Apoteoza Sztuki, czyli Sławomir Rumiak w Czarna.gallery

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Wystawą Sławomira Rumiaka zainaugurowała działalność nowa siedziba galerii Czarnej. "Jeden krok i jestem gdzie indziej" jest wystawą, która uwodzi oszczędnością. Składa się raptem z pięciu prac: niewielkiej instalacji i rysunku oraz trzech instalacji wideo.

Na ścianie wisi kartka z ołówkową kompozycją w centrum - niewielka czarna plamka na bardzo dużej białej powierzchni, prowokująca do zbliżenia się. Widać na niej blat stołu, który przeistacza się w podłogę, podłoga - w ścianę, wyłaniają się jakieś przedmioty przechodzące płynnie w formy bezprzedmiotowe. Rysunek jest staranny i czysty, niemal techniczny. Nie mamy do czynienia z intuicyjną improwizacją, jest to raczej reprezentacja idealnego obrazu powstałego w umyśle, a może śnie artysty. Skojarzenia z Henrykiem Strengiem są jak najbardziej uprawnione, to surrealizm niemal klasyczny.

Sławomir Rumiak, "You make me feel so young", 2012, instalacja; "Ceci n’est pas un papa", 2012, instalacja wideo
Sławomir Rumiak, "You make me feel so young", 2012, instalacja; "Ceci n’est pas un papa", 2012, instalacja wideo

Dwa nieduże identyczne zegary kominkowe pomalowane na biało stoją naprzeciwko siebie, jak po dwóch stronach lustra. Może nie tyle pomalowane, ile zaciągnięte białą farbą, jakby zanurzone w niej. Już nie zegary, a ich idea. Jeden realny, subtelnie tykający, drugi - atrapa, pusta skrzynka. Wskazówki prawdziwego nie są do niego przypisane, łączy je z nim długie ramię, na którym wiszą w powietrzu między zegarami. Ich cień wskazuje czas na tarczy zegara-atrapy. Czas się na nim cofa. Tytuł pracy: "You make me feel so young". Cofanie się w czasie to częsty motyw snów. Wracamy w nich do matury, do ważnych wydarzeń, do radosnych czy traumatycznych wspomnień, cofamy się do przeszłości, która istnieje tylko w rzeczywistości snu. Chwila: czy aby na pewno tylko we śnie? czy te cofające się zegary nie mają jakiegoś bardziej realnego bytu? Owszem, kiedyś mogły istnieć tylko w snach, ale później pojawiło się kino, a w nim też cofające się zegary. W pamięci pojawiają się sceny z Bergmana, Buñuela i innych. Instalacja z zegarami Rumiaka odsyła nas do snu czy do filmów przenoszących nas w realia snu? Może do jednego i drugiego?

Sławomir Rumiak, "Ceci n’est pas un papa", 2012, instalacja wideo
Sławomir Rumiak, "Ceci n’est pas un papa", 2012, instalacja wideo

Dużą powierzchnię sali, w której wisi rysunek i zegary cofają czas, zajmuje nieregularny wielościan wsparty na czterech nogach - pudło z dziurką, wykonane z jasnego drewna.

Czasem można by pomyśleć, że ludzie tylko po to stworzyli dziurki, by przez nie spoglądać. Najpierw pewnie była jakaś szczelina, później pojawiła się dziurka w drzwiach, potem aparaty optyczne: luneta, camera obscura, mikroskop, a na końcu tej ewolucji nowoczesne kamery. Dziurka niesie w sobie obietnicę ujrzenia czegoś cennego, niedostępnego, zakrytego przed wzrokiem postronnych. Patrzenie przez dziurkę jest czynnością intymną, świat za nią zastrzeżony jest tylko dla patrzącego, przez to staje się bliższy, bardziej esencjonalny, bardziej prawdziwy... Nawet gdy wiemy, że może być mirażem.

Spoglądamy przez dziurkę (nie ostatni raz na tej wystawie) - i co widzimy? Wewnątrz pudła znajduje się fajka i zegarek. Po chwili pojawia się projekcja 3D, a na niej ta sama fajka, zegarek i jakiś starszy mężczyzna, który popala fajkę. Projekcji towarzyszą podpisy: "This is father", "This is father's pipe", po chwili pojawiają się zaprzeczenia: "This is not father", "This is not father's pipe". Gra semantyczna doskonale znana z obrazu Magritte'a. Niby nic nadzwyczajnego, niby można się było tego spodziewać już w momencie, w którym ujrzało się fajkę. A jednak - realność świata ujrzanego przez dziurkę, spotęgowana przez projekcję w technice 3D, prowokuje podejrzenie, że fajka nigdy nie była realna, a żaden obraz prawdziwy. Oczywistość i przewidywalność zostały zanegowane. Spoglądamy w dziurkę raz i drugi, może nawet trzeci, i za każdym razem jesteśmy onieśmieleni jak w trakcie spektaklu genialnego prestidigitatora.

Sławomir Rumiak, "Secret level", 2012, instalacja wideo
Sławomir Rumiak, "Secret level", 2012, instalacja wideo

Ale Magritte to nie jedyny klucz do odczytania pracy Rumiaka. Instalacja ta jest niewątpliwą spadkobierczynią siedemnastowiecznych niderlandzkich skrzynek perspektywicznych. Były to urządzenia optyczne w formie wielościanu z wizjerem, których wewnętrzne ścianki pokryte były malowidłami. Dzięki znajomości zasad perspektywy i widzenia malowidła o charakterze anamorfoz składały się w jeden spójny obraz o niebywałej iluzyjności i trójwymiarowości. Skrzynki perspektywiczne często zapełnione były niepozornymi scenami rodzajowymi o wysublimowanej treści moralizatorskiej bądź filozoficznej. W ich odbiorze refleksja nad treścią była równie ważna, jak zachwyt nad kunsztowną formą. Ostatecznie skrzynki perspektywiczne odsłaniały uwodzicielską moc, jaką obdarzona jest sztuka.

Taką skrzynką jest też praca "Secret level", która opiera się na zestawieniu dwóch prawie identycznych obrazów widzianych na dwóch ekranach, prawie jak w stereoskopie. Pierwszy jest fizyczny, realny i namacalny, widziany przez wizjer (możemy wejść za kotarę i sprawdzić jego realność), drugi zaś jest projekcją wideo. Na jednym i drugim mamy kawałek sztucznego trawnika i piłeczkę golfową. Jeden pozostaje statyczny, na drugim pojawia się golfista uderzający piłeczkę. Na jednym i drugim piłeczka nie trafia do dołka, mimo że powinna. Czujemy się oszukani przez artystę lub przez zmysły. Projekcję oglądamy raz jeszcze i jeszcze. Wciągamy się w grę proponowaną przez artystę, grę, w której za każdym razem damy się zwieść. Za każdym razem sztuka okaże się doskonalsza od widza.

Sławomir Rumiak, "Secret level", 2012, instalacja wideo
Sławomir Rumiak, "Secret level", 2012, instalacja wideo

Wystawę wieńczy instalacja filmowa "The purple rose of Chybie". W wyciemnionym pomieszczeniu przed ekranem kinowym stoi samotny fotel. Zaczyna się projekcja. Pusta droga wśród jesiennych łąk, w dali jakaś wierzba, krzewy, mgła - gdzieś w Polsce. Z początku nie dzieje się nic, po chwili na horyzoncie pojawia się sylwetka mężczyzny, który niespiesznie idzie w stronę kamery. I nic poza tym. Mężczyzna zbliża się, jest już całkiem blisko, na wysokości kamery, ale zamiast ją minąć, wychodzi z filmu w naszą, "rzeczywistą przestrzeń", jego sylwetka jako cień zasłania centralną część ekranu, po czym wygodnie siada na krześle ustawionym przed ekranem i wraz z nami zaczyna oglądać film, który dopiero wtedy się "rozkręca". Z głośników płynie muzyka rodem ze starego kina, na drodze zaczyna się jakaś akcja. Trwa to krótko, krajobraz powoli staje się coraz bardziej zamglony, aż w końcu wszystko rozpływa się we mgle, muzyka cichnie, projekcja gaśnie. Po raz kolejny daliśmy się zaczarować Rumiakowi. Ale wpierw zaczarowaniu kinem uległ Rumiak.

Mężczyzna, który szedł polną drogą, by wyjść nagle z filmu (chwyt chętnie wykorzystywany w kinie, choćby przez Antonioniego czy Allena), to Franciszek Dzida - pierwowzór Amatora z filmu Kieślowskiego - samorodny filmowiec ze wsi Chybie. Dzida staje się figurą artysty jako takiego. Artysty, który stwarza iluzję alternatywnej, "sztucznej" rzeczywistości, zwodząc widza sztuczkami Sztuki.

Ale film ten nie jest bynajmniej portretem czy pochwałą artysty i jego mocy. Film ten, jak cała wystawa Rumiaka, jest apoteozą Sztuki, której władczej i zniewalającej mocy poddał się także sam artysta. W końcu wychodzi on z ekranu, by móc oddać się jej magii.

Cała wystawa nie przedstawia jednak nic nowego, to zbiór technik i chwytów artystycznych, które znamy od dawna. Gry iluzją w sztuce pojawiały się już u jej początków, grubo przed początkiem naszej ery Parrasjos namalował przecież kurtynę na obrazie swojego konkurenta Zeuksisa i zwiódł tym jego zmysły. Takimi grami raczyli widzów niderlandzcy malarze Cornelis Floris, Nicolaes Maes i dziesiątki innych, w grę tę wciągał Magritte i wciąga całe kino od początków swego istnienia. Rumiak nie pokazuje niczego, czego byśmy nie znali. Nieważne jednak, co pokazuje - a ważne, jak to robi.


Sławomir Rumiak, "Jeden krok i jestem gdzie indziej", Czarna.gallery, Warszawa, 28.09. - 18.11.2012

Sławomir Rumiak, "The Purple Rose of Chybie", 2009, instalacja wideo
Sławomir Rumiak, "The Purple Rose of Chybie", 2009, instalacja wideo