Inne stany świadomości

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Nie od dziś wiadomo, że artyści to specyficzna grupa społeczna, żyjąca często na obrzeżach mieszczańskiego społeczeństwa, stroniąca od jego szarości i nudy, za to lubująca się w różnych ekstremach i używkach. Ten mit artysty dziwaka, artysty wielkiego eksperymentatora nieustannie poszukującego nowych doznań, przekraczającego kolejne limity nie wyrósł jednak z niczego – ma długą tradycję i licznych przedstawicieli.W ramach wystawy „Sous Influences” paryski Maison Rouge proponuje przyjrzenie się temu niezwykłemu romansowi świata sztuki z substancjami psychotropowymi, które niejednokrotnie stawały się zarówno przedmiotem fascynacji, jak i źródłem natchnienia.

Oczywiście artyści nie pierwsi odkryli psychodeliki, zioła i grzybki o szczególnych właściwościach. Ich „magiczne moce” znane były od dawna, jednak to właśnie przedstawiciele tego kręgu odnaleźli w nich potencjał pobudzania wyobraźni i kreatywności, a następnie, często tworząc pod ich wpływem, rozsławili je, inspirując przy tym kolejne pokolenia, by wspomnieć chociażby „Wino i haszysz” Charles’a Baudelaire’a czy „Opium” Jeana Cocteau, z którego cytat patronuje całej wystawie.

Henri Michaux, Bez tytułu (rysunek meskalinowy), 1955
Henri Michaux, Bez tytułu (rysunek meskalinowy), 1955

I tak oto w pierwszej części ekspozycji mamy liczne wizualne reprezentacje fascynacji tego typu substancjami, jak w monumentalnym zielniku Hermana de Vriesa, tworzonym od lat 80. i zawierającym ponad dwa tysiące roślin, z czego w Maison Rouge pokazano te znane z właściwości odurzających i halucynogennych. Dominują jednak prace będące bezpośrednimi efektami działania narkotyków na umysł i percepcję twórców. Widz może się więc zapoznać z obszernym zbiorem rysunków Henriego Michaux, poety przez lata eksperymentującego z meskaliną pod wpływem, jak sam pisał, „niepohamowanego pragnienia eksploracji siebie, przestrzeni wewnętrznej”. To doświadczenie wykazuje zdumiewającą dokładność, niemal naukowy rygor pracy, co znajduje odbicie w dziesiątkach rysunków mających oddać modyfikacje i wrzenie świadomości narkotyzującego się artysty, a także nieludzką wręcz szybkość i kreatywność umysłu ulegającego dziwacznej fragmentacji. Rozedrganym, gwałtownym liniom rysunków towarzyszą często próby zapisu słownego kończące się jednak zwykle nierozczytywalną mieszaniną zlewających się znaków.

Arnulf Rainer, "Pfifff!!!" (1970-1975), © collection Wachsmann
Arnulf Rainer, "Pfifff!!!" (1970-1975), © collection Wachsmann

Tuż obok umieszczono cykl autoportretów Arnolfa Rainera, wielkiego admiratora Michaux, naznaczonego przez twórczość surrealistów i blisko związanego z ideą propagowanego przez nich automatyzmu psychicznego. Artysta, zainspirowany badaniami stanów psychicznych narkomanów, w których uczestniczył w latach 70., tworzy serię czarno-białych autoportretów pokrytych plamami i liniami w intensywnych kolorach deformującymi powierzchnię obrazu, a w końcu i sam jego przedmiot – twarz artysty. W innym miejscu odnajdujemy list Antoine’a Artauda do prawodawcy odpowiedzialnego za restrykcyjną ustawę o dystrybucji środków odurzających, zaczynający się od słów: „Panie prawodawco (…) jest pan dupkiem”, oraz jego niepokojące autoportrety rysowane nerwowym gestem w notatnikach i listach do przyjaciół.

Skoro zaś mowa o portretach i substancjach halucynogennych – na wystawie nie zabrakło czołowego przedstawiciela polskiego ekspresjonizmu, Stanisława Ignacego Witkiewicza. Krótkie wspomnienie o jego firmie portretowej i typach portretów znajdujących się w ofercie, z naciskiem na „typ C”, który powstawał pod wpływem używek – alkoholu, kokainy lub kofeiny – zilustrowane zostało kilkoma pastelami, w tym autoportretem Witkacego.

Ben Russel, "Trypps #7" (2010), © Ben Russel
Ben Russel, "Trypps #7" (2010), © Ben Russel

Jednym z bardziej intrygujących i zapadających w pamięć dzieł jest krótki film Bena Russella („Trypps #7”, 2005), który sam artysta opisał jako „studium na temat transu, podróży i etnografii psychodelicznej”. Widz przez cały czas obserwuje jeden, niemal nieruchomy plan z twarzą młodej kobiety, która zażyła LSD. Mimo że wideo nagrano w czasie rzeczywistym działania narkotyku, oglądający nie ma dostępu do przeżyć dziewczyny, nie może uczestniczyć w surrealistycznej podróży, którą ona odbywa w swojej głowie. Jedyne, co dane jest mu dostrzec, to nieobecny wzrok i lekki uśmiech wskazujący na raczej przyjemne doznania. Dopiero pod koniec, gdy otaczający dziewczynę pejzaż zamienia się w abstrakcję formalną, i widz może doświadczyć podobnego wzburzenia zmysłów, jakie przeżyła ona.

To krótkie wideo, prezentowane w zaciemnionej sali, wyznacza moment przejścia z krainy artystycznych eksperymentów i „niewinnego” pobudzania kreatywności do brutalnego świata uzależnienia i równi pochyłej, której kierunek jest zawsze ten sam. W tym wypadku sztuka staje się komentarzem, czy to brutalnym i ostrym, jak w wypadku półświatka gangów narkotykowych przedstawionego przez Gianfranca Rossiego („El Sicario”) lub Jeana-Baptisty Audata („Le Monde…”), czy też, wydawałoby się, chłodnym i lakonicznym, ale niezwykle poruszającym, czego przykładem jest „Portret przyjaciela” Aurčle’a – hołd dla artysty Tony’ego Bouilheta – niewielka szklana gablotka z małą białą szufladką wyjętą z jego biurka po tym, jak zmarł po przedawkowaniu narkotyków. W jej przegródkach widzimy gęsto ułożone pędzle, kredki, strzykawki, prezerwatywy i tubki farby, które w ten sposób stają się esencjonalną reprezentacją ich właściciela i osobliwymi relikwiami po nim.

Im bliżej czasów współczesnych, tym bardziej wystawa zdaje się zmierzać w stronę czysto estetycznych reprezentacji działania narkotyków. Ton ostrzeżenia ustępuje miejsca designerskim wnętrzom muchomorowego „Infinited Mirror Room” cieszącej się obecnie wielką sławą Yayoi Kusamy oraz zabawnym pop-obrazkom niegasnącej gwiazdy Takashiego Murakamiego. Japońskie kolorowe grzybki doskonale (i z lekką ironią) korespondują ze słynną „Ostatnią Wieczerzą” Damiena Hirsta i dziwaczną „sfilmowaną konferencją” Gary’ego Hilla na temat LSD, w której artysta porusza się po makiecie w formie gigantycznej molekuły, a wykonywane przez niego czynności i wypowiadane zdania puszczane są od tyłu, co wywołuje schizoidalne efekty zaburzenia racjonalności.

Yayoi Kusama,
Yayoi Kusama, "Dots Obsession (Infinited Mirrored Room)" (1998), Collection les Abattoirs-Frac Midi-Pyrénées © Yayoi Kusama photogr. Grand Rond Produ

Ostatnia sala pokazuje, że obietnica „ponadzmysłowych doznań” w XXI wieku wciąż kusi i sprzedaje się doskonale. Seria plakatów reklamowych perfum znanych marek idealnie obrazuje pozytywne konotacje przypisywane narkotycznym stanom – prężąca się w seksownej bieliźnie Kate Moss w reklamie Opium od YSL nierzadko sąsiaduje na murach z plakatami kampanii społecznych przeciw narkomanii – paradoks kultury konsumpcyjnej, w której hasło „Sex, drugs and rock&roll” nadal jest patentem na wysokie wskaźniki sprzedaży.

Co do samej zaś wystawy – jest to inicjatywa interesująca i mimo że dotyka zaledwie wierzchołka góry lodowej zjawiska warto poświęcić jej uwagę chociażby jako swego rodzaju kuratorskiemu eksperymentowi. Należy jednak zauważyć, że jest to w zasadzie eksperyment dosyć karkołomny, bo balansujący siłą rzeczy między dwiema skrajnościami: afirmacją i moralizatorstwem. W pierwszej części wystawy łatwo nabrać przekonania, że mimo starań artystów, by jak najlepiej oddać stan narkotycznego transu, w rzeczywistości udaje im się przekazać ledwie ułamek tego doznania, w dodatku niezwykle trudny do interpretacji. Niekiedy wręcz, jak w kompulsywnych studiach Michaux, zdaje się, że ciągle nieusatysfakcjonowany artysta mówi między wierszami: „Przekonaj się sam”. Z drugiej jednak strony zmiana tonu i radykalizacja stylistyki grozi podejrzeniem o misyjność wystawy – przed którym kuratorowi udaje się na szczęście uciec dzięki starannemu doborowi prac i zachowaniu tematycznej równowagi. Ostatecznie więc wystawę można uznać za eksperyment dosyć udany i bezpieczny, bo przeprowadzony pod czujnym okiem doktora.

„Sous influences”, Maison Rouge, Paryż, 15.02 – 19.05.2013

Lucien Clergue, "Jean Cocteau" (1959), © Lucien Clergue
Lucien Clergue, "Jean Cocteau" (1959), © Lucien Clergue