Jest taki moment przed burzą: gdzieś błyska i czekasz ze zniecierpliwieniem oraz odrobiną lęku na uderzenie pioruna. Liczysz sekundy, a dźwięk nie dołącza do obrazu. Pioruny biją jeszcze daleko, ale błysk był na tyle silny, że zwiastuje prawdziwą grozę. Od pewnego czasu mam takie uczucie w związku z CSW Znaki Czasu w Toruniu.
Znaki na niebie i ziemi
Wszystko w tej historii zaczęło się od błysku. Fleszy. Narodowa Strategia Rozwoju Kultury na lata 2004-2013 wyznaczyła nową misję: Narodowy Program Kultury Znaki czasu, który służył zakupowi, ewidencjonowaniu i upowszechnianiu dzieł sztuki współczesnej."Ponadto zadaniem programu jest stworzenie w Polsce sieci muzeów nowoczesności i interdyscyplinarnych centrów nowoczesności, które będą gromadzić, przechowywać i udostępniać dzieła kultury naszych czasów". Już do 2006 roku planowano wydać na ten cel 41,238 mln złotych.1 Entuzjastyczne skupowanie dzieł sztuki przez lokalne Zachęty, a niejednokrotnie też inicjowanie powstawania prac artystycznych w lokalnym kontekście niezwykle ożywiło polski rynek sztuki, który raczkuje tak długo, że już nie wiadomo, czy kiedyś podniesie się z kolan. Jednak nowo powstające quasi-instytucje były bardzo zróżnicowane pod względem zarówno wyborów prac do kolekcji, jak i sprawności w pozyskiwaniu pieniędzy na finansowanie zakupów. Znacznie gorzej było z budynkami, które nie powstawały w tempie równym gromadzeniu zbiorów. Przez to zaczęły się rodzić problemy z ich odpowiednim przechowywaniem, zabezpieczaniem i prezentowaniem. Niektóre instytucje bez siedzib tego po prostu nie udźwignęły. Już przy okazji Kongresu Kultury w 2009 roku zauważono te problemy. "Kilkuletnia aktywność regionalnych Towarzystw Zachęty Sztuk Pięknych to pierwszy od ponad stu lat i na pewno pierwszy w historii na taką skalę społeczny ruch na rzecz popularyzacji sztuki współczesnej. Znaki Czasu niewątpliwie ożywiły dyskusję na temat świadomego kreowania publicznych zbiorów sztuki współczesnej. Doprowadziły do stworzenia kilkunastu kolekcji, z tego kilku naprawdę interesujących. Waldemar Dąbrowski z pompą inaugurował powołanie kolejnych TZSP, wiele obiecywał, a na zachętę wszystkim «Zachętom» przekazywał w darze cenne obrazy. Początkowo Znaki Czasu uzyskały wysoki status Narodowego Programu Kultury. Kolejni ministrowie kultury przykładają do tego programu już mniejszą uwagę i przeznaczają nań dużo mniejsze kwoty. Stawia to pod znakiem zapytania dalszą aktywność Towarzystw, które bez wyraźnego poparcia władz centralnych radzą sobie znacznie gorzej".2
Ale w Toruniu pełen sukces! Powstała flagowa instytucja Narodowego Programu Kultury Znaki czasu, przyjmując od niego nawet nazwę. "Największym sukcesem pochwalić się może TZSP w Toruniu, które we współpracy z władzami miasta i województwa w półtora roku (!) wystawiło imponującą siedzibę o powierzchni wystawowej 4000 m2. To pierwszy po II wojnie światowej obiekt wybudowany od podstaw na potrzeby sztuki współczesnej".3 27 października 2006 roku wmurowany został kamień węgielny, a 14 czerwca 2008 odbył się pierwszy wernisaż. Radowali się wspólnie lewacy i chrzczący budynek biskup, nobliwe towarzystwo z Polski i zagranicy, mimo iż efekt konkursu na budynek budził wątpliwości. Wielu zwolenników miał projekt Jarosława Kozakiewicza, który interesująco wpisywał się w przestrzeń Torunia. Ostatecznie obiekt został zaprojektowany przez wrocławskiego architekta Edwarda Lacha i niestety przypomina raczej poprawną galerię handlową. Mimo pokaźnych gabarytów budynku architekt nie przewidział w nim pokoi gościnnych, miejsca na ewentualną rezydencję, mniejszych sal warsztatowych. Nie pomyślał też, że zbiory mogą się z czasem powiększyć, a wystawy często się zmieniać: CSW ma mikroskopijne magazyny. Są za to imponujące schody i niecka, którą można napełniać wodą. Ułańska fantazja! Ale jak tu się czepiać - w końcu powstał! A jak zadziałał na ład architektoniczny Torunia i czy jest ciekawy, to już sprawa drugorzędna. Najpierw pojawił się budynek, potem program. Pierwszą koncepcję kuratorską dla CSW Znaki Czasu stworzyła Joanna Zielińska. Instytucja szybko zdobyła dobrą opinię i rozpoznawalność, ale po dwóch latach nawet nie pomyślano o przedłużeniu kadencji Zielińskiej - kontrakt wygasł i nawet jej oficjalnie nie pożegnano. W ciszy zabierała swe rzeczy z biura. Rzadko też wspomina się dwóch poprzednich dyrektorów: Michała Korolki i Stefana Muchy; nowym został Paweł Łubowski. Zakwestionowano publicznie "czystość konkursu", do bojkotu wezwała artystów Joanna Rajkowska. Artystka napisała protest wspólnie z Rafałem Jakubowiczem. Podpisały go setki osób. Początkowy ostracyzm środowiska nie przeszkodził nowemu szefowi w ciekawych i śmiałych posunięciach. Łubowski oświadczył: "Nie zamierzam również zmieniać radykalnie profilu toruńskiego Centrum - zarówno podczas rozmów z dziennikarzami, jak i w trakcie spotkań z pracownikami Centrum wielokrotnie deklarowałem chęć współpracy z zespołem kuratorskim CSW i otwartość na ich koncepcje dotyczące programu i charakteru instytucji. Obecnie prowadzę z zespołem Centrum rozmowy dotyczące spraw organizacyjnych".4 Prawda okazała się bolesna: większość zaangażowanych pracowników musi prędzej czy później odejść. Na banicję zostały skazane nawet meble projektu Tomasza Rygalika, które jako wątpliwa ozdoba długo niszczały przed budynkiem. Za to CSW zostało wydawcą pisma "Artluk"; wcześniej, kiedy Łubowski piastował funkcję w ZPAP, to Związek hołubił jego pismo. O wartości magazynu przesądza Rada Naukowa pisma oraz recenzenci. Co ciekawe, w obu tych gremiach obecny jest prof. Maciej Andrzej Łubowski, prywatnie brat redaktora naczelnego. W latach 1998-2010 Łubowski (Paweł) był prezesem Stowarzyszenia Kulturalnego ARTES. Stowarzyszenie to było tak miłe, że za rządów w CSW swego byłego prezesa sprzedało pracę do kolekcji Znaków Czasu. Stanowisko Dyrektora Programowego obejmuje Dobrila Denegri, wyłoniona w przygotowanym przez dyrektora Pawła Łubowskiego w czerwcu 2010 roku międzynarodowym konkursie na czteroletni program merytoryczny. Dobrila Denegri - osoba sympatyczna i lubiana, nie miała zapewne czasu na konfliktowanie się z topniejącym zespołem. Po prostu wciąż była w "podróży służbowej" w swoim włoskim domu. A pan, pani i ja - społeczeństwo po prostu - fundowaliśmy jej przejazdy, delegacje. Z ziemi włoskiej do Polski zaglądała z różną częstotliwością.
Denegri i Łubowski odeszli w atmosferze konfliktu - tak jak się pojawili."Ze słów Dobrili Denegri, zastępcy dyrektora ds. programowych, której z końcem grudnia kończy się umowa z CSW, wynika, że najlepszą kandydatką na to stanowisko byłaby ona sama".5 Łubowski, chyba zainspirowany różnymi aferami podsłuchowymi, wsławił się zastraszaniem lokalnych władz "taśmami prawdy" kompromitującymi prezydenta Torunia Michała Zalewskiego, któremu zarzucał dyktatorskie rządy i nakłanianie do łamania prawa pracy. "Były dyrektor CSW zapowiada, że zebrane przez niego materiały zostaną wykorzystane w tekście poświęconym ingerowaniu władz w działalność programową instytucji kultury w Polsce i uzależnianiu jej od lokalnej polityki. Całość ma ukazać się na łamach ogólnopolskiego magazynu Artluk. Łubowski jest jego redaktorem naczelnym".6 Klasa sama w sobie.
Znaki Czasu
Groźniej jednak rysuje się perspektywa przyszłości CSW "Znaki Czasu". Początkowo Centrum miało trzech organizatorów: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Województwo Kujawsko-Pomorskie, Gminę Miasta Toruń. Potem nastąpił okres dystansowania się od niedawnego sukcesu. Od 1 stycznia 2010 głównym organizatorem jest Gmina Miasta Torunia.
Dziś sytuacja robi się z miesiąca na miesiąc dziwniejsza. Od pięciu miesięcy nie ma dyrektorów, a zatem i procesu programowania na kolejne lata. Konkurs na nowy zarząd nie został nawet ogłoszony. Nie istnieje już Rada Programowa, której kadencja także wygasła. Propozycji nowych jej członków organizatorzy jeszcze nie wysunęli. CSW prawie spełnia ideał Kononowicza: "nie będzie niczego". A przekorne MKiDN, w tak niestabilnej sytuacji, przyznaje mu 200 000 zł - najwyższą dotację w ramach priorytetu Regionalne Kolekcje Sztuki Współczesnej w 2015.
Sytuacja rodzi wiele przedziwnych spekulacji.
Od stycznia 2015 roku stanowisko p.o. dyrektora objął Krzysztof Białowicz. Kim jest ów profesor, artysta i już drugi raz p.o. w Znakach Czasu, wiedzą tylko w Toruniu. Może to właśnie on obejmie stanowisko "przez zasiedzenie"? Obowiązki są mu przecież dobrze znane.
Może w zamian za ustąpienie z Rady Miasta stołek dostanie Joanna Scheuring-Wielgus, która bez sukcesu startuje w każdym konkursie na stanowisko dyrektorskie obojętnie czego już od 2010 roku (była też konkurentką Łubowskiego w konkursie na prowadzenie CSW). Powtórzyłoby to posunięcie prezydenta Zaleskiego wobec Marka Pijanowskiego, dawnego "opozycjonisty" z Rady Miasta, który od 2008 roku zarządza Dworem Artusa.
A może cały kompleks na Jordankach (CSW i Centrum Konferencyjne) wpadnie w ręce Marka Żydowicza? Jego Fundacja Tumult za symboliczną złotówkę otrzymała w Toruniu kościół pw. Trójcy Świętej - dawną świątynię ewangelicką, znajdującą się pośrodku Rynku Nowomiejskiego. Po konflikcie z ówczesnymi władzami miasta Żydowicz przeniósł się do Łodzi. Tam przez niemal 10 lat spełniano jego żądania. Po konflikcie z władzami Łodzi, który skończył się w sądzie, Żydowicz przeniósł się do Bydgoszczy. Dziś mówi: "Dobrze czuję się w Bydgoszczy, ale jeśli miasto nie zapewni dogodnych warunków rozwoju, a gdzie indziej takie się znajdą, na pewno przeniosę festiwal. Pójdę tam, gdzie mój mercedes będzie mógł rozwinąć pełną prędkość".7 Dziwnym trafem centrum konferencyjne budowane obok CSW Toruń nie ma jeszcze konkretnego przeznaczenia a modus operandi szefa Camerimage budzi podejrzenia Torunian. Poza tym Marek Żydowicz zasiadał w poprzedniej Radzie Programowej CSW i zakładał stowarzyszenie Znaki Czasu.
A może CSW pokieruje nie dyrektor, lecz właśnie stowarzyszenie, fundacja czy wręcz jakiś podmiot gospodarczy? Mielibyśmy kolejną próbę prywatyzowania i komercjalizowania działalności kulturalnej. O konsekwencjach takich gestów pisano już wielokrotnie w kontekście szczecińskiej Trafostacji i poznańskiego Arsenału.
Daj mi znak - jakiś znak...
Jakie zatem będą losy porzuconego dziecka Znaków Czasu, jednego z największych centrów wystawienniczych w Polsce? Cokolwiek miałoby się stać, chyba już czas, by się stało. Bowiem prawdziwy niepokój budzi ta cisza. Brak reakcji władz, mediów, środowiska. Czyżby tak wielka instytucja miała niemal upaść siłą bezwładu? Pójść w ślady moknących na deszczu i rozpadających się na oczach przechodniów mebli Rygalika? Co więcej, jest to tylko wierzchołek góry lodowej. Znane są co najmniej dwie takie historie dotyczące galerii w mniejszych miastach. Gdzie zatem podziała się nasza czujność w sprawie prawidłowości konkursów i komisji konkursowych? Czyżbyśmy mieli do czynienia z następną strategią urzędników? By uniknąć kłopotów z konkursem, wystarczy go... nie robić?