Podczas tegorocznego festiwalu filmowego Nowe Horyzonty w Cieszynie Galeria Raster zorganizowała specjalny pokaz filmu "Karol - człowiek, który został papieżem" przedstawiającego historię życia i działalności Karola Wojtyły. W filmie tym członkowie supergrupy Azorro (Łukasz Skąpski, Igor Krenz, Wojciech Niedzielko, Oskar Dawicki) zatrudnili się jako statyści i zagrali szereg drobnych, anonimowych ról w scenach zbiorowych (m.in. wysiedlanych żydów z getta, polskich księży, profesorów uniwersytetu Jagiellońskiego, hitlerowców). Mimo, iż w skończonym filmie artystów prawie nie widać, to największym osiągnięciem Azorro staje się zmiana perspektywy w patrzeniu na ten film, percypując go jako ich dzieło, uruchamiamy całe zaplecze konceptualne, z którego korzystamy zazwyczaj w kontakcie z dziełem sztuki współczesnej. Azorro udało się wykreować ciekawą sytuację, w której film "Karol..." staje się "rzeczą wspólną", dziełem które znajduje się zarówno w orbicie zainteresowań "ludzi sztuki" jak i zwyczajnych ludzi wierzących, dla których ten film został pierwotnie wyprodukowany. Ostatnio, tego typu sytuacja, zaistniała w polskiej sztuce współczesnej w kontekście jeszcze przynajmniej dwóch prac: "Pielgrzymki" Artura Żmijewskiego i "Papieża" Piotra Uklańskiego. Prace te podobnie jak dzieło Azorro, z jednej strony rygorystycznie realizują strategię artystyczną (raczej nie mającą nic wspólnego z religią) danego twórcy, z drugiej (oczywiście mimochodem) mogłyby spokojnie zostać zaakceptowane przez społeczność katolicką jako realizacje "wspomagające" wiarę (Papież Uklańskiego stał się wręcz czymś w rodzaju "fetysza" religijnego po śmierci Jana Pawła II).
Tego typu paradoksalne zbliżenie perspektywy sztuki współczesnej (o raczej krytycznej proweniencji) z "domeną ewangelii" zastanawia; niemniej jednak zdaje się być odblaskiem w polu sztuki pewnego trendu współczesnej filozofii krytycznej np. w wydaniu Antonio Negriego i Michaela Hardta. Prace tych ateistycznych filozofów ("Empire"; "Multitude"; "Time for rewolution") wywarły bardzo duży wpływ na współczesną refleksję o kulturze, społeczeństwie i sztuce a powstały w dużej mierze z namysłu nad "językiem ewangelii". Z próby przyjrzenia się temu językowi, głównie pojęciom takim jak miłość, które jako jedyne mogą skutecznie przeciwstawiać się językowi kapitalistycznej wymiany coś za coś, instrumentalizacji stosunków międzyludzkich, alienacji, urzeczowienia. Negri i Hardt fascynują się chrześcijańskim rozumieniem miłości jako siły rozwijającej się pomiędzy ludźmi i "tworzącej ład i harmonię" społeczną. Tego typu kolektywny i wspólnototwórczy wymiar miłości szczególnie interesuje Negriego, który współcześnie chce oczyścić koncept miłości z sentymentalnych klisz, nie ograniczać go tylko do świata dwójki kochających się ludzi i zastanowić się jak mogłaby ona zostać zastosowana "w szerszej skali społecznej", w budowie współczesnej "antyglobalistycznej" wspólnoty. Negri twierdzi, iż dziś właśnie potrzebujemy tego typu politycznej konceptualizacji miłości, która uświadamia nam moc i radość wspólnego bycia razem", która pomaga nam tworzyć nowe formy życia społecznego i politycznego ("Miłość jest pragnieniem wspólnoty"). Należy jednak zaznaczyć, iż Negri jest ateistą i w jego "ekumenicznym" zainteresowaniu religią chrześcijańską dominuje odrzucenie całego jej wymiaru transcendentalnego, filozof ten pozostaje zainteresowany wyłącznie "metafizyką", która rozwija się w społecznych, międzyludzkich relacjach komunikacyjnych, które są oparte na miłości a nie przemocy (Negri odrzuca konieczność istnienia Boga jako pośrednika w opartej na miłości komunikacji pomiędzy ludźmi). Ta druga jakość jest związana z dominacją współczesnego kapitalizmu, określanego przez Negriego jako Imperium (Empire), o zasięgu globalnym, złożonego z szeregu usieciowionych i związanych ekonomicznie komponentów (państw, firm, różnego typu organizacji etc.). Przeciwstawić się mu może jedynie Wielość (Multitude), mająca podobną usieciowioną i hybrydyczną strukturę, na którą składają się najróżniejsze kooperujące ze sobą grupy protestu (rozciągające się od antyglobalistów do państw narodowych broniących swej odrębności) przeciwko redukującemu wszystko do ekonomii językowi globalizacji. Według Negriego i Hardta spoiwem Multitude musi być miłość, tylko ona daje szansę na stworzenie języka wspólnotowego (będącego ponad jakimkolwiek ideologicznym czy narodowym partykularyzmem), który może się stać fundamentem globalnej demokracji. Bowiem tylko globalna demokracja (angażująca Multitude) może kontrolować i w rezultacie "przemienić" eksploatacyjną naturę globalnego kapitalizmu.
Nie ukrywam, iż teoria Negriego i Hardta pozwoliła mi przeżyć w Cieszyńskim kinie projekcję filmu "Karol". Film jest przepełniony schematycznymi dialogami, sztampowymi rozwiązaniami fabularnymi, kiepskim aktorstwem. Byłby absolutnie niemożliwy do obejrzenia gdyby nie fakt swoistego zawłaszczenia tego dzieła przez Azorro, umożliwiający wspomnianą na wstępie zmianę perspektywy (i co za tym idzie inne interpretowanie padających w tym filmie sformułowań dotyczących miłości, braterstwa, przebaczenia). W rezultacie miałem nawet dość dużą przyjemność z tego inspirowanego Negrim i umożliwionego przez Azorro "namysłu nad chrześcijaństwem". Ale skoro ja mogę iść na film o papieżu i dzięki Azorro czerpać z niego przyjemność to prawdopodobnie nie różni się to niczym szczególnym od postawy jakiejś osoby wierzącej składającej kwiaty pod podobizną papieża autorstwa Uklańskiego. W jednym i drugim przypadku dochodzi do amputacji pierwotnego kontekstu, w którym dzieło powstało i funkcjonowało i do zawłaszczenia dzieła w zupełnie inną perspektywę interpretacyjną. Mimo iż wymienieni artyści (Azorro, Żmijewski, Uklański) są jaknajdalsi od przekazywania jakichś religijnych treści w swoich pracach (są one wręcz jak w przypadku "Pielgrzymki" antyreligijne) to w jakiś sposób odnoszą się do świata religii, czegoś tam szukają. W rezultacie pojawia się specyficzna "ekumeniczna" perspektywa w patrzeniu na te prace, godząca gusty zarówno ludzi wierzących (nie wnikających w rzeczywisty kontekst artystyczny tych prac) oraz artystów i ludzi sztuki. Zastanawia mnie czy, po amputacji kontekstu i zmianie perspektywy w patrzeniu na dane dzieło (z czym mamy już do czynienia zarówno w pracy Azzorro z filmem Karol jak i w przypadku "zawłaszczenia" papieża Uklańskiego przez społeczność katolicką), wymienione prace mogły by stanowić coś w rodzaju współczesnej odmiany sztuki przykościelnej. Myślę, że w tej formie można by te prace z powodzeniem wystawić w jednej z przykościelnych galerii.