Dziewczyny z "Łuhuu!" wciąż dorastają. O wrocławskiej grupie "Łuhuu!" pisze Piotr Stasiowski

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
Baw się (ze) mną, 2005
Baw się (ze) mną, 2005

Baw się (ze) mną, 2005
Baw się (ze) mną, 2005

Gdy poprosiłem dziewczęta z wrocławskiej grupy "Łuhuu!" o garść materiałów na temat ich dokonań dostałem miedzy innymi krótki opis mający charakteryzować każdą z nich. Napisany został w sposób, w jaki w latach mojej podstawówki dziewczyny z klasy zapełniały strony tzw. zeszytów "pele-mele". Polegało to na zadawaniu kilku tych samych pytań różnym osobom na kolejnych stronach zeszytu. Ogólnie chodziło o to, żeby odpowiedzi były dość zabawne i żeby, otwierając taki zeszyt po paru latach przypomnieć sobie pewne charakterystyczne cechy danej osoby. Z "pele-mele" dziewczyn z "Łuhuu!" dowiedziałem się więc, że Natalia Rzeźniak woli wisienki zamiast budyniu, Agnieszka Rzeźniak lubi kukurydzę i jest miłośniczką luster i lustereczek, Karina Marusińska została wychowana na kaszce mannie i punk rocku, a Kaśka Goleń cierpi na Nieuleczalny Zespół Napadów Śmiechu w Ekstremalnych Warunkach. Nic dodać, nic ująć.

Być może więc, próbując przybliżyć charakter pracy twórczej tych artystek, należy posłużyć się kategorią dziewczyństwa, wiązanego z trzecią falą feminizmu. "Łuhuu!" zawiązały się w 2005 roku i od samego początku były bardzo łuhuu! Regularnie występując w białych, niemalże komunijnych sukienkach pozwalają się ponieść zabawowemu klimatowi ich prac. Ich debiutem, zorganizowanym na "Survivalu 3" w Browarze Mieszczańskim we Wrocławiu była akcja "Baw się (ze) mną". W odrapanej przyczepie campingowej, wyścielonej białą pościelą dziewczęta siedziały w białych, falbaniastych sukienkach z makijażem i ułożonymi włosami - wyglądały tam jak lalki zamknięte w zabawkowym domku. Do ich rąk przywiązane były sznurki, które przeciągnięte zostały przez okna przyczepy, tak, aby podglądający z zewnątrz widzowie mogli sterować dziewczętami niczym marionetkami. "Łuhuu!" stały się laleczkami, z którymi nie tyle można się bawić, co można bawić się nimi. Stały się wcieleniami bezwolnej, kuszącej Lolity. Poddając się woli ciemiężącego widza (w domyśle: mężczyzny), ustanowiły jednocześnie zasady tej gry, w której one, celowo kuszące i zniewolone demontują wynik kulturowej tresury: ładne i miłe dziewczęta, przygotowywane do roli żon i matek. Z pozoru niewinna zabawa, nosząca w sobie wszystkie cechy udawanych herbatek dla lalek, stała się alegorią umowy społecznej, polegającej na kodowaniu płci kulturowej od samego dnia narodzin kobiety.

Na tarasie widokowym w Kleszczowie, pod Bełchatowem w kwietniu 2006 roku miała miejsce kolejna akcja "Łuhuu!". Została wykonana w ramach festiwalu "Grand Kanion Sztuki. Kraj-obraz kopalni", zorganizowanego na najwyższym, sztucznym wzniesieniu w Polsce - górze Kamieńsk (200 m wysokości, 1,5 tys ha podstawy), powstałym w wyniku prac kopalnianych. Prace festiwalowe odnosiły się do charakteru miejsca, z którego 17 lat temu wysiedlono mieszkańców kilku wiosek w związku z rozpoczęciem odkrywki a przypominającego fotografie wykonane na Marsie. Udział "Łuhuu!" w festiwalu związany był z faktem, że Karina Marusińska pochodzi z Bełchatowa, akcja grupy miała stać się więc pewnego rodzaju hołdem dla jej lokalnej ojczyzny, a jednocześnie próbą zwrócenia uwagi na konsekwencje tak mocnej ingerencji człowieka w środowisko naturalne. Cytat z Karpowicza "Bo do snu trzeba iść bardzo czysto", posłużył dziewczętom jako motto tej pracy. Siedząc na ziemi, w białych sukienkach napełniły białe poszewki gruntem, następnie je zaszyły. Tę pościel rozłożyły na polu, położyły się w niej i zasnęły. Ta niezwykle poetycka akcja pozwoliła im wrócić do swoich korzeni, dać wytchnienie i ukojenie poszarpanemu krajobrazowi. Tym razem, odświętność ich białych sukienek, odcinająca się kontrastowo od przeobrażonego środowiska, przybrała charakter ochronnego bandaża nałożonego na ranę.

 Huśtawki
Huśtawki

Huśtawki
Huśtawki

Na kolejnym Survivalu w 2006 "Łuhuu!" wzbiły się pod dach dworca głównego we Wrocławiu. Wysoko zawieszone huśtawki pod kolebkowym, stalowym sklepieniem holu głównego w stylu angielskiego neogotyku unosiły w rytmicznym ruchu roześmiane dziewczęta. Powiew niefrasobliwej, dziewczyńskiej zabawy pokonał ponury nastrój zapuszczonej poczekalni ze śpiącymi na ławkach bezdomnymi i czekającymi na pociągi podróżnymi. Celowość dążeń podróżnych, oraz statyka "mieszkańców" mikrokosmosu dworca została rozbita poprzez wahadłowy ruch huśtawek, śmiech i zabawę. Pomiędzy dziewczętami, uwieszony pod żebrem sklepienia zawisł duży, biały model samolotu autorstwa Michała Bieńka. Jego statyczna obecność mocno kontrastowała z bujającymi w przestworzach dworca dziewczętami, przypominającymi anioły. Siłą rzeczy takie zestawienie nasuwało pewne konteksty wiązane z freudowską teorią podświadomości. Samolot Bieńka, pierwotnie mający odnosić się do kształtu hali dworca, przypominającej terminal, stał się męskim kontrapunktem dla "dziewczyńskich" huśtawek, podwiewających falbanek sukienek i śmiechu "młodych kóz", rozlegającego się w holu.

W październiku tego samego roku "Łuhuu!" miały okazję wykonać bardzo specjalną akcję nad brzegiem oceanu w hiszpańskiej Plenzi. Siedząc przy białym stoliku, ustawionym na piasku plaży przesuwały się w stopniowo stronę nadpływających rytmicznie fal. Z wyrazem znudzenia na twarzach, w niedbałych pozach podpierając się rękoma o stół z chwili na chwilę coraz bardziej zanurzały się w wodzie. Ożywiły się, gdy stolik zaczęła unosić fala. Uderzający z coraz większym impetem napór wody spowodował, że dziewczęta musiały kurczowo trzymać zarówno stół jak i krzesła. W jednej chwili woda uniosła stół i krzesła w stronę brzegu i wyrzuciła je na piasek. Dziewczyny zostały w wodzie, w ubraniach. Zdarzenie to, podobnie jak inne ich akcje miało symboliczny wymiar. Stół, atrybut zjednoczenia ludzi, został tu dosłownie wyrwany z rąk współbiesiadników. Siedzące przy nim - czując coraz większy napór wody - miast starać się uchronić się przed konsekwencjami, z determinacją dążyły do zniszczenia tego zbudowanego na potrzeby chwili status quo, coraz dalej odsuwając się od linii brzegu w kierunku oceanu. Woda w tym wypadku miała nie tylko charakter dezintegrujący pewnego rodzaju wspólnotę, ale powodowała również swoiste oczyszczenie z zatęchłego i umownego zjednoczenia ludzi zgromadzonych w jednym miejscu. Dopiero w chwili, gdy fala pozbawiła je stołu i krzeseł, dziewczęta poczuły się wolne na tyle, by móc bez żenady powodowanej oblepiającymi ciała ubraniami pluskać się w oceanie.

Ostatnią jak do tej pory akcją (nie licząc pomniejszych, organizowanych choćby przy okazji festiwali poetyckich) było działanie związane ze stypendialnym wyjazdem do Bilbao trzech dziewcząt z grupy (bez Natalii Rzeźniak). Happening "Bil-babel" miał na celu udowodnienie, że posługując się jedynie komunikacją niewerbalną można stworzyć z artystami różnych krajów, pewnego rodzaju możliwość współpracy artystycznej. Na takiej zasadzie udało się wspólnie usypać z ziemi na trawniku symbol miasta Bilbao. Należy zauważyć, że kwestie związane z migracjami młodych ludzi i wynikającymi z nich konsekwencjami transkulturowymi to jeden z najczęstszych motywów nurtujących dzisiejszych twórców. Podobną tematykę podejmowali wcześniej choćby Wojciech Doroszuk czy Zorka Wollny, a obecnie, we wrocławskiej galerii Entropia odbywa się międzynarodowa wystawa "Best west" poświęcona temu zagadnieniu. Możliwość wyjazdów stypendialnych i z powodu pracy zarobkowej zagranicą powoduje zmianę postrzegania kulturowych i narodowych barier, które stają się inspiracją do artystycznej refleksji nad zjawiskiem migracji, stereotypami czy różnicami mentalności poszczególnych nacji.

Bo do snu trzeba iść bardzo czysto 2006
Bo do snu trzeba iść bardzo czysto 2006

Bo do snu trzeba iść bardzo czysto 2006
Bo do snu trzeba iść bardzo czysto 2006

Dziewczyny z "Łuhuu!" wciąż dorastają. Do swoich kulturowych powinności, do bycia artystkami. Ich celowe zatrzymywanie się w świecie dzieciństwa ma charakter przemyślanej prowokacji i konsekwentnej pozy artystycznej. Podejmując tą grę pozwalają sobie na dezynwolturę, z jaką mogą traktować ograniczenia dorosłych, poważnych artystów. Nawet jeśli jest to poza stworzona na potrzebę czasu edukacji w szkole plastycznej, sprawdza się w działaniu. Dystans, który stwarzają swoimi działaniami wobec "poważnych" działań artystycznych sprawia, że można traktować je z przymrużeniem oka. Myliłby się jednak ten, kto upatrywałby w ich akcjach dziecinady, epatowania infantylizmem. Dotykając dorosłych kwestii za pomocą narzędzi postrzegania dziewczynek wyjaskrawiają pewne rudymentalne zachowania społeczne, w poetycki sposób opisują je i poddają ponownej analizie. Ich pozornie niewinna, urokliwa "dziewczyńskość" umożliwia odkrywanie i kwestionowanie zapisanych kodów społecznych. To jedne z ciekawszych artystek, rozpoczynających swą karierę we Wrocławiu, z pewnością dadzą jeszcze wkrótce o sobie znać. Oby nie dorosły. Łuhuu!

Piotr Stasiowski

Ocean, 2006
Ocean, 2006

Ocean, 2006
Ocean, 2006

Ocean, 2006
Ocean, 2006