como espiar sin descargar nada press localizar numero movil here exposed cell pics programas para espiar por satelite el mejor espia gratis de whatsapp mua giong ong noi necesito espiar espia mensajes de texto de celulares telcel gratis como funciona spyphone pro como espiar blackberry messenger descargar programa prism espia

Człowiek i zwierzę - problem granicy w Dziennikach Gombrowicza

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.
artmix - sztuka, feminizm, kultura wizualna

Czy pies może być zwierzęciem tylko? Nie, pies jest zwierzęciem, ale jako pies, konkretny pies, buldog lub wyżeł. A gęś? A koń? Nie odbieraj mi mojej konkretności, bo ona właśnie jest moim życiem!
(Witold Gombrowicz, Dziennik 1957-1961)

Zwierzę patrzy na nas, a my jesteśmy przed nim nadzy. Możliwe, że w tym miejscu zaczyna się myślenie.
(Jacques Derrida, The Animal That Therefore I Am)

Zdaje się, że samo słowo, słowo "zwierzę" przysparza nam wielu problemów. Przez to jest interesujące. Może znaczyć zwierzę w nas, jak i zwierzę, które widzę, jako inny gatunek. Może być figurą, nader często retoryczną, pewnego rodzaju prowokacją, zabawą ze słowem i obrazem. Tym sposobem cały czas konstruujemy nasz dyskurs w jednej, tylko ludzkiej perspektywie. Jednak na kartach Dziennika Witolda Gombrowicza zwierzęta patrzą, na długo zanim Derrida napisze swój słynny esej The Animal That Therefore I Am (More to Follow). To patrzenie jest o tyle znaczące, że może poruszyć ludzką refleksję, wskazać na inny punkt widzenia. Zwierzęta także cierpią i tak jak my - umierają samotnie. To wszystko dostrzega autor Ferdydurke i dlatego gombrowiczowski egzystencjalizm może być ciekawym tropem dla takich pytań jak: gdzie przebiega granica pomiędzy tym, co ludzkie a tym, co zwierzęce? Czy: Co to jest nie-ludzkie?

W tym temacie jestem na pewno dłużniczką wielu tekstów krytycznych, chociaż większość znanych gombrowiczologów w ogóle nie dostrzega możliwości otwarcia pisarstwa Gombrowicza na nowy język. (Mowa o języku, który nie potrafi adekwatnie zachować się w konfrontacji z innym gatunkiem, ponieważ górę bierze zawsze ludzki sposób patrzenia.) Stąd dla wielu krytyków Gombrowicza, zwierzęta nie są wcale nowym problemem. W tym celu przytaczają cytaty, czy to z Ferdydurke czy z Dzienników, w których Gombrowicz rzeczywiście orzeka, że natura (w sensie przyroda) jest nudna i że interesują go tylko ludzie1. Według mnie w tym miejscu dopiero zaczyna się problem i nowatorstwo przemyśleń autora Kosmosu. Oczywiście, nie sposób uciec od ludzkiej perspektywy, która szczególnie dla Gombrowicza najpełniej realizuje się w twórczości ludzkiego indywiduum, ale natura, o niechęci do której wspomina, to natura pozostawiona w szczególności przez romantyków, czyli będąca przede wszystkim odwzorowaniem stanu ludzkich emocji - natura jako twór estetyczny. Szczególnie w polskim romantyzmie, z którym Gombrowicz żywo dyskutuje w swoich dziełach i który próbuje przezwyciężyć jako pisarz co najmniej europejski jeśli nie światowy, natura jest tożsama z polskością, czyli z tym, co najbardziej Gombrowicza boli: Polskie opisy natury. Ileż kunsztu w to włożono a jak beznadziejny rezultat. Od jak dawna wąchamy te kwiaty, pławimy się w zachodach, zanurzamy twarz w świeżym listowiu, wdychamy poranki i hymn wyśpiewujemy na cześć Stwórcy, który te cuda wymyślił?2 Podobnie jest z polskim katolicyzmem, który idealizuje przyrodę i tworzy nieprawdziwą sielankę. Dzięki Kościołowi Polak uzyskał świat zielony - zielony, gdyż niedojrzały, ale zielony także dlatego że w nim łąki, drzewa są kwitnące, nie zaś czarne i metafizyczne. Żyć na łonie natury, w świecie ograniczonym, pozostawiając czarny wszechświat Bogu3. Ponadto, Gombrowicz krytykuje katolicyzm za zlekceważenie wszystkich gatunków poza człowiekiem, przede wszystkim za zlekceważenie innego niż ludzkie cierpienia, gdy pisze: Ból człowieczy ma dla katolika sens - podlega zbawieniu - wszak człowiek ma wolną wolę, więc to kara za grzechy, wszak życie przyszłe wynagrodzi najściślej krzywdy tego życia. Ale koń? Robak? O nich zapomniano. To cierpienie jest pozbawione sprawiedliwości - nagi fakt ziejący absolutem rozpaczy. Pomijam dialektykę skomplikowaną świętych doktorów. Mówię o przeciętnym katoliku, który, chodząc w blasku sprawiedliwości wydzielającej mu wszystko co mu się należy, jest głuchy na otchłań bezmierną tamtego bólu - nieusprawiedliwionego. Niech cierpią! To go nic nie obchodzi. Przecież nie mają duszy4. Mimo tych przeszkód - polskiego romantyzmu i katolicyzmu - zwierzęta u Gombrowicza są poważnym, a nawet wyzywającym tematem, a sam Gombrowicz tym dramatyczniej poszukuje możliwości odniesienia się w refleksji do przyrody, która nie tylko go otacza, ale i nie pozwala pozostać obojętnym.

We wstępie do Bestiarium - świetnego skądinąd dowodu na istnienie bogatego i głębokiego obszaru problematyki zwierząt u Gombrowicza - Włodzimierz Bolecki zauważa, że zwierzęta patrzą na Gombrowicza jedynie na kartach Dziennika5. Rzeczywiście, motyw patrzenia, spojrzenia wydaje się bardzo ludzki, ponieważ wyprzedza poznanie i konstytucję ludzkiej podmiotowości. Jak dotąd, patrzącym był człowiek, to on obserwował, mierzył, badał, porównywał. Z innej perspektywy mógł jedynie patrzeć Bóg. Gombrowicz także patrzy i daje się spostrzec w sposób fenomenalny. Spojrzenie staje się fenomenem, odkąd obok mojej perspektywy, pojawia się perspektywa inna, obca, nie-ludzka, bo zwierzęca. To w Dzienniku pisarz niejednokrotnie zauważa, że przyglądają mu się stada koni, a także patrzą na niego krowy6. Niezwykła scena rozgrywa się pomiędzy nim a krową, gdy refleksji poddane zostaje obce spojrzenie zwierzęcia i bycie przedmiotem tej percepcji: Spacerowałem po alei eukaliptusowej gdy wtem zza drzewa wylazła krowa. Przystanąłem i spojrzeliśmy sobie oko w oko. Jej krowiość zaskoczyła do tego stopnia mą ludzkość - ten moment, w którym spojrzenia nasze się spotkały, był tak napięty - że stropiłem się jako człowiek, to jest w moim, ludzkim, gatunku. Uczucie dziwne i bodaj po raz pierwszy przeze mnie doznane - ten wstyd człowieczy wobec zwierzęcia. Pozwoliłem, żeby ona spojrzała na mnie i zobaczyła mnie - to nas zrównało - wskutek tego stałem się także zwierzęciem - ale dziwnym, powiedziałbym nawet, niedozwolonym. Poszedłem dalej podejmując przerwany spacer, ale poczułem się nieswojo... w naturze, która osaczała mnie zewsząd i jakby... oglądała mnie7.

Jak zauważył Derrida w swoim słynnym eseju The Animal That Therefore I Am sytuacja, w której zwierzę patrzy na człowieka, jest w literaturze wyjątkowa. To, co zlekceważyła filozofia, pojawia się nieuchronnie w poezji (u Rilkego, czy Baudelaire'a). Dlatego, że zwierzę, które patrzy człowiekowi w twarz, zaznacza swój punkt widzenia i punkt absolutnego innego. Wzrok zwierzęcia odsłania także nasze ludzkie granice - powiada Derrida8. Spotkanie z krową, opisywane przez Gombrowicza, wydaje się nie tylko wyjątkowe. Mamy do czynienia ze zwierzęciem, które patrzy, ale i ogląda człowieka. Między krową a człowiekiem zawiązuje się w tym obopólnym spojrzeniu rodzaj relacji polegający na zniesieniu opozycji ludzkie-nieludzkie - to nas zrównało - z której człowiek wychodzi odmieniony. Nie jest to już wstyd z powodu ludzkiego wyobcowania w naturalnym środowisku - ten wstyd człowieczy wobec zwierzęcia - ale uświadomienie sobie własnej zwierzęcości: stanie się zwierzęciem dziwnym, nawet niedozwolonym. Można powiedzieć, wbrew wielu głosom, że zwierzę, które patrząc na człowieka zaznacza swoją perspektywę, staje się "innym". Innym w tym sensie, że nie potrzebuje komunikować człowiekowi w języku dla niego zrozumiałym, to, co wydaje się być w tej scenie spotkania Gombrowicza z krową najważniejsze, czyli to, że istnieje między nimi pewien splot, jakiś grunt tego, co wspólne i że granica pomiędzy tym, co ludzkie a tym, co zwierzęce jest znacznie bardziej skomplikowana, może nawet przez to, jeszcze bardziej tajemnicza.

Znakomitym nawiązaniem do tego fragmentu Gombrowicza jest praca wideo Dušana Skali pt. Krowa (2005), pokazywana niedawno na wystawie w Zachęcie (Wszystkie stworzenia duże i małe, 19.12.09 - 21.02.10). Film pokazuje krowę, która stoi centralnie na pierwszym planie i patrzy prosto w kamerę. Za nią stoją lub przechadzają się inni członkowie krowiego stada, a z głośników dobiega muczenie. Jednak sytuacja tej jednej, centralnie pokazanej, wręcz wyróżnionej krowy, która nie przestaje wpatrywać się w widza, jest niesamowicie zastanawiająca. Na co on/ona się patrzy, co widzi, czemu się przypatruje? Wszystkie te pytania wskazują na jej/jego podmiotowość, na podmiot czynności patrzenia. To samo zauważa Gombrowicz, gdy mówi, że za sprawą "krowy która mnie zobaczyła", te spojrzenia wydają mi się widzące9. Chodzi o spojrzenia zwierząt i o ich wpływ na człowieka.

Dlatego nie zgadzam się, gdy pisze się, że u Gombrowicza zwierzę to żaden "inny", rozpatrując to w kategoriach komunikacji werbalnej pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem10 albo - niemożnością dialogu z uwagi na brak u zwierząt świadomości11 . Myślę, że powoływanie się na takie kategorie jak ludzka świadomość, samo w sobie jest wykluczające i podtrzymuje nasze relacje ze zwierzętami w układzie antropocentrycznym. Wolę, przede wszystkim ze względu na przeciwdziałanie cierpieniu zwierząt, poszukiwać tego, co wspólne, niejednoznacznie splecione pomiędzy różnymi gatunkami, które żyją ze sobą i napotykają się na siebie nawzajem. Myślę także, że fragment o spotkaniu z krową można potraktować jako rodzaj intuicji, niezwykle rzadkiej w dyskursie humanistycznym, a przepowiadającej dyskurs posthumanistyczny, że człowiek nie jest sam i że są inne istoty, które mają z nim zarówno coś wspólnego, jak i odrębnego. Sam fakt, że zwierzę, takie jak krowa, stało się ważnym tematem na kartach Dziennika Gombrowicza i że oddziałuje ono na pisarza wielokrotnie, pokazuje, iż odniesienie się do innej istoty nie musi polegać na dążeniu do porozumienia się. Sztuka, w tym literatura, od dawna pokazuje, że relacja ta jest o wiele bardziej skomplikowana i nierozwikłana, wciąż otwarta na określenia. Przy czym, warto zauważyć, że Gombrowicz nie operuje wyłącznie przeciwieństwami - natura-kultura, swój-obcy, człowiek-zwierzę - lecz sam zmaga się z możliwością otwarcia na różnicę gatunkową, z samym fenomenem współistnienia z innymi gatunkami, ponieważ wprawiają go one w stropienie, wytrącają z równowagi, którą zapewniał humanizm (agambenowska "maszyna antropologiczna")12. Dlatego opozycje zostają u niego w jakimś sensie przezwyciężone, bo ulegają w refleksji zamieszaniu. Nie wiadomo do końca, gdyż kultura nie jest wystarczającym źródłem orientacji, kto jest swój, a kto obcy.

Problem granicy, która rysuje się pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem, według takich filozofów jak Giorgio Agamben, dotyczy człowieka. To w nim powstaje ta granica, jest przez człowieka konstruowana. Agamben stawia ciekawe pytanie: w jaki sposób człowiek oddzielił się od nie-człowieka, a w jaki zwierzę od człowieka? Jedną z odpowiedzi jest "maszyna antropologiczna", maszyna humanizmu, której geneza sięga tego, że człowiek nie wie, kim jest, staje się, jest mniej lub więcej sobą, dryfującym gdzieś pomiędzy światem ziemskim a niebiańskim, pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem, zawsze "pomiędzy". Maszyna wytwarza pojęcie człowieka poprzez opozycje (człowiek/zwierzę, ludzkie/nie-ludzkie) i funkcjonuje według schematu wykluczenia, bowiem gdy za każdym razem zakłada pojęcie człowieka, odrzuca pojęcie zwierzęcia i tego, co nieludzkie13. Z tego wynika swego rodzaju napięcie, gdy po spotkaniu z krową, po uświadomieniu sobie obecności innych istnień, nieprzebranie licznej, Gombrowicz pyta: Jak zachować się wobec natury? Lecz tłem dla tego pytania stają się rozważania dotyczące własnej, ludzkiej obcości. Nie wiadomo jednak do końca czy tylko w konfrontacji z przyrodą i obcym środowiskiem, czy także z własnym ciałem: czuję, że jestem w tej całej naturze cudzoziemcem, ja, w mojej skórze ludzkiej... obcy. Niepokojąco inny. Twór odmienny14.

Nie jest pewne, czy dla czystej prowokacji, czy z innych przyczyn, Gombrowicz w Dzienniku zaczyna bronić tezy, że człowiek na koniu jest dziwactwem, śmiesznością i obrazą estetyki15 w środowisku, które od dawna hoduje i podporządkowuje sobie te zwierzęta zgodnie ze starą tradycją: Tłumaczyłem, że zwierzę nie rodzi się po to aby dźwigać na sobie inne zwierzę. Człowiek na koniu jest równie dziwaczny, jak szczur na kogucie, kura na wielbłądzie, małpa na krowie, pies na bawole. Człowiek na koniu to skandal, zakłócenie naturalnego porządku, gwałcąca sztuczność, dysonans, brzydota. Powoływali się na dzieła rzeźbiarzy, wielbiące człowieka konnego. Ja roześmiałem się im w nos16. Fragment ten jest o tyle zadziwiający, że sam Gombrowicz wywodzi się z kręgów ziemiaństwa, dla których człowiek na koniu jest z pewnością znanym obrazem z dzieciństwa. Tym ciekawsze, że obraz ten nagle wydaje mu się absurdalny i chce go - może tylko dla zabawy - odrzucić. Argument za tym, że nie chodzi tylko o zabawę czy prowokację wśród znajomych, pojawia się także w Dzienniku, gdy w następnym fragmencie Gombrowicz opowiada, jak dyskusja na temat jeździectwa jest kontynuowana na porannym spacerze w towarzystwie sześćdziesięciu szlachetnie urodzonych klaczy, które na pastwisku zwracało ku nam swoje miękkie, ciepłe oczy17. Wówczas, podkreśla Gombrowicz, tym ostrzej zaatakował jazdę konną, argumentując, że czasy, kiedy koń był pożyteczny i służył wywyższeniu człowieka już dawno się skończyły. Pozostał czysty atawizm, polegający na walce z "rozpaczliwą niezdarnością końską", z chęcią ujarzmiania zwierzęcia dla własnej przyjemności, takiej jak skoki przez przeszkody18. Jaki wpływ miał na niego widok patrzących końskich oczu, dlaczego wspomniał konkretną liczbę zwierząt w stadzie? Przekora może u Gombrowicza skutkować nowym spojrzeniem na kulturowo utrwaloną relację człowieka z koniem, gdzie sprzeciw wobec konkretnych przykładów wykorzystania tego zwierzęcia jest równoznaczny ze sprzeciwem wobec postrzegania zwierzęcia jako maszyny19.

Dochodzimy do najważniejszego, jak sądzę, zagadnienia w kwestii granicy pomiędzy tym, co ludzkie i zwierzęce u Gombrowicza, a mianowicie do wszechogarniającego istnienie wszystkich gatunków fenomenu bólu. Według Derridy, pytanie o ból, jest pierwszym, podstawowym pytaniem, gdy zwierzęta stają się wyzwaniem w naszej refleksji. Takie pytanie pozostawił Bentham, który jako jeden z pierwszych filozofów wskazywał na problem urzeczowienia zwierząt w prawodawstwie. We Wprowadzeniu do zasad moralności i prawodawstwa pisał on, że należy pytać nie o to, czy zwierzęta mogą rozumować ani czy mogą mówić, lecz czy mogą cierpieć20. Jakże istotny jest to kontekst dla zrozumienia, że u Gombrowicza od tego pytania zaczyna się poczucie wspólnoty między gatunkami, że cierpienie jest tą granicą, za którą nie ma już nic, że to ono wyznacza sens współistnienia, kosmiczną egzystencję, mimo braku obietnicy zbawienia dla wszystkich.

Niezwykle przejmująca opowieść pojawia się w zapiskach z 1958 roku, gdy w obronie zaatakowanej maciory, sąsiad postrzelił jednego z ukochanych chartów znajomego Gombrowicza, "Stepa". Udało się go wprawdzie odnaleźć konającego w krzakach i zaczęła się smutna relacja, co zrobić w obliczu agonii zwierzęcia: poszliśmy do stajni - tam leżał pies dyszący i wstrząsany drgawkami. Narada: skrócić mu męczarnie? Męczarnie były przeraźliwe - i był w nich zamknięty, nam niedostępny, na osobności, sam. (...) Wystarczyłoby strzelić. Czy strzelimy? My, cztery istoty ludzkie z "innego świata", wyższego, cztery demony anty-natury, cztery anty-psy. Jedyne co nas łączyło z tym stworzeniem, to zrozumienie bólu - ten smak znaliśmy21. Ta niedostępność w bólu, przeraźliwa samotność umierania psa tak samo dotyczy człowieka, dlatego ta scena jest tak trudna do zniesienia dla uczestników jego agonii. Ból zbliża ich do zwierzęcia i zarazem stawia w sytuacji przymusowej reakcji. Gombrowicz używa tu określenia "demony anty-natury, cztery anty-psy", aby podkreślić, że jedyne, czym dysponujemy w obliczu obcego cierpienia, to możliwość jego złagodzenia, albo radykalnego zniesienia przy pomocy śmierci, choć każdy - z uwagi na własne przekonania czy nawet płeć - odpowiada inaczej. Zatem kobieta, panna Jeanne, "schroni się w płeć", z matczyną czułością będzie oponować zabiciu psa, podobnie jak właściciel psa, niejaki Duś, kochający go "drapieżnie". Odwrotnie opowie się katolik, pan Dębicki i sam narrator, który pod wpływem widoku rozlatanych psich oczu, zakrzyknie: Zabić! Zatrzymać maszynę bólu!22

To nie jedyne miejsce w Dziennikach, w którym ujawnia Gombrowicz straszne rozdarcie człowieka z powodu cierpienia zwierząt. Podobnie jak w sytuacji z konającym psem, nazywa je "ohydą dylematu", "wymiotowaniem człowieczeństwa". Niezwykle osobiście opisuje, gdy raz wylegając się w słońcu, skryty na wydmie, zobaczył żuki, które pracowicie snuły się po tej pustyni w celach niewiadomych23, lecz jeden z nich, pod wpływem wiatru, leżał przewrócony do góry nogami, narażony na słońce, które piekło mu brzuch, co zapewne było wyjątkowo nieprzyjemne zważywszy, że ten brzuch zwykł zawsze pozostawać w cieniu (...) i już omdlewał, po wielu może godzinach, już konał24. Pomaga mu, "olbrzymią" ręką przewraca go na właściwą stronę. Dramat zaczyna się, gdy spostrzega następnego żuka w identycznej sytuacji, którego także paliło słońce: dlaczego tamtego uratowałeś, a tego nie?... Dlaczego tamten... gdy ten?... Uszczęśliwiłeś jednego, drugi ma się męczyć?25. Niestety, za zboczem okazuje się, że poprzewracanych żuków jest znacznie więcej. Zaczyna je ratować, pytając się samego siebie, na którym ma skończyć, który ma być tym pierwszym żukiem nie uratowanym: Dlaczego on akurat, a nie inny? Dlaczego ten jeden musi płacić za to, że ich miliony? Litość moja, kończąca się akurat w tym momencie - nie wiadomo dlaczego akurat na tym robaku, takim samym, jak wszystkie. Jest coś nieznośnego, nie do przełknięcia, w tej nieskończoności nagle skonkretyzowanej - (...) mam wrażenie jak gdybym dysponował tylko moralnością ograniczoną... i fragmentaryczną... i arbitralną... i niesprawiedliwą... moralnością, która jest z natury swojej nie ciągła, ale ziarnista26. Nie wiem, czy można w literaturze polskiej odnaleźć bardziej dramatyczny przykład ludzkiej wrażliwości, gdy człowiek uświadamia sobie, że co z tego, że jest przedstawicielem wyższego gatunku, który dysponuje rozwiniętym systemem moralnym, skoro w obliczu cierpienia obcych, bezbronnych istot, zostaje mu tylko własna bezsilność i niemożność pogodzenia się. Wbrew temu, jak zazwyczaj interpretowano ten fragment, zdaje się, że żuki nie są tu wcale metaforą, ani motywem retorycznym. Są konkretnymi stworzeniami. Pisarz widzi na czym może polegać ich ból - słońce prażące w przyzwyczajony do cienia brzuch. W innym razie, dlaczego tak szczegółowo opisuje ich sytuację, dlaczego wczuwa się w ich los, jakby próbował zrozumieć, co jest przyczyną nadmiernego dyskomfortu? Dlaczego w konfrontacji ze zbiorowiskiem robaków, wchodzi w relację ja - ten, konkretny żuk?

Bliski uchwycenia sedna sprawy, w gęstwinie pytań pozostawionych przez Gombrowicza w historii o żukach, jest Jerzy Jarzębski, uznany badacz autora Dzienników, gdy stara się wyjaśnić zachowanie pisarza ratującego żuki. Powołuje się na normę moralną, która każe człowiekowi, w tym przypadku Gombrowiczowi, ratować wszystkich, którzy potrzebują pomocy. Z uniwersalności normy wypływa jednak dramat, bo wszystkich uratować się nie da, stąd zagubienie człowieka, który "nie wie już, kim naprawdę jest i jaki jest rzeczywisty zakres jego odpowiedzialności za świat"27. Żuki przestają się liczyć - sam Jarzębski nazywa je ironicznie "żuczki", jakby dodatkowo chciał zminimalizować ich rolę, którą odgrywają u Gombrowicza - gdyż najważniejsze w historii o tych bezbronnych owadach jest podkreślenie obcości człowieka a nie złudy - żuczego, realnego bólu. Dla Jarzębskiego żuki są tylko tłem, metaforą komplikacji w ludzkim systemie moralnym, a nie konkretnymi stworzeniami, które cierpią. Trudno się z tym zgodzić. Raz jeszcze podkreślę, że ten wyjątkowy wysiłek, potrzeba pomocy istocie, jakże negatywnie utożsamianej w naszej kulturze, kojarzonej z synonimem znikomości, marności czy nieważności istnienia, jak choćby z Biblii, z Księgi Hioba: "tym więcej człowiek - ten robak, i syn człowieczy - znikomość" (Ks. Hioba 25:6, Biblia Tysiąclecia), czy z przemijaniem ciała: "Gdy człowiek życie zakończy, odziedziczy zgniliznę, bestie i robaki" (Mądrość Syracha (w) 10:11, Biblia Tysiąclecia), jest oznaką zmian, nowej wrażliwości, która szczególnie u Gombrowicza związana jest z uzmysłowieniem sobie konkretnego, istotnego, bo nieusuwalnego z istnienia - bólu, który dotyczy wszystkich stworzeń.

Zdaje się, czytając Gombrowicza dzisiaj, że obok "formy", wyzywającym tematem pozostaje natura. Natura wciąż nieoswojona, choć coraz mocniej obecna w kulturze. Podobnie - tytułowa granica - owo "pomiędzy" człowiekiem a zwierzęciem jest przyczyną zakwestionowania, podważenia tego, co ustalone i znane nie tylko w zwierzęciu na zewnątrz, ale i w sobie samym. Z perspektywy aporii tej granicy, uchylenia jej, pojawia się to, co odmienne, wciąż jeszcze obce w kulturze, to, co dysponuje zdolnością do ekspresji, szczególne w sytuacji wyrażania bólu. Ta odmienność wydarza się tylko pod warunkiem nowego nastawienia, które polega na otwarciu się na inną perspektywę, na zauważeniu innych istot, do których należy przecież nieskończona ilość gatunków zwierząt. Czy to będą krowy, psy, czy żuki, czy może ja sam(a) - wszyscy oni u Gombrowicza splatają się ze sobą w egzystencji.

  1. 1. Por. np. w: Witold Gombrowicz, Ferdydurke, Kraków 1994, s. 191: Natura. Nie chcę natury, dla mnie naturą są ludzie, Miętus, wracajmy, wolę ścisk w kinematografie niż ozon pól. Kto powiedział, że wobec natury człowiek staje się mały? Lub w: Witold Gombrowicz, Dziennik 1957-1961, Kraków 1997, s. 38: Przyznam się - to mnie nudzi. Nie chce mi się o tym myśleć. I nie lubię, prawie nie znoszę - wybierać się myślą poza królestwo ludzkie. Czy dlatego że zbyt olbrzymie są owe królestwa, okrążające nas?.
  2. 2. Witold Gombrowicz, Dziennik 1957-1961, op. cit., s. 36.
  3. 3. Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Kraków 1997, s. 280.
  4. 4.   Witold Gombrowicz, Dziennik 1957-1961, op. cit., s. 37.
  5. 5. Witold Gombrowicz. Bestiarium, wstęp, wybór i ukł. Włodzimierz Bolecki, Kraków 2004, s. 15.
  6. 6. Por. Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, op. cit., s. 166-167.
  7. 7. Witold Gombrowicz, Dziennik 1957-1961, op. cit., s. 34, (moje podkreślenia).
  8. 8. Por. Jacques Derrida, The Animal That Therefore I Am (More to Follow), transl. David Wills, w: Critical Inquiry, Chicago 2002.
  9. 9. Witold Gombrowicz, Dziennik 1957-1961, op. cit., s. 36.
  10. 10. Por. Michał Paweł Markowski, Czarny nurt. Gombrowicz, świat, literatura, Kraków 2004, s. 123.
  11. 11. Por. Włodzimierz Bolecki, wstęp do Bestiarium, op. cit., s. 16.
  12. 12. Por. esej Pawła Mościckiego, Gombrowicz. Zwierzę, w: Gdzie wschodzi Gombrowicz i kędy zapada, Warszawa 2004.
  13. 13. Por. Giorgio Agamben, The Open: Man and Animal, trans. Kevin Attell, Stanford 2004.
  14. 14. Witold Gombrowicz, Dziennik 1957-1961, op. cit., s. 36.
  15. 15. Tamże, s. 34.
  16. 16. Tamże, s. 34-5.
  17. 17. Tamże, s. 35.
  18. 18. Tamże.
  19. 19.  Obraz zwierzęcia jako maszyny, automatu pochodzi m.in. od Kartezjusza - por. Jacques Derrida, The Animal That Therefore I Am, op. cit.
  20. 20. Por. Jeremy Bentham, Wprowadzenie do zasad moralności i prawodawstwa, tłum. Bogdan Nawroczyński, Warszawa 1958.
  21. 21.   Witold Gombrowicz, Dziennik 1957-1961, op. cit., s. 46 (moje podkreślenia).
  22. 22. Por. tamże, s. 46-49.
  23. 23. Tamże, s. 52.
  24. 24. Tamże.
  25. 25. Tamże, s. 53.
  26. 26. Tamże, s. 55.
  27. 27. Zob. Jerzy Jarzębski, Gombrowicz i natura, w: Teksty Drugie, nr 3 (2005), s. 21-22.