Lament rewolty w Renomie

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

W zaciemnionej sali z szeregu ekranów wylewa się strumień konwulsyjnych drgawek, szamotaniny, spazmów. Kolejne filmy wideo ilustrują sceny z postaciami, które się torturują, biegają z flagami, perwersyjnie uwodzą. Jest też krew. Prawdziwa. To krew artysty, Istvana Kantora, który tak właśnie zbudował swoją wystawę we wrocławskim domu handlowym Renoma.

Pokaz „Media Revolt" sumuje całą panoramę działalności twórcy, którego tożsamość i genealogia są równie anarchiczne, jak jego prace i styl wrocławskiej wystawy. Urodzony w komunistycznych Węgrzech, w wieku sześciu lat był świadkiem budapeszteńskiej rewolucji w 1956. Na Zachód wyemigrował w latach siedemdziesiątych i rozpoczął jedyny w swoim rodzaju dryf między ideologiami, systemami, miejscami i państwami. Mieszka w Nowym Jorku, przez lata rezydował w Montrealu. Performer, aktywista, autor filmów, muzyk, w każdej z tych ról kipiący energią protestu, buntu, niezgody. To sztuka afirmująca stan permanentnej niewygody, lamentu, sporu, ale też wymykająca się aurze srogiego patosu, brnąca w groteskę, błazenadę, autoironię.

W pewnym jednak momencie teatralność działań Kantora przestaje być wyłącznie sprawnie zainscenizowaną fikcją. Znakiem rozpoznawczym artysty jest bryzganie własną krwią na ściany różnych miejsc, gdzie postanowił czynić swoją rewoltę. Smugi krwi układały się w znak X.

Zostawia je w miejscach sterylnie odseparowanych od wszelkiego żywiołu biologii, polityki, codzienności - w instytucjach sztuki. Bywa traktowany jak wandal. Desperackie reakcje ochrony, aresztowania - filmy na wrocławskiej wystawie dokumentują jego wtargnięcia do galerii w Berlinie, Nowym Jorku. Między dziełami wartymi miliony dolarów nagle pojawia się postać ubrana w dziwny mix munduru i punkowego odzienia i obryzguje krwią ściany. Kantor czuje się w muzeum jak w więzieniu; nie różnią się one zresztą jego zdaniem strukturalnie od siebie: tu i tu panuje ten sam nadzór, kontrola i opresja.

Kantor opowiada, że w jego życiu rewolucja zaczyna wszystko. Tak było w 1956 roku. Był wtedy dzieckiem i chronił się z rodziną i sąsiadami w piwnicach budapeszteńskiej kamienicy. Podobno jednak wyszedł raz na ulicę z drewnianym karabinem i mierzył do rosyjskich czołgów. Zauważono go. Uciekł, ale dzielnicę wzięto pod obserwację, w jego dom wycelowano lufy tanków. Z tym ładunkiem opresji Kantor rozprawia się przez całe swoje życie. I mierzy we wszelkie możliwe źródła rodzące opresje. Również w sztukę.

Jego atak na instytucje trwa już ponad trzy dekady. Kantor we wczesnych latach siedemdziesiątych, jeszcze na Węgrzech, zafascynował się sztuką poczty, jednym z najbardziej wyzwolonych zjawisk nowoczesnej sztuki. Mail art okazał się skutecznym narzędziem wymiany twórczych pomysłów poza kontrolą państwa, z dala od ingerencji instytucji, rynku. Kursujące globalnie przesyłki niosły między adresami artystów ich własne, indywidualne i nieprzewidywalne komunikaty. Sam Kantor dostrzegł w tym, jak wyznaje w jednym ze swoich tekstów, antyautorytarną przygodę. Sam przeistacza się w kursującą przesyłkę i jako emigrant ląduje w Kanadzie. Zdecydowany, aby absolutnie wymykać się jakiejkolwiek kontroli, multiplikuje swoje tożsamości. Realizuje idee open pop star, efemerycznej figury Monty Cantsina aka Amen, gotowej do przejęcia przez kogokolwiek innego chętnego do wcielenia się w Monty Cantsina. Do tego projektu masy zrewoltowanych Monty Cantsinów dopisuje artysta buńczuczną ideologię, neoizm. Przyznaje, że po 35 latach nadal nie wie, czym ta ideologia jest poza tym, że jest to „najbardziej rewolucyjna uliczna subwersywna rozrywka".

Ta niefrasobliwość nie przeszkadza mu jednak w opatrywaniu neoizmu atrakcyjnymi hasłami, na przykład takim: „Jesteśmy za bezustanną zmianą i wolnością".

Monty Cantsin aka Amen z fetyszystyczną przyjemnością wprowadza do swojej neoistycznej praktyki różne przedmioty, które zwie kultowymi. W jego zestawie znajduje się megafon, co bardziej zrozumiałe jeśli chodzi o cele mobilizacyjne i propagandowe, ale także wieszak i żelazko. To ostatnie lubi zresztą odpalać podczas swoich performansów - tak było też we Wrocławiu.

Rewolucyjne widowisko Kantora jest niepowtarzalnym wcieleniem głównego nurtu energii radykalnej awangardy dwudziestego wieku. Ready mades Duchampa, dadaistyczna destrukcja sztuki, beuysowski aktywizm to najważniejsze przykłady wytężonej pracy całych generacji artystów, aby znieść granice między sztuką a życiem. Ta estetyczna rewolucja niosła również ogromną potrzebę oczyszczenia pola przez destrukcję. Przemoc, terroryzm, niszczenie szły za pochodem awangardy równie wiernie, jak jej podatność na rynkowy aplauz i nobilitacje przez instytucjonalny i finansowy establishment. W ekscesach Kantora świadomość tej dwuznaczności jest obecna. Z dumą podkreśla, że chciał przehandlować swoją krew z obryzganych ścian. Przyznaje, że się nie udało. Oczywiście środki miały pójść na promocję neoizmu.

Był pionierem agresywnej walki z instytucjami sztuki. Czy mógł wtedy przewidzieć, jak bardzo świat kultury się zmieni, przyjmie postulaty konkurentów ze strony popkultury, rynku, i zamieni się w scenę medialnego widowiska? Że upadną oficjalne ideologie, państwa rozpuszczą się w globalną neostradę dla przepływu towarów, kapitału i taniej siły roboczej?

Istvan Kantor nadal niesie swój sztandar rewolucji. Jedną z największych perwersji naszej współczesności jest przechwycenie tego wszystkiego, co jeszcze niedawno miało piętno występku lub buntu i nonkonformizmu. Ekonomia porzuciła system zrutynizowanej pracy, ochoczo zaczęła kolonizować i prywatyzować wyobraźnię, uczucia, zabawę i czas wolny, czyniąc z nich kolejne źródło tuczenia kapitału. Miejsce warsztatu i zakładu pracy zajął ekran wszechobecnych mediów. Wyglądając przez te ekrany, jednocześnie przecież stale jesteśmy obserwowani. Nowe formy kontroli są wyrafinowane i sprywatyzowane, ich władza jest wszechobecna. Rewolucyjny wigor Kantora nie jest więc wcale eksponatem z muzeum dwudziestego wieku. Jego perfekcyjnie wykreowana rola samotnego rebelianta okazuje się wciąż aktualna. W tej postaci nie sposób wytyczyć granic między inscenizacją a organiczną autentycznością, podobnie jak jest to niemożliwe przy spotkaniach na internetowym forum.

Rewolta medialna Monty Cantsina nie rozsadza tym razem spokoju sali muzealnej. Zresztą czy kiedykolwiek niosła jej zagrożenie? Ataki artysty na świątynie sztuki przewrotnie, a może subwersywnie (ulubione słowo Kantora) wzmacniały normy prestiżu, bo przecież bez tych norm czyny Kantora nie miałyby sensu. Opresyjne istnienie tego prestiżu stwarzało także samego Kantora jako artystę. Niczym wirus zaraża teraz inne terytorium społecznych norm, tym razem konsumpcyjnych. Chlapie krwią w centrum handlowym, choć już na zaproszenie i za zgodą. Ale ten oportunizm stale towarzyszył działaniom Kantora, który hołdował mitologii genialnego artysty, a jednocześnie ją groteskowo kompromitował i zamieniał w żenującą maskaradę.

Właśnie ta dwuznaczność napędza energię działań Istvana Kantora, który się wije, histerycznie wygina, zachęca do buntu, a jednocześnie obnaża przemoc i gwałt rewolucyjnych aktów.

 

Istvan Kantor, „Media Revolt", Wystawa Renoma WRO, Dom Handlowy RENOMA - II piętro, Wrocław, 20.06.- 31.07.2014.