Pierwszą indywidualną wystawę Romana Stańczaka po kilkunastu latach dobrowolnego outsiderstwa otworzyła 7.06.2014 galeria Stereo. Artysta - nie kontynuując tematu anielskiego, który (zaskakując wielu fanów jego sztuki) ujawnił w ubiegłym roku w Parku Rzeźby na Bródnie tworząc złotego „Anioła Stróża" - pokazał teraz prace należące do jego słynnego w latach 90. wątku nicowania przedmiotów codziennego użytku. Ten powrót do legendarnego fermentu pracowni prof. Grzegorza Kowalskiego z tamtej dekady zabrzmiał dziś zaskakująco aktualnie. Wtedy Stańczak zeskrobywał powierzchowny blichtr z meblościanek i czasów peerelowskich, teraz zdrapał skórę z mebla mieszczańskiego, który jakimś zrządzeniem losu trafił do Warszawy z Wiednia.
I nie byłby sobą, gdyby tego mieszczańskiego etosu nie wywrócił na lewą stronę. Na bocznej ściance zdekonstruowanego mebla wyrył „artystyczny" swój podpis.
Klimat wywróconego na opak mieszczańskiego salonu podkreśla trofeum na ścianie, szczękające tandetnym łańcuszkiem na artbrutowskim czajniku.
W tym szaleństwie jest coś więcej niż sama metoda; jest egzystencjalny dreszcz vanitas i apetyt na sondowanie kruchości materii. Te wszystkie składniki skondensował w miniaturowym obiekcie, demonstrując jednocześnie, że nie ma problemów ze zmianą skali i potrafi nią żonglować jak - nie przymierzając - nasz guru Duchamp.
W drugiej sali, po wypchnięciu gdzieś biura galerii, pokazano obiekty powstałe z wywinięcia na lewą stronę kilku warstw rajstop, założonych wcześniej na nogi oraz archiwalny film dokumentujący to działanie; w akcji tej można dostrzec wiele z radykalizmu body artu, lecz bez kaleczenia ciała. Trzy miękkie obiekty powstałe w rezultacie ścigania rajstop (świetnie wyeksponowane w rodzaju stelażu-gabloty) są niczym wylinki zrzuconych warstw naskórka, działają jak oznaki zrzucania skóry nie nadążającej za wzrostem osobnika. Warto teraz od nowa obserwować tego artystycznego osobnika, jakim jest Roman Stańczak.
Roman Stańczak, „Jedna z miliarda", galeria stereo, Warszawa, od 7.06.2014.