Krótkie autokomentarze czworga spośród uczestników wystawy „Wolny strzelec/Freelancer”

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Jakubowicz, Dziadkiewicz, Polisiewicz, Adamas.

RAFAŁ JAKUBOWICZ

GB: Na wystawie prezentujesz pracę „Manifest”, nawiązującą do wizualnego znaku, kompozycji literniczej łotewskiego konstruktywisty Gustawa Kłucisa z 1922 roku, kompozycji o czytelnym komunikacie apelującym do jednoczenia się robotników sztuki. Czy to polemika z pojęciem wolnego strzelca/freelancera wpisanym w koncepcję wystawy?

„Manifest” miał zostać pokazany wcześniej w bytomskiej Kronice – 24 maja, dokładnie w rocznicę strajku artystów, czyli „Dnia bez sztuki” – ale okazało się, że mają obsuwę, zresztą w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo z powodu tąpnięcia część przestrzeni ekspozycyjnych została wyłączona z użytku i w konsekwencji wystawa została przesunięta. W zeszłym roku zrealizowałem w Bytomiu w ramach cyklu „Prace Społeczne” („prace społeczne” to narzędzie, które urzędnicy wykorzystują w celu dyscyplinowania bezrobotnych), projekt pt. „Bezrobotny”, w którym odniosłem się do litografii Władysława Strzemińskiego z lat 30. „Bezrobotni II”. Obrys jednej z postaci z litografii Strzemińskiego został odtworzony jako żywopłot naprzeciw powiatowego urzędu pracy. Wspominam o „Bezrobotnym”, ponieważ ma wiele wspólnego z „Manifestem”. Wystawa „Wolny Strzelec” w Zachęcie miała być drugą, po wystawie w Bytomiu, odsłoną „Manifestu”, tym razem w kontekście zjawiska freelancingu, thatcherowskiego modelu pracy dającego złudne poczucie wolności. Można odnieść wrażenie, że propagowane niegdyś przez Josepha Beuysa hasło „każdy artystą” sprawdziło się z naddatkiem, tyle że na gruncie tzw. ekonomii pracy oraz jej nieustannej ekonomizacji; znajduje ono wyraz w uelastycznieniu form zatrudnienia, upowszechnieniu „umów o dzieło” oraz wprowadzeniu różnych modeli wolontariatu, powszechnych również w innych niż artystyczna branżach. Propozycja Ewy Toniak, kuratorki wystawy, wydała mi się interesująca, ponieważ sam byłem freelancerem przez ponad dekadę. Dopiero od roku pracuję na etacie w Uniwersytecie Artystycznym, gdzie prowadzę pracownię sztuki w przestrzeni społecznej. „Bezrobotny” i „Manifest” to dla mnie przepracowywanie doświadczenia ponad dziesięciu lat pracy na warunkach prekarnych, na umowy zlecenia powszechnie zwane śmieciówkami, któremu towarzyszyło poczucie bycia w stanie permanentnego zawieszenia. Funkcjonowałem ze świadomością, że chwilowo odroczony status bezrobotnego (oczywiście tylko status, bo bez prawa do zasiłku) i tak jest w końcu nieuchronny. Pamiętam niecierpliwe wyczekiwanie drobnych zaległych przelewów oraz ciągły, obezwładniający lęk przed wpadnięciem w spiralę długów. Projektowanie przyszłości było w tamtych okolicznościach niemożliwe. Co ciekawe, do momentu zyskania poczucia względnego bezpieczeństwa, związanego z pracą na etacie, wypierałem problem – był on właściwie nieobecny w mojej sztuce. Wracając do „Manifestu” – uważam, że konieczny jest powrót do kategorii klasowych, które umożliwią robotnikom sztuki, pośród których zdecydowaną większość stanowi właśnie prekariat, podjęcie wspólnej walki, opartej zarówno na ruchach społecznych i strukturach związkowych (nie myślę tu, rzecz jasna, o związkach plastyków), jak i poza nimi. Warto korzystać chociażby z doświadczeń Inicjatywy Pracowniczej, anarchosyndykalistycznego zrzeszenia pracowników wspólnie broniących się przed wyzyskiem i reżimem pracy, starających się na nowo zrozumieć własną sytuację i zdefiniować – jak to określił Jarosław Urbański – cele swojej walki w kategoriach wolnościowych. Konieczne są analizy specyfiki funkcjonowania obiegu artystycznego, którego reguły sprawiają, że wyzysk w obrębie tego pola jest czymś powszechnie aprobowanym. Ważne jednak, by nie podkreślać przy tym, jak to uczynili autorzy manifestu „Mieć i potrzebować” (http://www.obieg.pl/prezentacje/24208 ), własnej produktywności i kreatywności jako moralnego uzasadnienia stawianych żądań, ponieważ eksponowanie roli artysty wzmacnia tylko istniejące podziały i jest jednoznaczne z ograniczeniem walki, która wiązać może potencjalnie różne środowiska oraz grupy społeczne. Pobrzmiewające w manifeście „Mieć i potrzebować” echa teorii Negriego dotyczące pracy niematerialnej oraz kognitywnej wydają się szczególnie atrakcyjne i popularne w środowiskach artystycznych, gdyż podkreślają – nieco na wyrost – ich rolę w gospodarce i walce klas. Przede wszystkim konieczne jest wspieranie przez robotników sztuki – z wykorzystaniem kanałów dystrybucji przemysłu artystycznego – walk prowadzonych przez tych najgorzej sytuowanych, gdyż polepszenie ich warunków egzystencji osłabia moc kapitału i podnosi – jak przekonywał Harry Cleaver – poziom życia klasy jako całości. Należy wspierać nie tylko strajki, demonstracje oraz inne formy oporu pracowników restrukturyzowanych przedsiębiorstw, ale również walkę w sferze reprodukcyjnej, w obronie warunków życia i zabezpieczeń socjalnych, czyli m.in. działalność ruchów lokatorskich, pikiety solidarnościowe i blokady eksmisji, domagając się jednocześnie powszechnego dostępu do usług publicznych, edukacji, ochrony emerytalnej oraz opieki zdrowotnej. Odwołując się do pojęcia dobra wspólnego trzeba ukazywać antagonizmy wynikające z procesów prywatyzacji. Potrzebny jest zdecydowany opór środowiska wobec zachodzących ostatnio w polskich miastach procesów gettoizacji (osiedla kontenerowe), wyrażający się w sprzeciwie wobec antyspołecznej polityki samorządów. Konieczne jest wreszcie podjęcie krytyki działań wewnątrz środowiska, co oznacza w praktyce m.in. zdecydowany sprzeciw wobec gentryfikacji, w której zwykle artyści odgrywają pierwszoplanowe role, wchodząc w dość egzotyczne układy z urzędnikami bądź deweloperami.

Rafał Jakubowicz, Manifest, 2013, fot. Marek Krzyżanek/Medium
Rafał Jakubowicz, Manifest, 2013, fot. Marek Krzyżanek/Medium

„Manifest” jest wezwaniem skierowanym do prekariuszy – wolnych strzelców/freelancerów, którzy czują się jednocześnie robotnikami sztuki – do oddolnego organizowania się oraz podjęcia wspólnej walki z powszechnym w kulturze wyzyskiem i zarazem do aktywnego włączenia się w walki klasowe prowadzone przez innych, tych, którzy znajdują się w zdecydowanie trudniejszym od nas położeniu.

Na ile przetworzyłeś projekt Kłucisa?

Przed Czwartym Kongresem Kominternu, który odbył się na przełomie listopada i grudnia 1922 roku, Gustaw Kłucis zaprojektował kilka wersji obrotowych standów propagandowych, niektóre z tekstem w języku angielskim: „Workers of the World, unite!”. Odniosłem się do jednego z nich (rysunek tuszem na papierze 22 x 21cm). Zmieniłem słynne zdanie z „Manifestu Partii Komunistycznej” Marksa i Engelsa, poprzedzając słowo „world” słowem „art”. Zależało mi, by możliwie wiernie zrekonstruować liternictwo Kłucisa. Rysunek tego konstruktywisty, w którego losach odzwierciedla się tragedia radzieckiej awangardy (padł ofiarą represji stalinowskich, zmarł w łagrze – przyp. red.), został powiększony do wysokości 4 m na płycie MDF i następnie pomalowany farbami akrylowymi na kolory odpowiadające oryginałowi. Złudzenie optyczne powoduje, że obiekt, choć płaski, sprawia wrażenie przestrzennego.

Rafał Jakubowicz, Manifest, 2013, fot. Marek Krzyżanek/Medium
Rafał Jakubowicz, Manifest, 2013, fot. Marek Krzyżanek/Medium

Jak odebrałeś sytuację, gdy w wyniku działania Romana Dziadkiewicza na wernisażu widzowie tańczyli obok twojej pracy?

Nie miałem na to wpływu, podobnie jak Roman nie miał wpływu na towarzystwo mojego projektu. Wydaje mi się, że to zderzenie było dość surrealistyczne. Interakcje między poszczególnymi pracami na wystawach zbiorowych – efekt decyzji kuratorów i kuratorek – zawsze są dla mnie interesujące, bo pojawiają się różne, często zaskakujące, napięcia. „Manifest” wchodził w ciekawe relacje również z eksponowanymi w tej samej sali pracami Julity Wójcik, Zbigniewa Libery czy Pawła Jarodzkiego, który pokazał cykl „Portretów”, a którym przywołana został postać Józefa Abramowskiego.

ROMAN DZIADKIEWICZ

GB: Stworzyłeś na wystawie sytuację, w której odwiedzający galerię dostają do dyspozycji bezprzewodowe słuchawki z muzyką i w zasadzie mogą oglądać całą wystawę zanurzeni w dźwiękach, których nie słyszą inni. Na otwarciu wszyscy słuchający zgromadzili się na środku sali i tańczyli. Na ile było to zgodne z twoją ideą? Jak ta idea odnosi się do tematu wystawy?

Założenie było trochę inne i jest wpisane w długoterminową dramaturgię projektu - trzyletniej opery, operacji non-stop. „Zaproszenie do tańca” (tytuł nawiązuje bezpośrednio do utworu Webera, autora opery „Wolny strzelec”) było uwerturą, wstępem do serii działań gromadzących freelancerów, głównie młodych ludzi aktywnych twórczo, by pracować wspólnie w trzech obszarach: 1. języka, prawa, umów społecznych; 2. przestrzeni, architektury, domu; 3. relacji międzyludzki, związków (nieheteronormatywnych, poliamorycznych i innych wielości). Wstępem do zbudowania głęboko inkluzywnego środowiska współobecności. Niemal wszyscy jesteśmy freelancerami, freelancerstwo jest problemem społecznym, masowym, a jednocześnie jesteśmy w nim osamotnieni, wyalienowani. I o tym osamotnieniu, radosnym, wolnym i melancholijnym jednocześnie był silent-party, taniec z samym sobą – dla siebie poszczególnych osób, które się zgłosiły. Nie interesowało mnie, co oni będą robić poza tańcem – chciałem, by się oddali muzyce i tańczyli w całej przestrzeni wystawy.

Roman Dziadkiewicz w „radosnym osamotnieniu” w Zachęcie. Fot. GB
Roman Dziadkiewicz w „radosnym osamotnieniu” w Zachęcie. Fot. GB

Roman Dziadkiewicz w „radosnym osamotnieniu” w Zachęcie. Fot. GB
Roman Dziadkiewicz w „radosnym osamotnieniu” w Zachęcie. Fot. GB

ALEKSANDRA POLISIEWICZ

GB: W swojej realizacji na wystawę „Freelancer” korzystałaś z pomocy prawdziwego sokoła i specjalnych kamer umieszczonych na nim. W tytule pracy pojawia się pojęcie „nowy percepcjonizm”a – jak to według ciebie łączy się z tematem wystawy?

Nawiązałam do bardzo interesującej legendy o wolnych kulach, która pojawiała się w libretcie do opery „Wolny strzelec”. Te „wolne kule” zainspirowały mnie do odczarowania niemocy, z którą borykamy się na co dzień jako artyści. Nie pomógł strajk artystów. Być może założenie związków zawodowych artystów (przez artystów dla artystów), pomoc prawna, zmiana świadomości (postrzegania) byłyby pomocne wprocesie stawania się prawdziwie wolnym człowiekiem. Nie musimy godzić się na upokarzające warunki pracy, możemy sami kreować, renegocjować narzucaną nam rzeczywistość. Stąd nawiązanie do percepcji, do nowego postrzegania świata.

W książce „Psychologia i życie” Philip Zimbardo pisze: „Można by powiedzieć, że rolą percepcji jest nadanie sensu wrażeniom. Nadanie sensu oznacza wykroczenie poza przetwarzanie czysto sensoryczne, by stworzyć własne rozumienie doświadczanej przez nas rzeczywistości fizycznej”. Wolne kule, według mnie główne bohaterki libretta do „Wolnego strzelca”, poprzez swoje diabelskie namaszczenie w magiczny sposób łączą się z wolą strzelającego i zawsze trafiają do celu. W jednym z moich wcześniejszych projektów starałam się wskazać analogie między kulturowymi figurami Lucyfera (niosący światło, oświecenie) i Prometeusza, którego ukarano za niesienie światła (oświecenia) ludzkości. Ten zabieg umożliwia też reinterpretację ludowych opowieści o wolnych kulach: ich historia to proces inicjacji do stawania się wolnym, pewnym siebie i niezależnym człowiekiem. Namaszczanie kul czartowskim eliksirem, prowadzącym je do upatrzonego celu, zostaje w ludowych podaniach uznane za równie groźne i niebezpieczne, jak namaszczanie ciał przez wiedźmy specjalnie przygotowaną miksturą umożliwiającą latanie. Ten trop skierował mnie do poszukiwań w zakresie odmiennych stanów świadomości, substancji zmieniających percepcję. W książce „Pokarm bogów” Terence McKenna formułuje hipotezę o wpływie halucynogenów na rozwój ewolucji człowieka: „Małe dawki psylocybiny (..) wywołują istotną poprawę ostrości widzenia, szczególnie w przypadku widzenia peryferyjnego. Poszerzenie się pola widzenia, odkrycie «chemicznych okularów»” może być ważnym czynnikiem ewolucyjnego sukcesu w społecznościach zbieracko-łowieckich”. Celność i świetny wzrok to wrodzone cechy sokoła, które starałam się przepracować za pomocą nowych technologii. We współpracy z sokolnikiem Bartłomiejem Prokopem, Januszem Sielickim i z doktorantem Politechniki Warszawskiej Krzysztofem Lechem skonstruowaliśmy kamerę na podobieństwo sokolego wzroku, która rejestruje poszerzone pole widzenia. Druga kamera, która na razie jest prototypem, składa się z czterech obiektywów i rejestrować będzie 360-stopniowe pole widzenia. Nowe obszary, stworzone przez możliwości przekraczania granic między tym, co ludzkie a tym, co zwierzęce, człowiekiem i maszyną, które ma miejsce w tekstach i sztuce ostatnich 30 lat, kategorie hybrydy i cyborga Donny Haraway oraz reinterpretacja kategorii tożsamości, autonomii, wolności i motywu romantycznego twórcy dodatkowo zainspirowały mnie do budowy tej nowej formuły percepcji łączącej ludzi, maszyny i ptaki w wieloczynnikową hybrydę otwierającą nowe formy percepcji.

Aleka Polis, "Polot. Nowy percepcjonizm", zdjęcia z planu filmowego, fot. Anna Sałata
Aleka Polis, "Polot. Nowy percepcjonizm", zdjęcia z planu filmowego, fot. Anna Sałata

Aleka Polis, "Polot. Nowy precepcjonizm", fot. GB
Aleka Polis, "Polot. Nowy precepcjonizm", fot. GB

JACEK ADAMAS

GB: Na wystawie „Wolny strzelec” obecny jesteś w jednym z filmów dokumentalnych Anny Sankary i Cezarego Koczwarskiego, ale dokonałeś też swoistej akcji/interwencji w dniu wernisażu. Na szacownych schodach Zachęty umieściłeś duży pojemnik z szokującym napisem, informującym o pomocy żywnościowej Unii Europejskiej dla Polski. Czy był to komentarz do tematu wystawy?

Pojemnik umieszczony przez Jacka Adamasa na schodach Zachęty 3.06.2013.
Pojemnik umieszczony przez Jacka Adamasa na schodach Zachęty 3.06.2013.

Odkrycie, że Polska otrzymuje pomoc żywnościową z UE, było dla mnie szokiem; przypomniałem sobie pomoc, którą kierowano z USA do zniszczonej światową wojną Europy. Pod urzędem gminy Świątki, powiat olsztyński, zauważyłem ciężarowy samochód, wywrotkę, który na co dzień wozi żwir, żużel, węgiel itp. – tym razem był wypełniony żywnością pomocową z UE: mąka, makaron, płatki kukurydziane i puszki (makaron z gulaszem, kasza z gulaszem). Zwróciłem uwagę na te puszki, ponieważ był na nich bardzo wyrazisty napis POMOC WE. Później pojawili się ludzie, którzy na różnych wózeczkach czy taczkach odwozili te dary do niekiedy bardzo odległych domów. Żałuję, że wtedy nie miałem przy sobie aparatu.

Dlatego zrobiłem kopię takiej puszki, wyolbrzymiając jej wymiary proporcjonalnie do mojego osłupienia. Pod Zachętą puszka również budziła zdziwienie i zaskoczenie: Unia przysyła pomoc żywnościową Polsce, podobno prymusowi Europy! Trzeba w interesie społeczeństwa walczyć z powtarzanym fałszywym stereotypem o naszym rozwoju i dobrobycie. Dlatego bliskie mi są działania bytomskiej Kroniki czy teksty i realizacje kuratorskie Kazimierza Piotrowskiego. Działanie uliczne przed Zachętą jest uzupełnieniem i kontynuacją tego, co jest w filmie prezentowanym wewnątrz galerii. Z "Wolnym strzelcem" mam problem ponieważ dotychczas uznawałem niezależność i indywidualizm za podstawę twórczości: każdy artysta to wolny strzelec. W tekście kuratorki wystawy, Ewy Toniak, jest wspomniany strajk artystów. Ale co to właściwie znaczy? Nie tworzę, nie myślę – kto na tym traci? A co z niewyczerpalnym potencjałem sztuki? Sens sztuki i jej siła objawia się przecież w działaniu. Nie chcą galerie, sponsorzy? Polubi ulica i zareaguje przechodzień czy internauta. Zignoruje krytyk? Doceni dziennikarz, może zmieni swą decyzję urzędnik. Ale działanie musi być uczciwe, nie może mijać się z sensem idei; wypowiedź artysty nie może być zmącona portfelem sponsora. Artysta to zawód? Obok karty nauczyciela czy górnika – karta artysty? Moim strajkiem jest aktywność, przejście do innej formy albo raczej jej rozszerzenie. Galeria nie może być jedynym miejscem aktywności. W praktyce społecznej ostatnich lat to ulica zdaje się naprawiać błędy ugrzecznionych i zakłamanych salonów; niestety, taki scenariusz przyszłości przewiduję też dla Polski. To, co robię, uwiarygadnia, jak sądzę, szeroko pojmowaną ideę sztuki i potencjał artystów.

Przemysław Kwiek i Jacek Adamas
Przemysław Kwiek i Jacek Adamas

„Wolny strzelec/ Freelancer”, Artyści uczestniczący w wystawie: Roman Dziadkiewicz, Rafał Jakubowicz, Paweł Jarodzki, Alicja Karska & Alesandra Went, Kamil Kuskowski, Jerzy Kosałka, Zbigniew Libera, Aleksandra Polisiewicz, Anna Senkara & Cezary Koczwarski, Zorka Wollny & Artur Zagajewski, Julita Wójcik; kuratorka: Ewa Toniak, Zachęta, Warszawa, 04.06 – 04.08.2013.