Trudno znaleźć malarstwo bardziej ascetyczne i powściągliwe od tego, jakie w pracochłonnym procesie nakładania wielowarstwowych laserunków tworzy Mieczysław Knut. Zasugerowana tytułem paralelność jego rzadko pokazywanych obrazów do „muzyki trwania" Mortona Feldmana jest przekonująca. Medytatywny spokój obydwu propozycji wydaje się tak odmienny od tego, czym żywi się zdecydowana większość współczesnej sztuki, że brzmi właściwie jak wyzwanie (szczególnie dla niecierpliwych widzów).