia Dąbrowskiego, z czasem w znaczeniu Ślązak zostało przyswojone przez mieszkańców Górnego Śląska. W gwarze śląskiej używa się także słowa Hanys z niemieckiego Hans jako odpowiednika polskiego imienia Jan. Jednakże użycie tego wyrażenia przez kogoś "z zewnątrz" zazwyczaj odebrane jest jako obraza. Bliskimi znaczeniowo słowami do hanysa, są miejscowy i tutejszy, w znaczeniu stąd, a nie zza rzeki, (czyli z Zagłębia i reszty Polski)". W kontekście projektu Niesterowicz można zaryzykować, że słowo to niesie ze sobą podobny ciężar co określenie "Żyd" - dla niektórych obelga, dla innych zwykła deklaracja przynależności narodowej. Znając ciężar tej gry językowej i niejako obierając swym wrogom zasadność używania tego określenia w pejoratywnym sensie, kilka lat temu żydowska młodzież założyła pismo pod nazwą "Jidełe", czyli "Żydek". W podobny sposób obraźliwe słowo "hanysy" zostało zaanektowane przez górnośląskich kibiców piłkarskich.

Trzecim elementem wystawy była czarno-biała mapa, dystrybuowana na drukach zaproszeń i na murach w Bytomiu jako plakat. Pokazywała ona kontury państwa Silesia, stworzonego na podstawie mapy euroregionu śląskiego. Euroregion obejmuje 19 gmin po polskiej i 58 po czeskiej stronie (czeski Śląsk leży w dorzeczu Opawy i Morawicy). Niesterowicz usunęła jednak wszelkie nazwy, usunęła granice krajów, kreując fikcyjne państwo. Pisała: "Mój koncept zmierza do "odpolitycznienia" nazwy Śląsk i zwrócenia uwagi, tak trochę przekornie, że jest to przede wszystkim nazwa geograficzna. Jest to Śląsk jako kraina, a nie twór na superpolski i antyniemiecki użytek polityczny. Granice między państwami są prawie niewidoczne i nagle okazuje się, że Katowice i cały ten nasz Śląsk jest gdzieś w rogu tej mapy".

Delikatna, wydawałoby się, ingerencja Niesterowicz to wpychanie kija w mrowisko. Wywoływanie starych demonów, przypominanie o skrzętnie skrywanych faktach, dawnych lękach, prowokowanie groteskowych reakcji. W komentarzach powracają plotki, choćby ta, że leżąca nieopodal miejscowość Wilcze Gardło zbudowana jest na planie swastyki albo że na górze świętej Anny zbierają się nocą neonazistowskie hufce.

Szczególnego wymiaru nabrał projekt Niesterowicz po 3 maja. Na wieży, kilka metrów nad neonem, tradycyjnie zawieszono duży czerwono-biały sztandar. Wyglądał jak dodatkowy element wystawy - inskrypcja "Polska część Śląska" i narodowa flaga uzupełniały się wzajemnie, podkreślając brawurę proklamowania nowego autonomicznego obszaru na mapie Polski. Kartograficzno-językowa prowokacja uderzyła w czuły punkt.