77 dzieł sztuki z historią

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
"77 
DZIEŁ SZTUKI Z HISTORIĄ", OKŁADKA
"77 DZIEŁ SZTUKI Z HISTORIĄ", OKŁADKA

Andrzej Wróblewski powtarzał, że „obraz musi działać". Czyli musi wywoływać emocje wśród widzów. Wymiarów owego działania może być wiele. Mogą to być emocje związane z kolorem lub zestawieniem kolorów, emocje związane z treścią obrazu, wirtuozerskim oddaniem motywu, zaskakującym połączeniem pewnych elementów, czy też faktem, że obraz jest po prostu piękny i to piękno w niewyjaśniony sposób na nas działa.

Obiekt sztuki sam w sobie jest celem podziwu i admiracji, i wydawałoby się, że nie trzeba szukać dodatkowych obszarów jego odbioru. Skończony przez artystę, oddany publiczności, zaczyna „działać" i uwalniać zaklęte w sobie pokłady emocji. I tak też dzieje się w przypadku większości dzieł sztuki. Czasami jednak pewne wydarzenia w trakcie jego powstawania czy też późniejszego życia w sferze publicznej przynoszą dodatkowe emocje. Dzięki nim odbieramy pracę jeszcze inaczej. Czasami ten nowy wymiar obioru jest na tyle silny, że staje się równoprawnym partnerem w „dialogu" z nami - odbiorcami sztuki.

Czy praca Wacława Szpakowskiego byłaby tą samą pracą, gdyby nie upadła w kałużę wody na peronie jednego z warszawskich dworców? Z pewnością byłaby cała, czysta i niezniszczona. Odbiór jej walorów artystycznych może byłby podobny. Ale proszę sobie wyobrazić emocje artysty ściskającego swoje ukochane prace, jego poruszenie związane z wyjazdem, podróżą - a tu nagle, być może potrącony, a może przez roztargnienie, upuszcza nagle prace, które lądują w błocie... Proszę sobie wyobrazić emocje kolekcjonera, który każdego dnia spoglądając na tę uszkodzoną pracę, wie jaki los jej towarzyszył, bo zna jej historię.

Proszę spojrzeć na prace, o których pisze Rafał Bujnowski. Same w sobie są ciekawymi obiektami. Znając twórczość Rafała można wysnuć wiele interpretacji mówiących o dobrej, rzemieślniczej robocie i ironicznym traktowaniu obiektu sztuki. Jednak historia, którą opowiada nam artysta, całkowicie zmienia nasz odbiór. Teraz widzimy rodzinną tragedię zaklętą w kawałku metalu...

Wyobraźmy sobie emocje związane z odkryciem nieznanej pracy Andrzeja Wróblewskiego. I to tak kapitalnej - artysta leżący w trumnie z gwiazdą i sierpem, symbolami sowieckiego imperium i złowrogiego systemu. Umarły za życia, sam sobie urządza pogrzeb...? A może sam z siebie drwi - co ze mnie pozostanie? I my, odkrywając drugą stronę pracy, nagle zyskujemy świadomość, że przez kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt lat nikt nie oglądał tego niesamowitego rewersu! Nikt go nie widział! A my jesteśmy pierwsi.

Historie towarzyszące pojedynczym - po-szczególnym - dziełom sztuki nadają im nowego wymiaru. Dzięki nim poznajemy artystów, historię, ludzi, czasy i wydarzenia, których świadkami były dzieła sztuki. Dla kolekcjonerów te historie często są równie ważne jak same prace. One budują związki emocjonalne z posiadanymi dziełami. Sprawiają, że być może przeciętne prace stają się perłami w kolekcji. Dla każdego z nas najważniejsza może być inna praca, inna historia. I na tym polega piękno sztuki. Zapraszamy Was do przeczytania prywatnych historii dzieł sztuki współczesnej napisanych przez artystów, galerzystów, kuratorów, krytyków i kolekcjonerów. Każda z nich jest inna, przez co każda jest wyjątkowa. Tak jak sztuka współczesna.

tekst ukazał się jako wstęp do książki "77 dzieł sztuki z historią"

DOSKONAŁY INTERES

PIOTR BAZYLKO: To było w styczniu 2006 roku. Na Allegro trwała aukcja Inne spojrzenie na rzecz praskich dzieci. Pojawiły się na dwie niewielkie prace na papierze Jakuba Juliana Ziółkowskiego. „Oho" - pomyślałem. - „W końcu uda mi się kupić jego prace". Ziółkowski nie był wtedy jeszcze znanym artystą i liczyłem, że zainteresowanie jego pracami nie będzie duże. Rzeczywiście prawie przez cały czas aukcji ceny tych prac nie były wysokie. I to uśpiło moją czujność! W ostatniej chwili ktoś „sprzątnął" mi sprzed nosa obie prace Ziółkowskiego. Strasznie się zdenerwowałem i nie sprawiło mi radości wygranie kilku innych niezwykle ciekawych prac, w tym, jak się później okazało, ważnej dla tej historii fotografii Pawła Althamera wykonanej przez Krzysztofa Gierałtowskiego i sygnowanej przez obu artystów.

KRZYSZTOF MASIEWICZ: Zestaw prac oferowanych na tej aukcji był naprawdę oszałamiający. Było tu wszystko, czego nie można było normalnie kupić w żadnej galerii. Pamiętam, że listę zakupów miałem bardzo długą - od Althamera do Ziółkowskiego. Części z prac nawet nie mogłem zalicytować, bo ceny dość szybko przeskoczyły moje założone limity. Dużym problemem było też to, że większość aukcji kończyła się w tym samym czasie. Postanowiłem skoncentrować się na dwóch pracach Ziółkowskiego. Na minutę przed końcem aukcji zalicytowałem i ku mojej radości - obie wygrałem. Nie udało mi się za to kupić pracy Krzysztofa Gierałtowskiego. Strasznie tego żałowałem, bo był to początek moich zainteresowań fotografią i ten portret Althamera bardzo mi się podobał.

PIOTR BAZYLKO: Odbiór prac był na placu Hallera na warszawskiej Pradze. Pojechałem tam i na miejscu okazało się, że zabrakło mi pieniędzy. Musiałem podjechać do bankomatu i wróciłem do siedziby fundacji po pół godzinie. Wtedy właśnie jakiś facet odbierał „moje" prace Ziółkowskiego. Zaczepiłem go mówiąc, że też licytowałem te prace, ale mnie przebił. Na to on, że ja z kolei wygrałem z nim fotografię Althamera. „To co? Machniom?" - zapytałem się z głupia frant.

KRZYSZTOF MASIEWICZ: Pamiętam, że zrobiłem bardzo staranną analizę „za" i „przeciw" takiej wymiany. Wyszło mi, że bezwzględnie robię doskonały interes wymieniając Gierałtowskiego na Ziółkowskiego. Dlaczego? Wybrałem pracę doskonale znanego artysty, pracę wykonaną w niskim nakładzie, no i przedstawiającą Althamera, którego prac nie udało mi się kupić podczas aukcji. To tak jakbym otrzymywał dwie rzeczy: Gierałtowskiego i Althamera w cenie jednego rysunku. „Ziółkowski to jeszcze młody artysta. Takich rysunków to jeszcze sobie kupię. Kurczę, aby ten człowiek się nie rozmyślił..." - myślałem.

PIOTR BAZYLKO: Dostałem mejla z propozycją wymiany. Oczywiście, chciałem się „targować" i zaproponowałem obie prace Ziółkowskiego za fotografię. Jak mogłem się spodziewać, trafiłem na znawcę i tego typu targi nie wchodziły w ogóle w grę. Mogłem za to wybrać jedną z dwóch prac. Od razu wiedziałem, którą. Nie wiem dlaczego, ale kojarzyła mi się z komiksem Tytus, Romek i A'Tomek (tak jest do dziś). Dokonaliśmy wymiany. Tak zaczęła się nasza przyjaźń, której efektem jest także blog ArtBazaar i ta książka.

KRZYSZTOF MASIEWICZ: No i zgodził się. Co najlepsze, wybrał pracę, która mi się mniej podobała. To miał być bardzo dobry interes. Początek mojej kolekcji fotografii, no i tych Ziółkowskich miałem mieć tyle... A jak wyszło? Ech, fotografia to ciągle margines moich zbiorów, a od tamtej pory nie udało mi się kupić żadnej pracy Ziółkowskiego. Los podarował nam jednak zupełnie coś innego, coś co przerasta poszczególne prace, które mamy w kolekcji. To wielka przygoda: nasze rozmowy, odkrycia, spotkania z innymi miłośnikami sztuki i artystami. To jednak chyba był doskonały interes...

rozmowa ukazała się jako ostatnie opowiadanie w książce "77 dzieł sztuki z historią"

dane książki:
ilustracje: 88
stron: 360
okładka: miękka
ISBN 978-83-928864-9-5
ISBN 978-83-929527-7-0
Książka wydana wspólnie z Fundacją Bęc Zmiana

Wydawnictwo 40 000 Malarzy i Fundacja Bęc Zmiana na 55. Międzynarodowych Targach Książki w Warszawie
STOISKO 264 B
PKiN, pl. Defilad 1, 20-23 maja (czw.-nd.), 10-18 (pt. do 19, nd. do 17)

"77 DZIEŁ SZTUKI Z HISTORIĄ", OKŁADKA
"77 DZIEŁ SZTUKI Z HISTORIĄ", OKŁADKA