Mural „Stocznia” powstał w 2004 roku na murze Stoczni Gdańskiej wzdłuż ulicy Jana z Kolna. Iwona Zając umieściła na nim zapis swoich rozmów z pracownikami Stoczni Gdańskiej. Chciała opowiedzieć o człowieku, o jego lękach, potrzebach, marzeniach i niespełnionych planach, o pracy, życiu. Stoczniowcy chcieli podzielić się z nią swoimi historiami. Mural stał się ważnym punktem miasta dokumentującym fragment jego najnowszej historii, dokumentującym losy ludzi.
Iwona Zając regularnie odnawiała mural przez ostatnie 8 lat, a gdy w ubiegłym roku zapadła decyzja, że mur będzie usunięty – w geście pożegnania z nim stopniowo od listopada 2012 do stycznia 2013 go zamalowywała.
18 stycznia 2013 mur zburzono. Lawina listów, e-maili i rozmów utwierdziła autorkę muralu w przekonaniu, że warto spróbować tę pracę jakoś uratować przed całkowitym zniknięciem. Dzięki różnym instytucjom i projektom funkcjonującym w Gdańsku udało się zrealizować projekt „Stocznia w eterze”.
Iwona Zając: „Za pomocą nowych mediów staram się zachować wypowiedzi stoczniowców. Po 8 latach odnalazłam zarejestrowane przeze mnie na kasetach magnetofonowych wypowiedzi stoczniowców. Nagrania te zostały po raz pierwszy oczyszczone przez Krzysztofa Topolskiego – który nie pozbawił ich jednak zakłóceń i dźwięków stoczni – i zostały zaprezentowane podczas Festiwalu Narracje w 2012 roku. Zależy mi, żeby instalacja w postaci nadajnika pozostała w mieście na stałe. W obrębie nieistniejącego muru będzie można wsłuchać się w głos ludzi, którzy ze stoczni już odeszli”.
W dniach 1-2 czerwca 2013 roku, w ramach festiwalu HYDRO ACTIVE CITY organizowanego przez Nadbałtyckie Centrum Kultury w Gdańsku i poświęconego sztuce w przestrzeni publicznej oraz nowym technologiom, odbędzie się premiera instalacji "Stocznia w eterze". Dzięki współpracy technicznej i medialnej z Radiem Gdańsk będzie można odsłuchać nagrane przez Iwonę Zając w 2004 roku wywiady ze stoczniowcami na falach radiowych.
Radio „ Stocznia w eterze” zaistnieje dzięki Piotrowi Jagielskiemu, który zbudował instalację radiową, i Markowi Iwanowskiemu, który przygotował nagrania do odtworzenia.”.
22 maja 2013 roku Gdańska Organizacja Turystyczna w ramach projektu gdansk4u MOBILE, w miejscu gdzie stał mur zainstalowała tablicę z rozpoznawalnym logotypem – czerwonym kodem QR informującym przechodniów, że w danym miejscu znajduje się historyczny obiekt. Po zeskanowaniu QR kodu urządzeniami mobilnymi można wejść na stronę poświęconą murowi, przeczytać informacje o projekcie i wysłuchać nagrań rozmów ze stoczniowcami. W umieszczeniu tabliczki na ścianie kamienicy Jana z Kolna 30 pomogli mieszkańcy Bogusław Wróblewski i Piotr Sewaściuk.
Tego samego dnia obyła się premiera strony internetowej w języku polskim i angielskim pt. "Stocznia w eterze" (www.stoczniaweterze.com ). Znajdują się na niej teksty, nagrania stoczniowców oraz obszerna dokumentacja zdjęciowa muralu "Stocznia". A także polsko-angielski katalog "Stocznia" w dostępnej dla każdego wersji cyfrowej.
Na fotografii przedstawiciele wspólnoty mieszkaniowej w budynku Jana z Kolna 30, którzy bardzo pomogli doprowadzić do zainstalowania tablicy. Sami zebrali podpisy pod uchwałą o umieszczeniu tabliczki.
Henryk Donskoi to jeden ze stoczniowców, którego wypowiedź Iwona Zając nagrała w 2004 roku. Powiedział wtedy: „Miałem 22 lata, kiedy zacząłem pracować w stoczni. Pochodzę spod Gdańska. Najpierw dojeżdżałem do pracy, miałem pociąg o 3:45. Chodziłem do wieczorowego ogólniaka i go skończyłem, kurs mistrzowski zrobiłem. Inni moi koledzy dojeżdżali spod Pelplina, z całych Kaszub, autobusami, pociągami. Ludzie spali w pociągach. Ja na przykład nauczyłem się, ale to jak do szkoły zacząłem dojeżdżać, spać na stojąco w pociągu, opierałem się o ścianę czy o okno, czy o kogoś, i kimałem. Parę miesięcy tak dojeżdżałem. W końcu poszedłem na kwaterę. Stocznia w tamtych czasach opiekowała się każdym pracownikiem, dawała mieszkania. Ludzie dostawali skierowania na pokój czy do hotelu robotniczego.
Stocznia przyjmowała wszystkich, ludzi bez zawodu, z więzień. Przyjeżdżali chłopacy ze wsi z głębi Polski, z radomskiego, lubelskiego, kieleckiego. Przyjeżdżali z jedną walizką, a nawet bez walizki, i po kilku latach mieszkali po kwaterach, dostali mieszkania, znaleźli tu żony. Można powiedzieć, że znaleźli tu drugi dom.
Ludzie spędzali większość czasu w stoczni. Ja miałem przepracowane w każdym miesiącu po około 350 godzin. Tak że jeżeli się to przeliczyło, to wychodziło po 12 godzin [dziennie] łącznie z sobotami i niedzielami.
Ludzie, którzy pracowali w brygadzie, wiedzieli o sobie wszystko, chyba że ktoś akurat się maskował, ale to były wyjątki. Ile kto miał dzieci, kto gdzieś tam miał kochankę, nie było tajemnic, ktoś pieniądze przepił, nikt się z tym nie ukrywał, no, stało się. Ludzie przychodzili rano z izby wytrzeźwień. Byliśmy kolegami z pracy, znaliśmy się. Szło się razem na piwo, na wódkę, niektórzy się nawet prywatnie spotykali.
Do dziś dnia utrzymujemy kontakty, to jest właśnie ten fenomen, że jak się spotykamy, pierwsze jest cześć, cześć, co słychać, kto umarł ostatnio? Ludzie, którzy już 20 lat w stoczni nie pracują, na pogrzeby chodzą. Jest taki jakiś mentalny obowiązek wśród stoczniowców. Przyjeżdżają nawet ci, co już wiele lat oderwani są od stoczni, na rentach chorobowych czy wiekowych, i ci ludzie sami tę więź utrzymują”..
Inauguracja „Stoczni w eterze”, róg kamienicy Jana z Kolna 30, Gdańsk, 1-2 czerwca 2013, 16.00 - 20.00.