Erotematy słabnącego Erosa w perspektywie Kazimierza Piotrowskiego

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Erotematy słabnącego Erosa w perspektywie
Twórczość Krzysztofa Zarębskiego umknęła na pewien czas krytykom i historykom sztuki, dlatego książkę Kazimierza Piotrowskiego poświęconą temu artyście można potraktować jako niezwykle pożyteczne przywracanie pamięci o zjawiskach artystycznych zapoczątkowanych w latach 70. Przyczyn tego braku po wydaniu książki odchodzącego do przeszłości, można upatrywać w kłopocie z klasyfikacją artysty. Dla mnie sztuka Zarębskiego jest niezwykle interesująca zwłaszcza ze względu na rozmaitość form i zacieranie granic między gatunkami. Nie poddaje się też jednoznacznym przyporządkowaniom ze względu na zagadnienia, którymi się zajmuje. Zarębski daleki jest od polityki i religii, pojawia się natomiast w jego sztuce Eros - bardzo poetycki, nie obsceniczny ani nie wulgarny, ale nieukrywany Eros. To chyba jest główny powód niezauważania sztuki Zarębskiego (drugim jest pewnie to, że na stałe mieszka w Nowym Jorku). W sztuce polskiej rzadko mówi się, jeśli w ogóle, o Erosie wprost. Jakoś nie ma przyzwolenia na to, by mówić o nim bez parawanów czy pretekstów. Dopuszczalna jest erotyka, tyle że już samo słowo bardziej kojarzy się eleganckimi aktami i płótnami akademików, a przecież nie to jest najważniejsze w energii Erosa. To owa bezpardonowa energia właśnie, moim zdaniem, spowodowała przylepienie do Zarębskiego etykiety „artysta niszowy".

Z energią, do której odnosi się Zarębski, trudno sobie poradzić, może dlatego, że jest tak naturalna, że kultura nie wymyśliła dla jej określenia i opisywania właściwego języka. Cokolwiek się powie, brzmi źle i ociera się albo o pornografię, albo o cyrk (być może dlatego w twórczości Zarębskiego pojawiają się sztuczne penisy, plastikowe paznokcie i postać klauna z charakterystycznym czerwonym nosem). Jednak w polu tej energii znajduje się również to, co Zarębski określa jako „strefy kontaktu" i to w ich ramach tworzy osobisty, niewerbalny język. Artysta opiera się na zmysłowym odbiorze rzeczywistości, otoczenia, drugiego człowieka, ale także siebie. Wszystkie jego artystyczne poszukiwania dotyczą różnych stref dotykowych ciała, wykorzystuje różne materiały, zamienia ich miejsca, często nieznacznie przesuwając znaczenia, zmienia ich właściwości fizyczne, obserwuje jak przechodzą z jednego stanu skupienia w inny, włącza w swoje performensy muzykę. Wszystko podporządkowane jest zmysłom: przede wszystkim dotyku, słuchu, ale oczywiście także i wzroku, lecz wzrok nie pełni dominującej roli.

Kazimierz Piotrowski w książce o Zarębskim opiera się na założeniu, że żyjemy w społeczeństwie ludycznym, które zabawę - a w niej Erosa - traktuje jako najważniejszą sferę wolności. Zarówno dobry, jak i zły Eros jest naturalną częścią naszego życia i nieodłączną częścią sztuki. Zarębski, zdaniem Piotrowskiego, jest jedynym artystą, który w tak wyjątkowym stopniu poświęcił się służbie przewrotnemu Erosowi. (s. 9)

Erotematy słabnącego Erosa w perspektywie

Na kartach bogato ilustrowanych dziesięciu rozdziałów, prologu i epilogu autor nie tylko przedstawił twórczość Krzysztofa Zarębskiego, ale także scharakteryzował środowisko i atmosferę, w jakich jego twórczość dojrzewała i współistniała. Już pierwszy rozdział - Zabawa czołgiem i inne cuda - zapowiada, że książkę będzie się czytało z dużym zainteresowaniem. Umiejętne wplecenie w narrację ogromnej ilości informacji, w tym wypowiedzi artystów i krytyków, daje obraz środowiska artystycznego, przybliża także miejsca, które odegrały ważną rolę w kreowaniu sztuki, zwłaszcza nowej, którą wtedy był performens. Piotrowski unika częstego formułowania ocen sztuki i postawy artystycznej Zarębskiego. Obok przywoływania wspomnianych dokumentów czasu podejmuje - w ironiczno życzliwy sposób - także „lżejsze" wątki biografii artysty. Momentami przyjmuje psychoanalityczne spojrzenie na sztukę i życie Zarębskiego, co nie zawsze przekonuje, stara się jednak przy tym dać jak najszerszy jej obraz. Pisząc o czasach studenckich, co cenne, dużo uwagi poświęca malarstwu, od którego Zarębski rozpoczął. W dalszej części książki wraca do tego wątku, kiedy udowadnia, że twórczość Zarębskiego bliższa jest malarstwu niż teatrowi. Pokazuje twórczość performera w szerszym kontekście i wyjaśnia niektóre obecne w jego dalszej twórczości elementy/atrybuty, pamiętając przy tym o zawartym w tytule Erosie. Nie zapomina też o jej związkach z muzyką. Piotrowski przedstawia twórczość Zarębskiego chronologicznie, koncentrując się na tych działaniach, które jego zdaniem dają najczytelniejszy obraz erotematów Zarębskiego.

Twórczość i postawa Zarębskiego przedstawiona jest w tej książce w kontekście ówczesnej sceny artystycznej: szczególnie dużo miejsca poświęcone jest temu zagadnieniu w rozdziale Oferta awangardy, wpisującym nazwisko artysty w poczet twórców awangardy lat 70. Punktem wyjścia konstrukcji tego rozdziału jest przywołanie artykułu Zygmunta Korusa, który umieszcza Zarębskiego w nurcie sztuki o charakterze parateatralnym. Piotrowski w umiejętny sposób, wychodząc od tego stwierdzenia, dokonał przeglądu twórczości Zarębskiego, zwracając jednocześnie uwagę na wystąpienia pozwalające na umieszczenie go w nurcie body art (wykorzystywanie pijawek czy pokaz Autothemo, w którym zabieg medyczny wykonywany przez pielęgniarkę na ciele Zarębskiego został przeprowadzony w przestrzeni galerii). Ponadto, podkreślając teatralizację, która w tym okresie widoczna była w sztuce Zarębskiego, przypomniał o jego pracy scenograficznej. Szczególną uwagę zwraca na współpracę z Helmutem Kajzarem, którego idea teatru meta-codzienności bardzo Zarebskiemu odpowiadała. Jego scenografie nigdy nie były tylko dekoracjami - była to scenografia aktywna, która pozwalała na wprowadzanie własnych scen i stosowanych w działaniach motywów, jakimi były np. kobieta (w teatrze aktorka), której ciało pokryte zostało pigmentami (s.147), rosnąca trawa, bryła lodu czy piana. Współpraca Zarębskiego z Kajzarem nie ograniczała się więc do pracy przy scenografii, można ją raczej określić jako działanie uzupełniające się i wzajemnie inspirujące.

Erotematy słabnącego Erosa w perspektywie

Zgodnie z tytułem publikacji sztuka Zarębskiego pokazana jest nie tylko w kontekście sztuki performans w Polsce, ale także w relacji ze środowiskiem, w którym działał w Nowym Jorku, zwłaszcza The Rivington School Artists. Piotrowski w różnych miejscach książki nie opiera się pokusie definiowania performance art na podstawie twórczości Zarębskiego, a raczej wykorzystując ją jako pretekst, odwołując się do sztuki innych performerów oraz do teorii performansu. Zwraca uwagę, że zamieszkanie w Nowym Jorku spowodowała odkrycie przez artystę nowych „stref kontaktu", zwrócenie większej uwagi na przedmiot kosztem akcyjności. Piotrowski przyczynę tej zmiany upatruje w „kapitalistycznym urzeczowieniu", które niszczy erotyzm. Pokazuje także, jak na przestrzeni kilkunastu lat zmieniał się punkt widzenia krytyki sztuki i jak zachowywała się ona wobec artysty na emigracji.

Niektóre opisy prac i działań Zarębskiego są jakby niedokończone. Dotyczy to przede wszystkim performensów, z których „wyciągane" są kluczowe dla ich zrozumienia elementy, ważne w kontekście tematu książki czy ogólniejszych zagadnień sztuki współczesnej. Taka strategia autora rodzi pytanie, jak opisywać zdarzenia ulotne, opierające się w znacznym stopniu na wywoływaniu emocji. Na ile opis może być rzetelny i wiarygodny, jeśli opisujący w zdarzeniu nie uczestniczył? Jak sprawnie i w sposób obiektywny opisać „żywe dzieło sztuki", którym w określonym czasie jest sam artysta, dzieło, które pojawia się i za chwilę przestaje istnieć w świadomości następnych zwiedzających? (s. 190) Po tych kilku pytaniach wydaje mi się, że odczuwalną w niektórych opisach ich niekompletność można potraktować jednak jako wartość książki: dzięki temu autor uniknął przekłamania, które wynika z niemożności obiektywnego opisu dzieła odwołującego się do emocji i indywidualnej pamięci. W wypadku opisów performensu możemy wybaczyć Piotrowskiemu niedokładność relacji przebiegu zdarzenia, tym bardziej, że przytacza fragmenty recenzji z tamtego czasu, które oddają może nie tyle strukturę akcji, ile jej odbiór, sposób myślenia ówczesnych jej uczestników. Historyka sztuki może jednak drażnić brak rzetelnego opisu innych prac, zwłaszcza filmów - nie są to bowiem powszechnie znane prace.

Kolejnym wątkiem przywołanym w książce jest rola rodziny Zarębskiego - zwłaszcza Krystyny Jachniewicz, żony - w jego twórczości. Autor zaznacza także kontrowersyjność uczestniczenia w akcjach jego córki, Kasi Zarębskiej. Nie wnika jednak głębiej w udział żony i córki udział w kreowaniu performensów artysty. Należałoby to chyba zrobić, zwłaszcza że niektóre akcje podpisane są nazwiskiem zarówno Zarębskiego, jak i jego żony. Piotrowski nie określa jednak ani charakteru obecności Jachniewicz w akcjach Zarębskiego, ani jej wpływu na jego twórczość. Ten brak jest o tyle widoczny, że autor w sposób wyczerpujący, z cytatami, opisuje artystyczne relacje twórcy ze wspomnianym już Helmutem Kajzarem oraz Kazimierzem Braunem (z którym również współpracował, tworząc scenografie), a także przytacza fragmenty wspomnień i korespondencji Tomka Kawiaka - kolegi artysty ze studiów w warszawskiej ASP. Na tym tle tym bardziej widoczny jest brak wypowiedzi osób najbliższych artyście, w dodatku aktywnie uczestniczących w jego działaniach - żony i córki. Piotrowski ogranicza się do stwierdzenia, że sztuka łączy się w tym wypadku z życiem, co akcentuje w całej niemal książce, łącząc wątki biograficzne z charakterystyką artystycznych działań Zarębskiego. W wypadku innych tematów wydaje się to zasadne i jak najbardziej trafne, jednak w odniesieniu do roli żony i córki niewystarczające. Autor, mimo iż w konstruowaniu swojej narracji wykazał się wielką erudycją, w kwestii kobiet towarzyszących artyście, zdaje się nie wykraczać poza schemat redukowania ich do roli biernych modelek, materiału, z którego artysta kreuje swoje akcje. A przecież kto jak nie najbliższe osoby, z którymi przebywa się na co dzień, potrafi lepiej nakreślić w sposób naturalny i bez zbędnych parawanów te „strefy kontaktu". Brak wypowiedzi żony i córki wydaje się tym bardziej nieuzasadniony w książce, która nie jest typową monografią. Narrator jest tu bowiem jakby towarzyszem artysty, przywołuje intymne fakty z jego życia, towarzyszy mu od najmłodszych lat, wnika w jego psychikę, analizuje podświadome źródła jego twórczości, widoczne szczególnie w performensach.

Erotematy słabnącego Erosa w perspektywie

Performens to sztuka oparta na wrażeniu, energii, która jest wyczuwalna, a żeby energię tę przekazać, potrzebna jest szczerość. Zarębski ukazuje więc widzowi swoje fascynacje Erosem. Im jest starszy, tym Eros bardziej śmiały i perwersyjny. Ale zawsze heteroseksualny. Piotrowski wspomina o fotografiach nagiego artysty w wannie, które wykonał Leszek Fidusiewicz w 1971 roku. Zaznacza jednak, że należy je odczytywać jako narcystyczne, a nie homoseksualne. Niemniej dodaje, że gdy Zarębski wziął ślub ze swoją pierwszą żoną, Małgorzatą, jego znajomi homoseksualiści płakali. (s.36) Piotrowski mitologizuje więc postać artysty. Na kartach książki opisuje jego przemianę z pięknego Narcyza - Żaden artysta w Polsce w tym okresie nie miał tak potężnego wpływu na młode dziewczyny jak ten piękny mężczyzna - jakby młody bóg o wspaniałym, sprężystym ciele (ok.1,71 cm wzrostu), a więc optymalnym dla greckiego efeba (s. 78) - w lubieżnego satyra, poszukującego nowych, coraz bardziej wyrafinowanych podniet; w kontekście twórczości Zarębskiego autor przywołuje nawet rzymskiego cesarza Tyberiusza.

Gdzie tkwi więc źródło erotematów Zarębskiego? Być może w doświadczeniu z nieletnią opiekunką, jak sugeruje Piotrowski. Moim zdaniem jest to jednak znów mitologizowanie artysty, być może potrzebne do zbudowania napięcia i konstrukcji książki. Sądzę, że sięganie takich źródeł nie pozwala rozstrzygnąć ich znaczenia, tworzy raczej dodatkowy parawan. Zresztą odnoszę wrażenie, że Piotrowski mówi o Erosie w sztuce Zarębskiego również przez pewien pryzmat, albo parawan - w jego wypadku jest to filozofia. Po przeczytaniu książki trudno oprzeć się wrażeniu, że eksponowany Eros jest wątkiem twórczości artysty podświetlonym tylko na potrzeby dzisiejszego świata. Zresztą „erotematy Erosa" to gra słów, między Erosem a erotematem, czyli po grecku pytaniem (s.265). Tajemnica Zarębskiego tkwi natomiast w osobistym języku artysty, a właściwie w propozycji komunikacji z otoczeniem i drugim człowiekiem przez zmysły. Bliskie wydaje mi się to myśleniu Lygii Clark, która wykonywała swoiste seanse terapeutyczne opierające się na bezpośrednim, zmysłowym kontakcie artystki i osoby poddawanej „terapii". W jej wypadku również istotne znaczenie odgrywały przedmioty, czasami znalezione, innym razem przetwarzane przez artystkę, które kładła wokół i na uczestniczących w jej działaniach osobach. Może twórczość tych dwojga artystów należałoby zestawić? Szczególnie pewna bliskość postaw rysuje się w relacji do filmów Zarębskiego z lat 70.: Osmoza, Brukselki i Strefy kontaktu.

Erotematy słabnącego Erosa w perspektywie

Erotematy słabnącego Erosa to z pewnością fascynująca opowieść o życiu i twórczości Krzysztofa Zarębskiego. Piotrowski zgrabnie dokonuje tu mariażu wątków filozoficznych, psychoanalitycznych, dokumentalnych oraz analizy twórczości artysty, choć może czasami, „rozglądając się na boki", zbytnio odbiega od tematu (np. obszerny fragment na temat teorii Świdzińskiego, który nie wydaje się tu konieczny, a poza tym ze względu na użycie języka naukowego odbiega od narracyjnej konstrukcji książki). Nawet jeśli zestawienie opisów coraz śmielszych seksualnie performensów w rozdziale Tyberiada z poczynaniami rzymskiego cesarza, który wśród swoich seksualnych perwersji kazał na przykład przykładać sobie do członka niemowlęta, budzi lekki uśmiech, to jednocześnie czytający ma wrażenie, że autor jest tego powstającego ironicznego uśmiechu świadomy. W końcu jest nim kurator wystawy Asteizm.

Wartością książki jest niewątpliwie to, iż autor, sprawnie żonglując wiedzą z wielu dziedzin, nie zatracił w analizie sztuki Zarębskiego postaci samego artysty, głównego bohatera narracji. Warto na to zwrócić uwagę, gdyż mariaż kreowania wizerunku bohatera i jednocześnie wnikliwej analizy charakteru jego twórczości nie zawsze idzie w parze, czego dowodem są różne biografie artystów czy filmy o twórcach kreowane przez reżyserów bez kompetencji w dziedzinie sztuki.

Śmiało można stwierdzić, że książka Kazimierza Piotrowskiego jest ważna wśród polskich książek o sztuce, które często są suchymi faktografiami, przydatnymi jedynie dla specjalistów. Opowieść o Zarębskim można czytać z zaciekawieniem, nawet jeśli nie jest się zainteresowanym jego twórczością. Erotematy słabnącego Erosa są więc zrobioną w dobrym stylu promocją twórczości Krzysztofa Zarębskiego. Piotrowskiemu udaje się wzbudzić zainteresowanie sztuką Zarębskiego, ale także żywą sympatię dla artysty, który dzięki 294 stronom narracji staje się osobą bliską czytelnikowi.

Książka oprócz przedstawienia dorobku Krzysztofa Zarębskiego przypomina spory fragment świata sztuki po 1968 roku, kiedy to jej bohater uzyskał dyplom ASP. Zawiera ponad 120 zdjęć, pełne kalendarium twórczości artysty, bibliografię i indeks osób oraz świadectwa ważnych i interesujących wydarzeń, zwłaszcza z lat 70.

Kazimierz Piotrowski, Krzysztof Zarębski. Erotematy słabnącego Erosa. Przyczynek do dziejów sztuki performance w Polsce i Stanach Zjednoczonych po 1968 roku, Mazowieckie Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia" w Radomiu.

Erotematy słabnącego Erosa w perspektywie