"The best surprise in so surprise" - czyli elektroniczne przepływy globalnego obiegu sztuki

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

The best surprise in so surprise
The best surprise in so surprise

"Najlepsza niespodzianka to brak niespodzianek" - odwiedzając jeden hostel Holiday Inn możesz być pewny, że widziałeś już wszystkie. Przyjmując ten slogan, wzięty z kampanii reklamowej Holiday Inn z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku na tytuł publikacji podsumowującej pierwsze siedem lat swojego istnienia Electronic Flux Corporation, w skrócie nazywani e-fluxem 1, ironicznie nawiązali do swojego założycielskiego mitu.

Otóż było to w roku 1998, kiedy Anton Vidokle postanowił z grupą zaprzyjaźnionych artystów urządzić wystawę w wynajętym na jedną noc pokoju w Holiday Inn. Z powodu braku pieniędzy na druk zaproszeń zdecydowali się rozesłać informację o wydarzeniu emailem. W ciągu nocy przez wynajęty pokoik przewinęło się paręset osób którzy dowiedzieli się o wydarzeniu elektroniczną pocztą pantoflową. Sukces ten zaowocował powstaniem e-flux - obecnie największego medium dystrybuującego drogą elektroniczną najświeższe informacje ze światowego obiegu sztuki.

To, co w 1998 roku było względną nowością, w roku 2007 oczywiście nikogo już nie porusza. Każdy ma listę mailingową, jest na paru grupach dyskusyjnych i z równym zapałem rozsyła nowe informacje, jak i je namiętnie kasuje bez przeczytania. Jednak, przynajmniej na gruncie świata sztuki, e-flux zajmuje w tym względzie pozycję pionierską. Nic więc w tym dziwnego, że w ciągu siedmiu lat swojego istnienia e-flux rozwinął się w potentata dysponującego listą mailingową o wielkości 35.000 subskrybentów, a za swoich klientów mając najbardziej prestiżowe instytucje działające na polu sztuki współczesnej. Startując jako grupa entuzjastów ewoluował w sprawnie działającą kompanię, która miesięcznie rozsyła około 200 postów.

Jednocześnie e-flux oraz związany z nim krąg artystów i kuratorów odpowiadał za szereg projektów, które w sposób mniej lub bardziej bezpośredni nawiązywały do idei sieci - swobodnego przepływu informacji. Wykorzystując charakterystyczną przynajmniej dla pionierów internetu logikę produkcji i dystrybucji wiedzy, włączyli się aktywnie w obieg tworzenia sztuki. Modus vivendi ich działań polega na przełożeniu tego sieciowego sposobu produkcji na pola niekoniecznie związane z samym internetem. W ten sposób podążają na przekór zasadom sztuki nowych mediów, która właściwie funkcjonuje tylko w artystycznych palcówkach i korzysta z ultra nowoczesnych instrumentów. Warto tu przypomnieć różne projekty współtworzone przez e-flux w ciągu ostatnich dziesięciu lat. "Do it" 2 (umieszczony w sieci zbiór instrukcji, będący pochodną mobilnej wystawy zainicjowanej przez Hansa Ulricha Obrista, według których na zasadzie DIY można w domowym zaciszu realizować prace słynnych artystów, chociażby "Wish piece" Yoko Ono albo diabelsko ostrej pasty curry według przepisu Rirkita Tiravanija), czy też "e-flux video rental" (działający na zasadzie ruchomej instalacji zbiór i wypożyczalnia filmów video - modyfikowany za pomocą lokalnych kuratorów i artystów za każdym razem, kiedy przenosi się do kolejnego miejsca) albo "Martha Rosler library" 3 (biblioteka sławnej nowojorskiej artystki udostępniona dla szerokiej publiczności, składająca się zarówno z klasyków współczesnej teorii sztuki i humanistyki, jak i sporej kolekcji książek science fiction czy też bajek dla dzieci), jak też towarzyszący "Utopia Station" 4 przy Biennale w Wenecji w 2003 roku zbiór plakatów umieszczony online, wręcz zachęcający do ściągnięcia go sobie na pulpit. Dla wszystkich tych projektów centralną pozostaje polityka otwartego dostępu do wiedzy i zasobów kultury, zdolność do przenikania i dostosowania się do wymagań użytkowników i nowych kontekstów, mobilność i przepływ ("flux") - będące klasycznymi wyróżnikami ery internetu. Cechuje je też artykułowane explicite krytyczne podejście do rynkowej logiki przenikającej świat sztuki oraz instytucji w nim operujących. Swoistym podsumowaniem tego trendu jest obecny, zakrojony na wielką skalę i szeroko dyskutowany projekt - berlińska United Nations Plaza 5 - akademia, miejsce spotkań, dyskusji i warsztatów powstała po fiasku cypryjskiego projektu Manifesta.

Niewątpliwie Electronic Flux Corporation jest "instytucją" ściśle związana z erą internetu. Nieco przypominając "artists run spaces" jednak zdecydowanie wychodząc poza kierującą nimi logikę. Jest zarówno sprawnie zarządzaną i przynoszącą zyski korporacją, jak i kolektywem artystów i kuratorów badających alternatywne sposoby nie tylko przesyłania informacji, ale także ich generowania, przenoszących doświadczenia i inspiracje ze świata elektronicznej komunikacji w obieg tworzenia sztuki.

Czym w takim razie jest "The best surprise is no surprise"? Najprostszą odpowiedzią byłoby powiedzenie, że właściwie jest zbiorem informacji prasowych, które przewinęły się przez e-flux w ciągu ostatnich siedmiu lat 6. Na książkę w sensie technicznym składa się ponad dwieście ogłoszeń dotyczących wystaw, projektów, akcji protestacyjnych (jak chociażby list w sprawie Doroty Nieznalskiej), interwencyjnych wystaw ze wszystkich zakątków globu - słowem tego, o czym świat sztuki dyskutował przez ostatnie lata. Informacje te zostały wyselekcjonowane przez grupę najaktywniejszych światowych kuratorów, krytyków i artystów 7 a także - co nawet istotniejsze - przez samych subskrybentów e-fuxu, dając obraz zmieniających się zainteresowań i trendów, które kierowały światem sztuki przez ostatnią dekadę. Właściwie oprócz krótkiego wstępu autorstwa Daniela Birbauma i rozmowy pomiędzy Hansem Ulrichem Obristem, Antonem Vidokle i Juliettą Aranda nie spotkamy w nim żadnych wypowiedzi, które wnosiłyby do książki meta dyskurs, nadawałyby jej teoretycznego szlifu czy też starały się urefleksyjnić praktykę e-flux.

W sumie nawet decyzja redaktorska prowadzących e-flux polegająca na oddaniu selekcji w ręce reprezentantów artystycznego obiegu jest dopuszczeniem do głosu samej sieci przepływu informacji. Chyba to jest w tej książce najbardziej istotne. Jest ona zwierciadłem, w którym przegląda się światowy obieg sztuki współczesnej, opierający się na negocjacji tego, co jest istotne i warte zauważenia. Właściwie można powiedzieć, że publikacja jest bardzo kontekstualna (w sensie jaki nadał temu słowu Jan Świdziński) - pokazuje mechanizmy, którymi kieruje się w swoich wyborach grupa ludzi, która siebie samych nazywa obiegiem sztuki. Bardzo często znaczenie i prestiż poszczególnych działań budowane jest w sieci nieformalnych przepływów informacji, kuluarowych dyskusji, pantoflowej poczty wysyłanej pomiędzy aktorami działającymi na scenie sztuki współczesnej. I właściwie z tego i tylko z tego zdaje sprawę katalog postów e-fluxu.

Przy całej swojej usieciowionej subiektywności jest on oczywiście wyborem całkowicie arbitralnym i nie pretenduje zresztą do bycia obiektywnym kompendium wiedzy na temat tego, co ważnego i istotnego zdarzyło się w światowej sztuce ostatniej dekady. Fakt rezygnacji redaktorów z dokonania bezpośredniej selekcji bynajmniej nie neguje jej arbitralności. Zawsze przecież można postawić pytanie o kryteria selekcji selekcjonerów a także o wybory podejmowane przez bardziej anonimowych uczestników internetowej społeczności. Nie jest to bynajmniej żaden zarzut do samej publikacji - jeszcze raz należy pokreślić brak jakichkolwiek wyrażonych eksplicite roszczeń do uniwersalnej ważności. Jednocześnie jednak "The best suprise is no surprise" jest bardzo interesującym zbiorem materiałów źródłowych, które mogą stać się podstawą do krytycznej refleksji nad mechanizmami funkcjonowania globalnego obiegu sztuki. Tym bardziej z racji na swój nie - hierarchiczny i otwarty na inicjatywę "zwykłych" użytkowników sposób redakcji - w tym sensie bardziej oddający specyfikę obiegu sztuki niż zdający sprawę z indywidualnych gustów niewielkiej grupy redaktorów.

Przede wszystkim trzeba sobie jednak uświadomić fakt, że proces redagowania takiego archiwum jak "The best surprise is no surprise" zaczyna się dużo wcześniej. Pierwszą bramką selekcji informacji jest oczywiście sam e-flux, którego usługi dla odbiorców pozostają bezpłatne, jednak wiążą się one z konkretnymi kosztami dla nadawców informacji. Automatycznie wyklucza to z ich grona wiele instytucji i inicjatyw, których na to albo zwyczajnie nie stać albo które nie dysponują odpowiednim kapitałem uznania pozwalającym na renegocjowanie stawek z operatorem (co, jak wieść gminna niesie, jest możliwe). Inną kwestią jest to, że żeby w ogóle pomyśleć o nadaniu swojego komunikatu przez e-flux trzeba o nim wiedzieć, co wiąże się nie tylko z posiadaniem stałego dostępu do sieci ale też z umiejętnościami jej obsługi. Co ciekawe w samej publikacji mamy do czynienia ze swoistą nad - reprezentacją peryferii (rozumianych jako to, co znajduje się poza obrębem północno - atlantyckiej sfery bogactwa - do której na użytek niniejszej recenzji nie zaliczam Europy Środkowo - Wschodniej). Około 20 - 25% zamieszczonych informacji dotyczy ich właśnie. Dlaczego mamy do czynienia z nad - reprezentacją? Otóż w codziennym obiegu e-fluxu takich informacji jest około 5 - 10% 8, co niepokojąco przypomina strukturę globalnego podziału dochodów, w których niewielka mniejszość ludzkości posiada nieporównywalną ilość zasobów. Można się zastanawiać nad przyczynami takiego stanu rzeczy, czego oczywiście ta niewielka recenzja nie dotyczy. Jest to jedynie przykład ścieżki, którą mógłby obrać bardziej wnikliwy badacz, tropiący algorytmy ukrytej tektoniki globalnej cyrkulacji informacji w świecie sztuki. Co mogłoby być bardzo interesującym punktem wyjścia do analizy globalnych mechanizmów władzy i wykluczenia strukturyzujących i będących jednocześnie strukturowanymi przez taki a nie inny sposób organizacji przepływu informacji, który jedynie na pierwszy rzut oka przywodzi na myśl utopię wolnego i równego dostępu do wiedzy, będącego hasłem reklamowym internetu. Tutaj oczywiście można się odnieść do prac Manuela Castellsa, których duża część poświęcona jest globalnemu podziałowi cyfrowemu i jego wykluczającej mocy. Według Castellsa to właśnie dostęp do narzędzi produkowania i odbioru wiedzy jest jednym z wyznaczników globalnych nierówności. W tym kontekście tym bardziej frapująca jest informacja zamieszczona na stronach e-flux mówiąca o miejscu pochodzenia jego subskrybentów: "Database demographics: 33,174+ visual arts professionals: 47% in Europe, 42% in North America, and 11% Other (South America, Australia, Japan, etc.)" 9. Należy się oczywiście powstrzymać przed jakimikolwiek pochopnymi wnioskami, nawet jeżeli sformułowanie "Other" w świetle postkolonialnych teorii jawi się nieco prowokująco. Jednak - tym bardziej - wydaje się, że pójście tym tropem mogłoby przynieść bardzo interesujące poznawczo rezultaty.

Te przykłady pokazują jedynie jak bogaty materiał badawczy jest zgromadzony w "The best surprise is no surprise" i jak, odpowiednio zanalizowany, mógłby zaoszczędzić wielu niespodzianek w zrozumieniu kryteriów, którymi kieruje się globalny obieg współczesnej sztuki.

Jednocześnie, dla osób podchodzących do operowania w polu sztuki bardziej pragmatycznie i nie mających czasu na śledzenie tysięcy postów e-flux, może on być ciekawym zbiorem informacji na temat tego, czym ten artystyczny obieg się żywił przez ostatnie 10 lat. Jakie pozycje i przez kogo były zajmowane, o czym się mówiło a co było już passe, jakie strategie kuratorskie i artystyczne były w nim przyjmowane - czyli tego co było i pozostaje "in". Żeby się dowiedzieć co było "out" niestety trzeba przeprowadzić żmudną archeologię nie tylko "pozostałych" postów z archiwum e-flux ale też tego, co znalazło się poza nim. Ale do tego potrzeba całego zespołu (niekoniecznie od razu wielkich) podejrzliwych.

Kuba Szreder

e - flux, "The best surprise is no surprise", wydana w 2006 roku w Zurychu przez JRPIRingier, www.jrp-ringier.com

The best surprise in so surprise
The best surprise in so surprise

  1. 1. http://www.e-flux.com
  2. 2. http://www.e-flux.com/projects/do_it/homepage/do_it_home.html
  3. 3. http://www.e-flux.com/projects/library/
  4. 4. http://www.e-flux.com/projects/utopia/
  5. 5. http://www.unitednationsplaza.org/
  6. 6. Ale jak się okazuje powszechnie zachodzi zjawisko "fetyszyzowania" postów e-fluxu. Jak przyznał się jeden ze znajomych kuratorów: "zdałem sobie sprawę, że mam folder w którym od dawna zachowuję kolekcję dla mnie najciekawszych e-fluxow, nie wiem po jaka cholerę je trzymam?"
  7. 7. Zdenka Badovinac, Ariane Beyn, Mircea Cantor, Binna Choi, Elena Filipovic, Liam Gillick, Jörg Heiser, Jennifer Higgie, Jens Hoffmann, Eungie Joo, Samuel Keller, Francesco Manacorda, Viktor Misiano, Naeem Mohaiemen, Jessica Morgan, Molly Nesbit, Ernesto Neto, Natasa Petresin, Brian Sholis, Nancy Spector, Christine Tohme, Barbara Vanderlinden, Octavio Zaya, and Tirdad Zolghadr.
  8. 8. przynajmniej w styczniu i lutym 2007 na mniej więcej 180 postów naliczyłem około 10, które dotyczyły wydarzeń spoza krajów centrum. Należy zaznaczyć, że wszystkie dane są orientacyjne i nie zostały zebrane w trakcie jakichkolwiek metodycznych studiów - na które autor niniejszej recenzji nie miał wystarczających środków. Być może po przeanalizowaniu prawie dziesięciu tysięcy informacji zamieszczonych na stronach e-flux proporcje te byłyby zupełnie odmienne.
  9. 9. http://www.e-flux.com/about.php