Spowiedź kurtyzany, czyli Tractatus philosophico-magico-erotico-tico-tico-polemico.

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Krzysztof Niemczyk, Kurtyzana i pisklęta, czyli krzywe zwierciadło namiętnego działania albo inaczej studium chaosu
Krzysztof Niemczyk, Kurtyzana i pisklęta, czyli krzywe zwierciadło namiętnego działania albo inaczej studium chaosu

Traktat o życiu Krzysztofa Niemczyka na użytek młodych pokoleń
Traktat o życiu Krzysztofa Niemczyka na użytek młodych pokoleń

"Zaburzenia, lęki, deprawacje, śmierć, wyjątki w porządku fizycznym i moralnym, duch przeczenia, otępienie, umyślne halucynacje, udręki, destrukcja, odwracanie wszystkiego, łzy, nienasycenie, zniewolenia, wyjaławiające mrzonki, powieści, rzeczy niespodziewane, postępki naganne, chemiczne osobliwości tajemniczego sępa wyczekującego na padlinę jakiejś zmarłej iluzji, doświadczenia przedwczesne i poronione, ciemności o powłoce jak u pluskwy, straszliwa monomania pychy, zaszczepienie wszelkich osłupień, mowy pogrzebowe, porywy zazdrości, zdrady, tyranie, bezbożność, irytacje, zgryźliwość, napastliwe wybryki, szaleństwo, spleen, wyrozumowane przerażenia, dziwne niepokoje, których czytelnik wolałby nie doznawać, grymasy, newrozy, zakrwawione szpary, przez które ciągnie się logikę wyzionięcia ducha, przesada, brak szczerości, nudziarstwa, płycizny, ponurość, groza, porody gorsze niż morderstwa, namiętności, klika romansopisarzy z ławy przysięgłych, tragedie, ody, melodramaty, zdarzenia najbardziej niezwykłe opowiadane w nieskończoność, rozum bezkarnie wyszydzany, odór zmokłej kury, ckliwość, żaby, polipy, rekiny, samumy pustyń, to, co jest somnambuliczne, podejrzane, nocne, usypiające, lunatyczne, lepkie, podobne do mówiącej foki, dwuznaczne, gruźlicze, spazmodyczne, seksualnie podniecające, anemiczne, niedowidzące, hermafrodytyczne, bękarcie, albinoskie, pederastyczne, rzadkie jak fenomen wyhodowany w akwarium i kobieta z brodą, pijane godziny niemego przygnębienia, fantazje, słowa cierpkie, potwory, demoralizujące sylogizmy, plugastwa, to, co nie myśli jak dziecko, rozpacz - ten trujący jabłusznik intelektu, perfumowane wrzody, uda w kameliach, poczucie winy u pisarza, który stacza się po zboczu nicości i gardzi sobą wydając radosne okrzyki, wyrzuty sumienia, hipokryzja, mgliste perspektywy, które cię miażdżą w swoich niedostrzegalnych trybach, spluwanie z powagą na święte aksjomaty, robactwo i jego przenikliwe łaskotanie, [...] ułomności, bezsiła, bluźnierstwa, zaczadzenia, duszność, wściekłość - gdy się widzi te stosy obrzydliwych śmieci, które wymieniam z rumieńcem wstydu na twarzy, czas już wreszcie wystąpić przeciwko temu, co nas rozdrażnia i tak despotycznie przygniata". Tako rzecze Poeta Francuski w swych Poezjach ("Pozdrawiam cię, stary oceanie!") i ja mu w tym chętnie wtóruję.

Ha! Gorąco pragnę przedstawić Państwu dowód zbrodni. Oto on: Krzysztof Niemczyk Kurtyzana i pisklęta, czyli krzywe zwierciadło namiętnego działania albo inaczej studium chaosu. Czuję się w najwyższym Obowiązku, aby ostrzec przed tą powieścią, przed tym tomem opasłym, z którego w ucho niewinne sączyć się może jad straszny - lśniąca wężową purpurą trucizna - mocna i najniebezpieczniejsza, gdyż gotowa nie tylko zmącić stateczny spokój trzewi. Ostrożnie! Potrafi ona bowiem dużo więcej! W swej szatańskiej przewrotności może również zakraść się zdradziecko, wślizgnąć niemal bezszelestnie swe aksamitne ciało pomiędzy delikatną galaretę niewinnego mózgu. Ach! Uważajmy zatem na to cjankali nieczyste, pełne najbardziej przewrotnego polotu, elegancji i wysublimowania! Tak przecież samo w sobie już zwyczajnie niebezpieczne rendez-vous cudzą myślą gotową w każdej nadchodzącej chwili pogwałcić znienacka spokojną czystość starannie uformowanych przesądów, zostało tu wyjątkowo podstępnie przyprawione bezwstydnymi wręcz malarsko opisami, sugestywnymi obrazami ocierającymi się swą naelekrtyzownaną sierścią o naiwnie odsłonięte wilgotne podbrzusza naszej wyobraźni! Jesteśmy tu co i rusz nakłaniani do wiary w zestawienia przedziwne czy wręcz nieprawdopodobne. Spotkania niesłychane, możliwe chyba tylko na jakimś, ach!, stole prosektoryjnym Wielkiego Eksperymentatora. Zgroza intelektu próbującego to wszystko należycie ogarnąć. Najwyższa próbka pisarskiej wolności. A wszystko to osadzone w nader przaśnych, w ciężkich, siermiężnych, nielitościwych czasach, w których dominującym typem jest człowiek prosty, chytry, cyniczny i pozbawiony klasy (Lecz może ten pejzaż grubo ciosany to nie specyfika tamtej epoki, może odmalowany tu został tylko nieśmiertelny sztafaż narodowy tej ziemi. Aż trudno sobie wręcz wyobrazić, jakie moce magiczne, boskie czy też piekielne należałoby przywołać, aby odmienić jej oblicze). Lecz, jak się okazuje, i owa siermiężność gotowa jest się poddać (przynajmniej na kartkach papieru) bez chwili niemal sprzeciwu i bez szemrania tym zabiegom, zakusom poetyckim i rozkazom freewolnego umysłu... Tych wszystkich, którzy nie będą w stanie powstrzymać się i postanowią wydać swe młode serce i umysł na żer okrutnego sępa własnej ciekawości zaklinam po trzykroć na święte łono babilońskiej Isztar: Proszę uważać! Proszę uważać! Proszę uważać!

Powiem jasno: kto sięga po tę powieść, czyni to tylko i wyłącznie na własną odpowiedzialność. Jak mawia Poeta Francuski (ten sam, ach! I najlepiej czytać go w wannie!): "Bywają pisarze karłowaci, niebezpieczni spryciarze, dowcipnisie od siedmiu boleści, ciemni mistyfikatorzy, osobnicy niespełna rozumu, godni zamknięcia w Bicetre. Z ich skretyniałych głów, którym odjęto piątą klepkę, rodzą się olbrzymie widma, schodzące w dół zamiast wstępować do góry. Ryzykowne to ćwiczenie, złudna gimnastyka. Idźcie precz, groteskowi kuglarze!". A inni wtórują poecie z zapałem: "Do Kobierzyna! Zabrać zaraz do Kobierzyna!".

Główną bohaterką powieści, jest... och nie!... Kurtyzana. Za nią to ciągnie się bez wytchnienia, jak tren sukni, historia jej doskonałych Upadków i Triumfów. Wpatrzona w taflę zwierciadła, prowadzi niemal naukowe badania, warunkowane każdym, nawet najdrobniejszym poruszeniem się wskazówki zegara. Wynik badań jest zatrważający: wskazówki te poruszają się nieuchronnie i z kacią precyzją, w ten sam bezlitosny i mało wyrafinowany sposób, tik, tak, tik, tak, odmierzają bezwzględnie bolesną przestrzeń czasu.

Powieść zdaje się być wypełniona gąszczem zwierciadlanych odbić i spojrzeń, w samym środku których króluje kurtyzana. W jej zaś oczach odbija się wszystko. Każde zwierciadło zawiera jednak w swym wnętrzu tajemniczą głębię, dal nieprzeniknioną i niedosiężną. Czai się tam gdzieś świat, przez który nie potrafimy przeniknąć. Wszystko, co możemy zrobić, to odwrócić się na pięcie i pójść do przodu, w głąb jego lustrzanego sobowtóra.
Skoro już jesteśmy przed lustrem i podziwiamy jego swawolną manierę ukazywania rzeczy-w-istości na opak, spójrzmy raz jeszcze na tytuł powieści Niemczyka: Kurtyzana i pisklęta, czyli krzywe zwierciadło namiętnego działania albo inaczej studium chaosu. Aż dwukrotnie, niemal otwarcie, nawiązano tu do magii. Czy można ten fakt wstydliwie przemilczeć?

Magia chaosu nie jest tak stara, jak wykorzystująca do swych celów moc zwierciadeł katoptromancja, której historia sięga początkami czasów starożytnej Persji. Być może lustro, wypierane od XVII wieku przez doskonale wszystkim znaną z bajek o złych i brzydkich czarownicach kryształową kulę, nie jest dzisiaj najpopularniejszym z magicznych rekwizytów. Kiedyś jednak było inaczej, o czym przypomnieć nam może chociażby wykonane z białego metalu (prawdopodobnie stop złota i srebra) zwierciadło wiszące nad drzwiami do zakrystii kościoła parafialnego w Węgrowie. Jak głosi napis na jego drewnianej ramie: "Bawił się tym lustrem Twardowski, magiczne sztuki czyniąc [...]". Do kościoła trafiło ono właśnie w XVII wieku, przeznaczone jako votum przez rodzinę Krasińskich. Momentalne skojarzenie, jakie ten przedmiot wywołuje, skojarzenie z jednym z lusterek Duchampa (można się w nim było obejrzeć tego lata na wystawie Artempo w weneckim Palazzo Fortuny), wynika najprawdopodobniej z podobieństwa skazy, którą posiadają oba zwierciadła: u dołu przez spokojną taflę przebiegają tajemnicze linie spękań... Mais, revenons á nos moutons. W książce Niemczyka lustro jest jednym z podstawowych rekwizytów złej królowej, czarnej owcy kurtyzany. Przegląda się w nim bezustannie, a ono jest świadkiem wszystkich jej Przemian.

Moc kurtyzany jest mocą pięcioramiennej gwiazdy, której kontur rysuje na niebie precyzyjnym ruchem wprawnej wizażystki w czasie swego siedmioletniego cyklu wędrówki planeta Wenus. Pięć ludzkich zmysłów, które wpisane są w wierzchołki pentagramu jest naszym łącznikiem z tym światem, są to tunele przez które możemy w niego wnikać. W ramionach pięcioramiennej gwiazdy kryje się także potęga pięciu żywiołów, świętych elementów kosmosu. Jeżeli trapi nas pytanie, czy znak ten jest symbolem mocy tego, co święte czy też oznacza on, przeciwnie, część przeklętą, możemy równie dobrze zapytać w podobny sposób o wartość powietrza, ognia, wody i ziemi. Potęgi te istnieją poza dobrem i złem, to materia z której, dokonując wyborów, lepimy świat. Nasze decyzje zostają wpisane w potężny, samoregulujący się wir przemian, żywą tkankę wszechświata i działają dalej w owym organizmie już bez naszego udziału i kontroli. Jesteśmy skazani na życie zgodnie z zasadami, których do końca nie znamy. Kurtyzana przechodzi w powieści drogę, podczas której owe zasady objawiają jej swą moc i znaczenie. W pierwszych linijkach powieści, kiedy poznajemy naszą bohaterkę, podejmuje ona jeszcze desperackie próby działania, nie godzi się na swój los, próbuje na niego wpływać, podejmować decyzje i dążyć do ich realizacji. Jednak potem stopniowo porzuca jakby swój zamiar, odruchowo i bezwiednie poddaje się prądowi ogarniających ją wydarzeń. Czy i dlaczego zostaje pozbawiona woli lub też siły aby ową wolę wyrazić? W końcowej części powieści antycypuje swój los, poznając dalsze jego koleje we śnie. Czy daje jej to możliwość zmiany swego przeznaczenia? Czy może jesteśmy tylko zabawnymi marionetkami odpowiednio poprzebieranymi i ucharakteryzowanymi, odgrywającymi swe role wedle napisanego uprzednio scenariusza na scenie jakiegoś tajemniczego teatru o niezgłębionych i ciemnych kulisach? Człowiek, to najprymitywniejsze, bo najokrutniejsze ze zwierząt, zostało wpisane (zapewne kreśląc ślad na drodze ku anielskości) w o wiele bardziej skomplikowany mechanizm zniszczenia, który z filozoficznym spokojem streszcza swą nieludzką nieuchronność w znanym, aquarystycznym powiedzeniu: panta rhei. Persefona o trupiobladej twarzy jest krwią złotowłosej Kore, która czerpie z serca jej trumiennych komnat wypełnione fosforyzującym chlorofilem soki życia. Phosphóros, Lucifer: "niosąca światło", gwiazda zaranna, Wenus.

Akcja powieści toczy się latem, a pora ta, jak ktoś już kiedyś genialnie zauważył, jest najbardziej dramatyczną ze wszystkich pór. Istota tego dramatyzmu polega na tym, że kiedy lato objawia nam swą największą pełnię, jest to zarazem moment, gdy zaczyna się również jego przemijanie. Oto jest, stoi przed nami w pełnej krasie i już zaczyna zanikać, ubywać, więdnąć... ach... blaknąć, przygasać. Wykwintna i zarazem świeża bujność lata zatrzymuje się dla nas tylko na chwilę... Wpatrujemy się, jak zahipnotyzowani, w zaczarowany ruch jej bioder, poddani i bezsilni wobec przytłaczającego nas nagle i nieoczekiwanie bezmiaru hojnego ogrodu. Próbując jakby nieśmiało naśladować ten ruch, wprowadzamy w drganie nasze języki, które błądzą wokół liter, wokół fraz, wokół zdań, wokół miąższu naszpikowanego zuchwale życiodajnym nasieniem. Miażdżymy w dłoniach garście dojrzałych na słońcu owoców, których soki spływają lepkim strumieniem po rozgrzanej w jego promieniach i odurzonej swym własnym zapachem skórze. Ostatnie kiście wyrywa nam z rąk, z jesiennym westchnieniem, trwożna purpura popołudnia. Ogień, który ożywia wszystko, wypala w tym samym momencie życiodajny tlen i trawi również nas samych. Pożera nasze ciała, kiedy tak nienasyceni krążymy pośród nocy.
1968 rok był dla urodzonego w 1938 Krzysztofa Niemczyka odchodzącym latem jego życia. (W tym samym czasie Serge Gainsbourg nagrał wraz z Wenus B. B. płytę o nieco krwiożerczym tytule Bonnie and Clyde, zaś rok później śpiewał już razem w duecie z Jane Birkin: Soixante-neuf année érotique... Soixante-neuf année érotique...). Niemczyk, którego poznajemy na kartkach wydanej przez Korporację Ha!art książki, to młody, przystojny (jak twierdzą koleżanki) i nieco demoniczny mężczyzna. Pozostał tu zamrożony, zahibernowany w momencie trwania owej pięknej chwili.

"Niech pan zrozumie, że pisząc w wieku lat prawie trzydziestu takie brednie i głupstwa, udowadnia pan tylko sobie i znajomym, że zmarnował pan życie...".
Napisana w 1968 roku książka jest jedyną powieścią Krzysztofa Niemczyka. Zniechęcony rozczarowaniami związanymi z nieprzychylnym traktowaniem jego twórczości, bezskutecznie próbujący wydać swe dzieło i niemogący zdobyć oficjalnego uznania, niszczony za to przez wydawców i krytyków, postanowił zrezygnować z dalszej działalności.

Piszą za to z powodzeniem inni: "Operatywni, energiczni, konformistyczni w deklarowanych poglądach [...]. Ci, których twórczość reprezentowała "[...] modny wtedy nurt nazwany >>małym realizmem<<". Owi koledzy z Koła Młodych Literatów nie zamierzają oczywiście w niczym Niemczykowi pomóc. Skoro sam nie potrafi "odnaleźć się" w ówczesnych realiach, niejako z własnej woli skazuje się na margines i słusznie zasługuje na co najwyżej kpiący uśmieszek. Nasza Ignorancja pozwala przejść wobec tego, czego nie rozumiemy, obojętnie. Jesteśmy bowiem najczęściej Leniwymi Intelektualnie Sukinsynkami, bez odrobiny ciekawości projektującymi na zewnątrz własne ego i dbającymi głównie o to, żeby nic, nawet najmniejsze drgnienie, nie poruszyło czasami hieratycznie zastygłej zupy, w której wszyscy, jak w swojej własnej wydzielinie, po uszy siedzimy. A jednak prawa przyrody są nieubłagane i zasypywane jezioro wybija zazwyczaj w innym, często dość nieoczekiwanym miejscu: w 1999 roku powieść Krzysztofa Niemczyka została wydana w Paryżu. Jej autor nie doczekał tego jednak, gdyż pięć lat wcześniej umarł.

Na treść książki składa się nie tylko omawiana tu powieść. Możemy ją czytać również od drugiej strony, na opak, czy też, mówiąc innymi słowami: od tyłu. Znajduje się tam Traktat o życiu Krzysztofa Niemczyka na użytek młodych pokoleń, czyli zbiór listów, zdjęć, rozmów, kalendarium życia, a także dziennik autora Kurtyzany, wspomnienia o nim i nowopowstałe na ów użytek teksty, a wszystko to pod redakcją Anki Ptaszkowskiej oraz Marcina Hernasa i Piotra Mareckiego. Materiały, dołączone do wydanej pierwszy raz po 40 latach od chwili napisania powieści, są niewątpliwie cennym wkładem, przybliżającym nam jakże mało znaną postać jej autora. Komentarz, w jaki ją zaopatrzono, ukazuje dzisiejszemu czytelnikowi nie tylko samą postać twórcy, ale również niezbędny, jak zwykle, kontekst powstania dzieła. Miejmy też nadzieję, że próby interpretacji twórczości Krzysztofa Niemczyka, które się w Traktacie pojawiają, znajdą swoich kontynuatorów. Jedno tylko nie daje mi spokoju...

Czy Niemczyk rzeczywiście był sytuacjonistą, jak próbują nam to wyjaśnić w swym tekście Marcin Hernas i Piotr Marecki? Myślę, szczerze mówiąc, że zarówno Niemczyk, jak i Debord mieliby to w nosie. Zaś pomysł umieszczenia pod tekstem objaśnień dotyczących zastosowanych w nim "przechwyceń" uważam za arcyzabawny. Sprawą jednak o wiele poważniejszą, bo pachnącą rażącym i niesmacznym dość nadużyciem, wydaje się niestety nazywanie czyjejś współpracy ze Służbami Bezpieczeństwa (jakkolwiek byłaby ona motywowana) "wieloletnią akcją" i "praktyczną realizacją Debordiańskiego détournement", która prowadziła do "wirusowania systemu". Nie jest to chyba odpowiedni sposób odreagowania paranoi obecnych czasów, w których ujawnianie tego typu dokumentów stało się niebezpiecznym sposobem manipulacji. Tworzenie sytuacji, w której upublicznianie podobnych okoliczności może posłużyć, dla odmiany, nie złamaniu komuś życia, lecz wybudowania na tym samym gruncie użytecznej dla kogoś legendy jest, w mojej ocenie, dalszym brnięciem w meandry owej manipulacji. Ze stawianiem podobnych tez, nie popartych żadnymi rzetelnymi badaniami historycznymi, byłabym więc raczej ostrożna. Zresztą, czy jesteśmy w stanie w trakcie takich poszukiwań odkryć prawdziwe intencje i pobudki czyichś czynów? A być może w ogóle historie, takie, jak ta, należałoby w podobnych kontekstach pozostawiać w pewnym niedopowiedzeniu? Odpuśćmy też sobie robienie wesołych historyjek z tych dramatycznych (czy też cynicznych) decyzji owych ponurych czasów. Wspominam o tym wszystkim narażając swą głowę jednemu z moich ulubionych wydawnictw w tym kraju, bo wydaje mi się to w tym momencie niezwykle ważne. Cóż, podobnie jak pewien facet z Paryża, nie zwykłam robić żadnych ustępstw ani dla panujących idei mojej epoki, ani dla jakiejkolwiek władzy.

Powróćmy jednak jeszcze choć na chwilę do twórczości Krzysztofa Niemczyka, bo o niej to głównie chciałam tu pisać, o niej jeszcze napisano zbyt mało.

Niemczyk to pisarz wyjątkowo niebezpieczny. Dlaczego? Jak mawia Niemiecki Filozof (i nie chodzi bynajmniej o Hegla): "Kto krwią i w przypowieściach pisze, nie chce, by go czytano, żąda, by się go na pamięć uczono". Ja osobiście czuję się w obywatelskim obowiązku o tym wszystkim Państwa poinformować.

Kamila Wielebska

Krzysztof Niemczyk, Kurtyzana i pisklęta, czyli krzywe zwierciadło namiętnego działania albo inaczej studium chaosu

oraz

Traktat o życiu Krzysztofa Niemczyka na użytek młodych pokoleń
pod redakcją Anki Ptaszkowskiej oraz Marcina Hernasa i Piotra Mareckiego

Korporacja Ha!art, Kraków 2007