W Krakowie, czyli nigdzie

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Nic tak nie świadczy o kompleksie prowincjusza jak stosunek do głębokiej prowincji. Z zaciekawieniem przeczytałem felieton Marcina Krasnego dotyczący Warszawskiego Gallery Weekendu, zakończony frazą: „W tym roku WGW jest o tyle ciekawszy, że prezentuje prawie całą prywatną scenę artystyczną w Polsce, bo poza Warszawą już niewiele komercyjnych galerii się uchowało. Wyobraźcie sobie, jak wyglądałby Gallery Weekend w takim choćby Krakowie... a szkoda”.

Wszyscy wiemy, że Wisła płynie w jednym kierunku, do Warszawy, część z nas wie, że nie zatrzymuje się tam na stałe. Nie wiem, czy wiedzą o tym warszawiacy, dlatego postanowiłem podzielić się kilkoma spostrzeżeniami i wątpliwościami. Stawiam więc pytanie, czy absolutnie wszystkie galerie mają się przenieść do stolicy? Czy nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że tylko Warszawa jest w stanie pokazać wartościowe zjawiska i artystów, a później ich „skonsumować” za pomocą nieco mniej rachitycznego niż w pozostałej części kraju rynku?

Felietonista „Obiegu” nawołuje czytelników do wytężenia wyobraźni. Jak się okazuje, nie trzeba się specjalnie wysilać, wystarczy wprowadzić w Google hasło „krakowski gallery weekend”. Nie jest on, jak w Warszawie, wydarzeniem elitarnym, lecz egalitarnym. Mamy świadomość, jak bardzo środowisku i sztuce potrzebna jest popularyzacja, więc nie staramy się napinać, ale być koncyliacyjni. Do udziału w Gallery Weekendzie zapraszamy instytucje, galerie, fundacje, stowarzyszenia, project roomy, nieformalne grupy i inicjatywy. Wiem, że przeoczenie Marcina – tak je nazwijmy – nie jest efektem złej woli. Generalnie programowo nie dostrzega się tego, co się dzieje poza centrum. To efekt najzwyklejszej walki o uwagę w mediach. Po co pisać o krakowskim weekendzie galerii, skoro można napisać pięć artykułów o warszawskim, skutecznie przypominając o swoim istnieniu. Zatem do rzeczy. W tym roku już po raz drugi zorganizowaliśmy Gallery Weekend w Krakowie. Pierwszy odbył się w czerwcu 2012 dzięki pracy wielu wolontariuszy i aktywistów, niemal bez funduszy, z częścią merytoryczną, którą wsparło Krakowskie Biuro Festiwalowe. Na drugą edycję dostaliśmy już niewielką dotację z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego oraz partnerstwo Małopolskiego Ogrodu Sztuki.

Parafrazując wypowiedź Marcina, można by zapytać: „Ciekawe, jak wyglądałby Warszawski Gallery Weekend bez artystów, którzy debiutowali w takim choćby Krakowie…”. Albo jeszcze inaczej: „Jak wyglądałby polski rynek sztuki bez Sasnala, Maciejowskiego, Bujnowskiego, Polskiej, Kowalskiego, Leto, Materki…”. To tylko kilka nazwisk artystów, dla których krakowskie galerie okazały się świetnymi, efektywnymi start-up'ami. Oczywiście Kraków ma szansę pojawić się w recenzjach warszawskich mediów. Na przykład w kontekście kuriozalnej wystawy „Powrót do domu” z udziałem wcześniej wspomnianych artystów. Mnie, aż wstyd przyznać, wystawa się podobała, bo bardzo lubię obserwować wpadki co bardziej zaangażowanych antysystemowo.

Komercyjne i eksperymentalne krakowskie galerie zajmują się nie tylko odkrywaniem młodych artystów, ale dają im wsparcie w pierwszych latach kariery (jeśli nawet artyści lubią o swoich początkach zapominać, to piszący o rynku sztuki powinni o tym pamiętać, by nie tracić wiarygodności). A zatem my, krakowscy galerzyści, działamy, i to nawet z pewnym powodzeniem, skoro przez tyle lat nie zaliczamy spektakularnych upadków, jak to się stało w wypadku kilku galerii warszawskich. Tej umiejętności można nam niewątpliwie pozazdrościć. Oczywiście rynek warszawski jest bardziej rozwinięty od tego krakowskiego, poznańskiego, wrocławskiego, katowickiego czy innych, ale to my kładziemy fundamenty pod to, co się potem eksponuje w Warszawie.

Pobłażliwy stosunek do prowincji jest bardzo widoczny i choć my, prowincjusze, całkiem go zaakceptowaliśmy, to nie da się ukryć, że ma on wpływ na dyskusję o rynku sztuki par excelance. Rynek w Polsce to nie tylko kilkanaście galerii w Warszawie. Wszyscy go kształtujemy – galerzyści, kuratorzy, krytycy, szefowie instytucji kulturalnych, artyści. Bez tej konstatacji nic się nie zmieni, a więc wypada nam współpracować. To zawężenie optyki i przeświadczenie Warszawy o własnej ważności i samowystarczalności jest dość szkodliwe i ma wpływ na nas wszystkich. Pamiętajmy jednak, że w głównej mierze odbija się to na artystach, co pokazuje ich tragiczna sytuacja materialna.

Parafrazując wypowiedź Stacha Szabłowskiego, twierdzę, że prawdziwą sztuką jest zrealizować Gallery Weekend nie w Warszawie, ale właśnie w Krakowie – bez pieniędzy, kolekcjonerów, bez porównywalnych środków zaangażowanych w WGW i jego ogromnej promocji. Aby ułatwić nam wszystkim bardziej sieciowe działanie, chciałbym organizatorów WGW zaprosić w przyszłym roku na spotkanie do Krakowa. Mam nadzieję, że będziemy mieli możliwość ustalenia wspólnie programu dyskusji, listy postulatów, gości, instytucji, prasy czy biznesu zainteresowanych poprawą poziomu rynku sztuki.

Każdy bardziej świadomy swojej roli w grupie czy środowisku uczestnik rynku sztuki współczesnej powinien zdawać sobie sprawę z obowiązków, jakie na nim spoczywają. Szczególnie ważne jest to tam, gdzie sytuacja wymaga długofalowych, zdecydowanych działań, niepodyktowanych partykularnymi interesami, mającymi na uwadze wąski wycinek jednego środowiska.

Odpowiedź Marcinowi Gołębiewskiemu – Marcin Krasny

Jestem zaskoczony. Mój imiennik atakuje mnie bowiem za coś, czym nie zawiniłem. Jego zaciekłość mogę tłumaczyć jedynie słuszną frustracją spowodowaną długotrwałym marginalizowaniem w mediach. Zarzuca mi on mianowicie bagatelizowanie roli Krakowa w poszukiwaniu i promowaniu ciekawych artystów. Nic takiego nigdy nie napisałem! Jedyne, do czego Marcin mógłby się przyczepić, to to, że w Krakowie dostrzegam jedynie trzy (powtórzę: TRZY) warte uwagi komercyjne galerie: Starmach zajmującą się głównie współczesną klasyką, Zderzak o bardzo nieuporządkowanej ofercie oraz właśnie Art Agendę Novą, którą reprezentuje on sam. W związku z tym chciałbym rozwinąć nieco swą retoryczną frazę, która tak bardzo wzburzyła krakowskiego galerzystę („Wyobraźcie sobie, jak wyglądałby Gallery Weekend w takim choćby Krakowie”): gdyby zorganizować Cracow Gallery Weekend analogiczny do warszawskiego, a więc oparty wyłącznie na starannie wyselekcjonowanych komercyjnych uczestnikach, można by go zwiedzić w półtorej godziny. Nie więcej.

Dlatego szczerze gratuluję właścicielom wszystkich trzech interesujących krakowskich galerii, życząc im jednocześnie, żeby wychowali sobie większą konkurencję, co może się udać właśnie dzięki takim inicjatywom, jak Krakers. Dziwne tylko, że nie wzięli w nim udziału ani Zderzak, ani Starmach. Dlaczego? Czyżby konkurencję w Krakowie traktowało się jednak o wiele bardziej zasadniczo niż w Warszawie? Nie do wiary. Tym niemniej, powodzenia.

Od Marcina Gołębiewskiego: Galeria Zderzak uczestniczyła w pierwszej edycji krakowskiego Gallery Weekend, a galeria Starmach co roku w czerwcu jest na targach w Bazylei.