Poszukiwanie szczęścia poza muzeum i galerią handlową, czyli jak zbudować Łódź od nowa.

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Z Andrzejem Walczakiem o EC1 i nie tylko rozmawia Adam Mazur

Adam Mazur: W Łodzi powstaje wielkie przedsięwzięcie, o którym jednak niewiele słychać w mediach. O łódzkich planach łatwiej dowiedzieć się można z Frieze, albo z magazynów rozdawanych w samolotach, a nie ze specjalistycznej prasy. Czym jest EC1?

Andrzej Walczak: Jest to mało nagłośnione, bo nie mamy na to czasu. Tempo budowy jest ogromne. Początek wszystkiemu daje Fundacja Sztuki Świata założona przez Davida Lyncha, Marka Żydowicza i przeze mnie. Główną ideą jest przejęcie legendy Łodzi, obiektu poindustrialnego, czyli zaadaptowanie budynku dawnej hali maszyn Elektrociepłowni EC1. Teren Elektrociepłowni przekazało na ten cel miasto. Mieliśmy naprawdę dużo szczęścia, że prezydent i władze miejskie Łodzi podjęły w sierpniu 2007 decyzję o budowie.

A.M.: Skąd wziął się pomysł?

A.W.: To nie pomysł, ale potrzeba miasta. Jej istotą jest pomysł odbudowy miasta w oparciu o kulturę. Łódź próbuje wypracować swoją tożsamość, jest nazywana stolicą prowincji, a zapominamy, że mamy wspaniałą, XIX-wieczną historię. Mówi się o Łodzi filmowej, kulturalnej, ale tak naprawdę najciekawsza jest historia. Naszym celem jest sprawienie by Łódź uwierzyła w siebie. W Łodzi ostatni konkurs na projekt urbanistyczny, czyli zaprojektowanie więcej niż jednego budynku, był przed wojną. To przedsięwzięcie ma sprawić, że nie będziemy odwiedzać sztuki, ale wśród niej mieszkać. David Lynch pokazał nam drogę propagandy, przyciągnięcia do Łodzi ludzi, którzy się zainteresują nią i jej duchem. Nie mamy w Łodzi symboli, regionalnego towaru. Naszą szansą są ludzie przyjezdni, jednym słowem czekamy na swoich konkwistadorów. Dwa lata temu Fundacja otrzymała teren EC1 i od razu napisaliśmy program, który przedstawiliśmy miastu i zgodnie z porozumieniem podejmujemy się zrobienia z tego miejsca obiektu kulturalnego. Natomiast miasto podejmie wysiłki, by stworzyć centrum festiwalowe, które jest w Łodzi bardzo potrzebne. EC1 ma być centrum propagandy Łodzi na cały świat. W naszym programie wykorzystujemy wizerunek Davida Lyncha, siłę Camerimage i nasze doświadczenie.

A.M.: Czy jest w planach, poza centrum festiwalowym, również muzeum?

A.W.: Nie ma muzeum. Nie ma to być nowe centrum handlowe, ani muzeum, bo nie wierzymy, że znajdziemy szczęście w sklepie czy w muzeum. Cały łódzki projekt generalnie mówiąc wypływa z poszukiwania szczęścia. Ono na pewno jest, tylko musimy próbować je znaleźć, najpierw w sobie. Najważniejsze słowa, o których zapominamy, jak miłość, wolność itd. naprawdę istnieją.

A.M.: Chce Pan stworzyć taką utopijną sytuację, bo brzmi to jak z opisów utopii urbanistycznych, które odnowią pewną wspólnotę poprzez założenie architektoniczne, architektury jako źródła szczęścia, przestrzeni miasta jako przestrzeni spotkania. Projekt jest ambitny, więc rozumiem, że bez potencjału utopii nie byłby możliwy. Czy są jakieś analogiczne projekty?

A.W.: Cała Europa dąży do tego, bo zaczynając od Włoch, kończąc na Dublinie wszystko jest oparte na rewitalizacji, czyli przywracaniu do życia. My mamy zupełnie inny problem, bo co mamy przywracać do życia, skoro miasto jest żywe. Na terenie, który zajmujemy nie ma nic oprócz śmieci, jest to klasyczna, zapomniana strefa, tam nie ma nawet czego rewitalizować. Teren ma 90 hektarów w środku miasta. Jednym z problemów towarzyszących procesom rewitalizacji są ludzie, którzy tam mieszkają i z jednej strony nie mogą podołać rosnącym cenom metra kwadratowego mieszkania, ale z drugiej strony nie chcą się stamtąd wyprowadzać. Tu nie mamy takich problemów. Naszym celem jest doprowadzenie do zamknięcia dworca Łódź Fabryczna, którego nikt już w tym mieście nie chce. W XIX wieku Łódź była rajem przemysłowym, teraz chcemy stworzyć nowy raj.

A.M.: A czy takim rajem nie jest już Łódzka Manufaktura? Takie miejsce we współczesnym społeczeństwie jest synonimem miejsca, w którym ludzie chcą przeżywać szczęście. Czy budowa EC1 rzeczywiście odnosi się do konkretnych społecznych potrzeb? Projekt, jeśli się uda, będzie wydarzeniem na skalę europejską, ale istnieje ryzyko, że pozostanie w sferze życzeń i sloganów o szczęściu i nie zostanie zrealizowany. Od wielu osób słyszałem, że EC1 ma być muzeum sztuki współczesnej, centrum sztuki współczesnej, centrum festiwalowym czy centrum spotkań, ale wszystko pozostaje w sferze domysłów i jest niedookreślone. Mówi się, że w Łodzi jest bardzo dużo pomysłów, ale jest problem z realizacją. Czy istnieje plan realizacji i na co przekładają się idee, o których Pan opowiadał?

A.W.: Sama Fundacja niczego nie projektuje. Biorąc ten budynek zaproponowała zrobienie i postawienie rynku z funkcją odrobinę bardziej kulturalną, niż komercyjna. Powstanie zatem Centrum Fundacji Sztuk Świata, Rynek imienia Katarzyny Kobro, Centrum festiwalowo-konferencyjne i rodzaj muzeum, czyli tzw. Specjalna Strefa Sztuki. Dawniej przy rynku, z którego chcieliśmy być dumni stawialiśmy katedrę, dzisiaj stawiamy innego rodzaju katedrę - sztuki. W konkursie ustawiliśmy poprzeczkę wysoko i dlatego nie udało się tydzień temu rozstrzygnąć konkursu na Specjalną Strefę Sztuki, bo ta poprzeczka nie była utrzymana. Myśmy ją bardzo wysoko ustawili właśnie dla tego budynku, mimo, że on nie stanowi nawet jednego procenta całego tego "miasta".

A.M.: Z konkursami jest tak, że można na nich polec, jak w przypadku konkursu na Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Raz poprzeczka została postawiona wysoko, potem trzeba było ustawić ją jeszcze wyżej i okazało się, że zgłosiło się niewielu ciekawych architektów, o tych z pierwszej ligi nie wspominając. Czy Fundacja musi zrobić konkurs, ponieważ jest to alians publicznego z prywatnym, a nie może tak, jak Kulczyk Foundation wskazać architekta i projekt, który sobie zażyczy?

A.W.: Jeżeli miasto buduje cokolwiek, to musimy robić konkurs. Kulczyk Foundation zrobił jeden budynek i jest całkowicie niezależne, a nasz projekt jest większy, w związku z tym jest na styku partnerstwa publiczno-prywatnego i związane są z tym wszelkie wymogi, które pociąga za sobą sfera publiczna. Mimo plotek krążących o Fundacji, że wykupi ona tereny po to, by potem inwestować, Fundacja nie ma tu ani jednego metra. Nie kupuje, nie spekuluje, do tej pory nie mamy dokumentu na budynek EC1. Drugiej takiej struktury własności w Polsce nie ma. Ona w większości jest w różnych postaciach pod zarządem miasta.

A.M.: Pan mówi, że budynek zdefiniuje rynek, przez to pozostałe budynki i to, czym to "miasto" będzie, uszczęśliwi ludzi. To jest bardzo architektoniczne myślenie.

A.W.: W Warszawie jest duch stolicy. My najpierw musimy odnaleźć tego ducha. Najpierw pracowaliśmy prawie przez rok z urbanistą Rob Krierem, który definiował przestrzeń. Wybraliśmy go dlatego, że ma on doświadczenie ze starymi tkankami. Inną sprawą jest zwiększenie szans Łodzi na zaistnienie w Polsce. Jedną z takich szans jest kolej, a okazuje się, że połączenie między Warszawą, Poznaniem i Wrocławiem, które miało przechodzić przez Łódź przechodzi przez miejscowość od niej oddaloną o kilkanaście kilometrów. W ten sposób Łódź jest praktycznie skreślona z mapy Polski. Dzięki naszemu projektowi szybkiej kolei sami zaczęliśmy walczyć o obecność Łodzi w Polsce. Droga z Warszawy na lotnisko w Mszczonowie będzie trwała dwadzieścia minut, a stamtąd będzie można lecieć do Singapuru. Dzisiaj nie można polecieć do Singapuru nawet ze stolicy Polski.

A.M.: Czyli fundacja lobbuje również na rzecz takich rozwiązań ogólnokrajowych dla Łodzi?

A.W.: Tak, bo Łódź potrzebuje lotniska. Chciałbym za mojego życia polecieć stąd do Singapuru.

A.M.: Czy Łódź tego rzeczywiście potrzebuje? Może ludziom nie przeszkadza to, że jadą do Warszawy, skąd lecą do Frankfurtu by polecieć do Singapuru?

A.W.: A czy potrzebne jest lotnisko w Warszawie? Kolejka umożliwiałaby to, że po dwudziestu minutach od wyjazdu z Warszawy bylibyśmy na lotnisku, a po następnych dwudziestu minutach bylibyśmy w miasteczku w centrum Łodzi. Mamy w Łodzi o to nie walczyć?

A.M.: Łódź ma szansę na ogromny skok, wiąże się to z ambicjami tego miasta, które ma energię do spożytkowania i wizję. Pan jest tu motorem, Atlas Sztuki, jedno z najważniejszych miejsc na artystycznej mapie Polski, również jest zaangażowany w to przedsięwzięcie od lat,. To się rozwija, zmienia skale, powstaje Fundacja, która stworzy miejsce takie, jak Specjalna Strefa Sztuki. Interesuje mnie kwestia sztuki współczesnej, bo odgrywa ona tu niebagatelną rolę.

A.W.: Nie jestem motorem. Natomiast wiemy, że nic już w Łodzi nie będzie takie, jak przed rozpoczęciem pracy nad tym projektem. Chcemy zrobić w Łodzi muzeum na miarę XXI wieku i stąd pomysł Specjalnej Strefy Sztuki. Są strefy uczucia, rozumu, a strefa sztuki powinna być miejscem, gdzie byśmy do tej sztuki wchodzili. Tym bardziej, że wydaje mi się, że Łódź jest pierwszym miejscem, które zaczęło na tym polu eksperymentować już w latach 80-tych, mam na myśli "Konstrukcję w procesie", sytuację, w której napięcie powstaje już w momencie, gdy artysta tworzy.

A.M.: "Konstrukcja w procesie" właśnie rezygnowała z bycia specjalną strefą sztuki i działa się w różnych dziwnych miejscach.

A.W.: Nie, robiła dokładnie to samo, tylko, że namaszczała pewne miejsca mówiąc, że to jest strefa sztuki. My teraz jesteśmy dwadzieścia lat później i wyciągamy z tego wnioski. Chcemy stworzyć miejsce, w którym sztuka nie byłaby martwa, by człowiek znalazł tę sztukę w samym sobie. To jest możliwe, jeśli wytworzymy pewną tożsamość. Artyści nigdy niczego nie zbudowali, ich zadaniem jest bycie "przeciwko".

A.M.: To ma być przestrzeń dla artystów, czy dla odbiorców?

A.W.: Nie musimy zajmować się artystami, bo oni sobie doskonale dadzą radę. Tak, jak jest w Nowym Jorku, gdzie miasto anektuje przestrzenie zajęte wcześniej przez artystów, buduje banki, restauracje itd. i oni się przenoszą. A tu jest odwrotnie.

A.M.: Mówi pan o ściągnięciu publiczności do czegoś w stylu Zamku Ujazdowskiego, centrum Pompidou czy Tate, ale jaka będzie tożsamość tego miejsca?

A.W.: Proszę nie zapominać, że jest to tylko 4 % z 90 hektarów. To nie ma być nowe osiedle mieszkaniowe, ale miejsce, którego dotąd w Łodzi nie było. Dla Łodzi charakterystyczna jest jedna ulica, ale czy Piotrkowska może być centrum kulturalnym? Jedna ulica nie może tego unieść, chociaż dzięki swojej różnorodności jest piękna i lepsza nawet, niż niejedno muzeum.

A.M.: Czy w EC1 będzie jakaś kolekcja?

A.W.: Jesteśmy fundacją i nie kolekcjonujemy. Naszym jedynym zadaniem będzie, podobnie jak w Atlasie Sztuki, pokazywanie, nie kolekcjonowanie. Ale żeby pokazywać trzeba przejść bardzo złożony proces dydaktyczny i mieć możliwość pozyskiwania różnych ciekawych zjawisk w sztuce. Jednym z ważniejszych elementów EC1 będzie biblioteka z siedemnastometrowymi wrotami od strony Rynku, z piękną kopułą. Jej model opiera się na połączeniu człowieka witruwiańskiego, czyli toczącego się koła fortuny z jedynym kwadratem, który jest w stanie zastopować tę całą euforię. Na bazie fraktali Leibniza tworzymy bibliotekę składającą się z przeźroczystych cegiełek i w każdej z nich zamykamy ducha jednego człowieka. Nasz bibliotekarz okrąża świat i stuka do różnych ludzi i prosi o pięć książek, które są dla nich najważniejsze. Nawiązaliśmy już do tej pory bardzo ciekawe kontakty i mamy przyrzeczone książki, pieczołowicie je zamykamy i z tego budujemy rodzaj biblioteki.

A.M.: To już jest bliskie szaleństwu. Pomysł na bibliotekę, który przerasta nawet pomysły literackie.

A.W.: Ale to spowodowało, że w Argentynie czy w Japonii bardzo ważne osoby już słyszały o naszej bibliotece.

A.M.: Kiedy nastąpi inauguracja i całość zaistnieje nie tylko wirtualnie?

A.W.: Przygotowujemy projekt EC1 zaczynając od dwóch budynków. Zebraliśmy już 180 mln złotych i jesteśmy w przeddzień rozpoczęcia pracy nad projektem budowlanym, który jak myślę, skończy się za kilka miesięcy. Natomiast istotą tego projektu jest postanowienie podjęte na początku tego roku, że "łódzką dziurę" kopiemy razem z koleją, prezydentem, marszałkiem i fundacją. Jest to teren prawie 20 ha i żeby wkroczyła w to firma nadzorująca budowę musimy ogrodzić 18 ha z dziurą głęboką na 17 metrów. Nie będzie budynku Dworca Łódź Fabryczna i torów kolejowych.

A.M.: 180 mln to jest bardzo mało, jak na taki projekt, kto da resztę pieniędzy?

A.W.: Te pieniądze pochodzą z Unii Europejskiej. Na razie Unia dała pieniądze na rewitalizację elektrociepłowni. Miasto się dołożyło, żeby cały ten zespół elektrociepłowni zachować i żebyśmy mogli pokazywać tę postindustrialną architekturę Łodzi. Dzisiaj jesteśmy na etapie szukania razem z miastem inwestora. Przychodzą do nas bardzo duże firmy, które są dla nas testem, czy to miasto powstanie.

A.M.: Czy już jest inwestor?

A.W.: Jesteśmy w trakcie wybierania. Na pewno będzie to grupa inwestorów, którzy za bycie w konsorcjum obejmującym całe 90 hektarów będą finansować kulturę. Przeszliśmy już pierwszy etap - znaleźliśmy coś atrakcyjnego, łódzkiego, czyli pomysł na kulturę. Znaleźliśmy atrakcję, którą popiera inwestor i wie, że my będziemy się ortodoksyjnie trzymali stworzonego przez Rob Kriera planu opartego o kulturę. Ale to my decydujemy o wszystkim.

A.M.: Kiedy będzie wbity szpadel?

A.W.: Dokładnie za rok [czyli w lutym 2009 - przyp. red.]. Specjalna Strefa Sztuki będzie oparta o rynek imienia Katarzyny Kobro i cztery ulice. W sformułowaniu "Łódź - miasto czterech kultur" wystarczy zamienić słowo "kultura" na słowo "ulica". Chcemy skupić te ulice w jednym miejscu. W myśl zasady, że dobra kultura, to żywa kultura, a żywa kultura, to kultura na ulicy. EC1 i Specjalna Strefa Sztuki będą finansowane przez Unię i ich inauguracja nastąpi w 2012 roku. W EC1 ma powstać Fundacja Sztuk Świata, Energopolis, czyli Muzeum Energii, komin, punkt widokowy, zegar, biblioteka, warsztaty, Teatr Dźwięku, Sztuka Indygo. W ten sposób wracamy do początków XIX wieku w Łodzi skąd w 1937 roku wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych Bernard Lichtenstein i w 1947 projektuje osławione jeansy Wrangler. Ich kolor, indygo dziś już rzadko występuje w oryginale. My proponujemy spodnie w kolorze indygo, barwione naturalnym indygo, z naturalnej bio-bawełny, jak w XIX wieku. Nasze spodnie mają etykietę EC1 i są numerowane. Każda osoba, która daje nam pięć książek dostaje od nas numerowane spodnie, można je też kupić, bo te spodnie pracują na kulturę. Są one sprzedawane wyłącznie przez instytucje zajmujące się kulturą, nie uczestniczą w rynku mody, ale mają pokazać, czym jest EC1.

A.M.: Jest to bardzo wyrafinowana forma użycia kultury do promocji miasta i tchnięcia w miasto energii, która sprawi, że zacznie ono inaczej żyć. Jest to trochę stworzenie nowego mitu Łodzi, nawiązując do założycielskiego mitu tego miasta.

A.W.: Rajmund Rembieliński był urzędnikiem, który w XIX wieku, gdy rodził się przemysł, chciał zrobić specjalną strefą ekonomiczną w miejscu, gdzie dziś jest Łódź. Działki były za darmo i przez pięć lat obowiązywało zwolnienie od podatków, za to trzeba było wybudować na takiej działce fabrykę. Rembieliński sam ściągał ludzi do budowania tych manufaktur. Ale Łódź nigdy nie był stolicą kulturalną. Analogicznie do tego, co zrobił Rembieliński zamieniamy specjalną strefę ekonomiczną na Specjalną Strefę Sztuki. Chcemy w niej zaproponować swego rodzaju działki. Na pierwszej i drugiej kondygnacji ustanowimy "ambasadorstwa", tak samo jak to robił Rembieliński. Na przykład Burmistrz Lwowa dostanie tu działkę i będzie miał za zadanie pokazywać kulturę Lwowa. Będzie to miejsce spotkań, rodzaj palio ze Sieny, na którym można świętować, albo po prostu być. Zaprosimy instytucje, Documenta z Kassel, mera Berlina, Oskary, fundację Getty'ego, Led Zeppelin, Łukoil. Możemy zaprosić każdy podmiot, również firmy Dell czy Microsoft.

A.M.: Zaskakująca różnorodność gości.

A.W.: Ale jeżeli chcemy w przeciągu trzech lat stworzyć stare-nowe miasto, to jak inaczej możemy je zestarzeć? Tylko doświadczeniem wszystkich nacji, różnorodnych instytucji i firm, na przykład Hugo Boss jest największym inwestorem w sztuce, Boeing utrzymuje wielką galerię.

A.M.: Czyli Pan tak, jak Rembieliński będzie jeździł po świecie i namawiał ludzi, by zakładali tu, już nie manufaktury, ale galerie?

A.W.: Już jeżdżę po świecie i rozmawiam z ludźmi. Mówię im, że jestem z Łodzi i proszę o pięć książek i to działa. Roman Polański powiedział mi, już nie marudź, dam ci te książki. W ten sposób kupujemy pomysły na całym świecie i dlatego staliśmy się partnerem miasta.

A.M.: Kto wymyślił Specjalną Strefę Sztuki?

A.W.: Fundacja.

A.M.: Kiedy chciałby Pan przedstawić łodzianom pierwszych ambasadorów?

A.W.: Od razu po zamknięciu starego dworca Łódź Fabryczna, czyli za około rok. Przygotowaliśmy już w tym celu materiały dla stu osiemdziesięciu instytucji, osób, religii, miast z całego świata.

A.M.: Skąd ta liczba?

A.W.: Tyle mamy działek. Dwie pierwsze kondygnacje taka instytucja dostaje za darmo, a na trzeciej kondygnacji będzie się mieścił hotel niejako przenikając do Strefy Sztuki. Będzie to strefa architektury wnętrz i pokoje hotelowe będą niemalże penetrować muzeum. To, kogo my zaprosimy będzie sprawą tożsamości tego miasta i pokazaniem, czym to miasto chce być. Dlaczego nie mamy napisać naszej historii jeszcze raz? To jest najpiękniejszy początek, nie chcemy stąd wyjechać i miasto daje nam możliwość rozpoczęcia jeszcze raz historii.

A.M.: Jest to bardzo postmodernistyczny projekt spotkania kultur. Ale przez swój postmodernizm może też polec, bo ta epoka odchodzi, nieudała się w jakiejś mierze. To jest trudno zrobić, bo może ludzie nie chcą mieć strefy żydowskiej, niemieckiej, przedstawicielstwa Lwowa, Kassel i Led Zeppelin obok siebie?

A.W.: To tak, jakbyśmy nie chcieli samych siebie. My wierzymy w ludzi.

A.M.: A czy będzie tam przedstawicielstwo Warszawy?

A.W.: Nie, chcemy otworzyć Muzeum Łódzkie w Warszawie. Pokazać się jako waszych partnerów. Nie zapominajcie o nas, bo robimy dużo dla was, żebyście mogli wyjechać. Chciałbym żebyśmy zaczęli rozmawiać między miastami. Trochę za wcześnie rozmawiamy o całym pomyśle EC1, bo jak ktoś słyszy o tym wszystkim teraz to stuka się w głowę, więc musimy dopiero oswoić ludzi z tą wizją.

Luty-kwiecień 2008

Wszystkie ilustracje pochodzą z roboczej prezentacji projektu przygotowanej przez Rob Kriera. Poszczególne budynki mają mieć swoich architektów m.in. Franka Gehry, który zaprojektuje przyszłe muzeum.