Pejzaż z Cyganem w tle, czyli jak "ocyganić" światową publiczność

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Cały Paryż czekał na tę wystawę. Szumnie zapowiadana już wiosną, promowana od połowy sierpnia, w końcu uroczyście otwarta jesienią. Od początku było pewne, że będzie to przedsięwzięcie z rozmachem, skazane na sukces kasowy, co gwarantuje potężna instytucja, jaką jest Grand Palais.

Bohèmes - widok wystawy © Martine Piazzon
Bohèmes - widok wystawy © Martine Piazzon

Mowa o wystawie "Bohémes", zorganizowanej w tej obecnie najprężniej działającej narodowej galerii sztuki we Francji, słynącej z doskonałych retrospektyw (w zeszłym sezonie Helmut Newton, obecnie Edward Hopper) i świetnych ekspozycji tematycznych (m. in. niezapomniana "Mélancolie" z 2005 r.). Ranga instytucji, wdzięczny temat i wieloletnie doświadczenie wydawały się gwarantem kolejnej wystawy-zjawiska. Teraz, po otwarciu, na usta cisną się pytania: co poszło nie tak i dlaczego nikt nie widzi, że ten statek tonie?


Modernistyczny mit

Zacznijmy jednak od początku, czyli od tematu wystawy, który mimo coraz większego dystansu czasowego nadal działa na wyobraźnię współczesnego odbiorcy sztuki. Każdy bowiem zetknął się kiedyś z barwnymi historiami na temat artystycznej cyganerii, legendami o młodych twórcach przymierających głodem, anegdotami o zbiorowych pijatykach. Każdy po trosze zazdrościł im tej wolności i lekkości bytu oraz artystycznego klimatu. Skuszeni płynącą z kuratorskich zapowiedzi obietnicą nowego spojrzenia na ów "modernistyczny mit" widzowie już od pierwszych dni ustawiali się w kolejkę przed Grand Palais - i tak jest do dziś.

Na ile zatem kuratorowi wystawy udało się zweryfikować jeden z największych mitów XIX wieku? Przede wszystkim należy podkreślić, że narracja wystawy jest dwutorowa i dosyć łatwo skonstatować, że niejednokrotnie tory te się rozjeżdżają albo niepokojąco na siebie nakładają. Niewątpliwie racjonalnym posunięciem było przedstawienie genealogii pojęcia "bohema", a zatem sięgnięcie po kulturę cygańską i samych Cyganów oraz ich obraz w sztuce (stąd też liczba mnoga w tytule), jednak autor koncepcji zdaje się sam gubić ślad, czy też, co jeszcze gorsze, znajdować zbyt wiele puzzli "idealnie pasujących" do jego kuratorskiej układanki.

Bohèmes - widok wystawy © Martine Piazzon
Bohèmes - widok wystawy © Martine Piazzon

Nudna lekcja historii

W przedsionku ekspozycji widzów wita krótki film "Gross-Stadt Zigeuner" autorstwa Laszlo Moholya-Nagya z 1932 r., przedstawiający codzienne życie Romów w jednej z dzielnic Berlina, oraz fragment tekstu "Malarz życia nowoczesnego" Baudelaire'a ze słynną definicją modernité i kilkoma cytatami przybliżającymi ducha cyganerii. Połączenie ciekawe i zapowiadające interesującą perspektywę, jednak już pierwsza sala wskazuje na ujęcie czysto chronologiczne, skonstruowane niczym akademicki wykład zaczynający się od słów: "Już Leonardo da Vinci...". Widz podąża wzdłuż obitej błotnistobrązowym materiałem ściany, śledząc "motyw Cygana" od renesansu po koniec XVIII wieku. Od rysunków renesansowych mistrzów, oddających fizjonomię i ujawniających "specyficzny charakter" wędrownego ludu (np. "Człowiek oszukany przez Cyganów" autorstwa wspomnianego da Vinci), przez fantasmagoryczne opisy i malarskie reprezentacje Cyganek jako kobiet o diabolicznym uroku, przedstawienia Diany-Zingarelli czy Marii Dziewicy w cygańskim czepku, aż po cygańskie trupy teatralne w obrazach francuskiego rokoka. Słowem, wykład przygotowany skrupulatnie, dobrze zilustrowany - odbiorca znajdzie tu i wróżkę-szachrajkę de la Toura, i rubaszną pijaną Cygankę Halsa, i nostalgiczną młodą dziewczynę pędzla Corota - a wszystko podane w towarzystwie romskiej muzyki, rozbrzmiewającej w przestrzeni wystawy.

Dalej rozpoczyna się lawina dzieł, których obecność zdaje się uzasadniać jedynie nazwisko autora - seria scen z Cyganami w pejzażu według kuratora ukazuje niezwykły związek tego ludu z naturą, jednak Bogiem a prawdą Cyganie stanowią tu co najwyżej wdzięczny sztafaż. Pojawia się kilka obrazów Courbeta, na czele ze słynnym "Dzień dobry, panie Courbet" (postać artysty, interpretowana zwykle jako figura Żyda-tułacza, w tym kontekście automatycznie ustępuje miejsca figurze Cygana-człowieka wolnego, podróżnika etc.) i w końcu seria rysunków i fotografii romskich obozów autorstwa van Gogha i Atgeta.

Inscenizacja

Ekspresowo wyedukowany na temat ikonografii Cygana widz, otrzymawszy już zapowiedź narodzin XIX-wiecznej bohemy, zmierza na kolejne piętro galerii, po drodze natrafiając w holu na nieco zastanawiającą imitację operowej dekoracji i kilka afiszy z "Carmen" (których nie mogło oczywiście zabraknąć). Jeśli odbiorcy zainteresowani sztuką nowszą jeszcze w tym miejscu wierzą, że "ożywczy wiatr" zawieje w dalszej części ekspozycji, to zabiegi kuratorskie, jakim została poddana przestrzeń drugiego piętra, skutecznie powinny ich ostatnich złudzeń pozbawić. Pierwsza z sal, odwołująca się do motywu artysty-cygana, żyjącego w nędzy i skrajnym ubóstwie, udekorowana została szarą tapetą, mającą pewnie oddać obdarte ściany skromnej pracowni czy też pokoju biednego artysty. Pierwsze, co nasuwa się na myśl, to efekciarstwo, a takiej oprawy dzieła Courbeta i jego wybitnych przyjaciół zdecydowanie nie potrzebują. Jednak prawdziwy szok czeka w kolejnej sali: stoi tam oto na samym środku węglowy piecyk! Zadbano nawet o realistyczny szczegół w postaci biegnącej po suficie rury odprowadzającej dym. Zamykam oczy, otwieram - koszmarny rekwizyt nie znika niestety, muszę więc zaakceptować myśl o jego jak najbardziej materialnej obecności w samym środku paryskiego Grand Palais na potencjalnej "wystawie roku 2012". Dalej jest już tylko gorzej - kolejna sala wita widzów tarasującym przestrzeń namiotem/barakiem, który skutecznie blokuje cyrkulację przed zawieszonym w ciemnym kącie arcydziełem, "Butami" van Gogha. Kulminacją przedstawienia, które już dawno zdążyło zamienić się w farsę, jest ostatnia sala poświęcona kawiarnianemu życiu cyganerii przełomu XIX i XX wieku, urządzona - oczywiście - na wzór wnętrza paryskiej knajpy ze stolikami oświetlonymi mlecznym światłem wiszących lamp. Na koniec w prowadzącym do wyjścia wąskim korytarzu, w najlepszym wypadku zasługującym na miano "kącika nowoczesnego", zaprezentowano, o ironio, najciekawsze spośród wszystkich zgromadzonych dzieł: litografie Otto Muellera.

Bohèmes - widok wystawy © Martine Piazzon
Bohèmes - widok wystawy © Martine Piazzon

Cygan, czyli kto?

Wystawę zamyka kilkuzdaniowy tekst o sytuacji sztuki w hitlerowskich Niemczech, zakazie twórczości dla "niebezpiecznych" artystów i monachijskiej wystawie "Sztuka zdegenerowana" z 1937 roku. W tle pobrzmiewa kwestia czystek rasowych w Rzeszy i Holocaustu, w którym ludność romska poniosła liczne ofiary. Słowem, ekspozycja kończy się w miejscu, w którym tak naprawdę mogłaby się zaczynać, aby otworzyć tak szumnie zapowiadaną nową perspektywę. Bez tego bowiem "Bohémes" to kuratorska katastrofa - owszem, bardzo przyjemna i szczelnie opatrzona pontonami bezpieczeństwa w postaci największych nazwisk historii sztuki (co wciąż jest gwarantem kasowego sukcesu), ale jednak katastrofa. Strata tym większa, że mimo powierzchowności tematu, ma on spory potencjał. Pewne jest, że próba prześledzenia zjawiska artystycznej bohemy i jej nowoczesnych form w XX wieku po dzień dzisiejszy byłaby o wiele bardziej intrygująca niż szybki marsz przez stulecia, na domiar złego osadzony w groteskowych dekoracjach rodem z prowincjonalnego teatrzyku. Nie trzeba specjalnego wysiłku, by zauważyć, że choćby Warholowska "Factory" była absolutnie fascynującą, a jednocześnie jakże tradycyjną bohemą artystyczną właśnie. Przykłady można by mnożyć. Kurator paryskiej wystawy nie dość, że nie podjął nawet w najmniejszym stopniu tego wysiłku, to jeszcze pomieszał pojęcia i problemy wewnątrz konstruowanej przez siebie narracji.

Zwłaszcza w drugiej części wyraźnie gubi się główna figura cygana-artysty, ustępując momentami miejsca biedakom, którzy są pod bohemę podciągani, czy powracającej nagle w twórczości Muellera kwestii romskiej. Zamykający wystawę cytat, przysłowie romskie - "Bóg widzi wszystko, ale nic nikomu nie mówi" - konsternuje i wydaje się nie mieć nic wspólnego z treścią wystawy. Jego pojawienie się można odnieść wyłącznie do wzmianki o eksterminacji, prawdopodobnie zatem należy odczytywać to jako "znaczące zawieszenie głosu", tyle że w tej sytuacji można zadać sobie pytanie: co przed chwilą obejrzałam, pejzaże z cygańskimi taborami i portrety pijących absynt czy wystawę edukacyjną o Holocauście? Zgrzyt jest aż nazbyt wyraźny.


Cygan w szafie

Paradoksalne rozminięcie się potencjału tematu z jego realizacją jest tym bardziej uderzające, że skoro już kurator sygnalizuje zainteresowanie "kwestią romską" (na co zdaje się wskazywać część zamykająca wystawę), to powinno mu ono otwierać pole krytyki społecznej - we Francji jest to przecież kwestia ciągle żywa, zwłaszcza że nowy, lewicowy rząd stosuje takie same sposoby działania wobec Romów jak poprzednia ekipa, Sarkozy'ego. Podobnie jak artystyczna cyganeria nie skończyła się na Baudelaire'rze czy Picassie, tak problem Cyganów - ludzi bez ziemi i niechcianych lokatorów - nie zniknął wraz z II wojną światową. Oczywiście nie sposób wymagać wystawy krytycznej od instytucji pełniącej głównie "funkcje reprezentacyjne" i absolutnie nie mogącej sobie pozwolić na głos protestu czy sprzeciwu wobec władzy. Nie zmienia to jednak faktu, że szansa eksploracji drugiego wielkiego tematu, bohemy jako jednej z form życia artystycznego naszych czasów, została zaprzepaszczona.

Musi tu zatem paść pytanie o przyczyny takiego kształtu wystawy. Upatrywać ich można przede wszystkim w dwóch kwestiach: po pierwsze, w nastawieniu na komercyjny sukces, co skutkuje skupieniem na nazwiskach i formie, zamiast na treści (prawdopodobnie temu również należy przypisywać "spektakularną" scenografię autorstwa Roberta Carsena, skutecznie zabijającą w widzu wyobraźnię). Drugim czynnikiem jest wybór kuratora - Sylvain Amic, sprawdzający się w roli dyrektora muzeum w Rouen, zdaje się - jakkolwiek brutalnie to brzmi - kroić wystawę na miarę swojej prowincjonalnej publiczności, zapominając, że Grand Palais to jedna z coraz mniej licznych artystycznych "świątyń" we Francji, do której chętnie podróżuje nie tylko paryski światek sztuki, ale i zagraniczni koneserzy. W ostatecznym rozrachunku wystawa jako atrakcja turystyczna osiągnęła cel i odniosła sukces, jednak nie wniosła absolutnie nic nowego ani godnego uwagi do tematu. Jest dużo poniżej poziomu, jakiego można by się spodziewać po tak zasłużonej instytucji.


"Bohémes", Grand Palais, Paryż 26.09.2012 - 14.01.2013

Bohèmes - widok wystawy © Martine Piazzon
Bohèmes - widok wystawy © Martine Piazzon