Hojskole. Duński system alternatywnej edukacji

: Function ereg() is deprecated in /includes/file.inc on line 649.

Edukacja plastyczna nie powinna ograniczać się tylko do edukowania zawodowych artystów; należałoby dokształcić także odbiorcę sztuki. W Polsce rzadko dostrzega się taką potrzebę i właściwie nie istnieje u nas skuteczny system propagowania sztuki wśród szerszych kręgów społecznych. Za to swój sposób mają Duńczycy. Przyjrzyjmy się więc jednemu z typów duńskiej szkoły plastycznej, tzw. Ludowej Szkole Wyższej (dalej: LSW), a konkretnie, choć nie tylko, szkole w Aakirkeby na Bornholmie.

Szkoła w Aakirkeby na Bornholmie (skan pocztówki wydanej przez szkołę)
Szkoła w Aakirkeby na Bornholmie (skan pocztówki wydanej przez szkołę)

Duńskie LSW można porównać z polskimi uniwersytetami ludowymi. Lokują się poza uniwersyteckim systemem nauczania i nie dają formalnego wykształcenia. Pobyt w takiej szkole trwa zwykle jeden lub dwa semestry. Nie wszystkie LSW - chociaż wiele z nich - to szkoły plastyczne; są też muzyczne, teologiczne, sportowe, teatralne. Ludowa szkoła plastyczna w marginalnym stopniu jest elementem profesjonalnego kształcenia czy dokształcania artystów, ale przede wszystkim propaguje sztukę wśród odbiorców masowych. Uczy się tu kilka grup studentów: młodzi ludzie, którzy zamierzają się przygotować na studia plastyczne lub poszukują czegoś w życiu i chcą popróbować możliwości, tutaj niezobowiązująco dostają przedsmak różnych dziedzin artystycznych. Osoby, zwykle kobiety w średnim wieku, które lubią hobbystycznie zajmować się rękodziełem lub chcą po prostu odpocząć (skandynawski system ubezpieczeń zna typ rocznego urlopu wypoczynkowego albo zdrowotnego). Chorzy cierpiący na jakieś dolegliwości fizyczne lub psychiczne mogą przebywać tu w ramach terapii. Profesjonalni plastycy - żeby się czegoś douczyć lub zrealizować dany projekt.

Szkoła  w Aakirkeby na Bornholmie. Fot. www.drostrup.dk
Szkoła w Aakirkeby na Bornholmie. Fot. www.drostrup.dk

W ostatniej dekadzie XX wieku szkoła prowadziła też tzw. Balic Programm, w ramach którego duński rząd co roku fundował kilkanaście stypendiów dla studentów z bałtyckich krajów "Nowej Europy" - Polski, Litwy, Łotwy i Estonii, a przy okazji także z Rosji. Od zamknięcia tego programu szkoła zaczęła prowadzić program dla Eskimosów (przypomnijmy, że Grenlandia jest kolonią Danii). Do szkoły może przyjść każdy, kto skończył osiemnaście lat, nie ma żadnej selekcji.

Ojcem LSW jest Nikolaj Frederik Severin Grundtvig (pastor, zm. w 1872 r.), a pierwsze placówki zaczęły powstawać w połowie XIX w. Był to model wiejskiej szkoły dla rolników, choć dającej ogólne wykształcenie. Generalnie rzecz ujmując, nie chodziło o to, żeby niektórym jednostkom umożliwić awans społeczny, ale by podnieść poziom intelektualny i świadomość całej grupy społecznej - zaktywizować ją i w ten sposób polepszyć jej byt. Dzięki temu młodzi mieszkańcy wsi, a jednocześnie "absolwenci" danej szkoły ludowej nie emigrowali do miast, lecz sprawniej zajmowali się rolą, handlem. W tamtych czasach w LSW uczono w przedmiotów ogólnych i sportu.

Ze zmianami kulturowymi przekształciły się też szkoły ludowe. Dzisiaj za swój cel uznają ogólny rozwój, poszerzanie horyzontów, podniesienie jakości życia i wdrażanie umiejętności społecznych; nauczanie sztuki jest tu drogą do celu. W tym systemie edukacyjnym nie ma egzaminów, tak wstępnych, jak i końcowych, nie ma stopni ani odgórnych wymagań programowych, nauczyciel sam wymyśla program nauczania. Niemniej LSW w tym sensie mieszczą się w duńskim systemie nauczania, że wielu Duńczyków nie idzie na studia od razu po maturze, lecz najpierw "poszukuje siebie" - i część z nich robi to w tych właśnie szkołach. Natomiast sama bornholmska LSW jest elementem całego edukacyjnego sytemu Bornholmu. Na wyspie mieści się też Muzeum Sztuki Bornholmu, słynne nie tyle dzięki zbiorom, ile dzięki świetnemu architektonicznie budynkowi oraz Szkoła Szkła i Ceramiki - to jest akurat typowa uczelnia plastyczna, chociaż w odróżnieniu od polskich bardziej rzemieślnicza, z naciskiem na sztukę użytkową; niektórzy idą na te studia właśnie po pobycie w bornholmskiej (lub innej) LSW. Szkoły ludowe są też wytworem opiekuńczego systemu społecznego, co przejawia się nie tylko w prowadzeniu programów terapeutycznych czy w przyjmowaniu osób na urlopach wypoczynkowych, ale w generalnym stosunku nauczyciela wobec studenta.

Szkoła w Aakirkeby na Bornholmie. Fot. www.drostrup.dk
Szkoła w Aakirkeby na Bornholmie. Fot. www.drostrup.dk

W dzisiejszym systemie LSW widać pierwotną, dziewiętnastowieczną ideę. Nie chodzi bowiem o to, by przekwalifikowywać amatorów (laików) w zawodowych plastyków, lecz by ludzie zaczęli traktować sztukę jako wartość urozmaicającą, ulepszającą życie. Trzeba jednak powiedzieć od razu, że prace studentów często osiągają całkiem przyzwoity, a nieraz i bardzo dobry profesjonalny poziom. Nacisk położony jest bardziej na sztuki stosowane niż wysokie i w sposobie nauczania widać skandynawskie myślenie o dizajnie. W pracowniach tworzy się przede wszystkim przedmioty codziennego użytku, funkcjonalne, proste, estetyczne - naczynia, biżuterię, ubrania. Ale szkoła daje również podstawy "sztuki wysokiej" - prowadzone są tu zajęcia z multimediów, malarstwa, grafiki, rysunku; studenci tworzą instalacje (w bornholmskiej pracowni ceramiki powstała plenerowa instalacja z ceramiki) obiekty, video itd. Na sztukach jednak się nie kończy; jedną z charakterystycznych cech tego systemu jest wszechstronność. W szkole w Aakirkeby jako główny przedmiot można wybrać ceramikę, szkło, złotnictwo, malarstwo lub... muzykę. Poza tym należy dobrać sobie określoną liczbę przedmiotów spośród takich jak na przykład literatura duńska, historia sztuki, multimedia, dziennikarstwo, szycie (w tym też - jak ktoś chce - filcowanie, robienie na drutach, tkactwo, drukowanie na tkaninach, robienie ozdób czy biżuterii "na zimno"), rysunek, fotografia czy tzw. open air activities (innymi słowy "aktywności na świeżym powietrzu" - chodzenie po skałach, nocne wędrówki po lesie "na orientację" czyli bez latarki i kompasu, ale za to wzdłuż jeziora itd.). Dodatkowo od czasu do czasu w szkole są organizowane jedno albo dwudniowe weekendowe warsztaty w głównych pracowniach dla osób z innych pracowni.

Szkoły zwykle znajdują się na wsi, bo często są to fizycznie te same szkoły, które powstały w XIX wieku, dziś tylko rozbudowane i przekształcone. Budując je, wybierano ładnie położone miejsca, szkoła może więc leżeć w lesie, nad jeziorem, w ogrodzie itp. W Aakirkeby jest to kilka budynków tradycyjnej budowy z pracowniami, jadalnią, kuchnią, mieszkaniami dla studentów i dla niektórych nauczycieli. Szkoła jest odizolowana, oddalona kilka kilometrów od najbliższego miasta, więc chcąc nie chcąc (Skandynawowie może chcą bardziej, Polacy może mniej) cały czas - albo przynajmniej większość czasu - studenci i nauczyciele (a czasem i rodziny nauczycieli) spędzają razem. Plan dnia jest sztywny, godziny posiłków zawsze takie same dla wszystkich we wspólnej jadalni, zajęcia też zawsze odbywają się w tych samych godzinach i w tych samych godzinach codziennie jest czas wolny. I tutaj objawia się opiekuńczość nauczycieli wobec uczniów (a może też i nauczycielska przezorność), gdyż czasami te puste godziny wypełnia się czymś zorganizowanym - na przykład warsztatami tańca, koncertami, imprezami, wspólnym robieniem ozdób przed świętami itd. Propagowanie "kobiecych" technik rzemieślniczych - jak szycie, robótki, wspólne robienie ozdób na święta - to także, co nie bez znaczenia, wzmacnianie i dowartościowanie kobiecej tradycji artystycznej.

Szkoła w Aakirkeby na Bornholmie. Fot. www.drostrup.dk
Szkoła w Aakirkeby na Bornholmie. Fot. www.drostrup.dk

Fundamentalną sprawą w LSW jest szacunek dla studenta i jego pracy. Wszystko - życie szkoły, program nauczania, sposób odnoszenia się do uczniów, organizacja dnia, praca sekretariatu, różne codzienne ułatwienia, wyposażenie pracowni itd. - jest zorganizowane tak, by ułatwić życie studentom. Pracowni nie zamyka się na klucz, można z nich korzystać całą dobę i nikt tego nie nadzoruje. W ciągu dnia nauczyciele mają cały czas być do dyspozycji studentów. Student ma pozycję współgospodarza szkoły, na przykład w Aakirkeby co tydzień odbywają się wspólne zebrania uczniów i nauczycieli, gdzie się razem ustala na przykład sprawy organizacyjne. Duńska LSW jest o wiele bardziej demokratyczna niż polska, mniej zhierarchizowana, w kontaktach między studentami a nauczycielami jest więcej równości, mniej dystansu. Ważną sprawą jest tu też dążenie do zbudowania miłej atmosfery, widać to w urządzeniu wnętrz, ogrodu.

W LSW panuje zasada wolności pedagogicznej, to znaczy każda szkoła sama decyduje, jak i czego uczy, a każdy nauczyciel sam ustala własny program. Kształcenie jest zindywidualizowane, w dużym stopniu opiera się na inicjatywie studentów, którzy często sami wymyślają co chcą zrobić, nie ma ujednoliconych wymagań wobec studentów. Oczywiście, nauczyciel na warsztatowych zajęciach wprowadza techniki, które muszą poznać wszyscy lub czasem całej grupie zadaje jedno ćwiczenie. Na przykład na krawiectwie wszyscy zaczynają od szycia torby i filcowania. Na ceramice poznaje się kolejne techniki - budowanie z wałków, plastrów, koło garncarskie, barwienie, sporządzanie gipsowych forem do odlewów i odcisków z porcelany itd. - które się potem sukcesywnie włącza do własnych projektów. Może być też jednak tak, że w pewnym momencie każdy robi indywidualną pracę. Tutaj w mniejszym stopniu uczy się technik "na sucho", a w większym stopniu na konkretnych projektach. Wtedy, realizując zadanie, student poznaje to, co jest mu akurat potrzebne do wykonania projektu, który chce zrobić. Nauczyciele raczej nie oceniają, nie weryfikują projektów; ich rola w większym stopniu polega na wymyśleniu, jak wykonać daną rzecz i wytłumaczeniu tego uczniowi. Proces projektowania jest bardzo krótki, nie cyzeluje się pomysłów, jakby wychodząc z założenia, że człowiek najwięcej uczy się w działaniu, nawet gdyby efekt tego działania miał być kontrowersyjny wizualnie. Powstają więc czasami dzieła ekscentryczne, a nawet zagadkowe, jak na przykład ceramiczny zestaw składający się z tulejki, podstawki i naczynka i służący do czyszczenia nosa wodą z solą. Jednak w takiej szkole nie chodzi o to, by nauczyć warsztatu, konkretnej estetyki czy żeby tłumaczyć studentom, co jest dobre, a co złe. Chodzi o to, by zapewnić warunki do rozwoju, by zaszczepić w ludziach radość z tworzenia. Nie ocenianie, nie narzucanie niczego, akceptowanie wszystkich prac sprawia, że studenci mają raczej poczucie bezpieczeństwa niż obowiązku. Jest rzeczą oczywistą - ale nie zaszkodzi powtórzyć - że na ogół uczeń, który czuje się bezpiecznie przy nauczycielu będzie miał więcej odwagi by wykazywać inicjatywę i eksperymentować. Trzeba powiedzieć, że ta metoda wolności i nie oceniania rzeczywiście daje dobre efekty; po jakimś czasie przynajmniej część osób zaczyna nabierać rozmachu i pracować coraz śmielej, same sobie zaczynają podnosić poprzeczkę.

Szkoła w Aakirkeby na Bornholmie. Fot. www.drostrup.dk
Szkoła w Aakirkeby na Bornholmie. Fot. www.drostrup.dk

W szkole są też zajęcia, które przygotowują do startu na uczelnię artystyczną. W Aakirkeby były to wieczorowe, nadobowiązkowe zajęcia z rysunku. Robiło się tam kilkuminutowe szkice postaci, rysunkowe i rzeźbiarskie oraz bardzo dobre moim zdaniem ćwiczenie: modelka przez 1 - 2 minuty wykonywała jakąś prostą sekwencję ruchów, np. kucała i wstawała i trzeba było wymyślić, jak to narysować.

Niektóre pracownie w Aakirkeby wykorzystują skłonność studentów do chodzenia po warsztatach i oglądania cudzych prac i regularnie robią pokazy swoich dokonań dla pozostałych osób ze szkoły. Nie są to przeglądy, prac się nie ocenia, niektórzy pokazują również projekty w trakcie powstawania. Ma to raczej charakter przyjęcia dla gości z ciastkami, winem i ogólnie miłą atmosferą. Niezależnie od takich wewnętrznych pokazów - spotkań, pod koniec roku odbywa się wystawa dla osób z zewnątrz. Prowadzący pracownie nie selekcjonują prac studentów. Jeśli już, to najwyżej mogą coś zasugerować ale to autorzy wybierają, które ich prace znajdą się na wystawie, a rolą nauczyciela jest tak zaprojektować ekspozycję, żeby te prace dobrze wypadły. Przy czym nie robi się tu jednak rzeczy "na wystawę", czy pod kątem pokazania ich na wystawie.

Szkoła dosyć planowo uczy studentów również bycia odbiorcą sztuki - wykładając historię sztuki, organizując wycieczki do galerii. Studenci na zajęciach sami często muszą analizować dzieła sztuki. Zaś to, że wśród uczniów LSW są zawodowi plastycy, że uczy się tu teorii sztuki i że ogląda się wystawy powoduje, iż osoby tworzące hobbystycznie nie zatrzymują się na poziomie kółka zainteresowań. Natomiast wielką wartością jest danie laikom poczucia, że są w stanie coś stworzyć - wykreować w wolnym czasie, a nawet używać tego we własnej kuchni albo dać komuś w prezencie na rocznicę ślubu lub Dzień Ojca.

Myślę, że jedną z przyczyn sukcesu tego szkolnictwa jest jasno określony cel - kogo i w jakim celu się uczy i podporządkowanie całego funkcjonowania (oraz wyglądu) szkoły temu celowi. Z jednej strony widać tu więc całościowe myślenie. Z drugiej - dbałość o szczegóły, o estetykę codziennego życia. Na przykład w szkole na Bornholmie w ogrodzie jest sadzawka ze złotymi rybami, a w jadalni palą się świeczki - po prostu organizatorzy wyszli z założenia, że szkoła plastyczna powinna być wizualnie piękna, jakkolwiek banalnie to brzmi. Sztuka objawia się tu na wielu różnych poziomach i cały czas pozostaje w silnym związku z codziennym życiem.

Szkoła w Aakirkeby na Bornholmie. Fot. www.drostrup.dk
Szkoła w Aakirkeby na Bornholmie. Fot. www.drostrup.dk

Co charakterystyczne dla tego systemu - szkoły reagują na zmiany kulturowe, społeczne, na zmiany zapotrzebowania na rodzaj kształcenia. Są elastyczne, dostosowują się do aktualnych warunków i starają się określać, co może być potrzebne w przyszłości. Kiedy ja byłam tam dwa lata temu, w mediach akurat toczyła się dyskusja na temat wyższych szkół i - rzecz w Polsce rzadko spotykana - angażowali się w nią również nauczyciele. Kiedy pisałam tekst o sesji w Galerii Białej zapytałam jej uczestników m. in. o to, kogo kształcą uczelnie, w jakim celu i co studenci będą mogli robić w przyszłości. W przynajmniej niektórych odpowiedziach widać było niepewność - nie wiemy, kogo kształcimy i nie wiemy, jak ten ktoś będzie funkcjonował. W ludowych szkołach duńskich zdają się mieć większą jasność w tych kwestiach; myślę, że wynika to z lepszego rozpoznania kontekstu społecznego i w ogóle z większego przykładania wagi do spraw społecznych. Z drugiej strony, może to być też efekt bardziej dogłębnej obserwacji każdego ucznia z osobna; rozmawiając z polskimi nauczycielami ze szkół plastycznych można czasami odnieść wrażenie, że oni mimo tej niepewności mają dosyć konkretne i aprioryczne oczekiwania, co po skończeniu uczelni powinien zrobić ze sobą student, żeby można było mówić o sukcesie jego i nauczyciela. Na ogół - ma się zajmować tworzeniem sztuki, a nie czymś innym. Jednak robienie takich założeń może działać ograniczająco na ucznia i frustrująco na nauczyciela.

Wyższe Szkoły Ludowe to nie uniwersytety i oczywiście nie wszystko dałoby się przenieść na polski grunt. To co można, a nawet należałoby skopiować, to ułatwienia dla studentów, indywidualne podejście, obserwowanie sytuacji społecznej i dostosowywanie do niej programu nauczania. Natomiast w większym stopniu taką edukację mogłyby prowadzić być może inne polskie instytucje powołane do propagowania sztuki i kultury. Propozycja, by np. Zachęty uczyły rękodzieła swych potencjalnych widzów by ich sobą zainteresować i w ten sposób przyciągnąć na wystawy dla niektórych zabrzmi niedorzecznie, ale cóż powiedzieć - to działa.

Wnętrze muzeum sztuki na Bornholmie. Fot. www.flickr.com
Wnętrze muzeum sztuki na Bornholmie. Fot. www.flickr.com