Adam Mazur: Instytucja wybiera, artyści także. Wybory.pl w CSW Zamek Ujazdowski. Pomysł jest prosty - jedna z największych galerii organizuje spektakularny przegląd światowych gwiazd polskiej sztuki współczesnej, które choć znane zagranicą pozostają w znacznej mierze anonimowe we własnym kraju...
Łukasz Ronduda: Krytyka instytucjonalna w strategiach polskich artystów współczesnych na przykładzie wystawy "wybory.pl" Artura Zmijewskiego i Pawła Althamera. Na przestrzeni ostatnich pięciu lat mogliśmy zaobserwować w sztuce polskiej wzrost liczby wypowiedzi i strategii artystycznych podejmujących problematykę krytyki instytucjonalnej...
Stach Szabłowski: Na nieznanej drodze ku nieznanym celom. Założeniem projektu "Wybory.pl" jest powtórzenie w przestrzeniach Centrum Sztuki Współczesnej działania "Obszar wspólny, obszar własny" - jednego z podstawowych zadań wykonywanych przez studentów pracowni profesora Grzegorza Kowalskiego z warszawskiej ASP.
Pomysł jest prosty - jedna z największych galerii organizuje spektakularny przegląd światowych gwiazd polskiej sztuki współczesnej, które choć znane zagranicą pozostają w znacznej mierze anonimowe we własnym kraju. "W samym centrum uwagi uczestniczą artyści, którzy w debiutowali po 1989, obecnie zaś należą do najbardziej aktywnych i kreatywnych postaci polskiej sztuki," można przeczytać w materiałach promocyjnych projektu. Do udziału w całorocznym projekcie autorstwa głównego kuratora CSW Jarosława Suchana zostały wytypowane najgorętsze nazwiska (m.in. Althamer, Ołowska, Bąkowski, Sasnal, Kozyra, Uklański, Sztwiertnia, Libera, Żmijewski, Twożywo, Bodzianowski...). Już sama lista artystów, którzy są "w centrum uwagi" była tematem dyskutowanym w kuluarach nie tylko zamkowych. Mówiono o niej na imprezach, wernisażach i spotkaniach towarzyskich. Wraz ze zbliżaniem się magicznego terminu emocje rosły także dzięki plotkom, które krążyły po mieście o tym, co to wytypowani do premierowej prezentacji artyści z Kowalni szykują w Zamku. 4 listopada miała miejsce oficjalna premiera projektu.
Pierwsza z zapowiedzianych ośmiu odsłon "W samym centrum uwagi" to trzy wystawy, "Kara i zbrodnia" Katarzyny Kozyry, "Wybory.pl" kuratorowane przez Artura Żmijewskiego i Pawła Althamera oraz historyczna prezentacja Kowalni czyli legendarnej pracowni Grzegorza Kowalskiego na warszawskiej ASP. O ile wystawa Kozyry i Kowalni mieszczą się w instytucjonalnych ramach prezentacji sztuki współczesnej (projekcje wideo, dokumentacja działań artystycznych), o tyle zdecydowanym wyzwaniem dla publiczności, krytyki i samej instytucji jest projekt "Wybory.pl". Obserwując działania artystów w roli kuratorów oraz zaproszonych przez nich do udziału kolegów ze studiów, przyjaciół, a także wciągniętych w artystyczny wir zwiedzających trudno nie dostrzec, że wystawa testuje granice wytrzymałości instytucji, ma na celu wywołanie konsternacji i wytrącenie z równowagi przywykłego do muzealnej percepcji widza, wprawienie w zakłopotanie eksperta od sztuki mającego tłumaczyć dlaczego Althamer i Żmijewski wielkimi artystami są.
Wytypowani przez instytucję Althamer i Żmijewski w geście solidarności upomnieli się o swoich kolegów, których z różnych względów ominął splendor międzynarodowej kariery, którzy będąc "aktywnymi i kreatywnymi" nie mieli szans załapać się na bycie w centrum uwagi instytucji, krytyki, mediów. Odrzucając propozycję triumfalnej inauguracji rocznego sezonu dwóch artystów konsekwentnie ustawia się w pozycji zmarginalizowanych innych. Duet, który wymógł na Zamku, by ten nadał im uprzywilejowany status kuratorów stawia istotne dziś pytanie nie tylko o źródła kreatywności i formy ekspresji artystycznej, lecz przede wszystkim dotyka palącej kwestii mechanizmów selekcji, a de facto wykluczenia jednych artystów kosztem drugich. Chętnie i żywo prowadzona w latach 90. dyskusja o władzy, kontroli, wykluczeniu i hierarchizacji przeniesiona tym samym zostaje na autonomiczny - jak wydawać by się mogło jeszcze niedawno - teren sztuki. Gęsta atmosfera panująca w trakcie prac nad "wyborami.pl" świadczy o tym, że dialog między artystami a instytucją wcale nie jest łatwy.
Projekt Althamera i Żmijewskiego by wystawić zmarginalizowanych artystów w sposób oczywisty idzie w poprzek planom i oczekiwaniom instytucji, która nie tego od artystów oczekiwała. Niespotykana do tej pory sytuacja mogła mieć miejsce tylko w Zamku Ujazdowskim i tylko w wypadku tych właśnie twórców, których kariery w przeszłości łączyły się bardzo mocno z CSW, ale dawno już ramy tej instytucji przekroczyły. Dziś, gdy Althamer i Żmijewski są gwiazdami, bez których sezon nie miałby racji bytu - mogą z pozycji władzy dyktować warunki instytucji, która chcąc niechcąc jest od tego by je spełniać (włącznie z balonem, którym można było wznieść się nad ziemię w dniu wernisażu). Przyznajmy, jest to zmiana całkowita, nowość w historii sztuki współczesnej w Polsce: w przeciągu dekady artyści z roli zabiegających o wystawy przechodzą na pozycje tych, o których instytucja zabiega (tym samym znajdują się rzeczywiście w samym centrum uwagi). W tym kontekście "wybory.pl" można odbierać jako lekcję pokory dla instytucji. Należy też docenić chęć udziału i pracę artystów, którym wystawy w prowincjonalnej Polsce, z punktu widzenia ich międzynarodowych karier, nie są do niczego potrzebne - to niemal strata czasu i energii.
"Wybory.pl" to projekt agresywny, wynikający z irytacji artystów panującymi w polskim świecie sztuki mechanizmami. Z drugiej strony oczywistym jest fakt, że program każdej instytucji sztuki bazuje na dokonywaniu wyborów, które mogą być zakwestionowane - w tym wypadku przez artystów zaproszonych przez instytucję. Althamer i Żmijewski wyraźnie dają do zrozumienia, że wbrew zaklęciom i mantrom powtarzanym przez spragnioną polskich sukcesów krytykę nie wszystko jest Ok. "W samym centrum uwagi" - czytamy w tekście Jarosława Suchana, "to projekt, którego celem jest ukazanie potencjału polskiej sceny artystycznej: diagnozuje on aktualny stan polskiej sztuki, jak i podpowiada nowe sposoby interpretacji, które mają ułatwić poruszanie się po jej meandrach." W tym kontekście wejście do galerii CSW (koniecznie po schodach i przez okno), pozwala zobaczyć, co o potencjale i meandrach polskiej sceny artystycznej myślą sami zainteresowani.
Problem jaki CSW otrzymało w prezencie od artystów wymaga przepracowania, jest to swego rodzaju wyzwanie podobne do tych, które profesor Kowalski dawał studentom. Zamek nie byłby Zamkiem, gdyby nie podjął rzuconego wyzwania. Bardzo możliwe, że zgodnie z formułą "co cię nie zabije, to cię wzmocni", "Wybory.pl" przysłużą się instytucji i sezonowi. Leży to w interesie samych artystów, by instytucje były coraz silniejszym partnerem do dyskusji. Z pewnością inauguracja sezonu, która określi jego recepcję i dalszy ciąg, była bolesnym dla wielu zaskoczeniem i szokiem. Patrząc z zaledwie kilkudniowej perspektywy na to, co się stało - i nadal dzieje - w zamkowych galeriach już dziś możemy powiedzieć, że ten projekt, w jakkolwiek niespodziewany sposób, wyznacza kolejny punkt zwrotny w historii instytucji, która towarzyszyła wielu artystom od początku ich kariery.
Adam Mazur
"W samym centrum uwagi". Część 1. CSW Warszawa, 3.11.2005 - 18.12.2005 ^^^
Na przestrzeni ostatnich pięciu lat mogliśmy zaobserwować w sztuce polskiej wzrost liczby wypowiedzi i strategii artystycznych podejmujących problematykę krytyki instytucjonalnej. Artyści tacy jak: Anna Niesterowicz, Zbigniew Libera, Oskar Dawicki, Paweł Althamer, Paulina Ołowska, Cezary Bodzianowski, Hubert Czerepok, Azorro, Roman Dziadkiewicz, Wunderteam, Przemyslaw Kwiek wprowadzają w strukturę własnych realizacji artystycznych refleksję dotyczącą mechanizmów i natury funkcjonowania instytucji zajmujących się sztuka współczesną w Polsce. Dawna "zimna wojna" sztuki ze społeczeństwem została zastąpiona szeregiem wewnątrz artystycznych tarć i przesunięć na linii artysta - instytucje, napięć które do tej pory nie były przez twórców formułowane. Wcześniej w latach 90. sztuka krytyczna wywołała na ten temat szereg burzliwych dyskusji, organizowano szereg konferencji o kształcie polityki kulturalnej, o roli kuratora etc., specyficzną "krytyką instytucjonalną" była też galeria Bagatt (w pudełku po butach), prowadzona przez Łukasza Gorczycę; ciągły i bardzo interesujący auto-namysł instytucjonalny prowadzili kuratorzy związani z Fundacją Galerii Foksal (należy tutaj wymienić specyficzną obecność Galerii Foksal w ramach wystawy Szare w kolorze w Zachęcie, projekt Santiago Sierry Historia Galerii Foksal wyłożona bezrobotnemu Ukraińcowi, czy też wystawę Prym w Zielonogórskim BWA). Niemniej jednak wszystkie wymienione działania w przeważającej większości nie stanowiły integralnej części prac artystycznych.
Następuje specyficzny powrót do sztuki lat 70. gdy (na fali tendencji konceptualnych i postkonceptualnych) do wymienionej problematyki w sztuce sięgali m.in.: KwieKulik, Anastazy Wiśniewski, WFF (względem instytucji kinematografii ), tego dotyczyła także instytucjonalna refleksja krytyków związanych z Galerią Foksal. Generalnie jednak krytyka instytucji sztuki współczesnej w Polsce w latach 70. i 80. nie mogła się na serio rozwinąć, bo po prostu "wstyd było kopać leżącego", czyli atakować małe, nieokrzepłe instytucje prowadzone przez garstkę zapaleńców (wyjątkiem potwierdzającym regułę czyli przykładem tego typu krytyki była w latach 70. agresja niektórych odłamów neoawangardy wobec Galerii Foksal, postrzeganą jako jedyną "silną" - obok Muzeum Sztuki w Łodzi - galerię).
Dopiero obecnie, w perspektywie ostatnich kilku lat, możemy zaobserwować narastające zainteresowanie artystów tą problematyką i kierowanie ku niej swoich realizacji artystycznych. To subwersywne zainteresowanie (krytyczne nastawienie względem własnego środowiska życiowego, własnego ekosystemu) jest znakiem pewnych przemian związanych prawdopodobnie z najsilniejszą, w swojej dotychczasowej historii, kondycją świata sztuki współczesnej w Polsce. Świat ten przez cały XX wiek był skazany na egzystencję w alternatywnym obiegu kulturowym, na mozolną budowę własnych autonomicznych instytucji, obrony wciąż zagrożonego dyskursu. Teraz pierwszy raz w swojej historii świat ten jawi się jako w miarę stabilny, dostosowujący swoje struktury, procedury do wymogów Unii Europejskiej, podejmujący nowe spektakularne inwestycje (Muzeum Sztuki Współczesnej, Program Znaki Czasu), chlubiący się pierwszym generacyjnym sukcesem artystów polskich na arenie międzynarodowej: Sasnal, Ołowska, Uklański, Maciejowski, Sosnowska (należy dodać, iż artyści ci mogą wybierać w propozycjach wystaw od instytucji zagranicznych znacznie bardziej prestiżowych niż rodzime CSW czy Zachęta, co z kolei stawia przed tymi instytucjami nowe, nieznane wcześniej, wyzwania) etc..
Skupiona na analizie tego świata współczesna krytyka instytucjonalna zawarta w pracach artystów polskich rozciąga się od jej wersji ironicznej - w wydaniu Azorro - do poważnego, atakującego wiele instytucji i osób personalnie cyklu "Mistrzowie" Libery. Ta praca wydaje się najbardziej przemyślaną i najciekawszą realizacją nowego nurtu. Libera i Azorro, oraz inni artyści krytyki instytucjonalnej w Polsce konstatują w swoich realizacjach, iż - trawestując język Marksa - baza (możliwości finansowe i instytucjonalne zwłaszcza w sferze instytucji publicznych) wyprzedziła w rozwoju ich nadbudowę (kompetencja, świadomość i profesjonalizm pracowników tych instytucji). Nastąpił moment koniecznego przemyślenia "świata sztuki" w Polsce, jego tożsamości, narracji, fundamentów, mechanizmów działania, historii, różnego rodzaju relacji (instytucja - kurator - artysta - społeczeństwo. Artyści tego nurtu podejmują namysł nad tym, co determinuje wartość dzieła sztuki lub strategii artystycznej, nad różnymi uwarunkowaniami współczesnej produkcji artystycznej, pozostającej w ciągłej relacji zależności od kontekstu w którym powstaje. Kontekstu stanowiącego o wartości dzieła, będącej następstwem wzajemnego oddziaływania różnego rodzaju sił: marketingu, prestiżu instytucji wystawiającej dzieło, galerii reprezentującej artystę, mody, promocji, źródeł finansowania czy wreszcie krytyki artystycznej.
Ciekawym przykładem omawianych powyżej procesów jest wystawa "Wybory.pl" artystów-kuratorów: Artura Żmijewskiego i Pawła Althamera. Stanowi ona swoiste rozwinięcie wcześniejszych "krytyczno-instytucjonalnych" realizacji Pawła Althamera takich jak np. zdemolowanie galerii Neugerriemschneider, szereg akcji z pracownikami instytucji sztuki (z pilnującymi, szatniarzami), przeznaczenie jednej z sal Galerii Zachęta podczas swojej indywidualnej wystawy na kreatywność i ekspresję odbiorców. Oprócz kształtu samej wystawy "wybory.pl", wyraźnym odblaskiem powyższej strategii Althamera było wynajęcie balonu mającego umożliwić wzniesienie się nad ziemię pracownikom ochrony galerii CSW. Z kolei Artur Żmijewski zaangażował się w przedsięwzięcie "wybory.pl" w wyniku zrezygnowania przez niego z propozycji indywidualnej wystawy w ramach sezonu "W samym centrum uwagi". Artysta pragnął w ten sposób zamanifestować swój sprzeciw wobec jak twierdził "niskiej jakości debaty" wokół jego ostatniej pracy "Powtórzenie", jaką opublikował internetowy magazyn "Obieg" wydawany przez CSW. Niemniej należy jednak dodać, iż artysta bardzo poważnie traktował swoją pracę przy "wyborach".pl.
W "wyborach.pl" dwóch wybitnych polskich artystów - którzy po wielu latach współpracy z instytucjami sztuki zdobyli dość wysoką pozycję na międzynarodowej scenie sztuki - postanowiło cofnąć się w czasie do rzeczywistości pracowni, do stanu pierwotnego nieokreślenia i otwartości na definicję, do stanu jeszcze sprzed filtracji jakiej poddają artystę i jego propozycje instytucje sztuki, do czasu sprzed procesu negocjowania wartości artysty i jego dzieła. Dlatego Żmijewski i Althamer podjęli próbę rekreacji wspólnoty jaka powstała w pracowni Kowalskiego na początku lat 90. Zapragnęli cofnąć się do czasu sprzed włączenia się w obieg instytucjonalny, rozbijający bliską im społeczność studencką i czyniącego z jednych jej członków artystów, a z innych nie (W pewnym sensie "wybory.pl" stanowią kontynuację wcześniejszych realizacji Żmijewskiego opartych również na powtórzeniu jakiejś konkretnej sytuacji historycznej).
Łukasz Ronduda ^^^
Założeniem projektu "Wybory.pl" jest powtórzenie w przestrzeniach Centrum Sztuki Współczesnej działania "Obszar wspólny, obszar własny" - jednego z podstawowych zadań wykonywanych przez studentów pracowni profesora Grzegorza Kowalskiego z warszawskiej ASP. Za tym niewinnym wyjaśnieniem kryje się zdarzenie o bardzo szczególnym charakterze: przedsięwzięcie, w którego założenia wpisane jest łamanie tradycyjnych zasad i konwencji obowiązujących w sztuce, działanie, w którym na każdym kroku kwestionowane są takie pojęcia jak dzieło, autor i - zwłaszcza - wystawa. "Wybory.pl" są eksperymentem - jego wyniki są nieprzewidywalne, a nawet obciążone pewnego rodzaju ryzykiem. W otwarcie na, to co nieprzewidziane wpisane jest wystawienie na próbę oczekiwań uczestniczących w projekcie artystów, ale także publiczności oraz prezentującej Wybory.pl instytucji.
Pracownia profesora Grzegorza Kowalskiego, popularnie zwana Kowalnią, zajmuje w polskiej sztuce najnowszej szczególną pozycję - jest współczesnym artystycznym mitem. Kowalnia postrzegana jest jako "kuźnia" niepokornych artystów i radykalnych postaw, miejsce, w którym prowadzony jest trening artystycznej herezji, może nawet swego rodzaju artystycznego szamanizmu, zaś przedmiotem procesu pedagogicznego są nie tyle umiejętności profesjonalne, ile rozbudzanie i wyostrzanie świadomości, a także szkolenie odwagi do działania poza bezpiecznymi, skodyfikowanymi formami i językami artystycznymi.
Mit Kowalni potwierdzany jest przez pozycję wywodzących się z tej pracowni artystów. Katarzyna Kozyra, Paweł Althamer, Artur Żmijewski to obecnie znaczące postaci międzynarodowej sceny sztuki. Tym bardziej nie da się mówić o dniu dzisiejszym i najnowszej historii sztuki polskiej, ignorując wymienioną trójkę, ale także innych absolwentów Kowalni: Małgorzatę Niedzielko, Romana Stańczaka, Jacka Malinowskiego, Jacka Markiewicza, Mariusza Maciejewskiego, Annę Niesterowicz, Annę Konik, Monikę "Mamzetę" Zielińską, Katarzynę Górną. Lista nie jest oczywiście pełna. Wpływ ludzi, którzy przeszli przez pracownię prof. Kowalskiego jest tym większy, że właśnie absolwenci Kowalni należeli do głównych bohaterów toczącej się w latach 90. debaty nad redefinicją roli artysty, granicami sztuki, a zwłaszcza nad zakresem wolności twórczej - i nad przestrzenią wolności w publicznym dyskursie w ogóle. Jak pamiętamy debata ta miewała - i wciąż miewa - bardzo wysoką temperaturę. Wpisujące w ducha Kowalni bezkompromisowe postawy, skłonność do formalnej, estetycznej, a jeszcze w większym stopniu moralnej transgresji, a także radykalne podejście do tak politycznie, obyczajowo i egzystencjalnie "gorących" tematów, jak relacje ciała, władzy i religii, tożsamość seksualna, napięcie między fizjologicznym, a społecznym i metafizycznym wymiarem człowieczeństwa, czy tzw. problem Innego - to wszystko nieuchronnie generowało kontrowersje, stawiając wielu adeptów Pracowni "na linii ognia". Niech burzliwa, chwilami histeryczna, obficie okraszona pochopnymi sądami i ocenami dyskusja nad dyplomem Katarzyny Kozyry "Piramida zwierząt" posłuży tu tylko jako przykład. Ten i podobne spory wykroczyły daleko poza świat sztuki i nie pozostały bez wpływu na obecne wyobrażenie polskiego społeczeństwa na temat obszaru artystycznej swobody. Zaryzykowałbym twierdzenie, że obszar ten, miedzy innymi za sprawą odwagi artystów Kowalni, został w niewielkim stopniu i w wielkich bólach, ale jednak poszerzony.
Działalność osób wywodzących się z pracowni profesora Kowalskiego wyrasta więc na jeden z najważniejszych fenomenów polskiej sztuki ostatnich kilkunastu lat - zjawisko tym wyraźniejsze, że choć absolwenci Kowalni wybierają po studiach indywidualne ścieżki i nie tworzą żadnej formalnej grupy, to jednak jawią się jako konstelacja artystów posiadających wspólne korzenie i podobnie myślących o sztuce. Co więcej, więzi i współpraca między wieloma (choć nie między wszystkimi) artystami z pracowni Kowalskiego nie skończyły się bynajmniej wraz z wyjściem z tejże pracowni i ukończeniem studiów. Jako przykład tych "podyplomowych" związków można wskazać bliską współpracę Pawła Althamera i Artura Żmijewskiego, czy organizowane przez tego ostatniego wystawy zbiorowe, na których spotykali się głównie byli i aktualni studenci Pracowni (by wspomnieć "Transhumację", cykl "Parteitag", "Ja i AIDS" "Sexxx"). Przez pewien czas Kowalnia miała też swoje zaplecze teoretyczne w postaci redagowanego przez Żmijewskiego pisma Czereja.
Jeżeli Pracownia funkcjonuje jako swego rodzaju mit współczesnej sztuki polskiej, jeden z tych szczególnych momentów w artystycznej czasoprzestrzeni, w których kumulują się indywidualności i płodne idee, by eksplodować znaczącym zjawiskiem, to ćwiczenie "Obszar wspólny, obszar własny" będzie mitem wewnątrz mitu. Działanie to należy do fundamentów programu edukacyjnego w Pracowni, a jego znaczenie podkreślał wielokrotnie sam profesor Kowalski (miedzy innymi w tekście "Uczyć sztuki czy kształcić artystów - kilka spostrzeżeń szarlatana" a także w opublikowanym na łamach "Magazynu Sztuki" wywiadzie, którego wraz z Romanem Woźniakiem udzielił Magdzie Kardasz). "Obszar wspólny, obszar własny" można potraktować jako jeden z kluczy do odczytania "ducha", i edukacyjnego projektu Kowalni.
Szczegółowo o charakterze i historii "Obszaru wspólnego..." pisze w niniejszym katalogu Ewa Witkowska. Tu chciałbym skupić się nie na analizie samego zadania, lecz na znaczeniu jego przeniesienia w przestrzeń wystawienniczą instytucji - bo właśnie na tym geście zbudowany jest projekt "Wybory.pl"
Przygotowując w Centrum Sztuki Współczesnej projekt "W centrum uwagi" (próbę uchwycenia najważniejszych zjawisk w dzisiejszej sztuce polskiej za pomocą trwającego rok cyklu wystaw indywidualnych wybranych artystów), zwróciliśmy się z propozycją jednoczesnego zrealizowania projektów do Katarzyny Kozyry, Artura Żmijewskiego i Pawła Althamera. Propozycja ta wynikała oczywiście ze skonstatowania doniosłości indywidualnych dokonań wymienionych twórców, ale miała również wymiar podkreślenia znaczenia fenomenu Pracowni prof. Kowalskiego, z której wywodzi się cała trojka. Wyrazem tej intencji było także zaproszenie samego profesora Grzegorza Kowalskiego do udostępnienia (ujawnienia) w CSW wybranych dokumentacji prowadzonych w Pracowni działań.
Artur Żmijewski i Paweł Althamer zareagowali na tę propozycję tak jak można się było spodziewać po znanych ze skłonności do transgresji artystach Kowalni - czyli właśnie przekroczeniem wyjściowych, stworzonych przez instytucję złożeń projektu. Zamiast egzemplifikacji fenomenu Pracowni poprzez swoje wystawy indywidualne, zdecydowali się uobecnić ów fenomen w galeriach Zamku Ujazdowskiego poprzez działanie zbiorowe, do którego zaprosili koleżanki i kolegów, z którymi przed kilkunastu laty studiowali w Kowalni. Projekt zatytułowany został "Wybory.pl".
Jednym z wymiarów "Wyborów.pl" jest wydarzenie przypominające zjazd absolwentów - ponowne spotkanie ludzi, którzy na pierwszej połowie lat 90. studiowali razem w Pracowni Grzegorza Kowalskiego. Althamer i Żmijewski zaproponowali koleżankom i kolegom, by po upływie niemal dekady od skończenia studiów, powtórzyć w Zamku Ujazdowskim studenckie zadanie "Obszar wspólny, obszar własny". W grę wchodziło ponad 20 osób. Niektórych nie udało się odnaleźć, inni nie mogli wziąć udziału w projekcie, lub wyrazili brak zainteresowania powrotem do uprawianej w Kowalni formuły. Większość podjęła wyzwanie. CSW oddało do dyspozycji uczestników kilka sal wystawowych i pomoc techniczną. We wrześniu 2005 w galeriach odbyły się pierwsze spotkania i doszło do pierwszych działań artystycznych, będących początkiem eksperymentalnego procesu twórczego.
Zgodnie z założeniami ćwiczenia "Obszar wspólny..." punktem wyjścia jest indywidualna wypowiedź plastyczna każdego z uczestników (obszar własny). Potem następuje proces, który porównać można do wizualnego jam sassion. Uczestnicy reagują wzajemnie na swoje artystyczne wypowiedzi kolejnymi gestami, działaniami i interwencjami plastycznymi; ważną rolę odgrywa intuicja i improwizacja. Reguły i granice artystycznych dyscyplin zostają tu zawieszone: odpowiedzią na wymalowany na ścianie prowokacyjny tekst może być rytualny performance, którego ślady pozostaną w galerii, formy rzeźbiarskie spotykają się z angażującymi widzów zdarzeniami jak lot balonem nad Zamkiem Ujazdowskim, czy prowizoryczne schody pozwalające wejść do galerii przez okno na wysokości pierwszego piętra. Spontaniczne gesty malarskie wykonane przez wciągnięte do projektu dzieci sąsiadują z założoną w salach wystawowych plantacją żywych roślin, i z magicznym kręgiem utworzonym przez metalowe robotnicze szafki, w których uczestnicy trzymają swoje robocze stroje i narzędzia. Wizualne wypowiedzi nawarstwiają się i nakładają w przestrzeni galerii, stając się świadectwem pozawerbalnej dysputy i zbiorowego doświadczenia.
Praktyki pedagogiczne profesora Kowalskiego uważane są za alternatywne wobec tradycyjnego modelu edukacji artystycznej. W miejsce rozwijania warsztatu mamy tu rozwijanie świadomości, zamiast skodyfikowanego języka artystycznego, jest sytuacja otwarta, w której język konstytuowany jest wciąż do nowa; zaś ciężar zainteresowania przesunięty jest z "dzieła sztuki" na sam proces twórczy i doświadczenie (zarówno indywidualne jak i zbiorowe). Sztuka pojmowana jest więc nie jako praktyka wytwarzania artefaktów, lecz proces konstruowania sytuacji poznawczych, których uczestnikami są zarówno odbiorcy jak i artyści - zgodnie z koncepcjami nauczyciela profesora Kowalskiego, Oskara Hansena, którego teoria Formy Otwartej zakładała partnerstwo artysty i odbiorcy w kreowaniu "sztuki zdarzeń".
Model myślenia o sztuce proponowany studentom przez profesora Kowalskiego, przy wszystkich swoich powabach, obarczony jest wysokim ryzykiem. Wykraczamy tu poza obszar sprawdzonych i pewnych formuł, wychodzimy poza język, w nadziei (ale bez pewności) stworzenia go na nowo, opuszczamy przestrzeń sprecyzowanych reguł artystycznej gry. Wstępujemy na "nieznaną drogę ku nieznanym celom", jak określił charakter poszukiwań w Pracowni sam profesor Kowalski.
W hermetycznej retorcie Pracowni "Obszar wspólny, obszar własny" mógł być pedagogiczną herezją. Przeniesiony do instytucji wystawienniczej staje się czymś więcej - jest wyzwaniem dla samej zasady działania instytucji, projektem który niemal ową instytucję rozsadza. Z tego rodzaju intrygującą i eksperymentalną sytuacją mamy do czynienia w przypadku "Wyborów.pl".
Z natury instytucji artystycznej, jaką jest CSW, wynika imperatyw kontroli, pragnienie uzyskiwania z jasno określonych założeń możliwych do przewidzenia rezultatów - a więc na przykład zrealizowanej przez konkretnych autorów wystawy, która składać się będzie z określonej liczby elementów (dzieł sztuki), mieszcząc się jednocześnie w ustalonych kategoriach, terminach i budżetach.
Instytucja jest nastawiona na wymierny efekt - tymczasem "Wybory.pl" przynoszą proces, który wymyka się obiektywnym kryteriom oceny. Jego wyniki i przebieg od początku były nieznane i takie pozostaną również po oficjalnym otwarciu "Wyborów.pl". Dzień wernisażu nie jest bowiem cezurą, po której proces twórczy zostanie spetryfikowany w ekspozycję. Przeciwnie, po oficjalnym otwarciu, działania będą kontynuowane. Może to zaowocować w pewnym momencie ogromnym zagęszczeniem i nawarstwieniem się znaków artystycznej aktywności w galeriach, ale równie dobrze może skończyć się pozostawieniem pustych sal wystawowych, jeżeli z wewnętrznej logiki toczącego się procesu wyniknęłaby potrzeba usunięcia śladów wszystkiego, co do tej pory się zdarzyło.
"Wybory.pl" nie są więc wystawą w klasycznym tego słowa znaczeniu. Równie problematyczna z punktu widzenia instytucji jest kwestia autorstwa tego zdarzenia. Instytucje artystyczne eksponują najchętniej prace profesjonalnych i - jeszcze chętniej - "sławnych" artystów. Z drugiej strony wybierając autorów dokonują aktu nominacji - kto wystawia w galerii, ten zostaje automatycznie wprowadzony w obieg sztuki; instytucja potwierdza status artysty. Tymczasem wśród absolwentów Kowalni wiele jest osób, które na co dzień znajdują się poza polem zainteresowania instytucji wystawienniczych. Są wśród nich ludzie uważani za profesjonalnych artystów (niektórzy cieszą się w tej dziedzinie opinią postaci wybitnych), inni odeszli jednak po studiach od zajmowania się sztuką - oczywiście jeżeli przez uprawianie sztuki rozumiemy funkcjonowanie w obiegu artystycznym i bycie postrzeganym przez społeczeństwo jako "zawodowy" artysta. W "Wyborach.pl" wszyscy spotykają się na równych prawach. Sam tytuł projektu odnosi się do decyzji artystycznych dokonywanych w ramach powtórzenia "Obszaru wspólnego..." - zadanie to polega przede wszystkim na nieustannym dokonywaniu wyborów w kontekście i w reakcji na wybory i decyzje innych. Jednocześnie hasło "Wybory.pl" komentuje sytuację "spotkania po latach" - jest pytaniem o życiowe wybory ludzi, którzy kilkanaście lat temu współuczestniczyli w doświadczeniu Pracowni, a następnie podążyli różnymi drogami; to pytanie o sekwencję decyzji w wyniku których ktoś stał się autorem filmów dokumentalnych, ktoś inny rzeźbiarzem, pracownikiem agencji reklamowej, rolnikiem czy emigrantem.
Problem autorstwa komplikuje dodatkowo włączenie w proces twórczy rozmaitych osób i całych grup "z zewnątrz". W toku rozwoju "Wybrów.pl" uczestnicy zapraszali do współpracy przedszkolaki, gimnazjalistki, niepełnosprawnych, z którymi w ognisku plastycznym pracują Paweł Althamer i Artur Żmijewski, czy wciągnięte przez Jacka Markiewicza w akcję artystyczną prostytutki.
W wypadku niektórych uczestników działania w modelu wyznaczonym przez "Obszar wspólny..." organicznie wpisują się w ich obecną praktykę artystyczną. Najlepszym przykładem są sami pomysłodawcy przedsięwzięcia, Artur Żmijewski i Paweł Althamer. Kwestionowanie pojęcia poddającego się muzeifikacji dzieła sztuki oraz uprzywilejowanej pozycji artysty-autora, wprowadzenie w obszar sztuki żywego doświadczenia w miejsce artefaktu, zapraszanie do współuczestnictwa w procesie twórczym innych, budowanie otwartych sytuacji, których rozwój podpowiada nie aprioryczny zamysł twórcy lecz bieg wydarzeń i suma intuicji oraz zachowań jego uczestników - to wszystko elementy, z których zbudowana jest działalność obydwu wspomnianych artystów. Na drugim biegunie znaleźli się ci uczestnicy, którzy na czas Wyborów.pl zawiesili swoje aktualne praktyki (np. warsztatową rzeźbę, lub pracę zawodową "poza sztuką") i warunkowo powrócili do eksperymentalnego sposobu pracy wyznaczonego przez edukacyjny projekt Kowalni.
Zamiast wystawy "słynnych artystów" mamy więc permanentny i nieprzewidywalny proces, sytuację, która zostanie do końca otwarta - a w dodatku współtworzona jest w dużej części przez osoby pozostające poza oficjalnym systemem artystycznym.
Jeżeli tak skonstruowane wydarzenie wystawia na próbę instytucjonalne mechanizmy "produkowania" projektów artystycznych, to tym bardziej jest wyzwaniem wobec oczekiwań widzów. Dążenie instytucji do form skończonych i zamkniętych, muzeifikacji artystycznych gestów i petryfikacji doświadczeń w dzieła sztuki odbija się bowiem jak w lustrze w przyzwyczajeniach i nawykach percepcyjnych publiczności.
Tymczasem na "Wyborach.pl" nie ma wystawy, której artystyczną wartość gwarantowałby i potwierdzał biurokratyczny autorytet instytucji oraz niekwestionowana pozycja autorów. Mamy sytuację, z którą każdy musi zmierzyć się na własną rękę, bez gwarancji i zabezpieczeń w postaci hierarchii i obiektywnych kryteriów oceny. Te ostatnie zawarte są w samym wydarzeniu - i niezależnie od tego kiedy przyjdziemy oglądać "Wybory.pl", możemy mieć pewność, że nie jesteśmy odbiorcami gotowej propozycji, lecz świadkami trwającego procesu. Spotkamy tu konstelację nakładających się na siebie plastycznych gestów, obiektów, śladów performance, wypowiedzianych językiem wizualnym zdań zbiorowej, dyskursywnej narracji. W galerii sztuki jesteśmy nastawieni na kontemplację, ale tym razem skuteczniejszym, a być może jednym możliwym sposobem odbioru może okazać się współuczestnictwo. Czytanie zależności i energii powstających pomiędzy poszczególnymi elementami "Wyborow.pl" ułatwia filmowa i fotograficzna dokumentacja realizowana systematycznie od początku działań przez Artura Żmijewskiego. Jeszcze bardziej pomocna będzie jednak intuicja, zawieszenie własnych oczekiwań oraz apriorycznych sądów, możliwe największe otwarcie na subiektywizm innych oraz na nieprzewidziany bieg wydarzeń - "nieznaną drogę ku nieznanym celom", która jest być może najtrudniejszą ale i najciekawszą ścieżką jaką pójść można w sztuce.
Stach Szabłowski ^^^