Nasi nie nasi

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Sokrat Janowicz
Kraniec Europy

Fotografie Pawła Grzesia oddają dość dziwną harmonię człowieka i przyrody. Dokładniej mówiąc - tożsamość końca cywilizacji.

Mieszkamy na wschodnim krańcu Europy, który tym różni się od zachodniego, północnego i południowego, że nie ma tu rozwoju, a więc i przyszłości. Widać to po smutnych twarzach autochtonów, a także w dzikości przyrody, przede wszystkim jej świata roślinnego. W zastoju zarosłych rzek, jezior, jak i leśnych chaszczy. Wszystko to tchnie zbędnością, przypadkowym jestestwem. To tak jak w wielodzietnych rodzinach, gdzie potomni wnukowie gubią się w gąszczu imion.

Pogranicze na fotografiach Grzesia przypomina mianowicie koniec świata. Stosowne tu będzie zaznaczyć, że w historycznej przeszłości na tym pograniczu świat nieraz już się kończył. Za czasów rzymskich znikały stąd plemiona węgierskich myśliwych, obszary te zajęli energiczni Celtowie, przemieszani już z Pragermanami, podążającymi ku sytym regionom Przyczarnomorza, od dawna kolonizowanego z kolei przez Greków. Następnie dzisiejsze pogranicze opanowali bałtyjscy Jaćwingowie. Wiele śladów zostało po nich w cechach rasowych obecnych autochtonów, w niesłowiańskich nazwach rzek, jak Narew czy Sokołda, a także w utrwalonych nazwach miejscowości - Komataucy (Chomontowce), Planty, Szudziałowo, Skidel, Zelwa. W przybliżeniu dziesięć procent słów w języku białoruskim posiada jaćwieską metrykę lingwistyczną, szczególnie te dotyczące uprawy ziemi i hodowli zwierząt. Wyraźną analogię widać też w ludowej kulturze materialnej - odzieży, tkactwie, wyszywankach.

Białorusini zaistnieli w wyniku krzyżówki Bałtów - Jaćwingów ze Słowianami, którzy te tereny kolonizowali od południa. Substrat słowiański, jako bardziej rozwinięty cywilizacyjnie, tworzył centra typu miejskiego, asymilując Jaćwingów metodami naturalnymi; jeszcze w XVII w. wieśniacy przeważnie byli bałtojęzyczni i mało kontaktowali się z ludnością miejską, o czym świadczą przeważnie niesłowiańskie nazwy wsi.

Świat Bałtów na tym pograniczu bezpowrotnie skonał, odchodząc do wieczności. Zaczęła się Ruś - Biała, Czarna i Czerwona. Teraz obserwujemy tu kolejny koniec świata, tym razem ruskiego.

Czy na ruski kraniec Europy przybędą jeszcze jacyś ludzie? Wątpliwe. Oddalają się stąd nawet sąsiedni Lachy - Polacy. Na fotografiach pogranicza Pawła Grzesia oszałamia nie tylko nawrót dzikości byłej Puszczy Błudowskiej obok Białowieskiej. Z wielkim smutkiem, jak u Indian, spoglądają z tych fotografii miejscowi - wszyscy starzy i bez czeredy wnucząt. Nie ma dzieci, więc nie ma i przyszłości. Tamten poprzedni ciąg końców świata był zastępowaniem jednej ludności przez drugą, następną. Dziś nie widać nowych plemion, nie nadchodzą następcy, by przejąć tę ziemię - ona przestała dawać chleb, zaś lasy - kloce drewna na nowe wsie. Wsi nie ma, przestały być potrzebne. Chłopskie chaty sterczą spróchniałymi dłużycami niczym domowiki - bożki pogańskie. Daje się zauważyć nieobecność ptactwa, dzików, wilków, saren. Okazuje się, iż zwierzyna wywędrowała bliżej miast, gdzie łatwiej o pożywienie.

Na wschód od wielkiej Wisły, w kierunku Białorusi i Ukrainy, nie ma rozwijającej się gospodarki, potężnych inwestycji. Widać nie opłaca się lokować pieniędzy w to pogranicze. Tym bardziej, że nie ma tu już pomysłowych ludzi. Co zdolniejsi dali drapaka na terytoria zachodnio-europejskie. Tak już było od czasów Imperium Rzymskiego, kiedy to nad Dunajem i Renem istniały milionowe państwa, zaś nad Bugiem historycy doliczyli się wówczas jednej rodziny - gromadki na dwudziestu kilometrach kwadratowych. Sroga armia kniazia Dawyda Grodzieńskiego liczyła wszystkiego półtora tysiąca jazdy konnej. Bolesław Chrobry stał na czele jedynie ośmiusetosobowej drużyny, i to wystarczało, by podbijać Morawy i Kijowską Ruś (której nazwa pochodzi od Wikingów, pierwszych książąt na Kijowie).

Paweł Grześ w sposób fotograficzny dokumentuje trwałość historycznej przeszłości. Nasz kraniec Europy przeżywa ostatnie podrygi przed skokiem w lepszą przyszłość. Nie jesteśmy w stanie zbudować człowieczego losu sami dla siebie. Ciągle spoglądamy na czyjś dobrobyt, gotowi być parobkami u cudzych panów, byle byli dobrzy i nie bili po grzbiecie. Pogranicze nie wyzbyło się cech słowiańskiego niewolnika, psychologii chłopa pańszczyźnianego. To chłopstwo wprost wylewa się z wulgarnych twarzy starców autochtonów. Wnuków nie widać, czmychnęli do wielkich miast, mając w pogardzie bosy los rodziców i dziadków. To już prawdziwy koniec świata na tym pograniczu - nadchodzi wielki las, w którym nie ma dużego zwierza, bo nie ma człowieka, kołyszą się tylko smukłe sosny i dla nikogo dojrzewają jagody.

Tłumaczenie z języka białoruskiego Jerzy Chmielewski

Paweł Grześ, Kraniec Europy
Paweł Grześ, Kraniec Europy

Paweł Grześ , Konrad Pustoła
Paweł Grześ , Konrad Pustoła

BRUNATNA KSIĘGA, to ponad dwa i pół tysiąca incydentów na tle rasistowskim i ksenofobicznym oraz przestępstw popełnionych przez neofaszystów, w tym ponad pięćdziesiąt zabójstw, z lat 1987- 2008, oraz 2009-2010. Jest ona publikowana w kolejnych numerach magazynu NIGDY WIĘCEJ, na stronie internetowej www.nigdywiecej.org oraz w formie książkowej. BRUNATNA KSIĘGA stanowi najbardziej obszerne i wiarygodne opracowanie danych na temat przemocy ksenofobicznej (hate crime) w Polsce, z którego często korzystają media i organizacje międzynarodowe.

Dorota Nieznalska, BRUNATNA KSIĘGA
Dorota Nieznalska, BRUNATNA KSIĘGA

 

Agnieszka Tarasiuk
krzyż

Piotr Wysocki (artysta wizualny, lat 35) i Mieczysław Zieliński (harcerz, filmowiec amator, lat 78) poznali się w kwietniu 2010 r. na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Obaj z kamerami rejestrowali żałobę narodową po katastrofie polskiego samolotu pod Smoleńskiem. Mieczysław poprosił Piotra o wymianę nagrań, „bo masz lepszą kamerę, bo miałeś lepszy widok". Ostatecznie to Wysocki pokazuje nam zdjęcia autorstwa Zielińskiego.

Uroczystości żałobne w Warszawie, pogrzeb na Wawelu, manifestacje wokół krzyża pod Pałacem Prezydenckim. Zdjęcia są prześwietlone, nieostre. Czasem zapomniana kamera filmuje świat do góry nogami, trotuary, buty. Operator bierze bezpośredni udział w wydarzeniach, biega, sapie, mówi zza kamery. Zjawisko zbiorowej histerii widziane oczami zaangażowanego uczestnika staje się dojmująco realne, trudno zachować obronny dystans ironii. Oplatają nas dziko wybujale pędy nacjonalistycznej retoryki. Patriotyczna pieśń mimo woli łapie za serce. Przerażają i zadziwiają antysemickie okrzyki, eskalacja emocji bliskich nienawiści. Krzyki o otwieraniu trumien. Śmierć jest w centrum wydarzeń. Niespokojna kamera podskakuje w pogoni za trumną.

Artysta umieścił te specyficzne foud footage na specjalnie do tego celu zaprojektowanych monitorach. Są to niewielkie, eleganckie moduły, pokryte błyszczącą czarną politurą jak fortepian. Z modułów Wysocki zbudował krzyż. Elegancki, majestatyczny... krzykliwy.

Praca wpisuje się w historię zmagań współczesnej sztuki z symbolami religijnymi. Zmagań wyjątkowo trudnych, obciążonych strachem, buntem, nieprzekładalnością języków. Piotr Wysocki nie wpada w pułapkę ilustrowania duchowości. To mogło udawać się 500 lat temu, zanim sztuka na dobre nie opuściła swej matki religii, dziś jednak wydaje się niemożliwością. Omija też pokusę powierzchownego obrazoburstwa, które wbrew pozorom raczej potwierdza jednoznaczność użytych symboli niż wyzwala z opresji religijności. Wysockiemu udało się pokazać ogólnokulturowy potencjał znaku. Krzyż-rzeźba jest prostą geometryczną formą. Pobrzmiewa w nim tęsknota za nieskalanym pięknem modernizmu, za czarnym kwadratem Malewicza. Z drugiej strony niesie ze sobą cały arsenał treści wdrukowanych w nasze myślenie jeszcze w dzieciństwie. Cierpienie, upokorzenie, nienawiść i nadzieję zbawienia.

Za projektem Piotra Wysockiego stoi tradycja modernizmu od Duchampa (ready made) i Malewicza (suprematyzm), przez Godarda (nowa fala) kino transgresyjne, film strukturalny, aż po zwrot społeczny sztuki krytycznej i postkonceptualne zakwestionowanie pojęcia autorstwa. Artysta posługuje się wyrafinowanym i bardzo przemyślanym językiem, a jednak punkt ciężkości większości jego prac leży daleko poza światem sztuki  - w konkretnej rzeczywistości. Może właśnie dzięki temu patrząc na nie mamy poczucie realnego spotkania.
Białystok, marzec 2011

Piotr Wysocki, Krzyż
Piotr Wysocki, Krzyż



Wystawa Sharon Bareket „Melano - Menthal Photography - Touches of Light/Skin" to cykl fotografii przedstawiających przede wszystkim kobiety i dziewczynki o włosach koloru miedzi i blond w różnych odcieniach, od bardzo jasnego do płomiennie „tycjanowskiego". Postaci na zdjęciach wystawione są na silne promienie śródziemnomorskiego słońca. Co ludzie o tak delikatnej cerze tu robią? Doron Rabina pisze o fotografii Sharon Bareket: Jasna karnacja, przeźroczyste rzęsy, oślepione słońcem spojrzenie z pod prawie zamkniętych powiek, wyraźnie należą do innej strefy klimatycznej... Jak negatyw, ich skóra nie jest w stanie obronić się przed silnym światłem. Fotografie Bakeret doprowadzają do spotkania pomiędzy „ciałem" i „światem zewnętrznym" jako wydarzenia poza czasem i miejscem. Ekstremalna białość ciała przedstawionych postaci szuka cienia. One same nie przywiązują się do miejsca, są bardziej obrazem potrzeby ucieczki ze scenerii zdjęcia... Według Levinas'a, wybitnego francuskiego filozofa, Inny objawia się nam poprzez twarz a w szczególny sposób przez oczy. Ten Inny musi pojawić się w polu naszego widzenia, abyśmy mogli skonstatować jego obecność a jednocześnie określić odmienność względem nas. Skoro Inny manifestuje się w naszej świadomości w kontakcie bezpośrednim przez ciało, to semantycznie nakłada się on w naszym wyobrażeniu z ciałem. Ciało pojawiające się przede mną to zatem Inny dla mnie, postrzegającego. Ciało jest wyznacznikiem odrębności danego bytu. W rozmowie artystka wyznała, że robiła zdjęcia ludzi, spotkanych przypadkowo na ulicy, których nie znała osobiście, wybierała osoby, promieniujące pewnego rodzaju wrażliwością, emanujących poczuciem pewnej obcości w stosunku do otaczającej rzeczywistości.

Fotografie Sharon Bareket mają jedno ze swoich ważnych znaczeń - mówią o „obcości", „inności" i problemie tożsamości w otaczającym świecie. Sfotografowane osoby to urodzeni w Izraelu - Sabras (heb. rodzaj kaktusa, nazwa używana na określenie rodowitego Izraelczyka) pojawiający się w tym miejscu jako „wyróżniający się" w swoim środowisku.

Wkraczając na ten obszar artystka zwraca uwagę nie tylko na postrzeganie „Innego" obok nas, ale również na niezwykle ważny problem tożsamości „młodego" społeczeństwa, które jeszcze nadal rozlicza się z przeszłością stając jednocześnie przed istotnymi problemami teraźniejszości.

Teresa Śmiechowska

Sharon Bareket, Melano – Menthal Photography – Touches of Light/Skin
Sharon Bareket, Melano – Menthal Photography – Touches of Light/Skin

Sharon Bareket, Melano – Menthal Photography – Touches of Light/Skin
Sharon Bareket, Melano – Menthal Photography – Touches of Light/Skin